Przejdź do pełnej wersji artykułu

Olisadebe kończy 42. lata. Wspomina najgorszy prezent w życiu

/ Emmanuel Olisadebe i Tomasz Kłos (fot. Getty) Emmanuel Olisadebe i Tomasz Kłos cieszą się z gola przeciwko Walii (fot. Getty)

Tę historię każdy kibic polskiej piłki pamięta wyjątkowo dobrze. Wydaje się, że to było wczoraj, gdy Emmanuel Olisadebe przyjął polskie obywatelstwo, a potem swoimi golami wprowadził nas na mistrzostwa świata 2002. We wtorek Olisadebe obchodzi 42. urodziny.

ZIELIŃSKI ZAWODZI WE WŁOSZECH? GATUSSO SZUKA MU POZYCJI 

Czytaj też:

Emmanuel Olisadebe (fot. Getty)

Jerzy Engel: Olisadebe? Jego nam brakowało w kadrze

Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Dzień dobry Emmanuel. Wszystkiego najlepszego z okazji 42. urodzin! Jakie plany na wieczór?
Emmanuel Olisadebe: – Jak wiecie, jestem dość spokojną osobą. Nie przepadam za hucznymi imprezami. Dziś najważniejsza będzie modlitwa. Podziękuję Najwyższemu za opiekę i za to, że dotrwałem do moich 42. urodzin. Zwieńczeniem będzie mała kolacja z rodziną. Nic wielkiego, w końcu w dzisiejszych czasach, z powodu koronawirusa, trudno zorganizować coś więcej.

– Nie myślisz, że rodzina planuje coś wyjątkowego?
– Nie wiem. A jeśli bym wiedział, to już nie byłoby niespodzianki. Więc kto wie, może coś się wydarzy...

– Które urodziny z przeszłości pamiętasz najlepiej? Może jakiś prezent?
– Były jedne takie... Wydaje mi się, że kończyłem dziesięć lat. Rok wcześniej mój tata wrócił ze Stanów Zjednoczonych. Przywiózł mi mnóstwo ciuchów, które przez ten czas trzymał w swoim pokoju. Czekał, aż będą na mnie pasować. Po roku oczekiwania, w dniu urodzin tata wyciągnął te ubrania i wręczył mi jako prezent. Niestety okazało się, że są... za małe.

– Dziś to brzmi zabawnie, ale wtedy pewnie takie nie było.
– O nie. Nigdy nie zapomnę tego dnia. To wydarzenie mocno zapadło mi w pamięć. Kiepskie wspomnienie.

– Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa?
– Nie ma innej możliwości – musi być związane z piłką nożną. Pamiętam, jak zmuszałem kolegów z klasy, by przyszli pograć w piłkę. Nawet jeśli akurat tego dnia nie mieli ochoty – zmuszałem ich, by przyszli na nasze boisko. Nie mieli innego wyjścia!

– Patrząc na swoje życie myślisz, że jesteś szczęściarzem? Czy wręcz przeciwnie?
– Myślę, że to była mieszanka. Czasem miałem szczęście, innym razem – bardzo go brakowało, ale – mimo wszystko – częściej los był po mojej stronie. Tak było choćby wtedy, gdy trafiłem do Polski. Generalnie wierzę, że w życiu to my sami kreujemy swoje szczęście – to wniosek, do którego doszedłem przez te wszystkie lata. Gdybym podchodził do piłki nożnej jeszcze bardziej poważnie, pewnie tego szczęścia byłoby jeszcze więcej. Pech w moim życiu to przede wszystkim kontuzje, które mnie dopadały na różnych etapach mojej kariery. Pechowe były też niektóre decyzje, jak ta o przenosinach do Portsmouth. Najważniejsze jednak, by z każdego błędu wyciągnąć odpowiednie lekcje.

Czytaj też:

20 lat od wygranej z Ukrainą w eliminacjach MŚ 2002. Jerzy Engel: nie chcieliśmy im na to pozwolić

– Co teraz porabiasz? Wiemy, że w Nigerii zainwestowałeś w sektor budowlany. Jak wygląda twój dzień?
– Mieszkam w Lagos. Życie po karierze piłkarza potrafi czasem być bardzo nudne. Dzień rozpoczynam od modlitwy, potem krótki jogging. Po powrocie – śniadanie albo nie. Nie zawsze mam ochotę. Potem udaję się do mojego małego biura, by sprawdzić notowania giełdy. Inwestuję na rynku walutowym, w akcje i nieruchomości. Spotkam się ze znajomymi. I to tyle...

