Jeszcze do niedawna wydawało się to zupełnie nierealne. Jednak z każdym weekendem na niemieckich boiskach, z każdym golem strzelonym w Bundeslidze, Robert Lewandowski zbliża się w klasyfikacji wszech czasów do Gerda Muellera. Czy zostanie kiedyś najskuteczniejszym piłkarzem w historii tych rozgrywek?
Gdyby chcieć zliczyć wszystkie rekordy, które Lewandowski już w Niemczech pobił, nie starczyłoby nam palców u rąk i nóg. Jest w gronie piłkarzy najczęściej wygrywających ligę, jest jej najskuteczniejszym obcokrajowcem, żaden z cudzoziemców nie strzelił też więcej goli w jednym sezonie, ma w dorobku najszybszy hat-trick, "czteropak" a nawet "pięciopak" zdobyty w meczu. Można by tak wymieniać długo, bo kolejne tygodnie to kolejne osiągnięcia, które odblokowuje, zupełnie jak w grze komputerowej. Nie okazuje miłosierdzia ścinanym pod monachijską gilotyną rywalom i doszedł do momentu, w którym może sobie stawiać cele, o których osiągnięciu nikt przy zdrowych zmysłach w ostatnim półwieczu Bundesligi nawet nie marzył. Kibice zza naszej zachodniej granicy podziwiali przecież dziesiątki fantastycznych snajperów, ale o żadnym z nich nie mówiło się, że mógłby wyrównać osiągnięcie Muellera i zdobyć 40 bramek w sezonie lub temu samemu Muellerowi deptać po piętach w klasyfikacji wszech czasów. I tak jak pierwsza z tych misji jest bardziej przyziemna, tak – gdyby uważniej się zastanowić – ta druga wcale nie taka nierealna.
Krótkodystansowym marzeniem "Lewego" jest strzelenie 40 goli w sezonie, co Niemcowi udało się w latach 1971/72. Nie jest to w żadnym wypadku marzenie z kategorii science-fiction, bo po 14 kolejkach Polak ma w dorobku 19 trafień (a przecież w jednym meczu odpoczywał), więc jeśli utrzymałby tę skuteczność (1,36 gola na mecz), to późną wiosną mógłby się pochwalić nawet 46 trafieniami. Do wyrównania kosmicznego osiągnięcia emerytowanego dziś zawodnika wystarczyłoby nawet o sześć mniej, do przebicia go – pięciu mniej. Dobra wiadomość? Na analogicznym etapie sezonu Mueller miał "zaledwie" 11 bramek. Zła wiadomość? Nie miał w perspektywie tylu spotkań w Lidze Mistrzów, Pucharze Niemiec i w Klubowych Mistrzostwach Świata. Zakładając, że Bayern dotarłby do finału wszystkich możliwych rozgrywek, wiosną musiałby rozegrać 34 mecze w 141 dni. Przy takiej intensywności Hansi Flick nie uniknie rotacji, a przed takimi nie uchyli się nawet Lewandowski.
Tak czy owak, nie ulega wątpliwości, że były piłkarz poznańskiego Lecha nieosiągalną dotychczas dla nikogo barierę byłby w stanie złamać. Zwłaszcza że gra w zespole fantastycznym w ofensywie, który kreuje multum okazji bramkowych, a sam jest też przecież etatowym egzekutorem rzutów karnych. To już byłby wielki wyczyn, a co musiałoby się w takim razie stać, by Muellera zdetronizował w klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy w historii?
Dystans dzielący obu dżentelmenów jest ogromny i nie ma co do tego wątpliwości. 32-letni Polak traci do legendarnego Niemca aż 110 goli, czyli liczbę, do jakiej w lidze niemieckiej nie zbliżyło się wielu znakomitych napastników. I być może wiara w to osiągnięcie byłaby chwiejna, gdyby Lewandowski z każdym miesiącem nie podkręcał tempa, w jakim skraca dystans. Na razie spoglądać musi co prawda przede wszystkim na Klausa Fischera (268 goli przy 255 "Lewego"), ale niewykluczone, że tego wyprzedzi w klasyfikacji już po kilku tygodniach 2021 roku (zwłaszcza że Bawarczycy mają w najbliższym czasie na rozkładzie zespoły, które Polak uwielbia upokarzać). Potem jednak swobodnie będzie mógł się wziąć za gonienie legendy.
