Andrzej Juskowiak to postać, która najlepiej łączy Lecha Poznań z portugalskim futbolem. W 1992 roku wyjechał z Polski, by występować w Sportingu CP. Były reprezentant Polski w rozmowie z TVPSPORT.PL wspomina grę z Luisem Figo, współpracę z Jose Mourinho oraz najpiękniejszego gola w karierze. Transmisja czwartkowego meczu Ligi Europy Benfica – Lech w TVP!
Jakub Ptak, TVPSPORT.PL: – Do Portugalii trafił pan tuż po udanych igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Wyjazd na drugi koniec Europy musiał być jednak wielkim wyzwaniem dla młodego chłopaka z Wielkopolski.
Andrzej Juskowiak: – Mając 21 lat skupiałem się przede wszystkim na tym, żeby jak najlepiej grać w piłkę, a okoliczności towarzyszące były mniej ważne. Najważniejszy był klub, sam kraj trochę mniej. Wyjazd do Portugalii wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. W normalnych okolicznościach można niemal codziennie kupić bilet i polecieć do Lizbony. W 1992 roku wyjazd tam dla kogoś z mojej rodziny był sporym wyzwaniem logistycznym. Trzeba było jechać po wizę do Warszawy, a potem kombinować z lotem, najczęściej z Berlina.
– Co pana najbardziej zaskoczyło w nowym kraju?
– Zaskoczyła mnie kultura. Polska i Portugalia to zupełnie inne światy. W tamtym czasie jako piłkarze byliśmy grupą hermetyczną. Niedużo mówiło się o klubach, zatem dystans społeczny do zawodników był większy. W Portugalii właściwie na każdym kroku, gdzie tylko się pojawiałem, fani chcieli się czegoś dowiedzieć. Trudno było zjeść kolację na mieście w spokoju. Na początku problem stanowiła też bariera językowa. Pamiętam, że dostępne wtedy w Polsce rozmówki polsko-portugalskie przypominały mały notesik, miały może z 50-100 zwrotów. Byłem także bardzo zdziwiony, że rachunki mogłem opłacać przez bankomat.
– Jak w ogóle doszło do tego, że trafił pan właśnie do Sportingu?
– W 1992 roku w okresie wielkanocnym byłem na testach w PSV Eindhoven. Trenerem był Bobby Robson, który niedługo później przeszedł do Sportingu i w maju zaprosił mnie na mecz towarzyski z Aston Villą w Paryżu. Strzeliłem dwa gole i obie strony były przekonane, że to dobry wybór. To było jeszcze przed igrzyskami olimpijskimi i chyba nikt nie spodziewał się, że do Sportingu może przyjechać król strzelców.
– Wyobrażam sobie, jak wielką presję musiał pan odczuwać od pierwszych minut w Lizbonie.
– Oczywiście. Do dzisiaj portugalskie media bardzo dokładnie relacjonują wydarzenia piłkarskie. Tak było i wtedy, śledzono moje zdobycze bramkowe na igrzyskach. Oczekiwania były bardzo duże, co nie było łatwe.
– W Polsce osiągnął pan wiele – dwa mistrzostwa Polski, Puchar Polski, korona króla strzelców. Portugalia stanowiła jednak zupełnie nowe wyzwanie. Czy między tymi ligami były wtedy wielkie różnice?
– To przede wszystkim inna intensywność meczu, było mniej przestojów niż w polskiej lidze. Także na treningach trwała niesamowita, ostra walka o miejsce w pierwszej jedenastce. Pamiętam, gdy na początku przyjechał do klubu facet, który robił odlewy na piszczele. Łamanym angielskim dowiedziałem się, że w ten sposób chcieli zrobić dla mnie ochraniacze z kevlaru, zakrywające piszczele i z dodatkową nakładką na Achillesa, taką jaką zażyczył sobie Figo. Szybko odczułem, że są one nieodzowne nawet na treningach, bo nawet wtedy dochodziło do większych starć. Każdy chciał się pokazać. To może zaprocentowało później Portugalczykom w europejskich pucharach, bo byli przyzwyczajeni do twardej, męskiej gry.
– Trener Bobby Robson ściągnął pana do klubu, ale nie zawsze dawał szansę gry. Trochę pan na niego psioczył na łamach polskiej prasy. W rozmowie z "Piłką Nożną" powiedział pan, że szkoleniowiec nie potrafił wytłumaczyć swoich decyzji, tylko "opowiadał różne dziwne historie". Co mogło mieć na to wpływ?
