Miasto, które kojarzy się ze świętem skoków narciarskich, drugi rok z rzędu przegrało z pogodą. Chociaż FIS zwykł stawiać gospodarzom Pucharu Świata drakońskie warunki, to do Willingen twarde wytyczne zdaje się nie dotarły. Wiatrołapy – brak. Sztucznie mrożone tory – niepotrzebne. A Wisłę przez te same kwestie prawie wyrzucono z kalendarza.
To, co w niedzielę wydarzyło się na Muehlenkopfschanze, trudno nazwać sportem. Zawodnicy i jury FIS w dwie godziny wymęczyli raptem jedną serię, po to, żeby organizatorzy mogli uznać zawody za odbyte i zgarnęli premie ze sprzedaży praw telewizyjnych. Z obiecywanego miniturnieju "Willingen Six" zrobiło się Four, czyli cztery – tyle oficjalnych skoków oddali od piątku zawodnicy. To i tak lepiej niż przed rokiem, gdy udały się trzy.
Mówi się, że to Ruka jest skokową stolicą wiatrów i odwoływanych zawodów. Najwyższa pora zerwać z tym mitem i bliżej przyjrzeć się Niemcom z Hesji.
Wywołany do tablicy reaguję, choć nawet najpiękniejszy wykres z najfajniejszymi kolorkami nie jest w stanie zobrazować tego, co działo się dziś w #Willingen. Wartości współczynników Polaków (na żółto) względnie niskie, choć różnie to się miało do rzeczywistości. #skijumpingfamily pic.twitter.com/8Yv2TPCQJB
— Piotr Bąk (@bo0nkers) January 31, 2021
Hofer groził odebraniem zawodów. Płać albo płacz, jak w Kuusamo i Klingenthal
Finowie spod Kuusamo odkąd tylko trafili do kalendarza, żyli w strachu przed FIS. Utarło się przekonanie, że rok w rok miewali problemy z okiełznaniem wiatru. I faktycznie, bywało różnie. W sezonie 2015/16 do skutku nie doszły tam ani jedne zawody. Po blamażu Walter Hofer wyłożył kawę na ławę: – na tę chwilę Ruka wypada z PŚ – ogłosił.
Ówczesny szef cyklu zostawił Finom furtkę: wydacie pieniądze – będą zawody. Więc Finowie wydali. Najpierw na nowocześniejsze zaplecze dla zawodników. Potem na ochronę przed podmuchami. Choć mieli już jeden system siatek, musieli wysupłać kasę na taki sam, tylko że od południowej strony zeskoku. Gdy to zostało załatwione, nieoczekiwanie problemem na kole podbiegunowym okazały się... wysokie temperatury. W miejscu, gdzie nikomu nie przyszłyby do głowy kłopoty z roztapianiem się naturalnych torów najazdowych, te nieoczekiwanie zaczęły spływać.
– To żenujące dla Finlandii – grzmiał słynny Mika Kojonkoski. Stanowisko FIS było identyczne jak przy wiatrołapach: instalujecie sztucznie mrożone rynny albo tracicie PŚ. Więc Finowie, którzy chcieli utrzymać w Ruce nie tylko biegi, ale też skoki z kombinacją, spuścili głowy i pokornie zainstalowali.
O tym, ile takie inwestycje kosztują, boleśnie przekonali się już w wielu miastach. Finowie wydali akurat milion euro. Niemcy z Klingenthal – prawie dwa miliony, bo chociaż najpierw załatwili siatki na jedną stronę (potrzebowali niemal 100 metrów materiału wysokiego na 20 m ponad podłoże), to FIS i tam wymogła instalacji na drugiej. Vogtland Arena wygląda z tą dekoracją obrzydliwie, a trenerzy zza płachty nie widzą skoczka oczekującego na belce na skok i odwrotnie. Więc do nich gwiżdżą i krzyczą, ale obiekt przynajmniej nadaje się do skakania.