Analizując szanse Lewandowskiego, musimy wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności. Najpierw zajmijmy się jednak czystą matematyką. Od momentu transferu do Bayernu, 32-latek strzelał kolejno 17, 30, 30, 29, 22 i 34 gole w sezonie. W aktualnie trwającym ma ich w dorobku 19, co daje bilans 181 trafień w 203 meczach, a więc średnio 0,89 w każdym spotkaniu. Ile razy musiałby jeszcze wyjść na murawę, by uzbierać kolejne 110 bramek? 124 razy. W wariancie najbardziej optymistycznym – wyłączając opuszczone spotkania, drobne urazy i zaburzenie skuteczności – rekord Muellera zostałby wyrównany w drugiej kolejce sezonu 2024/25. Lewandowski miałby wówczas 36 lat. A nawet jeśli w międzyczasie opuściłby kilkadziesiąt spotkań, są podstawy, by wierzyć, że na finiszu wspomnianej edycji rozgrywek mógłby doskoczyć do poprzeczki, którą na absurdalnej wysokości zawiesił Niemiec.
By jednak być w pełni sprawiedliwym, warto wziąć też pod uwagę jego średnią skuteczność nie tylko z czasów gry na Allianz-Arena, ale wliczyć też liczne mecze, które zagrał w żółto-czarnej koszulce Borussii Dortmund. W takim wypadku legitymuje się bilansem 255 bramek w 334 spotkaniach ze średnią 0,76 gola na mecz. W takim układzie na szczyt klasyfikacji wszech czasów również wspiąłby się w sezonie 2024/25, ale nie w 2. a w 23. kolejce.
Czy to myślenie życzeniowe? Oczywiście, ale przy tym całkiem realistyczne i pozostające w konwencji faktów. Przede wszystkim warto zauważyć, że Polak z roku na rok jest coraz lepszy, co zresztą sam podkreśla. Przyznał już niejednokrotnie, że z każdym sezonem czuje się mocniejszy, a metryka w niczym mu nie przeszkadza, bo na boisku czuje się znacznie młodziej, niż mogłyby na to wskazywać cyferki wbite w dowodzie. Wyciągając średnią – czy to z jego przygody z Bayernem, czy z całej kariery w Bundeslidze – należało bowiem wziąć pod uwagę sezony, w których aklimatyzował się w nowym kraju (8 trafień) lub w największym niemieckim klubie (17). Z każdym rokiem jest coraz bardziej świadomy i przede wszystkim coraz skuteczniejszy. Ubiegły sezon skończył z 34 bramkami, wiele wskazuje na to, że ten nie powinien być gorszy.
Optymistyczne wyliczenia zakładają, że urodzony w sierpniu piłkarz Muellera dogoniłby niedługo po tym, gdy zdmuchnie z tortu 36 świeczek. A przecież wcale nie jest powiedziane, że nie mógłby grać w piłkę dłużej. Spoglądamy na 40-letniego Zlatana Ibrahimovicia i widzimy, że jest jednym z najskuteczniejszych piłkarzy Serie A. Przypominamy sobie 38-letniego Lucę Toniego i pamiętamy, że zgarnął w tak zaawansowanym wieku koronę króla strzelców we Włoszech. Widzimy, jak prowadzi się Lewandowski, jak dba o ciało, regenerację i świeżość przed następnym meczem i nie mamy powodów, by nie wierzyć, że w Bundeslidze będzie strzelał nie tylko jako 36-latek, ale może nawet jeszcze przez kolejnych kilka lat.
Nie wiadomo, ile lat grania w Niemczech przed kapitanem polskiej drużyny narodowej. Być może pierwsze miejsce w klasyfikacji wszech czasów pozostanie jedynie marzeniem, ale być może rekord, który blisko 50 lat temu wykręcił Mueller, uda się przebić. Jeszcze kilkadziesiąt miesięcy temu brzmiało to surrealistycznie, zwłaszcza że półtora roku temu "Lewy" kończył sezon z 19 trafieniami i brakowało mu wówczas do Niemca aż 163 goli. Sporadycznie bywa jednak kontuzjowany (18 opuszczonych spotkań w 10,5 roku!), bo od momentu gdy trafił do Bundesligi, właściwie nie doświadczył dłuższej przerwy spowodowanej problemami zdrowotnymi. Nastawiać się na detronizację króla Bundesligi na razie nie trzeba, wciąż dystans jest ogromny, ale coraz łatwiej dopuszczać do głowy myśl, w której Polak zostaje najskuteczniejszym piłkarzem w historii rozgrywek i podwyższa poprzeczkę, której pewnie przez kolejne 50 lat nikt nie potrafiłby ruszyć.
18:30
RB Leipzig
13:30
TSG 1899 Hoffenheim
13:30
SV Werder Bremen
13:30
FC Augsburg
13:30
VfL Wolfsburg
13:30
VfB Stuttgart
16:30
Borussia Dortmund
13:30
1. FC Koln
15:30
Hamburger SV