| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Piłkarze Lecha Poznań mają jeszcze dwie szanse, by poprawić siódme miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy. W środę, w zaległym spotkaniu piątej kolejki, zmierzą się z Pogonią Szczecin (transmisja w TVP). – Tych punktów mamy zdecydowanie za mało – przyznał trener Dariusz Żuraw.
Lech zakończył już przygodę w europejskich pucharach, a teraz wszystkie siły chce rzucić na ostatnie mecze ligowe. Tym bardziej, że bilans na krajowym podwórku wygląda blado – 17 punktów i aż 12 straty do prowadzącej Legii Warszawa.
Pierwsza szansa na dołączenie do czołówki ligowej pojawi się w środę. Do Poznania zawita czwarta w tabeli Pogoń. Mecz pierwotnie miał odbyć się 27 września, ale na prośbę Lecha, który wówczas rywalizował w eliminacjach Ligi Europy, i za zgodą Ekstraklasy, pojedynek przełożono. Szczecinianie nie byli chętni do zmiany terminu, ale kilka dni później w ich zespole pojawiło się duże ognisko koronawirusa, więc do meczu i tak by nie doszło.
Podopieczni Kosty Runjaicia w niedzielę gościli w Wielkopolsce, w Grodzisku pokonali Wartę Poznań 2:1. – To solidnie grający zespół, tracący mało bramek. Może nie stwarza nie wiadomo ilu sytuacji bramkowych, ale potrafi je wykorzystywać – przyznał na konferencji prasowej Żuraw, który do końca nie wie jeszcze, kogo będzie miał do dyspozycji.
– Sytuacja zdrowotna w moim zespole jest tak dynamiczna, że nie chciałbym być jutro posądzony o to, że coś ukrywałem, że ktoś miał zagrać, a nie zagrał, albo odwrotnie. Jest jedna dobra wiadomość, Thomas Rogne już trenuje z zespołem i jest brany pod uwagę przy ustalaniu składu – oznajmił. Goście przyjadą bez Huberta Matyni i Alexandra Gorgona, obaj muszą pauzować za żółte kartki.
Żuraw nawiązał jeszcze do sytuacji swojej drużyny w lidze, która jest daleka od oczekiwań. – Patrząc na tabelę, mamy zdecydowanie za mało punktów. Analizujemy ze sztabem szkoleniowym nasze stracone bramki i wielu z nich moglibyśmy spokojnie zapobiec. To nam spędza sen z powiek, wiele nie trzeba było zrobić, by tych punktów było więcej. Wiele bramek straciliśmy po stałych fragmentach gry, większość po dośrodkowaniach, a wydawało się, że nie są to trudne czy skomplikowane sytuacje do zabezpieczenia – tłumaczył szkoleniowiec.
Jego zdaniem zabrakło czasu na trening, na pracę nad poprawą mankamentów. – Odkąd zaczęliśmy grać w pucharach, graliśmy praktycznie co trzy-cztery dni. A żeby poprawić mankamenty potrzebny jest trening. Dużo rozmawiamy z zawodnikami, analizujemy, ale jak się pewnych rzeczy nie wytrenuje, to w meczu to nie wychodzi. Często rotujemy składem, nie wszyscy zawodnicy, a praktycznie żaden nie jest nauczony do gry z taką częstotliwością. Lecha w fazie grupowej nie było od pięciu lat, dlatego żaden z piłkarzy takiej sytuacji nie zaznał.
– Często jesteśmy porównywani przez ekspertów do innych drużyn grających regularnie m.in. w Lidze Mistrzów. Ja z kolei mogę podać przykłady choćby z ligi niemieckiej, gdzie drużyna, która raz kiedyś gra w europejskich pucharach, a potem ma problem w lidze. My też do końca nie poradziliśmy sobie z tą sytuacją – podsumował.