Przez pięć lat pracował w szkole. Inwestował własne środki i czas, by spełnić marzenia. Nie żałuje żadnej wydanej złotówki. Choć wie, że trudno będzie mu dostać się na igrzyska, nie odpuszcza. Adam Czerwiński, w rozmowie z TVPSPORT.PL, przedstawia historię startów w Halowych Mistrzostwach Europy, biegów ulicznych i "prowadzenia" po bieżni najlepszych lekkoatletów świata.
W 2010 roku zdobył halowe wicemistrzostwo Polski w biegu na 800 metrów. W tym samym sezonie był drugi na młodzieżowych mistrzostwach kraju w Krakowie. Także w roku 2010 wywalczył złoto (bieg na 1500 metrów) oraz srebro (bieg na 800 metrów) mistrzostw Polski Akademickiego Związku Sportowego w Białej Podlaskiej.
32-latek to dwukrotny wicemistrz Polski seniorów w biegu na 1500 metrów (2011 i 2018). Dwukrotny halowy mistrz kraju na 1500 metrów (2012 i 2014). Czerwiński przez lata stanowił "zagrożenie" dla najlepszych biało-czerwonych. W Toruniu przygodę z HME zakończył na półfinale. Po powrocie do domu odpowiedział na kilkanaście naszych pytań.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Jak można ocenić zakończone w niedzielę HME?
Adam Czerwiński: – Apetyt był na więcej. Mieliśmy potencjał na większą liczbę złotych medali, ale to jest sport. Nie wszystko jest oczywiste. Ostatni dzień dostarczył dużo emocji. Nie obyło się bez zaskoczeń. Złoto Patryka Dobka zrobiło wrażenie.
– Były łzy w oczach podczas hymnu?
– Widać było, że polscy zawodnicy wszystkimi zmysłami chłonęli ten hymn. Była wielka radość i duma. Sam stałem na baczność w pokoju i słuchałem z rodziną. Jestem szczęśliwy, że mogłem być częścią tego teamu. To moi koledzy i koleżanki. Przeżywałem dużo mocniej te mistrzostwa niż zwykle.
– Dużo wyrzeczeń kosztował start w Toruniu?
– Tak. Poszedłem na całość. Dałem bardzo dużo z siebie. Miałem obóz w Kenii, cały cykl przygotowań. Pogoń za minimum. Dopiero teraz wróciłem do domu na dłużej po wielu dniach nieobecności. Rodzina trochę tęskniła.
– Niektórzy twierdzą, że pana historia jest szalona.
– Zgadzam się, dużo się działo: wyczynowe bieganie, potem obrażenie się na sport. Założenie rodziny, praca w szkole, praca jako trener, instruktor. Drażliwy temat, ale również załamanie nerwowe. Biegi uliczne, przypadkowe rozpoczęcie prowadzenia biegów, ponowne medale mistrzostw Polski, założenie grupy biegowej. "Zającowanie" na wielkich mityngach, wyjazdy na zgrupowania do RPA, do Kenii, poprawa rekordu życiowego, wyjazd na HME… to tak w skrócie. Sam sobie wybrałem taką drogę. Rodzina też czerpie z tego radość, mimo że kosztuje nas to nie tylko sporo pieniędzy, ale też dużo rozstań. Pojawiają się kłopoty logistyczne, wiele stresu, nerwów. Są sprawy, których nie widać gołym okiem. Nie żałuję jednak żadnej decyzji. Żona też. Myślę, że po tych mistrzostwach trochę odpuszczę. Posiedzę w domu z najbliższymi. "Stracony" czas się trochę wyrówna.
– Był moment, w którym pomyślał pan: "Dobra, ryzykuję, idę na całość"?
– To był długi proces, odkąd w 2014 roku obraziłem się nieco na lekką atletykę, ale nie na tyle, żeby całkiem odpuścić. Ciągle byłem blisko sportu, zwłaszcza sercem. Podziękowałem wieloletniemu trenerowi, sam zacząłem siebie trenować. W końcu poprosiłem o urlop w szkole.
– Płatny?
