{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Polska misja Rennosukke Tokudy. Skąd Grupa Azoty Tarnów "wytrzasnęła" Japończyka?
Maciej Wojs /
Piłka ręczna na najwyższym krajowym poziomie powróciła w tym roku do Tarnowa po 25-letniej przerwie. Grupa Azoty, beniaminek PGNiG Superligi, w pięciu pierwszych meczach sezonu uzbierała ledwie dwa punkty, ale i tak zdążyła zapisać się już w historii. Wszystko za sprawą transferu Japończyka Rennosukke Tokudy.
Nasze kluby podejmowały w ostatnich latach przeróżne decyzje transferowe. VIVE zawiesiło poprzeczkę najwyżej i przyzwyczaiło do sprowadzania czołowych graczy z Bałkanów czy Hiszpanii. Znane nazwiska trafiały też do Płocka, a czasem i Puław. Poza tym regularnie witaliśmy zawodników zza wschodniej granicy, a od czasu do czasu "przybłąkał" się też ktoś z niezbyt handballowego kraju (Grecja czy Mołdawia). Ale Japończyk? Tego jeszcze u nas nie grali.
Czytaj też:

Egzotyczny transfer beniaminka PGNiG Superligi. Japończyk Rennosuke Tokuda zagra w Grupie Azoty Tarnów
Kot w worku
Tokuda został pierwszym w historii polskiej ligi – nie tylko tej zawodowej – zawodnikiem z Dalekiego Wschodu. Jak to się stało, że młody chłopak z uniwersytetu w Tsukubie trafił do Polski? I z jaką misją zawitał do Tarnowa? Odpowiedzi na te pytania udziela dyrektor sportowy beniaminka Krzysztof Mogielnicki.
– Od dłuższego czasu szukaliśmy prawego rozgrywającego. Nie było łatwo. Sezon transferowy był już praktycznie zamknięty, mieliśmy ograniczone ruchy. Myśleliśmy o Serbie, testowaliśmy Ukraińca, ale to był zawodnik praworęczny, a my chcieliśmy mieć na prawej połówce lewą "rękę".
– Przy tym trzeba też pamiętać, że nie mamy takiej marki, by ściągać zawodników wybijających się choćby na mistrzostwach Europy do lat 21. Nawet jak damy im takie pieniądze, jakie chcą otrzymać, to nie wybiorą nas z prostego powodu: bo chcą grać w klubie, który "widać" w Europie. Dlatego musieliśmy wyjść poza ramy.
– Jakiś czas temu dostaliśmy info od menedżera Renego. Obejrzeliśmy jego wideo i stwierdziliśmy, że zaryzykujemy. Czy to kot w worku? Przyznaję, to ekstrawagancki krok, ryzyko jest po naszej stronie. Będąc jednak szczerym, nie wierzę, że ktoś chciałby przejechać 10 tysięcy kilometrów po to, by posiedzieć sobie w Europie – w nowej kulturze, wśród nowych ludzi, z dala od rodziny. Wiem, że Rene przyjeżdża do Polski, bo chce się pokazać w Europie. No i ma cel: igrzyska w Tokio.
Śladem brata
Na pierwszy rzut oka transfer Tokudy rzeczywiście może wydawać się szalonym pomysłem. 21-latek nie jest jednak przypadkową postacią. Pochodzi z handballowej rodziny. Jego starszy brat, Shinnosukke, to w tym momencie najbardziej rozpoznawalny japoński szczypiornista i jeden z liderów reprezentacji. On do Europy zawitał już rok temu i wybrał występy w węgierskim Dabas. Wszystko z myślą o podniesieniu poziomu w obliczu nadchodzących igrzysk w Tokio.
Podczas gdy starszy z braci Tokudów decydował o sile seniorskiej kadry Japonii, Rennosukke był liderem młodzieżowych reprezentacji. W 2017 roku na mistrzostwach świata juniorów rzucił w ośmiu meczach 53 gole, prowadząc kadrę do historycznego ćwierćfinału i zostając jednocześnie piątym strzelcem turnieju. Trzeba przyznać, że znalazł się wtedy w zacnym gronie – Kyllian Villeminot wygrał rok temu Ligę Mistrzów, Teitur Einarsson rzucił w sobotę sześć goli Orlen Wiśle w tych rozgrywkach, a eksperci wieszczą wielkie kariery Diogo Silvie, Ivanowi Martinoviciowi i Emilowi Laerke.
Podczas tegorocznych młodzieżowych mistrzostw świata Japończykom już tak dobrze nie szło (18. miejsce), ale Tokuda i tak był ich główną postacią – zdobył 33 bramki, będąc najlepszym strzelcem drużyny.
Debiut w TVP
Co nie powinno być zaskoczeniem, silną stroną 21-latka nie będą warunki fizyczne. – Ma 181 centymetrów wzrostu. Jak na Japończyka jest wysoki, ale na nasze europejskie standardy i jego pozycję na boisku to niezbyt dużo. Ale spokojnie, nadrobi to szybkością – przekonuje Mogielnicki. – Rene to dynamiczny zawodnik, szybki na nogach. Moim zdaniem podniesie nasz poziom sportowy, a przy tym zwiększy rywalizację, bo teraz nasza kadra będzie liczyć 21 zawodników – dodaje.
Tokuda przyleciał do Polski wraz z końcem września. Choć tarnowski klub zgłosił go już do rozgrywek, to w środowym wyjazdowym meczu z VIVE jeszcze nie zagra. Jego debiut przypadnie więc najpewniej na zaplanowane na 12 października spotkanie z Energą MKS w Kaliszu. Japończyk pokaże się więc od razu szerszemu gronu kibiców, bo mecz transmitować będzie TVP Sport.
Do tego czasu nowi koledzy z drużyny mają mu pomóc w aklimatyzacji. – Myślę, że ogółem potrwa ona trochę dłużej, ale tak, ważną rolę będą tu mieli pozostali nasi zawodnicy. Liczę, że wraz z trenerem wdrożą go do zespołu. Trzeba pamiętać, że to osoba o zupełnie innym charakterze i mentalności. Jest wycofany, spokojny. To nie jest rozrywkowy typ w stylu "brazylijska samba" – podkreśla Mogielnicki.
Misja: Tokio
Tuż po meczu w Kaliszu Tokuda na kilka dni wyjedzie z Tarnowa. Wszystko ze względu na... powołanie do seniorskiej kadry. Rozgrywający nie będzie jednak zmuszony odbywać dalekiej podróży do Azji, bo prowadzona przez Dagura Sigurdssona reprezentacja zawita do Europy. W Finlandii odbędzie kilkudniowy obóz i rozegra tam serię meczów kontrolnych.
Dla 21-latka będzie to okazja do debiutu w zespole i rozpoczęcia walki o miejsce w składzie na igrzyska. – Mam nadzieję, że Rene zagra w Tokio – mówi Mogielnicki. Dla jego klubu byłoby to wielkie osiągnięcie. Wcześniej jednak Tokuda ma pomóc drużynie w walce o utrzymanie w rozgrywkach Superligi.