Confetti po finale opadło, John McDonald odłożył mikrofon, Alexandra Palace opustoszała. Niemal trzytygodniowe święto darta dobiegło końca, ale pozostaną po nim miłe wspomnienia. Dwudzieste siódme mistrzostwa świata PDC okazały się przełomowe dla niektórych zawodników, ale też dla postrzegania tego sportu. Choć o niewielu spotkaniach wspomnimy za kilka lat, to do samego turnieju będziemy wracać bardzo często.
"(W)right place, the (W)right time!"
Patrząc na Petera Wrighta, widać, że w darta gra nie od wczoraj. Na mistrzostwach świata zadebiutował już w 1995 roku. Zakończył je błyskawicznie – na pierwszej rundzie, przegrywając z przyszłym zdobywcą tytułu – Richie'em Burnettem. Później na wiele lat usunął się w cień. Finansowe kłopoty uniemożliwiły mu dalszy rozwój.
Do darta jednak powrócił i przez ostatnie kilka lat trzyma się w czołówce. Mimo to do tej pory zdołał wygrać jedynie dwa duże turnieje – UK Open w 2017 roku i World Cup of Darts kilka miesięcy temu w parze z Garym Andersonem.
To jednak zawodnik, który smak finału rozgrywek telewizyjnych zna bardzo dobrze. Jednak o słodyczy podnoszonych pucharów mógł zapomnieć. Dziewięciokrotnie w meczach o trofeum pokonywał go Michael van Gerwen. Nawet w momentach, gdy wydawało się to niemożliwe. W finale Premier League 2017 miał sześć lotek meczowych na wygraną 11-9, a ostatecznie przegrał 10-11.
W końcu został wybudzony z "zielonego koszmaru". Strach przed van Gerwenem w finale tegorocznych mistrzostw był niewidoczny. Ukarał lidera światowego rankingu za każdą pomyłkę na podwójnych. Jako czwarty Szkot w historii okazał się najlepszy w turnieju. Przed nim tytuły zdobywali: Jocky Wilson, Les Wallace i Gary Anderson.
Pierwszy skalp Ratajskiego
Polscy kibice też mieli odrobinę radości. Krzysztof Ratajski przystępował do swoich trzecich mistrzostw świata i pierwszy raz był rozstawiony. Po znakomitym roku miał przywilej rozpoczynania turnieju dopiero od drugiej rundy.
Poprzednie dwa turnieje kończył już na pierwszej przeszkodzie. Najpierw wyeliminował go James Wilson, a rok temu Seigo Asada. Wtedy Polak bardzo dobrze rozpoczynał, a z każdym legiem spotkanie wymykało się spod kontroli. W rywalizacji z Zoranem Lerchbacherem było zupełnie inaczej.
Rozpoczął przeciętnie, pozwalając Austriakowi na wygranie seta. Można to było zrozumieć, ponieważ kilka dni przed startem turnieju zmagał się z problemami zdrowotnymi. Zdołał jednak zebrać siły na kluczowe fazy spotkania i wygrać 3:1, w końcu zwyciężając w Ally Pally. Co prawda w następnym meczu rywalizował z Nathanem Aspinallem, który odpadł dopiero w półfinale, ale walka do samego końca mogła robić wrażenie. To może być dopiero początek wielkich rzeczy dla Ratajskiego.
"Królowa Pałacu"
Turniej miał jednak innego cichego bohatera. A raczej bohaterkę. Fallon Sherrock dostała się do mistrzostw świata PDC, wygrywając jeden z dwóch turniejów kwalifikacyjnych dla kobiet. W pierwszej rundzie zmierzyła się ze zdolnym Anglikiem – Tedem Evettsem.
Choć debiutowała i nie była faworytką, to grała tak, jakby urodziła się na wielkiej scenie. Imponująca skuteczność na podwójnych, solidna punktacja i niewiele pomyłek na pojedynczych wartościach – to dało Sherrock historyczne zwycięstwo kobiety nad mężczyzną w mistrzostwach świata.
Na tym jednak się nie zatrzymała. Choć kolejna przeszkoda była znacznie trudniejsza do przebrnięcia, to Mensur Suljovic także nie znalazł sposobu na pokonanie Angielki. Mecz skończył się w czterech setach – 3:1. Zimną krew zachował ostatecznie Chris Dobey – choć spotkanie nie było dla niego spacerem, to wyeliminował rodaczkę.
To jednak nie koniec pięknej przygody "Królowej Pałacu", jak została nazwana przez Matta Portera – dyrektora wykonawczego PDC. Wystąpi we wszystkich turniejach z cyklu World Series, a także będzie jednym z dziewięciu tzw. "pretendentów" w Premier League. Wystąpi już drugiego tygodnia rozgrywek w Nottingham. W styczniu powalczy także o kartę PDC, która dałaby jej możliwość gry w turniejach Pro Tour.