– Nie ma tak dobrze. Bezpłatny. Trwa już drugi rok. W poprzednim chciałem pojechać na dużą imprezę, ale pandemia pokrzyżowała plany. Wydłużyłem pogoń za marzeniami o dwanaście miesięcy. W styczniu 2020 roku poleciałem z drużyną Lewandowskich na obóz do RPA. W tym roku do Kenii, z trenerem Kostrzebą i jego ekipą (Michał Rozmys, Krystian Zalewski, przyp. red.). Poświęciłem dużo. Nie chciałem potem żałować, że odpuściłem. Inaczej, do końca życia, mógłbym sobie pluć w brodę, że nie podjąłem ryzyka. Nie należę do takich osób. Chciałem, żeby to była piękna klamra w mojej przygodzie ze sportem. Udowodniłem sobie i innym, że jak się chce, to można. Trzeba wierzyć i ciężko pracować. Mistrzostwa Europy nie przyleciały do mnie za darmo.
– Wszystko w sporcie kręci się wokół pieniądza?
– Bardzo dużo kwestii. Nie żałuję żadnej złotówki wydanej na przygotowania. Podczas HME nie zarobiłem, ale to była pogoń za marzeniami. Bezcenne uczucie. Pokazałem ludziom niecodzienną historię. Mając żonę, dzieci, pracę, można zaryzykować i walczyć o marzenia. Nie liczyć pieniędzy, dążyć do celu. Cały czas łączę treningi, życie osobiste. Do tego prowadzę grupę biegową. Mam zarejestrowaną firmę na tę działalność.
– W #AdamCzerwińskiTeam jest już ponad 100 osób?
– Na stałe prawie osiemdziesiąt, ale na pewno ponad 100 osób "przewinęło" się przez mój zespół. Ludzi wspaniałych, chcących pracować ze mną, ale głównie nad sobą. W przeszłości miałem też epizod, w którym byłem instruktorem narciarstwa. Jeździłem w ferie dorobić pieniędzy. Tak się w moim życiu wszystko ułożyło, że zacząłem prowadzić również biegi jak pacemaker. Obracałem się w tym środowisku. Marcin Lewandowski powiedział, że dzięki tej decyzji przedłużyłem sobie życie biegowe. To mnie cały czas trzymało przy sporcie. W głowie miałem: "Muszę jeszcze pojechać na dużą imprezę!". Wiedziałem, że nie zdziałam cudów, ale dla mnie ważny był sam start. Po 10 latach poprawiłem rekord życiowy o prawie dwie sekundy, zapewniłem sobie miejsce w składzie na te mistrzostwa, ale uśmiechnąłem się dopiero, gdy dostałem numer startowy i stanąłem na linii startu. Wcześniej mogło być różnie. Niektórzy "odpadali" przez pozytywne wyniku testu na koronawirusa, inni przez kontuzję. Mi się na szczęście udało! Na tydzień przed startami złapałem jednak infekcję. Pojawiło się zapalenie gardła, ból głowy. Organizm się rozluźnił. Ciśnienie ze mnie zeszło. Nie dociągnąłem formy do głównego startu.
– Wynik mógł być zatem lepszy?
– Tak. Nie jestem zadowolony z tego biegu. Trudno mi się rywalizowało. Kibice raczej nie mogą mi mieć tego za złe. Sam udział to było już dla mnie wielkie wyróżnienie. Sam na to zapracowałem. Nikogo nie muszę przepraszać.
– Szkoli pan w swoim klubie jakieś perełki?
– Każdy na swój sposób jest diamentem do oszlifowania. Niezależnie od wieku. Ale nie mam zawodników wyczynowych. To raczej biegacze amatorzy, choć niektórzy bardzo dobrze wypadają nawet na tle krajowym. Większość ściga się w biegach ulicznych lub górskich. Staram się im pokazać świat sportowy. Dzielę się swoją wiedzą i historiami ze świata sportu. Lubimy ze sobą przebywać. To wielka biegowa rodzina. Dzięki nim mogę trenować i biegać do tej pory. Jest motywacja w dwie strony. To po prostu moja pasja i praca.
– Dalekie wyjazdy i koszty liczy się w dziesiątkach tysięcy?
