{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Michał Filip, Polak wybrany w siatkarskim drafcie: Korea? Od kilku dni nie mogłem spać
Sara Kalisz /
Kiedy w piątek rano zobaczyłem decyzję klubu z Korei, byłem w takiej euforii, że aż krzyknąłem ze szczęścia. Kolejny cel został zrealizowany – mówi o udanym drafcie do koreańskiego Ansan OK Savings Bank Rush & Cash Michał Filip, atakujący. Zawodnik jest jednym z dwóch Polaków, którzy trafią do Azji. Drugim jest Bartosz Krzysiek. Rywalizację o miejsce w klubie przegrał Dawid Konarski, dwukrotny mistrz świata.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Jak dużym marzeniem było wzięcie udziału w drafcie ligi koreańskiej? To nagły pomysł czy dłużej planowane działanie?
Michał Filip: – Z sezonu na sezon było to coraz większe marzenie. Dopiero w tym roku udało się wszystko poukładać na tyle, by móc wziąć udział w drafcie. Bardzo się cieszę, że w końcu do tego doszło.
Czytaj również: Chciał prowadzić polską kadrę, poprowadzi polski klub. Igor Kolaković szkoleniowcem Aluron Virtu CMC Zawiercie
– Jak to wyglądało w tym roku? Na jakiej podstawie wybierano?
– Ze względu na pandemię, wszystko odbyło się online. Spełnienie marzeń było możliwe dzięki moim menedżerom – Jakubowi Malke i Tomaszowi Kozłowskiemu – którzy zajęli się zgłoszeniem. Zmontowali moje siatkarskie CV złożone z "highlightsów" i wysłali do Korei. Tam zostałem zauważony.
Obawiałem się tego sposobu przeprowadzenia draftu, ponieważ wykluczał on pokazanie tego, co potrafię "na żywo". Na szczęście udało się znaleźć klub.
– Wielu mówi, że na "highlightsach" wszyscy wyglądają dobrze, ponieważ wybiera się do nich najlepsze akcje. Co pana wyróżniło?
– Przeciętny kibic przez tego typu video w każdym siatkarzu zobaczy mistrza świata. Wydaje mi się, że ludzie, którzy bardziej się na tym znają, są w stanie wywnioskować o wiele więcej. Patrzy się nie tylko na zdobycze punktowe czy sposób ataku, ale też na inne aspekty.
– Ostatni czas w pana karierze nie był najłatwiejszy. Gra w Radomiu, przejście do Bydgoszczy, a później spadek z klubem z PlusLigi. Czuje pan, że wchodzi teraz na falę wznoszącą?
– W mojej głowie mam cele, które staram się realizować krok po kroku. Jednym z tych kroków było przejście do Bydgoszczy. To był dobry ruch mimo tego, że spadliśmy z ligi. Kiedy w piątek rano zobaczyłem decyzję klubu z Korei, byłem w takiej euforii, że aż krzyknąłem ze szczęścia. Kolejny cel został zrealizowany. Teraz pozostaje mi tylko udowodnić swoją wartość na miejscu, w Korei.
– Spał pan dobrze tej nocy?
– Nie denerwowałem się, ale towarzyszył mi mały stres. Niestety mam tak, że jak o czymś sporo myślę, później się to na mnie odbija. Od kilku dni nie mogłem spać, ponieważ śniło mi się, że ktoś dzwoni do mnie z Korei, a ja nie odbieram, bo śpię i tracę w ten sposób swoją szansę. W piątek obudziłem się o 5:00, bo obawiałem się, że mogę przegapić jeden z ważniejszych telefonów w mojej karierze. Na szczęście tak się się nie stało.
– Czyli nie dostaliście wcześniej informacji kto przechodzi?
– Kilka dni temu mój menedżer otrzymał informację, że 15 maja w piątek pomiędzy godziną 08:00 i 09:00 czasu polskiego odbędzie się draft "na żywo". Od 08:00 obserwowaliśmy więc transmitowane na YouTube wydarzenie. W momencie, kiedy zostałem ogłoszony jako zawodnik Ansan OK Savings Bank Rush & Cash, otrzymałem link aktywacyjny do aplikacji, którą połączyłem się z Koreą.
– Jak się czuje człowiek, który pokonał w drafcie Dawida Konarskiego, dwukrotnego mistrza świata?
– Trudne pytanie. W żaden sposób nie próbuję się nawet porównywać do Dawida. To klasowy zawodnik. Wydaje mi się, że w lidze koreańskiej potrzebny jest jednak inny typ siatkarza.
– Jaki?
– Może miał też znaczenie wiek? Nie mnie oceniać, czym się kierowano.
– Kiedy pan wyjeżdża?
– Czekam na informacje. Wstępnie mówiono o lipcu. Do pakowania zostało mi trochę czasu (śmiech). Póki co trenuję i staram się utrzymać organizm w jak najlepszej formie.
– Wyjazd do Korei to nie tylko nowe wyzwanie, ale też wysokie zarobki (spekulowało się o kontraktach w wysokości 300 000 dolarów – przyp. red.). Ma pan jeszcze inne pozasportowe cele, które chce tam osiągnąć?
– Będzie to dla mnie przedsionek do azjatyckich lig. Mam nadzieję, że jeśli wszystko się ułoży, dostanę szansę na grę w kolejnych zespołach. To na pewno będzie bardzo fajna przygoda. Mam wrażenie, że po latach spędzonych w Polsce jej potrzebuję.