Pięć wesel i pogrzeb
Wiadomość o końcu kariery Raymonda van Barnevelda wraz z finiszem mistrzostw świata 2020 była znana od wielu miesięcy. Holender dostał szansę rywalizacji w Premier League, choć sportową postawą w 2018 roku nie do końca na nią zasłużył. Była to jednak forma pożegnania się z publicznością – w szczególności holenderską. "Barney" był oklaskiwany w każdym mieście, ale zdołał wygrać zaledwie jeden mecz – w Berlinie z pretendentem Maksem Hoppem.
Droga do mistrzostw świata także była długa i męcząca. Gdy już zdołał rozegrać w jakimś turnieju dwa całkiem dobre spotkania, to w trzecim przestawał być sobą. Obawy przed występem w Alexandra Palace narastały z każdym dniem.
W drugiej rundzie miał się zmierzyć z rodakiem – Jeffreyem de Zwaanem. Obaj mieli razem trenować, ale gdy usłyszeli o potencjalnym pojedynku, to musieli zmienić plany. Van Barneveld do tej fazy rozgrywek jednak nie dotarł. Przeciwko Darinowi Youngowi z USA okazał się bezsilny. Po budowaniu napięcia przez cały sezon atmosfera pękła jak balon. Pięciokrotny mistrz świata pożegnał się z profesjonalnym dartem bardzo boleśnie i bez aplauzu.
Człowiek znikąd
Jeśli jest ktoś wśród darterów, kto mógłby napisać coachingową książkę w stylu "od zera do bohatera", to jest nim Nathan Aspinall. Na początku 2018 roku odzyskał kartę PDC, którą stracił 12 miesięcy wcześniej. Wtedy nikt nie mówił o nim nawet w kontekście uczestnictwa w jakimkolwiek dużym turnieju.
Niegdyś bramkarz z potencjałem, później księgowy i niedoszły żołnierz – Aspinall mógł nigdy nie wstąpić na ścieżkę związaną z profesjonalnym sportem. Przygoda Anglika rozpoczęła się od wrześniowego triumfu w turnieju Players Championship. To był nie jedynie sportowy przełom, ale i życiowy. Jeśli masz na koncie 20 funtów, to rozgrywki rozpoczynasz z nastawieniem "teraz albo nigdy".
Dziesięć tysięcy funtów za triumf dało mu nie tylko finansową stabilizację, ale też motywację do treningów. W 2018 roku zadebiutował w MŚ i dotarł do półfinału, eliminując po drodze m.in. Gerwyna Price’a, Devona Petersena i Brendana Dolana. W marcu w efektowny sposób wygrał UK Open, a teraz powtórzył osiągnięcie z poprzednich mistrzostw i znalazł się w najlepszej czwórce. Jest już ósmy w rankingu i będzie grał jako stały uczestnik Premier League. Skoro tak dobrze radzi sobie z księgowością, to będzie miał teraz dużo pracy przy liczeniu zarobków…
Klątwa Gary'ego Andersona?
Choć rok 2019 był rekordowy, jeśli chodzi o dziewiąte lotki w federacji PDC – zebrało się ich aż 47 – to w Alexandra Palace wciąż trwa posucha. Nie pomogła zachęta ze strony Barry'ego Hearna – 100 tysięcy funtów dla tego, który w trakcie turnieju pokusi się o dwa "nine dartery". Nagroda godziwa, ale po łup nikt się nie schylił.
Ponad pięć lat – tyle czekali kibice na przełamanie tzw. "klątwy Rossa Smitha", który w 2013 roku ostatni raz zakończył lega dziewiątą lotką w cyklu European Tour. Przerwał ją nie kto inny jak Michael van Gerwen. Zrobił to podczas meczu z Ryanem Joycem w European Darts Matchplay.
Ponownie mógł zostać bohaterem – tym razem w finale z Wrightem. Po ośmiu bezbłędnych lotkach podszedł do podwójnej dwunastki, ale spudłował. Tę samą przykrość publiczności sprawili na tych mistrzostwach: Nico Kurz, Adrian Lewis i Darren Webster.
Ostatnim zawodnikiem, który dał momenty radości kibicom w Ally Pally był Gary Anderson. W dniu pisania tego tekstu – 2 stycznia – mija czwarta rocznica tego wydarzenia. Czy w przyszłym roku pojawi się rycerz na białym koniu? Czekamy tyle lat, poczekamy i kolejny rok…
Rekordowe łowy
Nie samymi dziewiątymi lotkami żyje kibic darta. Z wielkim entuzjazmem przyjmuje także wysokie finisze. Tych w tegorocznych zmaganiach było rekordowo wiele. 160 Humphiesa, Lima i Younga. Widowiskowe 164 w wykonaniu Kima Huybrechtsa. No i to, co tygryski lubią najbardziej, czyli checkouty ze 170 punktów. Brytyjczycy nazywają je "big fishes", czyli "duże ryby".
Skutecznych wędkarzy mieliśmy ośmiu, co stanowi rekord w historii mistrzostw świata PDC. Szlak dla amatorów łowienia przetarł Michael van Gerwen, który lega ze 170 punktów zamknął już pierwszego dnia – w meczu z Jelle Klaasenem. Później powtórzyli to: Ryan Searle, Ben Robb, Steve Beaton, Ricky Evans, Glen Durrant i Gary Anderson. Ostatnim naśladowcą był mistrz świata – Peter Wright – w ćwierćfinale.