– Kiedy raz na rok pozwolę sobie na taki wypad, to jest duży "ból budżetowy". Innej drogi jednak nie ma. Marzenia nie mają swojej ceny. Zrealizowałem jednak swój jeden z głównych celów. Na szczęście drugi rok pomaga mi Decathlon. Dzięki temu mogłem więcej zainwestować w siebie. Nie przeliczam wszystkiego na złotówki.
– Znalazłem nagłówki, że mamy "najszybszego nauczyciela w kraju". Pasuje takie określenie?
– Myślę, że tak, choć teraz jestem na urlopie i nie musiałem świadczyć pracy na rzecz szkoły. Od 2014 roku do 2019 roku pracowałem na pełen etat i równocześnie zdobywałem medale mistrzostw Polski. Dwa razy uzyskałem też tytuł Mistrza Polski Nauczycieli w półmaratonie.
– Jak to, co się dzieje na stadionach, odbiera grono pedagogiczne i uczniowie?
– Śledzą na bieżąco wydarzenia. Kiedy zdobywałem medale mistrzostw Polski, to zawsze miło mnie witali. Czekał tort, świętowaliśmy zawsze przy kawie i ciastku. Teraz też trzymają kciuki. Pani dyrektor chciałaby, żebym wrócił jak najszybciej. Nie wiem jeszcze co robić. Czy próbować biegać za innymi celami, czy odpuścić. Mam jeden główny cel: poprowadzić bieg na Diamentowej Lidze. Skoro chwalą sobie mnie organizatorzy i zawodnicy, to nie chcę odpuszczać. Mam nadzieję, że po tych przepychankach z kolegami z Polski, Jacob Ingebrigtsen nadal będzie chciał, żebym mu poprowadził jeszcze jakiś bieg, haha!
– Da się czerpać radość z bycia pacemakerem?
– Jasne. Inaczej nigdy bym nie wystąpił na tak wielkich imprezach. jak mityngi z cyklu World Indoor Tour z finałem włącznie. Na swoim koncie mam poprowadzone biegi na rekord Europy czy rekordy krajów (z kilkoma rekordami Polski na czele). Bardzo się cieszę, że jestem doceniany w tym środowisku. Kiedyś powiedziałem: "Nie dało się wejść drzwiami do wielkiego świata lekkiej atletyki, to wszedłem oknem, w nieco innej roli". Wiadomo, że chciałbym być takim dobrym zawodnikiem, jak ci, którzy "biją" się o czołowe lokaty, ale już się z tym pogodziłem, że tak nie będzie. Straciłem za dużo czasu. Nie da się go nadrobić. (...) Ciekawostką jest fakt, że nie mam pojęcia, ile do tej pory zarobiłem na ostatnich biegach. W sumie, nie to mnie motywuje w tym biznesie. Wiem, że jeśli będę dobry, to pieniądze się pojawią. Chcę dobrze wykonać swoją pracę, pomóc innym w biciu rekordów. Kiedy zawodnicy się cieszą, że przyjeżdżam, to największa radość. Nie sztuką jest pojechać na zawody i źle wykonać swoje zadanie. Dwie takie wpadki i cię nie ma.
– Nikt z Polskiego Związku Lekkiej Atletyki się nie odzywał?
– Nie. Właśnie o to miałem zawsze żal. Mimo że zdobywałem medal, pokazywałem się z dobrej strony, wygrywałem z przewagą podczas HMP, nikt nie dawał znaku. Zero miłego słowa. Nawet teraz nikt "z góry" mi nie pogratulował. Nie zająknął się, nic nie napisał. To głębszy problem. Może tak musi być. Pogodziłem się z tym, robię swoje. Własnymi siłami osiągnąłem tak dużo i dzięki temu mam większą satysfakcję.
– Brak powołania na HMŚ w Sopocie w 2014 roku zabolał najbardziej?
– To było przechylenie szali. Wkraczałem w dorosłe życie, chciałem założyć rodzinę. Nie miałem z tego pieniędzy. Musiałem podjąć decyzję. Nie dostałem powołania, w kuluarach mówiło się, że będą zabierali mistrzów Polski. Wzięli, ale nie wszystkich. Zrobili wyjątki... Miałem o to żal. Szkoda, że nie ma sztywnych zasad, jest wolna amerykanka. W tym roku nie pozostawiłem nikomu złudzeń. Nie było możliwości, żeby PZLA mnie nie zabrało na HME. I zrobiłem minimum, i zdobyłem medal MP.
