Ostatni dzień wakacji 2004 na zawsze zmienił życie Klemensa Murańki. Obchodzący 10. urodziny chłopiec po raz ostatni wyszedł z progu jako anonimowy adept z Zakopanego. Po treningowym locie na 135. metr został okrzyknięty "Nowym Małyszem" i "Złotym dzieckiem polskich skoków"...
W ZWIĄZKU Z ZAKOŃCZENIEM KARIERY PRZEZ KLEMENSA MURAŃKĘ PRZYPOMINAMY TEKST Z 2019 ROKU
***
– Dla nas to był zwykły trening – zaczyna opowieść o wydarzeniach sprzed piętnastu lat trener Józef Jarząbek. – Klimek miał za sobą bardzo udane skoki na mniejszych obiektach. Razem z jego ojcem ustaliliśmy, że warto spróbować na Wielkiej Krokwi. Chłopak też chciał skakać. Tamtego dnia nie debiutował jednak na dużej skoczni. Miał już za sobą kilka wcześniejszych prób – przyznaje szkoleniowiec.
Murańka skoczył czterdzieści metrów dalej niż starsi o cztery-pięć lat zawodnicy. Wydarzenie próbowano tłumaczyć sprzyjającymi okolicznościom – mocnym wiatrem pod narty i długim najazdem. – Belka była ustawiona wysoko, ale to normalne w przypadku takich chłopców. 10-latek nie ma jeszcze tyle siły, energii. Klimek miał za to wspaniałe czucie powietrza i wielką odwagę. A to rzadko zdarza się w tak młodym wieku. Trenował na Wielkiej Krokwi i było to bezpieczne – zaznacza Jarząbek.
W środowisku krążą opowieści o "halnym" pod narty, zbyt długich nartach i olbrzymim kombinezonie, które miały "uskrzydlić" Murańkę. – Na kombinezony nie zwracało się w tamtych czasach takiej uwagi. Ale przecież gdyby miał na sobie wszystko w większych rozmiarze, to czułby się bardzo niekomfortowo i nie poleciałby tak daleko. On naprawdę doskonale czuł powietrze – tłumaczy Jarząbek, który podziwiał skok z gniazda trenerskiego. Stamtąd też zarejestrowano lot Murańki. Nagranie już niebawem emitowano w telewizji…
"Klimkomania" trafiła na bardzo podatny grunt. Sportowym idolem kraju był Adam Małysz. Po trzech sezonach z Kryształową Kulą miał za sobą słabszą zimę, ale to tylko uświadamiało, że Polska potrzebuje następców mistrza. Do tego temat wydawał się wdzięczny, bo przecież 1 września zaczynała się… szkoła. Ukazanie tak zdolnego 10-latka wpisywało się idealnie w koncepcję programów informacyjnych.
"Mały Małysz" – takie określenie musiało wzbudzać zainteresowanie. Wynik Murańki zestawiano z konkursowymi skokami Polaków z kadry A i B w trakcie zakopiańskich Pucharów Świata. Chłopiec wygrywał o kilkadziesiąt metrów. O tym, że pomógł mu bardzo wysoki najazd już jednak raczej nie mówiono. Najważniejsze, że skoczył jedynie pięć metrów krócej niż rekordzista Wielkiej Krokwi – Sven Hannawald.
Szybko pojawiły się opinie namawiające do występu 10-latka w roli przedskoczka wrześniowych zawodów Letniego Grand Prix w Zakopanem. Pomysł dopiero na ostatniej prostej zablokowali organizatorzy, wskazując na bardzo młody wiek i niską wagę chłopca. Murańka na wieść o tym miał się rozpłakać, a kojący okazał się dopiero… seans filmów Disneya – wydarzenia opisano w "Super Expressie".
– Cieszyło mnie takie zainteresowanie, ale pamiętam taką sytuację, że miałem już dość. Przyjechali, chcieli nagrywać, a ja się schowałem. Ściągali ze mnie kołdrę – wspominał Murańka w programie "Sektor Gości" Wirtualnej Polski. – Byłem zawiedziony tym szumem. Mówimy o nieukształtowanym zawodniku, któremu takie zamieszanie na pewno przeszkadzało – podkreśla dziś trener Jarząbek.
– Zaczęło się o nim robić głośno. Widzieliśmy cudowne dziecko skoków. Pojawiały się głosy, że powinien startować w Pucharze Świata, choćby jako przedskoczek. Uważam, że popełniono potężny błąd. Należało dać mu spokój, czas. Miał talent. Ale miał 10 lat. Nikt nie wiedział jak zachowa się jego ciało, gdy urośnie – czy pójdzie wzdłuż czy wszerz – przypomina Sebastian Szczęsny, obecnie dziennikarz TVP, zajmujący się od lat skokami narciarskimi.
