Oddam wszystko za olimpijski medal. Trzymam się tego. Zdania nie zmienię – stwierdził Aleksander Matusiński, trener "Aniołków" w rozmowie z TVPSPORT.PL. Sztafeta 4x400 metrów w Tokio powalczy o miejsce na podium i poprawienie aktualnego rekordu kraju – 3:21.89, ustanowionego podczas mistrzostw świata w Katarze.
– Mamy przewagę w doświadczeniu budowanym przez lata?
– Niektóre z dziewczyn znam od 2006 roku. Wtedy zostałem trenerem kadry. Większość z zawodniczek przechodziło ze mną przez młodzieżówkę, juniorki. Znamy się bardzo dobrze. 2019 rok był udany także u młodszych. Juniorki przywiozły brązowy medal z mistrzostw Europy, młodzieżówki złoty. Jest jeszcze Natalia Kaczmarek, która cieszyła się ze zwycięstwa na 400 m. Są następczynie "Aniołków".
– Kaczmarek "najgłośniejsze" nazwisko wśród młodszych?
– Zdecydowanie tak. To mistrzyni Europy. Świetne się rozwija. Przypominam, że Święty-Ersetic była "tylko" trzecia w młodzieżowych mistrzostwach Starego Kontynentu, potem została mistrzynią seniorek. Myślę, że ta sama droga czeka Natalię.
– Będzie wzmocnieniem w Tokio?
– Każdy pracuje na własny rachunek. Nie skreślamy nikogo.
– Największy progres w 2020 roku osiągnie…
– W Dausze w indywidualnej rywalizacji do wywalczenia medalu brakowało bardzo dużo. Nikt nie chce odbierać szans naszym, ale będzie trudno. Najwięcej szans daję Justynie, najlepszej Europejce na bieżni. Iga Baumgart-Witan może jej deptać po piętach. W 2019 roku poziom był kosmiczny i historyczny. Nie wiadomo czy reszta świata utrzyma taką dyspozycję w kolejnych miesiącach.
– Nadal oddałby pan wszystkie dotychczasowe laury za olimpijski medal w sztafecie?
– Tak! Trzymam się tego. Zdania nie zmienię. Wszystko podporządkowujemy temu scenariuszowi. To duża presja, ale i motywacja. Zdobycie medalu podczas igrzysk to duże wyróżnienie. Czekają nas zupełnie inne zawody nawet niż mistrzostwa świata. Ekipy się specjalnie przygotowują na ten moment. Często życie sportowców jest podporządkowane pod ten okres. Kobiety planują urlop macierzyński po igrzyskach albo wracają właśnie na najważniejszą imprezę czterolecia. Nikt nie skończy kariery rok przed Tokio. To ogromny zaszczyt pojawić się na miejscu, a co dopiero wystartować i zdobyć medal. Widać to w podejściu poszczególnych państw. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, dopieszczone. Przed MŚ czy ME nikt nie sprawdza jaka jest bieżnia lub woda w basenach. Podczas igrzysk to się zmienia. Jest "wojna", każdy się "zbroi".
– Jest też "wojna" mentalna. Jak sobie z tym radzicie?
– Profesor Jan Blecharz współpracuje z nami od dwóch lat. Bardzo pomaga zwłaszcza Justynie. Umie do niej dotrzeć, nastawić i przestawić na walkę do końca. Jestem mu za to wdzięczny. Dzięki temu są znakomite wyniki.
– Co do wyników… do rekordu Polski w sztafecie 4x400 m mamy się przyzwyczajać?
– W Dausze były idealne warunki, idealny stadion. Termin zawodów był jednak niefortunny. To się wyrównuje. Jeśli w Tokio wszystko wyjdzie i nie będzie pogodowej tragedii dziewczyny są w stanie "urwać" kilkadziesiąt setnych, do czasu 3:21 (aktualny rekord – 3:21,89).
– Jak do tego doprowadzić? Gdzie w najbliższych dniach będą trenowały Polki?
– Czekają nas trzy tygodnie w RPA. Potem tydzień w domu i start podczas Copernicus Cup. Następnie dwutygodniowe zgrupowanie w Spale. Czeka nas dużo pracy. Nie obawiamy się niczego.
– W miniony weekend kibice zdecydowali kto został sportowcem roku w 85. Plebiscycie "Przeglądu Sportowego". Sztafeta zajęła czwartą lokatę. Niedosyt?
– Nie. Tam było wielu lepszych sportowców. Nie wiem, jak to traktować. Czy był to plebiscyt na najlepszego, czy najpopularniejszego zawodnika. Dziewczyny były bardzo zadowolone. Trener również! Przed rokiem Justyna była czwarta. Wtedy był niedosyt. Nie dało się wygrać w tamtym czasie więcej, a wyprzedziło ją dwóch siatkarzy.
– Podczas przemówienia była też zabawna sytuacja. Pani Justyna zamiast "Anna Kiełbasińska" powiedziała "Anna Lewandowska". Planujecie transfer do zespołu?
– Pani Lewandowska będzie mocno brana pod uwagę! Mijałem się później z panem Robertem. Oficjalnie dałem zaproszenie, mam nadzieję, że mąż przekaże.