| Piłka nożna / Betclic 2 Liga
Motor w sobotę wróci do rywalizacji w drugiej lidze. Drużyna z Lublina po rundzie jesiennej zajmuje jedenaste miejsce, chociaż oczekiwania kibiców były zdecydowanie większe. – W grudniu pojawiły się myśli, by wspólnie z poprzednim trenerem podziękować za współpracę – wyznał w rozmowie z TVPPSPORT.PL Rafał Grodzicki, najbardziej doświadczony piłkarz zespołu.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jakie nastroje są w szatni Motoru? Jak wiele zmieniło się od jesieni?
Rafał Grodzicki: – Panuje spora ekscytacja. Zmienił się sztab szkoleniowy, a pojawienie się nowego trenera sprawia, że każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony i udowodnić, że zasługuje na grę. Zmieniła się też taktyka. Gramy w systemie 4-3-3, który próbowaliśmy wdrażać już jesienią. Teraz sztab postanowił, że właśnie to ustawienie będzie naszym podstawowym. Widać, że trener Marek Saganowski zdobył olbrzymie doświadczenie jako piłkarz. Bez wątpienia przekłada się to na jego pracę. Wszystkie treningi podporządkowane były temu, by wiosną zobaczyć odmieniony Motor. W sparingach wyglądało to dobrze.
– W meczach kontrolnych radziliście sobie z pierwszoligowcami. Zremisowaliście z Radomiakiem i pokonaliście Resovię.
– Na sparingi patrzę trochę z przymrużeniem oka. Zespół z niższej klasy rozgrywkowej zawsze bardziej się mobilizuje, gdy przychodzi mu grać z rywalem występującym wyżej. Piłkarze chcą wtedy udowodnić, że też poradziliby sobie na lepszym poziomie. Latem mieliśmy tak samo. Czasami trudniej grało nam się z drużynami z niższych lig, niż z pierwszoligowcami. Najważniejsze było jednak skupienie się na sobie i konsekwentne realizowanie planu. To się udało.
– Jesienią był pan grającym asystentem trenera Mirosława Hajdo. Po jego odejściu nie jest już pan jednak członkiem sztabu. Dlaczego tak się stało?
– Kiedyś już usłyszałem, że w pewnym wieku zawodnik powinien skupić się wyłącznie na sobie. Nie powinien zajmować się innymi rzeczami i teraz wiem, że to była prawda. Dość szybko zauważyłem, że zdjęcie ze mnie części obowiązków sporo mi dało. Mogłem skupić się tylko na tym, by jak najlepiej przygotować się do rundy. Przepracowałem okres przygotowawczy bez kontuzji, z którymi w ubiegłej rundzie miałem trochę kłopotów.
– Po zakończeniu rundy jesiennej pracę stracił Mirosław Hajdo. Trener, który sprowadził pana do klubu i włączył do sztabu szkoleniowego. Nie myślał pan nad tym, że lojalnie byłoby odejść razem z nim?
– Pojawiły się w mojej głowie także takie myśli. Tutaj sporą rolę odegrał jednak sam trener Hajdo, który przekonywał mnie, że wciąż mogę wiele dać tej drużynie jako piłkarz i mocno przyczynił się do tego, że zostałem w Motorze.
– Nowy sztab przeprowadzał z panem analizy dotyczące tego, co działo się z zespołem jesienią?
– Nie, nie było jakichś nadzwyczajnych spotkań ze mną. Trener Saganowski spotkał się z każdym z nas na rozmowie w cztery oczy. Ja też mam za sobą takie spotkanie. Zarówno z trenerem, jak i z dyrektorem sportowym, dogadałem się szybko.
– Co będziecie chcieli osiągnąć w rundzie wiosennej?
– Marka Motoru, infrastruktura tego klubu i jego nowy właściciel pokazują, jaki potencjał tkwi w Lublinie. Jesteśmy świadomi, że jako zespół musimy mierzyć w awans. Sezon zaczęliśmy jako beniaminek. Musieliśmy nauczyć się tej ligi, na pewno też popełniliśmy pewne błędy… Rozegraliśmy już kilkanaście spotkań i chyba nadszedł czas, by zdjąć z nas parasol ochronny. Chcemy pokazać, że możemy powalczyć o miejsce w czołówce, ale nie będziemy patrzyli na to, co czeka nas za kilka tygodni. Najważniejszy będzie każdy zbliżający się mecz.
– Runda jesienna była dla pana rozczarowaniem? Z jednej strony, wiadomo o dużych aspiracjach Motoru. Z drugiej, jako beniaminek wciąż macie pięć punktów straty do miejsc barażowych, dających prawo gry o pierwszą ligę.