– Przede wszystkim ten początek. Musiałem nauczyć się innego stylu gry. Nie miałem czasu na odpoczynek po igrzyskach, nie przepracowałem też okresu przygotowawczego ze Sportingiem, bo igrzyska kończyły się w sierpniu. W Portugalii nie było również przerwy zimowej, do której byłem w Polsce przyzwyczajony. To był okres, w którym mocno pracowało się nad przygotowaniem motorycznym, kładło się podwaliny na cały sezon. Ponadto mogło grać tylko trzech obcokrajowców, a mieliśmy ich dwóch więcej. Te elementy złożyły się na to, że trudno było czasem przekonać trenera. Początki może nie były różowe, ale kilka bramek zdobyłem.
– Monopol na grę w ataku miał wtedy Cadete. Też trochę pan na niego narzekał – że jest ulubieńcem Robsona i musi pan na niego pracować.
– Znał ligę portugalską lepiej ode mnie. Wiedział, jakie są oczekiwania i potrafił strzelać gole. Mieliśmy bardzo mocną drugą linię. Pomocnicy też wymagali od napastnika, żeby z nimi współpracował i również wypracowywał im sytuacje, dlatego trzeba było się w to wszystko wkomponować, by regularnie grać.
– Na przełomie 1993 i 1994 roku Robsona zastąpił Carlos Queiroz, dziś raczej kojarzony z prowadzeniem egzotycznych reprezentacji. U Portugalczyka zaczął pan częściej grać.
– Była między nimi duża różnica w prowadzeniu treningu. Bobby Robson rzadko przerywał zajęcia, pozwalał nam grać. Queiroz natomiast był fanatykiem taktyki. Jego wiedzę najbardziej uwidaczniała współpraca z Aleksem Fergusonem w Manchesterze United. Jak podkreśla wielu portugalskich ekspertów, tam się najlepiej spełniał. Przygotowywał taktykę będąc w cieniu charyzmy Fergusona. U nas wychodził na trening z przygotowaną strategią na każdą minutę. Mieliśmy dużo przerw, co nie wszystkim się podobało. Miał dużą wiedzę, chciał wiele przekazać, ale po współpracy z Robsonem nie do końca korespondowało to z tym, co zespół mógł zagrać. W tym samym roku, gdy odszedłem ze Sportingu, odszedł też Figo i Bałakow – bardzo możliwe, że po tej radykalnej zmianie treningów.
– W Sportingu spotkał pan innego znanego trenera, który dopiero rozpoczynał swoją przygodę z wielką piłką. Jak pan wspomina Jose Mourinho?
– Pojawił się przy Robsonie jako tłumacz, bo Anglik miał już dwóch portugalskich asystentów. Czasem prowadził indywidualne treningi, gdy ktoś wracał po kontuzji i był w ostatniej fazie przed powrotem do gry. Mourinho miał dwie twarze. Jeśli chodzi o trening, bardzo rygorystycznie przestrzegał planu, nie dopuszczał żadnych zmian. Po zajęciach był natomiast uśmiechnięty, spokojny, wyluzowany, rozmawiający z piłkarzem innym językiem. Gdy zaczął robić karierę, miałem wrażenie, że dobrze gra i wykorzystuje media. Wpisuje się w ich oczekiwania, bo jest kontrowersyjny. Z drugiej strony zdecydowana większość zawodników bardzo dobrze go wspomina. Mourinho potrafi tak pokierować sporą grupą ludzi z różnych krajów, żeby nie było w niej zgrzytów i niejasności.
– Przejdźmy do pana klubowych kolegów, bo i tu jest kilka znanych nazwisk. Gwiazdą tamtego Sportingu był Luis Figo. Dało się odczuć, że w przyszłości może zostać najlepszym piłkarzem Europy?
– Jego umiejętności było widać już od pierwszego treningu. Miał dużą łatwość i swobodę w poruszaniu się z piłką, wygrywał większość pojedynków, dużo dryblował. Łatwo mu to przychodziło. Luis chciał brać odpowiedzialność za losy meczu. Nigdy się nie chował, zawsze chciał mieć piłkę. Były takie mecze, że zamiatał sam. Miał bardzo dobre podejście i mocno pracował, dzięki temu sięgnął później po to wyróżnienie.