Sponsor przed startem
Młody skoczek często trenował ze starszymi o kilka lat zawodnikami. Jedno ze zgrupowań w Lahti doskonale pamięta Tadeusz Mieczyński ze Skijumping.pl, współpracujący w tamtym czasie z polską kadrą skoczków. – Wszędzie było pełno Klimka. Miał wtedy 11 czy 12 lat. Trenerzy musieli uważać, aby… nie spadł z huśtawki. Raz tak spodobała mu się jazda hotelową windą, że spędził w niej chyba kilka godzin – wspomina.
Wrażenie wciąż robiły wyniki Murańki. Jako 13-latek wywalczył brąz i srebro indywidualnych mistrzostw Polski. Siódme miejsce w pierwszym zagranicznym starcie w Pucharze Kontynentalnym potwierdzało nieprzeciętny talent. W końcu dostał zielono światło na występ w Pucharze Świata. Jeszcze przed startem podpisał kontrakt z indywidualnym sponsorem. Przygoda z elita zakończyła się jednak już na kwalifikacjach.
– Za bardzo wszyscy wokół uwierzyli, że on jest mistrzem. Dziecko wchodzące w wiek nastolatka, z którym przeprowadza się wywiady, może uwierzyć we własną wspaniałość. A on był na początku drogi. Zaczęły pojawiać się artykuły gloryfikujące Klemensa. Nie zgadzałem się z tym szumem. Uważałem, że powinien trenować w spokoju. Jemu natomiast na łamach mediów wmawiano, że jest pokrzywdzony bo nie dają mu startować z dorosłymi. Tymczasem nie zrywa się owocu przed tym jak dojrzeje – analizuje Szczęsny.
– Nie wiem, czy mi to przeszkadzało… Może trochę tak. Z drugiej strony na pewno dodawało motywacji. Nauczyłem się kontaktów z mediami – przyznał Murańka, pytany w styczniu w Zakopanem o dawne zamieszanie wokół własnej osoby. W pewnym momencie w jego życiu pojawił się na pewno wiele większy problem. Choroba oczu wstrzymała karierę skoczka w 2012 roku.
Murańka na jedno oko widział ledwie w 18 proc.
– Gdy był młody niczego nie podejrzewaliśmy. Musiałby wybijać się za wcześnie albo przejeżdżać próg. A on przecież trafiał. Zorientował się dopiero trener Robert Mateja. Wysłał Klimka na badania wzroku – opowiada Jarząbek. Kłopoty wyszły na jaw, gdy Murańka nie zauważył znaku do startu od trenera. Lekarze ocenili, że na jedno oko widzi jedynie w 18 procentach!
– Kiedyś w szczerej rozmowie powiedział mi, że skakał praktycznie na ślepo. Nie widział progu. Jak zauważał gałązki na rozbiegu, to dopiero wiedział, że czas się wybić z progu. Wtedy zrozumiałem, czym dla niego są skoki – wspomina Szczęsny. Murańka przeszedł zabieg, a następnie sprowadzono dla niego specjalne soczewki z USA. Wrócił do sportu. – Musiał przerwać treningi na kilka miesięcy, w tym czasie trochę przytył. Do tego był bliski załamania, bo bał się, że już nie będzie skakał – przyznaje Jarząbek.
Murańka ma w kolekcji liczne medale jeszcze z nastoletnich czasów. Po ukończeniu 20 lat zdobył tylko jeden krążek międzynarodowej imprezy – na mistrzostwach świata w Falun w 2015 roku wraz z drużyną sięgnął po brąz. Kolejne lata pełne były gorzkich chwil. Przez ostatnie cztery sezony zdobył łącznie… 40 punktów Pucharu Świata. Spadł do kadry B, a w głowie pojawiły się myśli o porzuceniu skoków.
Zwrot nastąpił na początku roku. Od lutego Murańka schudł sześć kilogramów. Mały sukces odniósł latem – powiększając kwotę startową, dzięki dobrym skokom w Pucharze Kontynentalnym. To ma być początek drogi w dobrym kierunku. – Rozmawiałem z Klimkiem i wiem, że jest zdesperowany. Stawia wszystko na jedną kartę. Będzie robił to, czego wymagają trenerzy. Przynosi to efekty – zapowiada Jarząbek.
***
Z kolejnych pięciu sezonów tylko jeden był dla Murańki udany. W cyklu 2020/21 wywalczył 141 punktów Pucharu Świata, pobił rekord skoczni w Willingen i zajął w tym niemieckim mieście czwarte miejsce w zawodach, co jest jego życiowym występem.