| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Igor Sapała jest jednym z liderów Rakowa, który liczy się w walce o mistrzostwo Polski. Defensywny pomocnik wierzy, że jego drużyna wywalczy tytuł. – Ten cel nas napędza – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL. Transmisja meczu Legia – Raków od godz. 19:10 w TVP Sport, na TVPSPORT.PL i w aplikacji mobilnej.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Porażka z Pogonią Szczecin była dla was wypadkiem przy pracy?
Igor Sapała: – Spotkanie wymknęło nam się spod kontroli po straconej bramce. Nie doszukiwałbym się jednak jakiegoś głębszego sensu, na pewno nie można mówić o żadnym kryzysie. W naszej grze było też wiele dobrego. Nie stało się nic złego, nie ma co tego rozpamiętywać.
– Oczekiwania wobec was wzrosły. Trudno się do tego przyzwyczaić?
– Trochę czasu było nam na to potrzeba. Rola faworyta była czymś nowym, nie do końca to znaliśmy. Zwłaszcza, że niewielu naszych piłkarzy ma doświadczenie w walce o czołowe miejsca w Ekstraklasie. Dojrzeliśmy jednak do tego. Wyciągnęliśmy sporo wniosków z pierwszego sezonu, nauczyliśmy się na własnych błędach. Trzeba pochwalić także transfery, bo nowi wnieśli wiele do drużyny.
– Brak miejsca na podium byłby dla ciebie rozczarowaniem?
– Na pewno dzisiaj myślę o mistrzostwie Polski. To żadna nowość, bo jestem ambitnym człowiekiem. Widzę jak wygląda tabela i wiem, że mamy na to szanse. Nie wpadamy w większe dołki, jeśli chodzi o formę i wyniki. Po słabym meczu natychmiast następuje reakcja. Klub jest ustabilizowany i mądrze prowadzony. To klucz do sukcesu. Nie ma tu miejsca na przypadek, trener Marek Papszun pracuje od lat, cały czas realizuje swoją wizję. Zbudowano fundamenty. Bez nich czasami można osiągnąć sukces, ale na dłuższą metę nie skończy się to dobrze. Jeżeli nie skończymy na podium, nie stanie się żadna tragedia. Teraz jednak o tym nie myślę. Mamy przed sobą cel, który niesamowicie nas napędza.
– Rzadko kiedy zdarza się, by beniaminek radził sobie w Ekstraklasie tak dobrze jak wy. Drugi sezon jest jeszcze lepszy. Dlaczego tak się dzieje?
– Trudno mi to ocenić, bo nie wiem, jak funkcjonują inne drużyny. Trener kładzie wielki nacisk na taktykę i intensywność. Jeśli nie spełniasz wymagań Papszuna, nie masz czego tutaj szukać. O naszych dobrych wynikach decyduje rzetelna praca i to, że naprawdę stanowimy zespół.
– Jak bardzo rozwinąłeś się u trenera Papszuna?
– To najlepszy trener z jakim pracowałem. Absolutna czołówka szkoleniowców w naszym kraju. Ciągle się rozwijam, a on wciąż widzi elementy, nad którymi mogę pracować. To wymagający trener, który ma świetny wpływ na zespół. Wymaga profesjonalizmu, nie cierpi, gdy ktoś zaniedbuje swoje obowiązki, albo nie przykłada się do pracy w stu procentach. Kiedy zawodnik postępował inaczej, szybko żegnał się z Rakowem. Myślę, że trenera chwalę nie tylko ja, bo wielu chłopaków zrobiło postępy. Czujemy się pewnie, bo mamy opracowanych mnóstwo wariantów, mamy pomysł na każdego rywala.
– Co chciałbyś poprawić w swojej grze?
– Chciałbym mieć więcej bramek i asyst. Jako defensywny pomocnik skupiam się przede wszystkim na destrukcji, ale chcę dawać drużynie coś "ekstra". Wymagam od siebie czegoś więcej, niż tylko wywiązywania się z podstawowych zadań.
– Pierwsze twoje podejście do Ekstraklasy zakończyło się niepowodzeniem. W Piaście Gliwice nie dałeś sobie rady.
– Życie pokazało, że było na to za wcześnie. Ekstraklasa pojawiła się zbyt szybko i za łatwo. Nie zdawałem sobie sprawy, jakie są wymagania na tym poziomie i jak mocno trzeba się napracować. Zabrakło mi świadomości i dojrzałości, które mam dzisiaj.
– W pewnym momencie wiele zaczęło wskazywać na to, że nie będziesz profesjonalnie grał w piłkę…
– Tak, występowałem w czwartej lidze, na peryferiach poważnej piłki. Przeskok z juniorów do dorosłego futbolu okazał się brutalny… Marzenia się oddalały. Wtedy pojawił się Dariusz Dźwigała, który znał mnie, bo w Polonii Warszawa trenowałem z jego synem Adamem. Dostałem szansę w Dolcanie Ząbki, trener sporo mnie nauczył, bo też chciał, by jego drużyna utrzymywała się przy piłce. Od tego momentu wszystko zaczęło układać się tak, jak powinno.
– Nawet gdy opuściłeś Piasta, "krążyłeś" wokół Ekstraklasy.
– Najpierw poszedłem do GKS Katowice, który aspirował do awansu. Potem pojawił się Raków i wydawało się, że to będzie dla mnie krok w tył. Myliłem się i bardzo się z tego cieszę. Wkomponowałem się w zespół i wsiadłem do pociągu, którym jadę cały czas. To był strzał w dziesiątkę.
– W poprzednim sezonie byłeś podstawowym graczem Rakowa. Trudno było przestawić się z gry w pierwszej lidze na Ekstraklasę?
– Nie, to nie był wielki przeskok. Pomagała też organizacja gry. Były słabsze momenty, ale nawet przez chwilę nie pomyślałem, że Ekstraklasa to poziom, na którym sobie nie poradzę.
– Traktujesz Raków jako przystanek w karierze?
– Tak, ale to miejsce, w którym czuję się świetnie. Niedawno przedłużono ze mną kontrakt, co pokazuje, że jestem tutaj doceniany. Raków tak się rozwija, że nie wiadomo, czy niedługo na stałe nie znajdzie się w czołówce polskich klubów. Nie myślę o zmianie klubu, chociaż oczywiście nie mogę tego wykluczyć w przyszłości. Teraz liczy się dla mnie jednak tylko ten sezon. Chcę wycisnąć z niego maksimum dla siebie i dla klubu. Tutaj jest naprawdę fajnie. Trener dba, by szkielet drużyny był zachowany, mimo że jest sporo zmian kadrowych. Razem ze mną w zespole jest kilku zawodników, którzy grają w klubie od paru lat. Trzymamy się razem, dobrze się rozumiemy. To też jedna z przyczyn dobrych wyników. Jeśli jesteś w klubie dłużej, czujesz się za to miejsce odpowiedzialny jeszcze bardziej.
– Miałeś okazję pokonać Legię w meczu Pucharu Polski, gdy Raków był jeszcze pierwszoligowcem. Teraz liczysz na powtórkę?
– Mamy plan na ten mecz i od nas zależy, czy będziemy w stanie wejść na odpowiednie "obroty", by go zrealizować. Chcemy wygrać, to jasne. Mecze z Legią mają dla mnie dodatkowy podtekst, bo jestem z Warszawy. To miasto, w którym dorastałem, więc zawsze chcę się pokazać. W sobotę możemy postawić kolejny krok w kierunku tego, by uczynić ten sezon wyjątkowym.