– Właśnie Figo asystował przy pana najpiękniejszym golu w Sportingu. W meczu z Boavistą na Estadio Jose Alvalade zaprezentował pan wręcz książkową przewrotkę. Przyznam szczerze – ten gol do dziś robi ogromne wrażenie.
– Na trybunach było 60 tysięcy osób, co też trochę podkręca efekt tej bramki. Jakiś czas temu rozmawiałem z Figo i powiedziałem mu, że to jedyny gol, przy którym asystował wślizgiem. Rzadko wykonywał to zagranie, zatem miałem podwójną radość, że to wykorzystałem. Cała sekwencja zdarzeń była zresztą trudna do przewidzenia, bo po wrzutce piłkę podbił jeden z obrońców. Zawodnicy Boavisty byli przekonani, że to podanie prawdopodobnie nie dojdzie do mnie. Pobiegli na bliższy słupek, ja zostałem i po rykoszecie jedynym rozwiązaniem zostało uderzenie z przewrotki. Mogę od czasu do czasu włączyć tego gola, gdy mam problemy z plecami. Przynajmniej wiem, od czego.
– Sporting był fabryką talentów, dostarczającą wielu piłkarzy do reprezentacji Portugalii. Chciałbym zapytać o zawodnika, który kibicom w Polsce jest jednak bardziej znany jako trener. Czy Ricardo Sa Pinto już wtedy był tak porywczą osobą?
– Jako trener i tak jest bardzo spokojny, natomiast jako zawodnik... Zawsze mówię, że był prototypem zawodnika przechodzącego z fazy ataku do obrony i odwrotnie. Te fazy jakby u niego nie istniały. On atakował i bronił jednocześnie. Gdy stracił piłkę, to od razu doskakiwał. Paskudnie trudny zawodnik, dlatego trzeba zawsze było mieć ochraniacze na treningach. Podczas małych gier lepiej było mieć go w składzie niż grać przeciwko, bo gdy ktoś za długo skupiał się na przyjęciu piłki, to Sa Pinto już mu się meldował.
– Wraz z panem grał również półfinalista mistrzostw świata, Bułgar Krasimir Bałakow.
– To prawdziwy profesjonalista. Dawał pewność drużynie, że nie zagra poniżej dobrego poziomu. Miał fantastyczne uderzenie lewą nogą, ale też bardzo dokładnie podawał. Był mistrzem rzutów wolnych. Na treningach ustawiał piłkę w różnych punktach, zawsze szukał innego kąta do bramki. Twierdził, że w meczu nie będzie uderzać dwa razy z tego samego miejsca. Napędzała go wewnętrzna rywalizacja z Figo, kto strzeli więcej goli, kto będzie mieć więcej asyst w meczach i na treningach. Obaj w tamtym czasie prezentowali porównywalny poziom. Była to pozytywna walka i bardzo dobrze wpływała na zespół. Zawsze mieliśmy pewność, że w pomocy gra ktoś, kto da jakość.
– Mówisz: liga portugalska, myślisz: Benfica, Porto i Sporting. Właściwie tylko te zespoły liczą się w walce o tytuł. W trakcie pana pobytu na Półwyspie Iberyjskim Sporting bił się z Benficą o drugie miejsce, natomiast Porto wydawało się nie do doścignięcia. Jak pan wspomina tamtą rywalizację? W jednym z bezpośrednich meczów dostał pan czerwoną kartkę, a Sporting kończył mecz w ośmiu.
– Graliśmy wtedy z Porto na wyjeździe, gdzie byliśmy mocno nękani przez sędziego. To niestety było wtedy czuć. Mieliśmy młodą drużynę, złożoną z wielu utalentowanych, buńczucznych, ale też niedoświadczonych zawodników. Trudno było nam się w tym wszystkim odnaleźć, dlatego pojawiły się takie zdecydowane reakcje.
– Czy na trybunach również bywało tak krewko?
– Bardzo dużo mówi się o tych derbach i dla każdego kibica w Portugalii to duża sprawa. Przeważnie jednak negatywna atmosfera kończyła się na słownych utarczkach i docinkach. Często na mecze Sportingu z Benficą kibice szli razem, bo nawet w rodzinach znajdują się fani obu klubów. Raczej nie było bijatyk.
– Bilans pana przygody w Portugalii to 81 meczów i 34 gole oraz zdobyty Puchar Portugalii w 1995 roku. Jest pan zadowolony z tego dorobku czy może jednak odczuwa niedosyt?