– Tamta runda mogła być lepsza, punktów powinno być więcej. Meczem, który okazał się najlepszym podsumowaniem naszej gry, było ostatnie starcie rundy z Pogonią Siedlce (zakończone remisem 3:3 – przyp.red.). Przez godzinę graliśmy koncertowo, prowadziliśmy 3:0, by w ostatnich dwudziestu minutach zaprzepaścić ciężką pracę całego zespołu. Brakowało nam stabilizacji. Nie potrafiliśmy utrzymać równego poziomu przez całe spotkanie. Po znakomitym meczu przychodził kolejny – bardzo słaby. To sprawiło, że w naszych głowach pojawiły się myśli, że być może nie jesteśmy jeszcze gotowi do gry o coś więcej. Osobiście uważam, że mamy ku temu potencjał. Jesteśmy bogatsi o doświadczenia z jesieni. Z tamtych lekcji trzeba wyciągnąć jak najwięcej wniosków i wykorzystać to w nadchodzących spotkaniach.
– Pod względem indywidualnym jest pan zadowolony ze swojej gry w rundzie jesiennej?
– Nie, z pewnością stać mnie na więcej. Tak jak już wspomniałem, borykałem się z różnymi urazami. Sporo meczów rozegrałem na mocnych środkach przeciwbólowych. Wiem, że ze względu na liczbę występów w Ekstraklasie, jestem na świeczniku i kibice zwracają uwagę na to, jak się prezentuję. Czuję się dobrze przygotowany i wierzę, że wiosną moja gra będzie wyglądała zdecydowanie lepiej.
– Były jakieś rozmowy o przyszłości? Pana kontrakt wygasa z końcem czerwca.
– Nie, to nie moment na takie rozmowy. Jest nowy trener, który przez najbliższe pół roku swojej pracy będzie oceniał przydatność poszczególnych zawodników. Prawie wszyscy piłkarze jadą na tym samym wózku. Większość umów kończy się po sezonie. Wszyscy walczymy o swoją przyszłość. Poza tym, w poprzednich klubach zazwyczaj było tak, że decyzja o przedłużeniu kontraktu zapadała niemal w ostatniej chwili. Podobnie będzie pewnie także w Motorze.
– Czy po jesiennych meczach doszło do spotkania ze Zbigniewem Jakubasem?
– Nie, właściciel spotkał się z nami tylko przed rozpoczęciem sezonu. W trakcie rozmowy przedstawił nam swoją wizję klubu, ale także sposób myślenia i podejścia do pracy. Pan Jakubas otoczył się ludźmi ze świata futbolu, którzy mają olbrzymie doświadczenie. To z nimi kontaktujemy się na co dzień.
– Na początek zmierzycie się z Olimpią Grudziądz, która zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Zlekceważenie rywala może okazać się jednak zdradliwe…
– To zupełnie inny zespół, niż jesienią. Trenerem został Zbigniew Smółka, który pracował już w Ekstraklasie. To człowiek z mocnym charakterem, który wie, czego chce. Będzie wymagał od drużyny waleczności. Sprowadzili sporo nowych zawodników. Olimpia jest w trudnej sytuacji i potrzebuje punktów, dlatego czeka nas bardzo trudne spotkanie. Wiele zależy jednak od nas. Jeśli zagramy na odpowiednim poziomie, który prezentowaliśmy przez cały okres przygotowawczy, to powinniśmy ten mecz wygrać.
– W sobotę zagracie na naturalnej nawierzchni. W czasie przygotowań zazwyczaj graliście na boisku ze sztuczną murawą.
– Na początku przygotowań, zagraliśmy na trawiastym boisku w Siedlcach z Wisłą Płock. Trudno jednak mówić o naturalnej murawie, bo była ona twarda, pokryta lodem i śniegiem. Na trawie mieliśmy dwa treningi podczas obozu w Uniejowie, w piątek odbyliśmy trening na głównej płycie Areny Lublin. W sobotę murawa też nie będzie raczej sprzyjać finezyjnej grze. Nie sądzę jednak, by Olimpia przygotowywała się w lepszych warunkach, dlatego boisko nie będzie żadną wymówką.
– W Lublinie już jesienią były wielkie oczekiwania wobec Motoru. Czy wyniki osiągane przez drużynę sprawiły, że presja nieco zmalała?
– Gdybym nie znał realiów, to powiedziałbym, że powietrze z balonika trochę zeszło. Przyszedł nowy trener, który dostanie trochę czasu od zarządu i kibiców. Zespół jest w środku tabeli… To wszystko byłoby jednak kłamstwem. Lublin ma wszystko: świetny stadion, możliwości finansowe, rozwijającą się akademię i kibiców, którzy w przeszłości zasmakowali już gry swojego klubu na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Ci ludzie cały czas mają w głowach to, że są warunki ku temu, by jak najszybciej zagrać w Ekstraklasie. Myślę, że po kilku spotkaniach wróci do nas olbrzymia presja, ale ja doskonale rozumiem fanów Motoru. Każdy, kto przychodzi do tego zespołu, musi liczyć się z ich wysokimi oczekiwaniami. Nasze marzenia nie różnią się niczym od marzeń kibiców z Lublina. Zrobimy wszystko, by wspólnie je zrealizować.