– Czas rezerwować bilety do Japonii?
– Niekoniecznie. Wiem, że dużo mi brakuje. Wiem, że jeszcze jest furtka, żeby dostać się z rankingu, ale będzie to trudne zadanie. Trzeba startować w dużych mityngach, zbierać punkty. Oczywiście, podejmę próbę walki o jak najlepszy wynik, ale zobaczę, co będzie. Stąpam bliżej ziemi. Celowałem już i tak w Księżyc. Dużo kwestii się udało, ale straconego czasu nie da się nadrobić w sporcie. Za długo nie było mnie w profesjonalnym sporcie. Do tej pory tylko "Lewy" ma minimum na igrzyska. Myślę odważnie, ale zachowuję racjonalne myślenie.
– Mimo straconego czasu, można pana zobaczyć w hali, na otwartym stadionie oraz w biegach ulicznych. Jak to wszystko łączyć?
– Jakoś dałem radę. Udało mi się pobić życiówki na 1000 i 1500 metrów, a i nawet półmaraton przebiegłem w dobrym czasie (1:07:59). Biegi uliczne traktowałem jednak jako mocne przetarcie, trening. Kiedy przychodził sezon, skupiałem się już głównie na stadionie.
– Lepiej mieć trenera czy być nim samym dla siebie?
– Kiedy ma się trenera, wszelkie niepowodzenia można zrzucić na niego. W tym momencie biorę pełną odpowiedzialność na siebie. Znam swój organizm. Obserwowałem siebie, innych trenerów, zawodników, kombinowałem na swoim organizmie. Nie zawiodłem się. Rekordy życiowe poprawiałem niemal co rok. Przy moim trybie życia muszę często na bieżąco reagować na wydarzenia, dostosowywać pod to ćwiczenia. Inaczej musiałbym być cały czas na telefonie. Mieć dwie doby.
– Studia na Akademii Wychowania Fizycznego dały wiele?
– Można tak powiedzieć. Kiedy studiowało się dziennie, było bardzo dużo zajęć fizycznych. To męczące, ale człowiek jest młody. Nawet czas na imprezę się znajdzie! Kwestia organizacji czasu. Powinno się mieć z tyłu głowy fakt, że należy się z jednej strony dobrze wykształcić, z drugiej być dobrym sportowcem. Nie wiem, co by było, gdybym nie podjął studiów na AWF. Wydaje mi się, że podejmuję decyzje, który procentują w przyszłości.
– "Papierek" warto mieć?
– Dokładnie. Dzięki temu mogłem podjąć pracę w szkole. Znam też dziedziny nauki, które wykorzystuję w treningach. Moje życie toczy się wokół sportu. Zawsze będę szedł w tę stronę. Wstaje codziennie z radością i uśmiechem. Robię to, co kocham. Wspaniałe uczucie!
– Planuje pan w głowie koniec kariery?
– Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Już raz to zrobiłem, ale miałem niedosyt. Czułem, że sam sobie muszę coś udowodnić. W 2021 roku pobiłem rekord życiowy, także szkoda byłoby kończyć. Z drugiej strony wiem, co te moje wyniki dają w Europie. Praktycznie... nic. Minimum do Tokio do 3:35. To kosmos. Musiałbym trafić w mega bieg, "dzień konia". Wszystko musiałoby się poskładać. Z tyłu głowy gdzieś to siedzi, ale to wiążę się z faktem, że niedługo musiałbym lecieć na kolejny obóz, kolejny i kolejny. Przed HME czułem, że jestem w stanie pojechać na takie zawody, co i tak wiązało się z poprawieniem rekordu życiowego. Igrzyska? Po prostu tego nie czuję. Nie chcę pompować balonika i opowiadać, że walczę o minimum. To bardzo, bardzo odległe marzenie. Ale nie mówię definitywnie "nie"! Po prostu pójdę ponownie za intuicją. Trenuję dalej. Sprawia mi to ogromną radość. Zwłaszcza, że nic nie muszę. Mogę i chcę.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1024 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.