{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Piłka nożna. Podłamany Robert Lewandowski i telefon od prezydenta. Tak Lech Poznań pokonał Austrię

Ogłuszający doping kibiców, dwa gole w końcówkach, szalona radość po awansie i telefon z gratulacjami od prezydenta kraju – tak wyglądało w Poznaniu ciepłe czwartkowe popołudnie 2 października 2008 roku. Lech Poznań, po jednym z najbardziej dramatycznych meczów w historii, pokonał Austrię Wiedeń 4:2 i awansował do fazy grupowej Pucharu UEFA. Po blisko 14 latach oba kluby zagrają ponownie – tym razem w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy. Transmisja w TVP.
Lech kontra Austria – powrót wielkiej rywalizacji. "Nie kalkulowaliśmy"
Docenienie klasy rywala pojawia się wśród innych rozmówców. – Traktowaliśmy ich jako bardzo dobry zespół, dużo wyżej notowany niż my – wspomina Franciszek Smuda.
– Ich największą gwiazdą był Milenko Acimović. Trener bardzo nas na niego uczulał – przypomina sobie Peszko. – To był bardzo ciepły, słoneczny dzień w Poznaniu, który zaczął się od nerwowego wyliczania szans Lecha Poznań. Austria była wtedy zespołem bardzo mocnym – opowiada Michał Zawacki, który komentował ten mecz.
"Teraz agresywnie Peszko. Jest w środku Rengifo… Szansa i goooool"
Już po dziesięciu minutach w korzystniejszej sytuacji był Lech. Gol Hernana Rengifo dawał awans. Jednak w 61. minucie Costas Kapitanis, cypryjski sędzia, podyktował kontrowersyjny rzut karny dla Austrii, który wykorzystał Acimović.
Kolejorzowi zostało pół godziny. – Co w tym meczu było szczególnego? Niewiarygodny doping poznańskich kibiców. Zacięcie piłkarzy Lecha. Myślę, że w dużej mierze miało to związek z trenerem Smudą. Walczyli od pierwszej do ostatniej minuty. Pamiętajmy, gol Sławomira Peszki, który doprowadził do dogrywki, padł tuż przed końcem spotkania – wspomina Zawacki.
"Arboleda na kolanach. Na środku boiska klęczy Kolumbijczyk"
I po dwunastu latach dobra pamięć komentatora TVP Sport nie opuszcza. Dokładnie na pięć minut przed końcem, po zgraniu głową przez Roberta Lewandowskiego, Peszko strzelił na 2:1.
– Graliśmy europejskim, ofensywnym stylem, dlatego byliśmy w stanie się z nimi zmierzyć. Zawsze podchodziliśmy do gry w Europie w ofensywny sposób, nie zamierzaliśmy murować własnej bramki. Zawsze powtarzałem chłopakom w szatni, iż chcę żeby to oni rządzili na boisku, obojętnie z kim gramy – mówi były selekcjoner.
Czytaj też:
Liga Konferencji. Alexander Gorgon ostrzega Austrię Wiedeń: Lech jest w bardzo dobrej formie
"Pracował, harował, należał się Robertowi Lewandowskiemu ten gol"
– Pamiętam taki moment, jak jechaliśmy autobusem na stadion i powiedziałem do Kuby Wilka: Boże, żebyśmy my tylko wygrali. Choćby 1:0, nawet kosztem porażki z Legią Warszawa za trzy dni. W lidze przecież wszystkie straty jeszcze można odrobić. Strasznie nam zależało na awansie – zaznacza Peszko.
I w dogrywce Lech rzucił wszystkie siły. W 98. minucie awans znacznie przybliżył Lewandowski, który zdobył bramkę kopnięciem zza pola karnego. – Dogrywka była fenomenalna. Zmiana tempa gry, zmiana tego, co działo się na boisku. Przenosiliśmy się z jednego pola karnego pod drugie – wspomina Zawacki.
– Powiem szczerze, że jak strzeliliśmy na 3:1, to byłem już przekonany, że awansujemy – wtrąca Jakub Wilk.
Nie spodziewał się chyba jednak, że nastąpi to w takich okolicznościach. Jeszcze w pierwszej połowie dogrywki Matthias Hattenberger uprzedził Grzegorza Wojtkowiaka i przy rezultacie 3:2, to goście byli w fazie grupowej Pucharu UEFA.
– Pamiętam, że jak Austria strzeliła w dogrywce na 3:2, to zapytałem Roberta Lewandowskiego, dlaczego jest taki podłamany. Mówię mu że jedziemy, walczymy i strzelimy tego gola, a on myślał, że do awansu potrzebujemy dwóch goli – opowiada Peszko.
– Nawet gdy Austria zdobyła bramkę w dogrywce, to nadal myślałem, że jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Mam to spotkanie na kasecie, od czasu do czasu oglądam, i zawsze wywołuje we mnie wielkie emocje. Mimo że przecież wiem, jak się skończy – dodaje Smuda.
"Jeszcze Arboleda, będzie szansa… Bramka, goooooooool! Jest! Jest! Jest!"
– W ostatniej minucie to już było dośrodkowanie rozpaczy. Później piłka jakoś trafiła do Rafała, uderzenie, który między nogami rywali wpadło do bramki i niesamowita radość – zaznacza Peszko.
To właśnie jego dośrodkowanie, Piotr Świerczewski powiedziałby "zagranie na chaos", błąd zawodnika Austrii, który nie nieczysto kopnął piłkę, sprawił, że Rafał Murawski uderzył wprost między nogami dwóch rywali i w ostatniej minucie dogrywki zapewnił Lechowi awans.
– Myślę, że to dramaturgia tego spotkania była na tym samym poziomie, co Broendby – Widzew. Postawiłbym to nawet wyżej niż Legia – Widzew, bo to w końcu były europejskie puchary. Coś niesamowitego. Podobnie jak w Kopenhadze, tak i w Poznaniu, zawsze miałem niesamowitą wiarę, że jesteśmy w stanie awansować. To mi do końca dawało nadzieję, że się uda. Nawet gdy Austria strzeliła gola w dogrywce, to nadal myślałem, że jesteśmy w stanie zdobyć bramkę – opowiada Smuda.
Jak się okazało, emocje dla trenera nie skończyły się wraz z końcowym gwizdkiem. Po meczu z gratulacjami zadzwonił ówczesny prezydent Rzeczpospolitej, śp. Lech Kaczyński.
– Pamiętam jak sekretarka z klubu przyniosła mi telefon i mówi, że dzwoni prezydent. Odpowiedziałem jej: to mieszka w Poznaniu i nie przyszedł na mecz? Jak to? Następnym razem niech przychodzi na Bułgarską.
Ona zniknęła, po chwili znów przychodzi i mówi: jeszcze raz dzwoni pan prezydent, ale to jest prezydent Polski. Pomyślałem: o Jezu. Natychmiast podszedłem do telefonu i pamiętam, jak powiedział, że to był mecz, który pociągnął za sportem jego całą rodzinę – wyjawił.
W fazie grupowej Lech trafił na Nancy, CSKA Moskwa, Deportivo La Coruna i Feyenoord. Awansował z trzeciego miejsca i odpadł w 1/16 z Udinese.
*cytaty ze śródtytułów pochodzą z komentarza meczowego Michała Zawackiego i Andrzeja Juskowiaka