Jako 16-latek przeniósł się z Polonii Warszawa do Sunderlandu, ale jego kariera na Wyspach daleka była od ideału. Jeszcze rok temu grał w piątej lidze angielskiej, a teraz występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej w Szkocji i radzi sobie fantastycznie. O tym, jak zatrzymać Rangers i Celtic, dlaczego odrzucił oferty z Polski i czy widzi się w przyszłości w Premier League porozmawialiśmy z bramkarzem Livingston, Maksymilianem Stryjkiem.
Marcin Borzęcki, TVPSPORT.PL: – Gdybym zadzwonił rok temu (skontaktowaliśmy się 18 stycznia – przyp. red.), rozmawialibyśmy po przegranym 0:2 meczu z Chesterfield w 5. lidze angielskiej. Teraz rozmawiamy jednak po remisie 0:0 z Celtikiem w szkockiej Premiership. Nadążasz za tym, co dzieje się w twoim życiu?
Maksymilian Stryjek: – Da się nadążyć, choć rzeczywiście wiele się zmieniło. Oczywiście, że był to dla mnie spory przeskok, bo jak sam zauważyłeś, przejście z piątej ligi do Premiership w tak krótkim czasie może zaskakiwać. Inna otoczka, lepsi zawodnicy, bardziej zaawansowany futbol... Trochę się tego obawiałem, natomiast miałem też świadomość ciężkiej pracy, którą wykonałem, by tu trafić i wiedziałem, że kiedy już taka okazja się pojawi, będę w stanie utrzymać wysoki poziom. Byłem pewny siebie i przyjeżdżałem do Szkocji ze świadomością tego, że uda mi się w tym kraju zamieszać.
– Z jednej strony wskoczenie do bramki Livingston było niespodziewane, z drugiej czekałeś na mecz z Rangersami, bo wasz pierwszy bramkarz, wypożyczony z tego klubu, ma klauzulę zakazującą mu gry przeciwko tej drużynie.
– Generalnie było tak, że w dużym mierze do podpisania kontraktu z Livingston skusiła mnie obietnica, którą dali mi szefowie. Miałem zapewnienie gry w krajowym pucharze, wiedziałem też, że Robby McCrorie nie wystąpi z Rangersami. Można uznać, że to potencjalnie niewiele spotkań w skali sezonu, ale wierzyłem, że zdołam w tym czasie przekonać do siebie trenera. Rozmawiałem zresztą ze sztabem szkoleniowym, zasygnalizowałem swoją niechęć do siedzenia na ławce, bo byłem bardzo głodny minut spędzonych na boisku. Sezon zaczął Robby, otrzymał szansę jako gracz wypożyczony wcześniej z dużego klubu, ale furtka była dla mnie otwarta, obsada na tej pozycji mogła się na przestrzeni miesięcy zmienić. Czekałem więc cierpliwie na szansę w meczach pucharowych. Udało się, zagrałem też z drużyną Stevena Gerrarda, gdy zremisowaliśmy 0:0, co jeszcze bardziej mnie wzmocniło. Byłem po tym meczu zadowolony z siebie, bo miałem świadomość tego, że konfrontację z takim rywalem ogląda sporo osób i jeśli stanąłem na wysokości zadania, to zostanę doceniony.
– Szkocka piłka różni się w ogóle czymkolwiek od angielskiej?
– Zasadniczo nie. To jest mniej więcej ten sam wyspiarski styl, który opiera się na twardej, fizycznej grze. Między angielskimi a szkockimi klubami krąży wielu zawodników i wątpię, by odczuwali większą różnicę.
– Do 15. kolejki wygraliście trzy mecze. Od 16. do 24. aż siedem. Efekt nowej miotły?
– Sezon zaczęliśmy z Garym Holtem, który opuścił nas z powodów osobistych. Zastąpił go David Martindale, ale nie było to dla nas nowe nazwisko, ponieważ pracował w klubie od dawna, głównie jako asystent. Trudno konkretnie powiedzieć, co zmieniło się w drużynie i dzięki czemu tak regularnie zaczęliśmy punktować, natomiast ewidentnie coś się przestawiło i ruszyliśmy. Na wejściu z nowym szkoleniowcem wygraliśmy 2:0 z Dundee i potem już poszło. Przede wszystkim dużo pracy włożyliśmy jako zawodnicy w to, by poprawić swoje występy, ale na pewno spory wpływ miały na to spotkania pozaboiskowe. Zaczęliśmy często się widywać, dużo rozmawiać. Być może potrzebowaliśmy po prostu więcej czasu na zbudowanie atmosfery i lepsze poznanie się, zwłaszcza że sytuacja z koronawirusem sparaliżowała wiele możliwych działań. Wykluczone okazały się spotkania, wspólne wyjście na obiad, na kawę. Było to więc nieco utrudnione, ale z czasem w szatni wytworzyła się pewna chemia, rodzinna atmosfera, która bardzo nas zjednoczyła. A gdy wyniki już przyszły, dostaliśmy też sporo pewności siebie.
– Pomagał wam psycholog?
– Tak, sporo pracowaliśmy ze specjalistą. Na początku spotykaliśmy się z nim raz w tygodniu, potem raz na dwa tygodnie i do dziś zachowujemy tę regularność. Generalnie w drużynie mamy naprawdę dobrych zawodników, teraz jak tak patrzę na nasz początek sezonu, to wydaje mi się, że problem leżał w zachwianej pewności siebie. Brakowało nam też na boisku zadziorności i sportowej agresji, która w końcu się pojawiła. Dziś to widać, często też sobie podpowiadamy, rozmawiamy ze sobą. Wiadomo, jak to wśród zawodników, czasem potrzebne jest wulgarne postawienie kogoś do pionu, ale najważniejsze, że działa i dobrze się rozumiemy.
