Polskie kajakarki, mimo pandemii, zakończyły sezon zgodnie z wcześniejszymi planami. Nowy, olimpijski, też rozpoczynają tak jak zazwyczaj, czyli już w październiku. Reprezentacja pod wodzą trenera Tomasza Kryka w czwartkowy wieczór zameldowała się w Centralnym Ośrodku Sportu w Zakopanem, w którym spędzi 10 dni. Dłużej odpoczną jedynie najbardziej doświadczone kadrowiczki – medalistki olimpijskie.
Beata Oryl-Stroińska, TVPSPORT.PL: - Trenerze, zaczynacie pierwsze zgrupowanie dokładnie w tym samym czasie, co przed rokiem. Czy to oznacza, że przynajmniej do marca, kwietnia, kadra będzie przygotowywała się takim samym cyklem?
Tomasz Kryk:- To nie będzie całkowita kalka sezonu 2019/20, ale też nie wprowadzimy żadnych rewolucyjnych zmian. Na pewno nie zrezygnujemy z liczby zgrupowań w górach, ponieważ wszelkich tego typu zmian dokonywaliśmy zawsze w pierwszym, albo w drugim cyklu rocznym po igrzyskach olimpijskich. Dzisiaj już nie czas na próby. Trzon drużyny jest bardzo stabilny, dlatego musimy dbać o zdrowie zawodniczek i jak najlepszą dyspozycję w Tokio, ale też wspierać młodsze kajakarki, by robiły postępy. Liczę, że tym razem uda się nam zrealizować najważniejszy cel, czyli start w igrzyskach.
- Od soboty Zakopane będzie w tzw. czerwonej strefie, czyli z większym rygorem sanitarnym w związku z epidemią. Czy powoduje to jakieś utrudnienia w realizacji planu zgrupowania?
- Większych utrudnień nie przewiduję. Na terenie COS będziemy stosowali się do wszystkich wytycznych, chociaż otrzymałem je dopiero w dniu przyjazdu. Nie powinno tak być, ponieważ program szkoleniowy złożyłem już 12 września. Wtedy należało przesłać reguły gry i wtedy mógłbym rozważyć i ocenić, czy jesteśmy w stanie zrealizować założenia szkoleniowe, czy nie. A tak, to trochę zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Ale ok. Chcemy zacząć przygotowania, chcemy trenować, podpisaliśmy regulamin, jesteśmy gotowi do pracy.
- Na zgrupowanie do Zakopanego powołał Pan siedem kajakarek z kadru U23 i osiem seniorek. Nieobecne są Marta Walczykiewicz, Karolina Naja oraz Beata Rosolska. Dlaczego?
- U tych zawodniczek poprawa wyników nie następuje już przez poprawę parametrów fizycznych. Nie zmieniają się u nich wydolność czy siła. Liczą się drobne niuanse, aspekty psychologiczne czy żywieniowe. A do tego starszy, doświadczony zawodnik potrzebuje mniej czasu, aby dojść do swojego poziomu, choćby z poprzedniego sezonu. Na samym początku ustaliliśmy więc, że te kadrowiczki dołączą do zespołu miesiąc później, czyli 1 listopada, na zgrupowanie w Portugalii.
- Wraca do kadry Dominika Putto (Włodarczyk), której przez dwa sezony nie było w reprezentacji. Co sprawiło, że daje jej Pan drugą szansę?
- To kwestia zmian w podejściu do spraw treningowych i życiowych, które nastąpiły u Dominiki, ale też i u mnie. Może parę lat temu takiej szansy bym już nie dał. Przede wszystkim jednak Dominika wybroniła się wynikami sportowymi. Na najważniejszych tegorocznych regatach, czyli na majowym Pucharze Polski i na mistrzostwach Polski seniorów była czwartą zawodniczką na 200 metrów i w finałach 500 metrów. Pokazała, że trenując w klubie, bez reprezentacji i bez zgrupowań może się dobrze przygotować. Dominika wciąż jest młoda, ma 25 lat, dlatego postanowiłem ponownie powołać ją do kadry.
- Dominika to m.in. była wicemistrzyni Europy w K4 na 500 metrów, czy w jedynce młodzieżowa mistrzyni Europy. Czy jej powrót do zespołu oznacza zielone światło by włączyła się w walkę o miejsce w olimpijskiej osadzie?
