Szejk Hamad bin Khalifa Al Nahyan kupił pięćdziesiąt procent udziałów w Beitarze Jerozolima. Nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie fakt, że właśnie temu klubowi kibicują najbardziej nacjonalistycznie i antymuzułmańsko nastawieni kibice w Izraelu.
O tym, jak bardzo radykalnie nastawieni są kibice Beitaru, najlepiej świadczy przypadek Zaura Sadajewa. W 2012 roku znany u nas później z gry w Lechii Gdańsk i Lechu Poznań Czeczen został tam wypożyczony z Tereka Grozny. Już sam ruch wzbudził powszechny sprzeciw. Co więcej, po jego jedynym golu dla klubu... wielu fanów go wygwizdało i wyszło ze stadionu.
Cała sprawa zainspirowała Mayę Zinshtein, która nakręciła film dokumentalny "Na zawsze czyści". Sadajew oraz wypożyczony wraz z nim Dżabraił Kadijew są bowiem muzułmanami. W ramach protestu przeciwko zatrudnianiu wyznawców islamu członkowie radykalnej grupy kibicowskiej "La Familia" zdemolowali budynek klubu, a broniących nowych kolegów piłkarzy nazwali zdrajcami. Podobnie zresztą jak ministra spraw wewnętrznych, który podjął się mediacji.
Tymczasem szejk Hamad bin Khalifa Al Nahyan to członek rodziny królewskiej rządzącej Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Zapowiedział od razu, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat zainwestuje w Beitar równowartość 92 mln dolarów. Chce w ten sposób przywrócić wielkość klubowi, bo sześciokrotny mistrz kraju tytułu nie zdobył już od dwunastu lat, za to od tego czasu zdarzało mu się kończyć sezon w dolnej połowie tabeli.
"Środki zostaną w pierwszej kolejności zainwestowane w rozwój infrastruktury, młodzieży oraz pozyskanie młodych piłkarzy do wyszkolenia" – zakomunikowano na oficjalnej stronie klubu. Czy któryś z nich będzie Arabem? Byłoby to kolejne przełamanie tabu, bo Beitar to jedyny duży klub Izraela, w którym nigdy nie zagrał zawodnik arabskiego pochodzenia.
Z drugiej strony jeszcze do niedawna żadnemu Emiratczykowi nie przyszłaby do głowy myśl inwestowania w Izraelu. Oba kraje dopiero we wrześniu nawiązały stosunki dyplomatyczne, zresztą Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Bahrajn tym samym stały się pierwszymi krajami znad Zatoki Perskiej, który zdecydował się na taki krok.
– Razem wprowadzimy klub w nową epokę współistnienia, sukcesów i braterstwa ku chwale Beitaru, naszej społeczności i izraelskiego sportu – ekscytował się dotychczasowy główny właściciel Mosze Hogeg. – Jestem zachwycony faktem zostania udziałowcem tak utytułowanego klubu, o którym tyle słyszałem i który gra w tak wspaniałym mieście, stolicy Izraela i jednym z najświętszych na świecie – wtórował mu szejk Hamad.
I nawet w takich dość standardowych formułkach wychodzi, jak delikatny jest temat. Izrael co prawda proklamował jako stolicę Jerozolimę, a w 2017 roku oficjalnie za takową uznał ją Donald Trump i przeniósł do niej ambasadę USA. Inne zdanie ma jednak ONZ. Ze względu na skomplikowany status miasta w konflikcie izraelo-palestyńskim za stolicę uważa Tel Awiw-Jafę i to tam mieści się większość ambasad.
Jak sprawa się rozwinie, trudno powiedzieć. Członkowie "La Familia" już wyrazili swój sprzeciw. Na jednym z pierwszych po transakcji treningów pojawili się licznie i od tego czasu zajęcia zabezpiecza policja. Na klubowym budynku pojawiły się napisy "Pierdo*** Dubaj" czy "Nie kupicie nas".
Mazanie po ścianach i rasistowskie hasła nie są najcięższymi występkami w ich dorobku. Zdarzało im się już bowiem podpalać siedzibę związku, gdy ten zamknął stadion Beitaru, a nawet atakować galerię handlową i restaurację McDonald's w celu pobicia muzułmańskich pracowników.
W klubie zdają się jednak być dobrej myśli. – Mówiłem już, co myślę o rasizmie i mam nadzieję, że wszyscy kibice to rozumieją. A jeśli któryś nie rozumie i chce przychodzić na stadion, to musi zostawić swój rasizm w domu. Będę walczył z całych sił z próbami manifestowania rasistowskich i szowinistycznych poglądów – zapewnił Hogeg.