– Jakieś nowe zainteresowania?
– W zasadzie nie. Wolny czas spędzam głównie ze znajomymi. Lubię pokopać piłkę z kumplami. Często oglądamy też mecze we wspólnym gronie. Ciągle tylko piłka. Żadnych nowych zainteresowań.

– Dziś jesteś już facetem w średnim wieku. Mocno zmieniłeś się na przestrzeni lat? Jesteś innym człowiekiem niż 10 czy 20 lat temu?
– Oczywiście. Zmieniłem się bardzo mocno. Przede wszystkim nabrałem wagi (śmiech). Dziś odczuwam trudy piłkarskiej kariery – bóle pojawiają się w różnych częściach mojego ciała. Nie mogę już biegać tak szybko jak kiedyś. Nienawidzę tego uczucia i trudno mi się z pogodzić z tym, że nie jestem już tak sprawny jak kiedyś.

– W Polsce po raz ostatni byłeś w roku 2016. To chyba czas, by ponownie odwiedzić swoją drugą ojczyznę, gdy już wszyscy uporamy się z koronawirusem. Myślę, że polscy kibice wciąż świetnie cię wspominają.
– Tak, minęło sporo czasu odkąd po raz ostatni byłem w Polsce. Chciałem przyjechać w tym roku, ale Covid-19 zburzył moje plany. Wierzę, że uda mi się przyjechać do Polski w przyszłym roku, gdy wszystkie ograniczenia zostaną zdjęte.

– Gdy myślisz o Polsce, to za czym tęsknisz najbardziej?
– Przede wszystkim za spokojem. W Polsce każdy podchodzi z szacunkiem do swoich sąsiadów. Polacy są cisi, nie podnoszą głosu bez powodu, życie płynie w ciszy i spokoju. W Nigerii jest trochę jak w Grecji – wszyscy ciągle krzyczą, czasem naprawdę trudno to wytrzymać. W mojej wyobraźni Polska jawi się teraz jak oaza spokoju i ciszy. Bardzo za tym tęsknię.

– Rozwiodłeś się z Beatą, która wolała pozostać w Polsce...
– Wzięliśmy rozwód, bo nigdy nie byliśmy w stanie porozumieć się co do tego, gdzie powinniśmy mieszkać. Beata chciała żebyśmy zostali w Europie, choćby w Grecji. Ja chciałem wrócić do Nigerii… Nie byliśmy w stanie tego pogodzić. Ale Beata to wspaniała, kochając osoba. Bardzo dobrze wspominam te dwanaście lat, które spędziliśmy wspólnie. Beata to miłość mojego życia i to nie zmieni się nigdy.

– Ładne słowa. Rok temu przypomniałeś o sobie w Polsce, gdy jako agent zaproponowałeś Legii Kingsleya Eduwo. Nadal próbujesz swoich sił jako agent piłkarski?
– Próbowałem sprowadzić Kingsleya do Polski, bo wierzyłem, że da sobie tam radę. On jednak zdecydował inaczej. Był zainteresowany tylko kasą. Szkoda, że się nie udało. Więcej prób nie podejmowałem, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

– Od czasu do czasu agencje podają informację o kolejnych aktach terroryzmu w Nigerii. Niedawno uprowadzono grupę ponad 300 uczniów. Terroryzm to duży problem tego kraju?
– Tak, ale tylko na północy. Na południu kraju czujemy się znacznie bezpieczniej. Sprawą tych uprowadzonych uczniów żył cały kraj. Na szczęście dzieci zostały puszczone wolno.

– Wróćmy jeszcze na chwilę na boisko. Który moment z kariery wspominasz najlepiej?
– To był czas gry dla Polski w kwalifikacjach do mistrzostw świata 2002. I później już sam mundial. Choć turniej w Korei i Japonii nie był dla nas udany.

– Roku później do FC Porto chciał cię wziąć Jose Mourinho. To byłaby historia!
– Tak, pamiętam. Niestety, transfer nie mógł zakończyć się powodzeniem. Byłem wtedy piłkarzem Panathinaikosu i dopiero dochodziłem do siebie po operacji. Szkoda, ale człowiek nigdy nie wie, jak by to się potoczyło.

– Robert Lewandowski został uznany najlepszym piłkarzem na świecie. Duma?
– Jasne, że tak! Robert zasłużył na to wyróżnienie. Przecież w minionym roku wygrał wszystko, co było do wygrania.

– Na boiskach w Nigerii można zobaczyć dzieciaki grające w jego koszulkach?
– Oczywiście. Ludzie tu bardzo go lubią.

– Kończąc, czego ci życzyć z okazji urodzin?
– To coś prostego, ale bardzo ważnego. Życzyłbym sobie, aby Najwyższy zawsze miał nas w opiece.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także