Kłótnie, sojusze i uściski
Dart to koncentracja, nerwy i spontaniczna radość. Każdy próbuje wpływać na rywala w inny sposób. Jedni spowalniają grę, wyjmując lotki z tarczy w żółwim tempie, a inni wyrzucają z siebie emocje, krzycząc i skacząc na scenie. Spotkanie tych dwóch typów graczy przy tarczy często powoduje spięcia.
Nie inaczej było i tym razem. Pierwszy "incydent" obserwowaliśmy w dniu otwarcia, gdy van Gerwen nie zdecydował się kolejny raz na zakopanie wojennego topora z Klaasenem. Nienawiść między Holendrami trwa od dawna. Kilka lat temu starszy z nich wysyłał nagie zdjęcia do nastoletniej dziewczyny, która okazała się być rodziną trzykrotnego mistrza świata.
Ugryźć się w język nie potrafił Kim Huybrechts, który przegrał walkę o ćwierćfinał. Jego rywalem był Anglik Luke Humphries. – Jestem tysiąc razy lepszy niż on. Nie pokazałem tego. Nie mogę przegrywać takich meczów. Miałem najłatwiejsze losowanie w mistrzostwach i nic z tym nie zrobiłem – powiedział Belg tuż po spotkaniu. Anglik wytknął mu te wypowiedzi na Twitterze, więc chwilę później, gdy emocje opadły, Huybrechts kajał się i przepraszał. Niesmak jednak pozostał.
Tradycyjnie, mieszane uczucia pozostawił po sobie Gerwyn Price. Największy wróg publiczności przez większość turnieju zachowywał się kulturalnie. Aż do półfinału z Wrightem. Zaczęło się już podczas rozgrzewki. – Wygram pierwsze dwa sety, a potem zmienisz lotki – jak zawsze – mówił do Szkota Walijczyk. "Snakebite" nie uznał żartu za dobry, więc kiedy zapisał na swoje konto pierwszą półfinałową partię, postanowił ironicznie uśmiechnąć się prosto w twarz rywalowi. Price nie pozostał dłużny i w swoim stylu – krzykiem i szturchnięciem – wyrównał rachunki po drugim secie. Po meczu padło jeszcze kilka oskarżeń na mediach społecznościowych, ale panowie przeprowadzili rachunek sumienia i zgodnie uznali się za winnych całego zamieszania. Wirtualne uściśnięcie dłoni zakończyło spór. Przynajmniej do następnego meczu…
Krew, pot i… łzy radości
Dart to jednak przede wszystkim fantastyczna atmosfera. Piosenka "Kolo/Yaya Toure" to już nie tylko futbolowy klasyk. Nie ma sesji bez złośliwych przyśpiewek kibiców na trybunach w kierunku tych, którzy siedzą przy stołach. Hałas zawsze towarzyszy wejściom Vincenta van der Voorta, Maksa Hoppa i Adriana Lewisa. Nie ma mistrzostw bez odśpiewania "Sweet Caroline" razem z Darylem Gurneyem. Publiczność zawsze czeka na roztańczonych: Petera Wrighta, Devona Petersena i Dimitriego van den Bergha.
Powodów do uśmiechu jest coraz więcej. W tym roku, podobnie jak w poprzednim, zawiodła elektryczność, więc kolejny raz kibice musieli zwrócić się o pomoc do Roba Crossa. – Na szczęście jestem już wolny i mogę rozwiązać wszystkie problemy ze światłem – napisał mistrz świata na Twitterze, który odpadł już w pierwszym swoim spotkaniu – przeciwko Huybrechtsowi.
Do śmiechu z pewnością nie było Dariusowi Labanauskasowi. Sam fakt gry z Michaelem van Gerwenem nie należy do najmilszych, a jeśli jeszcze w trakcie takiego spotkania... skaleczysz się, to komfort psychiczny maleje niemal do zera. Litwin nie przestrzegał starej zasady, że lotki, która wypada z ręki, nie powinno się łapać. Po chwili nieuwagi Labanauskas miał już palec we krwi i sędzia musiał chwilowo przerwać spotkanie, aby opatrzeć zawodnika.
– Zacząłem grać w darta, bo widziałem, że to nie jest kontaktowy sport i nic mi się nie stanie. Później dowiedziałem się, że lotki są ostre – tak skomentował na żywo sytuację Wayne Mardle – były zawodnik, a obecnie komentator Sky Sports.
Ponoć alkohol bardzo dobrze uśmierza ból. A tego w Alexandra Palace brakować nie mogło. Jordan Pickford musiał być w bardzo złym stanie fizycznym, skoro cały kubek wypił w trzynaście sekund, będąc na trybunach tuż przed świętami. Znawcy tematu nie byli jednak pod wrażeniem wyczynu Anglika, ale nie mieli też mu tego za złe. Zauważyli, że w końcu mógł odprężyć się, spokojnie i powoli pijąc piwo. Teraz czas na to będzie miał każdy z uczestników mistrzostw. Miesiąc przerwy od darta wyjdzie na dobre każdemu.