– Nie zaczęliśmy rozmowy chronologicznie, a mnie ciekawi, czy nie bałeś się, odchodząc z Sunderlandu do piątej ligi angielskiej, że na dobre zakopiesz się na takim poziomie.
– Lekkie obawy może się pojawiły, ale podchodziłem do tego wyzwania bardzo pewny siebie, coś na zasadzie "OK, schodzę niżej, tam się wyróżniam i szybko wracam na wyższy poziom". Gdy podpisywałem kontrakt z Eastleigh spodziewałem się tego, że media mogą podkręcić temat, bo były bramkarz polskiej młodzieżówki idzie przecież do piątej ligi, natomiast uznałem, że nie mogę się tym kierować. To moje życie, moja kariera i sam chce być autorem własnych decyzji. Jeżeli ktoś by mi wówczas powiedział, że będę teraz w szkockiej Premiership, to obrałbym tę samą drogę, a przecież takiej gwarancji nie miałem.
– Na poczet tej oferty odrzuciłeś możliwość powrotu do Polski.
– Była bardzo konkretna propozycja z Widzewa Łódź. Miałem już nawet podpisywać kontrakt, ale coś mnie tknęło i zrezygnowałem. Uznałem, że nie chcę grać w drugiej lidze polskiej. Może to głupio zabrzmi, ale wolałem grać w piątej lidze angielskiej i wspinać się powoli szczebel po szczebelku niż wracać do kraju, bo jak bym już ugrzązł na trzecim poziomie rozgrywkowym w ojczyźnie, awans wyżej graniczyłby z cudem.
– Mówisz o wspinaniu się szczebel po szczebelku, a tymczasem latem pokonałeś ich kilka za jednym zamachem. Transfery z 5. ligi angielskiej do szkockiej Premiership nie są codziennością.
– Rozmawiałem z agentami i powiedziałem im, że przede wszystkim chcę grać w piłkę. Zasugerowałem szukanie klubu w Szkocji, a że odezwało się z propozycją testów Livingston, to długo się nie zastanawiałem. Zaprezentowałem się tam dobrze, nawet bardzo dobrze, bo podpisałem kontrakt i dziś nie żałuję tej decyzji.
– A rywala do gry miałeś nie z łapanki. McCrorie to piłkarz powołany do reprezentacji Szkocji.
– Był teraz na zgrupowaniu kadry, rzeczywiście jest w orbicie zainteresowań selekcjonera. Szczerze mówiąc, to gdy podpisywałem kontrakt, nie obawiałem się jakoś tej rywalizacji. Myślałem dość egoistycznie, chciałem parafować umowę i być w treningu, walczyć o występy ligowe. Intuicja podpowiadała mi, że to będzie dobry pomysł i prędzej czy później zdołam wykorzystać szansę. Jak na razie się udaje. Podpisałem 3-letni kontrakt, poczułem zaufanie szefów klubu. Livingston to klub, który żyje ze sprzedaży zawodników i zasugerowano mi, że dłuższa umowa pozwoli w przyszłości na mnie zarobić.
– Masz już za sobą mecze i z Celtikiem, i z Rangersami. Obie te drużyny zatrzymaliście, a która zrobiła na tobie większe wrażenie?
– Zdecydowanie Rangers. Dla mnie to murowany faworyt do mistrzostwa Szkocji. Rewelacja sezonu, znakomity zespół. Już po spotkaniu z nimi pomyślałem, że to ekipa, której nikt nie będzie w stanie zagrozić. Jak na razie się nie mylę. Są świetni jako kolektyw i mają znakomite indywidualności. Z Sunderlandu znam jeszcze Jermanie'a Defoe, bardzo dobry zawodnik. Jak przyjrzałem się bliżej, bardzo podoba mi się Ryan Kent. I prawy obrońca James Tavernier, przed którym pewnie wielka kariera.
– Czujecie się teraz jako Livingston na tyle mocni, że chcecie walczyć o coś więcej niż środek tabeli?
– Dość zaskakująco potoczyły się nasze losy w tym sezonie, ale naszym celem jest zostanie w najlepszej szóstce Premiership. To się nie zmienia, a wszystko, co ugramy ponad, będzie przyjęte z wielką radością. Jesteśmy też w półfinale Pucharu Ligi, więc niewykluczone, że uda się skończyć rozgrywki z trofeum w gablocie. Ale do tego jeszcze daleka droga, a jesień pokazała nam, że najwięcej efektów przyniesie nam skupianie się na kolejnych meczach i traktowanie je odrębnie.
– A indywidualnie jak widzisz swoją przyszłość? Uważasz, że trafisz kiedyś do Premier League i to nie tylko w roli rezerwowego tak, jak to miało miejsce w Sunderlandzie?
– Zdecydowanie. Nie wiem, ile mi to zajmie, ale to jest moje największe marzenie i mój nadrzędny cel w życiu.
1 - 1
Włochy
6 - 2
Belgia
2 - 0
Islandia
2 - 1
Finlandia
2 - 1
Anglia
0 - 3
Holandia
2 - 0
Polska
0 - 1
Szwecja
5 - 0
Portugalia
0 - 1
Włochy
16:00
Dania
19:00
Szwecja
16:00
Holandia
19:00
Walia
19:00
Szwajcaria
19:00
Islandia
19:00
Hiszpania
19:00
Belgia
19:00
Dania
19:00
Niemcy