| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Piłkarze w Ekstraklasie dzielą się na tych, którzy noszą fortepiany i, tych, co na nich grają. Coraz częściej pierwszą z ról pełnią Polacy, zaś za popisy bramkowe odpowiedzialni są piłkarze zagraniczni. W pierwszej dziesiątce klasyfikacji strzelców znajduje się tylko dwóch biało-czerwonych. Jeden nie gra w lidze już od zimy. Drugi dopiero niedawno wyprzedził innych graczy, którzy odeszli w trakcie sezonu.
By znaleźć pierwszego w historii króla strzelców Ekstraklasy spoza Polski wcale nie trzeba się cofać do zmierzchłych czasów. W sezonie 2002/03 wyczynu tego dokonał Stanko Svitlica. Od tego czasu wiele się zmieniło. W ostatnim dziesięcioleciu to zagraniczni piłkarze już częściej byli najskuteczniejszymi ligowcami. W obecnych rozgrywkach w czołowej dziesiątce najlepszych snajperów znajduje się tylko dwóch Polaków. Jednym jest Jarosław Niezgoda, który w przerwie zimowej odszedł do Portland Timbers. Były napastnik Legii strzelił 14 goli i wciąż wyprzedza drugiego najskuteczniejszego Polaka, Piotra Parzyszka o pięć trafień. Co więcej, sam zawodnik Piasta też nie czuje na plecach oddechu biało-czerwonych rywali.
Osiem bramek na koncie ma Paweł Brożek, który ze względu na poważną kontuzję nie poprawi rezultatu, siedem ma również sprzedany do USA Adam Buksa. Pierwszym wciąż grającym zawodnikiem z polskim paszportem w klasyfikacji strzelców jest Dominik Furman, plasujący się na siedemnastym miejscu rankingu.
Jeśli więc drugim nadal grającym najlepszym polskim strzelcem w lidze jest środkowy pomocnik, który bramki zdobywa głównie z karnych i wolnych, to znaczy, że coś jest bardzo nie tak. Kapitan Wisły Płock zgromadził siedem trafień, o jedno więcej niż uznawany za objawienie ligi napastnik, Bartosz Białek. Snajper Zagłębia Lubin może nie zdążyć zawalczyć o koronę króla strzelców. Zainteresowanie nim już zgłaszają zagraniczne kluby.
Przykładem piłkarza, który z ligi odszedł po jednej dobrej rundzie jest Patryk Klimala. I przykład to nienajlepszy, zważywszy na to, że w Celtiku młodzieżowy reprezentant Polski nie gra wcale. Równie słabo pod względem liczby biało-czerwonych w czołówce klasyfikacji było w sezonie 2018/19.
W ciągu ostatnich dwóch sezonów najlepszymi strzelcami ligi byli Hiszpanie: Igor Angulo oraz Carlitos. Obaj zdobyli po 24 bramki. W rozgrywkach 2018/19 w czołowej dziesiątce goleadorów znaleźli się tylko 35-letni Marcin Robak i pomocnik Filip Starzyński, etatowy wykonawca stałych fragmentów gry Zagłębia Lubin.
Rok wcześniej poza czwartym w klasyfikacji Robakiem zmieścili się jeszcze trzeci Krzysztof Piątek, szósty Jakub Świerczok oraz ósmy Adam Frączczak, dziewiąty Jarosław Niezgoda i ex aequo dziesiąci Mateusz Szwoch i Arkadiusz Piech. Po wyczynach strzeleckich Piątek odszedł do Genoi, zaś Świerczok do Łudogorca Razgrad. Siedmiu Polaków wśród dwunastu najlepszych strzelców – w tym sezonie jest to niemożliwe.
h2> Klasyfikacja strzelców sezonu 2017/18
1. Carlitos 24
2. Igor Angulo 23
3. Krzysztof Piątek 21
4. Christian Gytkjaer, Marcin Robak 19
6. Jakub Świerczok, Marco Paixao 16
8. Adam Frączczak 14
9. Jarosław Niezgoda 13
10. Mateusz Szwoch/Arkadiusz Piech/Flavio Paixao 10
Wyjazdy najlepszych polskich strzelców pozostawiają lukę, którą zapełniają zagraniczni napastnicy lub... wracający do Ekstraklasy po niezbyt udanych wojażach w innych ligach. Do tego dochodzą pojedyncze sezony w wykonaniu solidnych ligowców – tak jak w sezonie 2016/17, gdy drugim najskuteczniejszym Polakiem po Marcinie Robaku był... Rafał Boguski z 12 trafieniami. Starszy od pomocnika Wisły napastnik Śląska miał sześć goli więcej.