- Zawsze stawiałem i stawiam sprawę jasno: o wyborze ma zdecydować wynik rywalizacji, ale trzeba pamiętać także o innych ważnych aspektach. Jeśli chodzi o czwórkę, to nigdy nie próbowaliśmy Dominiki na drugiej, trzeciej, czy czwartej pozycji w łódce, a na pozycji szlakowej są bardziej sprawdzone zawodniczki, jak Karolina Naja, czy Justyna Iskrzycka. A nie będzie w tym sezonie zbyt wielu możliwości prób. Przed Igrzyskami w Tokio zaplanowano tylko jeden Puchar Świata w Szeged oraz mistrzostwa Europy. W sporcie jednak wszystko jest możliwe. Karolina Naja, przed Londynem, wsiadła do dwójki z Beatą Rosolską, sześć tygodni przed Igrzyskami. Najpierw zostały brązowymi medalistkami mistrzostw Europy, a później powtórzyły wynik na grzyskach limpijskich...
- A czy Beata Rosolska pozostaje w walce o miejsce w kadrze na igrzyska w Tokio? Po mistrzostwach kraju mieliście usiąść do rozmów, przeanalizować starty, wyniki i możliwości. Jakie wyciągnęliście wnioski?
- Gdyby zawody w Tokio były w tym roku, to pewnie Beata by w nich wystartowała. Jej czasy: 1.48 w Wałczu oraz 1.50 na zawodach w Poznaniu pokazały, że Beata, chociaż przyszło jej to trudniej, to może być równie szybka, jak przed urodzeniem dziecka. Teraz jest nowy sezon, kolejny rok, zobaczymy jak będzie.
- Pierwszym ważnym startem w sezonie olimpijskim będą majowe zawody Pucharu Świata w Szeged, czyli europejskie kwalifikacje olimpijskie. Wy macie już 5 przepustek, zatem w której konkurencji możecie jeszcze walczyć o prawo startu w Tokio?
- Tak, to będzie tzw. dogrywka, jeśli chodzi o europejskie kwalifikacje. Ze wszystkich możliwych kwalifikacji, pozostała nam do wywalczenia już tylko jedna, w jedynce na 500 metrów. Powalczy o nią Justyna Iskrzycka, bo może być to zawodniczka, która nie wywalczyła do tej pory kwalifikacji w innych konkurencjach. Trzeba w finale A zająć jedno z dwóch pierwszych miejsc, by przepustkę zdobyć.
- Komplet oznaczałby możliwość startu w Tokio sześciu naszych kajakarek?
- Tak, to maksymalna liczba. Przy obecnym regulaminie, prawo startu w K1 200 miałyby dwie nasze zawodniczki, w K1 500 również dwie, do tego mogłyby wystartować dwie osady w K2 500 oraz nasza czwórka. To oznacza wiele możliwości dla tych, które do Tokio pojadą.
- Zakładając, że igrzyska w Tokio się odbędą, czy wyobraża Pan sobie sytuację, w której po wylądowaniu w Japonii zostaniecie poddani testom i nagle okaże się, że mimo negatywnych wyników w Polsce, u dwóch zawodniczek wynik będzie pozytywny?
- Mam nadzieję, że świat sportu się obudzi i postawi warunki, bo to, co teraz się dzieje, bardzo mnie bulwersuje. Jest wiele przykładów, które nie pozostawiają złudzeń, że w sporcie wciąż brak, równych dla wszystkich procedur, choćby w ramach krajów Unii Europejskiej. Przykłady? Podczas Tour de France, kolarz, który sam stoi na podium, na podeście, ma maseczkę, a podczas zawodów pucharu świata w kajakarstwie, trzy zawodniczki obok siebie na podium tych masek nie mają. Idźmy dalej. Podczas US Open, jedna z faworytek turnieju deblowego, nie mając żadnych objawów, nie mając pozytywnego wyniku testu, została zdyskwalifikowana, ponieważ miała kontakt z tenisistą, u którego stwierdzono koronawirusa. Albo sytuacja z polską tenisistką Katarzyną Kawą we French Open, która w Paryżu miała wynik pozytywny, a dwa dni później w kraju, negatywny. Nie mogła jednak zagrać. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której do Japonii przyleci zespół piłkarzy ręcznych i u połowy z nich wynik będzie pozytywny, choć zawodnicy w Polsce mieli testy negatywne i nie będą mieli żadnych dolegliwości. Albo w naszej czwórce, jedna z kajakarek będzie miała nagle test dodatni. Państwo polskie, podobnie, jak inne kraje, na przygotowania zawodników do igrzysk przeznaczy kilkaset tysięcy złotych. Nie może to więc tak wyglądać, że wynik badania na lotnisku, a o wprowadzeniu takich zasad słyszę, przekreśli lata pracy sportowca i szansę reprezentacji na medal.
- Jakie akcje szkoleniowe przygotował Pan do końca roku kalendarzowego?
- Teraz Zakopane, potem wyjazd do Portugalii, a następnie, w grudniu spędzimy 23 dni we włoskim Livigno.