Jeżeli byłbym lepiej przygotowany, zwłaszcza do pierwszego sezonu, gdybym przepracował cały okres przygotowawczy z zespołem i dostał czas na wypoczynek, to mogłoby się to inaczej potoczyć. Nie odczuwam jednak niedosytu. Jestem dalej rozpoznawalny w Portugalii, rozmawiam po portugalsku. Moją bramkę z przewrotki pamiętają wszyscy. To dla mnie powód do zadowolenia. Gdy jadę do Portugalii, to jest o czym mówić i chętnie wspominam tamte czasy.
– Skoro było panu tam tak dobrze, to czemu w 1995 roku odszedł pan do Olympiakosu Pireus?
– Po trzech latach chciałem coś zmienić, gdyby nadarzyła się okazja. Miałem jeszcze rok kontraktu, ale po meczu reprezentacji Polski z Brazylią w Recife, gdzie zdobyłem bramkę, odezwał się Olympiakos. Długo się nie zastanawiałem, kluby również doszły do porozumienia. Zmieniłem klimat piłkarski, ale nie atmosferyczny. Skorzystałem na tym odejściu, bowiem po pół roku w Grecji miałem już właściwie podpisany kontrakt z Borussią Moenchengladbach.
– Obserwuje pan na co dzień ligę portugalską. Czy w ciągu tych niemal 30 lat zwiększyła się różnica między rozgrywkami w Polsce i w Portugalii?
– Myślę, że zdecydowanie się pogłębiła i mamy tego namacalny dowód w postaci rywalizacji Lecha Poznań z Benficą w Lidze Europy. Klub z Portugalii wydał 98 milionów euro na transfery tylko w letnim okienku, a niedawno sprzedał Joao Felixa za 126 milionów. W Europie bardzo cenią sobie rynek portugalski, co jest też związane z tym, że zagranicą pracuje wielu tamtejszych trenerów. Jest też kilku mocnych menedżerów, jak Jorge Mendes – z olbrzymim doświadczeniem, wiedzą i kontaktami. Siłę ligi mierzy się też zespołami, które grają i dobrze sobie radzą w europejskich pucharach. Tu jest przepaść.
– Zbliża się mecz Lecha z Benficą. Oba zespoły mają swoje problemy – Polacy tracą gole w doliczonym czasie gry i nie potrafią wygrać, natomiast Portugalczycy przegrali dwa ostatnie spotkania w lidze. Czy w słabszej dyspozycji rywala widzi pan szanse Lecha?
– Tak jak w pierwszym spotkaniu, Lech będzie mieć swoje sytuacje, bo Benfica ma problemy w obronie. Trochę niekonsekwencji jest także w szeregach Lecha. Gole przeciwników nie biorą się przecież z niczego, a wynika to z błędów i braku asekuracji. Lech gra bardziej wyważony futbol, natomiast Benfica przy tych inwestycjach i oczekiwaniach musi być nastawiona ofensywnie, grać efektownie i efektywnie. Na razie Benfica gra tylko efektownie. Widać, że Jorge Jesusowi nie jest łatwo zbilansować odważny w ofensywie zespół, by nie tracił bramek. Dwójka stoperów, Jan Vertonghen i Nicolas Otamendi, to dość wiekowi zawodnicy i nie zawsze nadążają, żeby w porę zatrzymać akcję przeciwnika. Na razie trener jednak nic nie zmienia. Widocznie te porażki są wkalkulowane w budowę tego zespołu. Może nabierze on niebawem stabilności, ale mam nadzieję, że jeszcze nie w czwartek.
Rozmowę przeprowadzono w poniedziałek, przed ligowymi meczami Lecha i Benfiki. Oba zespoły przerwały swoje złe passy.
3 - 0
Francja U21
2 - 1
Holandia U21
3 - 2
Włochy U21
2 - 3
Francja U21
1 - 3
Anglia U21
0 - 1
Holandia U21
1 - 2
Niemcy U21
0 - 2
Czechy U21
2 - 2
Finlandia U21
2 - 0
Ukraina U21
19:00
Niemcy U21
16:00
Legia Warszawa
16:00
Bruk-Bet Termalica
16:00
Wieczysta Kraków
18:30
Cracovia
18:30
Znicz Pruszków
12:30
Stal Rzeszów
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
15:30
BS Polonia Bytom
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.