Wisłę sponiewierano jak mało które miasto
– Takie było życzenie FIS, a z życzeniami FIS nie ma żartów – powiedział Alexander Ziron z komitetu organizacyjnego w Klingenthal, który o pieniądze na wiatrołapy poszedł prosić do władz landu.
– Kiedy Hofer się uprze, to nie ma dyskusji – zupełnie podobnie brzmiał Andrzej Wąsowicz z Wisły, przed którym szefostwo PŚ postawiło identyczne zadanie. Doprawdy trudno znaleźć drugą miejscowość, co do której federacja miałaby tak wybujałe wymogi. Już w 2013 roku, kilka tygodni po debiucie Beskidów w elicie, dla Malinki nie znaleziono miejsca na następny rok. Co zarzucono Polakom? Konieczność produkcji prądu z agregatów, przeciętną jakość transmisji telewizyjnej czy nerwowe działanie ochrony na obiekcie. A poza tym? Fakt, że komuś coś ukradziono w hotelu albo że przy drodze na skocznię nie ma chodnika. – I, na oko, za małe zaangażowanie finansowe w organizację, czego kompletnie nie rozumiem. Nie zostawimy tak tej sprawy, chcemy oficjalnego dokumentu z listą błędów. Jestem zniesmaczony krytyką, taka ocena naszej pracy jest nieuczciwa i niegodna – grzmiał Wąsowicz.
Działacz, który przez lata wykonał gigantyczną pracę na rzecz skoków w tym miejscu, nie spodziewał się pewnie, że po tamtej serii zarzutów w 2017 roku przyjdzie mu stoczyć jeszcze jedną walkę z FIS. O wiatrołapy i sztuczne tory – jak wszędzie. Albo raczej o być albo nie być. W Beskidach opowiadali, że ledwo udało im się przekonać Hofera do odroczenia terminu instalacji siatek. Zgodził się, tylko dlatego że zobaczył nowy rozbieg. Doskonale wiedział, że u nas skoki kocha się do tego stopnia, że nie będzie mowy o nieposłuszeństwie. I faktycznie, nie było. Bo oglądanie Kamila Stocha i spółki przecież nie ma swojej ceny.
Gdy Ruka skompromitowała się organizacyjnie w 2015 roku, to na skoczni zamontowano siatki i nowe tory najazdowe.
— Mateusz Leleń (@LelenMat) January 31, 2021
Oby podobnie było z Willingen. Siatki to tam obowiązek organizatorów. Tory w bliskiej perspektywie również. #skokoholicy #skijumpingfamily https://t.co/5UcfakJxkH
W Willingen jakoś nie grożą odebraniem PŚ. A może i tam powinni?
Oczywiście Wisła sama narobiła sobie biedy z wydatkami, gdy przy modernizacji obiektu ktoś postanowił wyciąć dziesiątki drzew. Czyli naturalnych wiatrołapów, idealnie sprawdzających się m.in. w Titisee-Neustadt. Ale to nie wszystko, o co czepiała się federacja. Niżny Tagił miał wypaść z PŚ przez kiepski catering i opóźnione wypłaty premii dla zawodników. Rasnov przez słabo zorganizowane biuro prasowe, brak oświetlenia, nieterminowy transport i brak doświadczenia wolontariuszy w wydmuchiwaniu śniegu z torów. W miejsce Rumunów chętnie już dawno wskoczyliby Amerykanie. Ich duma, czyli skocznia w Iron Mountain, nie doczekała jednak powrotu do kalendarza PŚ, bo brakowało tam windy na górę rozbiegu. Stanowisko FIS zawsze takie samo: poprawicie błędy albo wypadacie z orbity zainteresowań.
Równocześnie na Turnieju Czterech Skoczni:
Wielkie porównanie kocyków.
— Adam Bucholz (@Bucholz_Adam) January 31, 2021
Ruka > Willingen
Ale to moje skromne zdanie. #Willingen #ZimaJestNasza @skijumpingpl #skijumpingfamily pic.twitter.com/9C8YmuNYHI