Najlepszym przykładem zawodnika wracającego do Ekstraklasy i przypominającego sobie jak strzelać gole jest jednak Paweł Brożek. "Brozio" po średnio udanym pobycie w Trabzonsporze i nieudanych epizodach w Celtiku oraz Recreativo Huelva na nowo podbił PKO Ekstraklasę, w pierwszych trzech sezonach po powrocie zdobywając odpowiednio 17, 15 i 14 goli. Królem strzelców nie został – zawsze znajdował się ktoś lepszy: Marcin Robak, Kamil Wilczek i Nemanja Nikolić z 28 golami – wynikiem dekady – na koncie.
Kamil Wilczek i jego #hattrick z 2014 roku z meczu Piast - @LegiaWarszawa. 😉#LEGPIA #TBT
— Piast Gliwice (@PiastGliwiceSA) August 10, 2017
➡ https://t.co/egQUcX74xY pic.twitter.com/6WPnToy3xj
Poza Marcinem Robakiem (dwa razy) i Kamilem Wilczkiem w ostatniej dekadzie mieliśmy jeszcze tylko dwóch najlepszych strzelców z Polski. W sezonie 2010/11 został nim Tomasz Frankowski, zaś w rozgrywkach 2009/2010 był nim Robert Lewandowski. Sezon zakończony koroną dla "Lewego" był ostatnim, w którym obrócona została obecna proporcja. Wówczas w pierwszej dziesiątce strzelców znajdowało się ośmiu Polaków i dwóch piłkarzy z zagranicy.
Najlepszym zagranicznym napastnikiem w Ekstraklasie był wówczas Ensar Arifović, którego mało kto już pamięta. Mało kto pamiętać będzie także sporą część stranierich, których nazwiska przewijają się w pierwszej dziesiątce zestawień ostatniej dekady. Wśród nich znalazły się takie tuzy, jak Tadas Labukas, Darvydas Sernas, Aleksejs Visnakovs, Ruben Jurado i inni.
Często dobry wynik w jednym sezonie pozwalał przyczepić łatkę skutecznego napastnika i znajdować zatrudnienie w kolejnych klubach. Jurado po dobrej rundzie w Gliwicach kilka sezonów później w Arce Gdynia okazał się zupełnym niewypałem. Labukas po udanej kampanii w Arce nie poradził sobie w pierwszoligowej Miedzi Legnica, Sernas spróbował swych sił w Wigrach Suwałki i poległ. Niejako wyjątkiem był Airam Cabrera – Hiszpan najpierw został wicekrólem strzelców w Koronie Kielce w sezonie 2015/16, by w rozgrywkach 2018/19 nieźle radzić sobie w Cracovii. To jednak rzadkość. A te same nazwiska napastników z zagranicy pojawiają się znowu i znowu. Lecz nie w czołówce klasyfikacji.
W ciągu ostatniej dekady w czołowych dziesiątkach tabeli najskuteczniejszych nazwiska zagranicznych piłkarzy pojawiły się 57 razy. Czasem były to te same postaci, czasem piłkarze jednego sezonu. Stanowili oni jednak większość zestawienia. Jeżeli doliczyć trwający sezon, statystyka ta będzie prezentowała się jeszcze gorzej. A nadziei na horyzoncie nie ma. Najskuteczniejsi polscy snajperzy szybko żegnają się z ligą, weterani nie będą strzelać wiecznie, a za zdolnych młodzieżowców z niższych lig kluby często domagają się kokosów. Tańszy jest zagraniczny zaciąg i nadzieja, że któryś z kotów w worku zacznie trafiać jak Robert Demjan, który został najbardziej niespodziewanym królem strzelców w XXI wieku. Nieprzypadkowo jednak nadzieja jest matką głupich.