Filip Czyszanowski odwiedził niedzielnego solenizanta Tomasza Golloba, który 11 kwietnia świętuje swoje 50. urodziny. – Chciałbym stanąć na nogach, usiąść na motocrossie i powrócić do historii, która mnie zatrzymała – powiedziała legenda polskiego żużla.
Filip Czyszanowski (TVPSPORT.PL): – Dziarski pięćdziesięciolatku. Tomasz, jak ci to zleciało? Ciągnęło się, czy minęło w mgnieniu oka?
Tomasz Gollob: – Bardzo szybko. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że dożyję tej pięćdziesiątki. Wydawało mi się, że to czas, który mnie nie dogoni. A jednak stało się i jest okrągła pięćdziesiątka. Dużo się działo, dużo dobrych rzeczy zrobiłem w tym czasie. Mam nadzieję, że jeszcze wiele przede mną.
– Muszę się zapytać o twoje zdrowie, bo ono jest najważniejsze. Cztery lata po fatalnym wypadku widzę postęp. W głosie słyszę werwę, widzę zapał, błysk w oku. Wierzę, że się nie mylę?
– Czas, który minął, był bardzo trudny dla mnie i dla tych, którzy mi pomagali, czyli lekarzy, doktorów, profesorów, ale i domowników, którzy na co dzień są ze mną. Rzeczywiście najgorsze jest za mną, a od trzech, czterech miesięcy czuję się lepiej. W organizmie coś przeskoczyło.
– W listopadzie 2017 roku mówiłeś, że towarzyszy ci taki ból, którego nie życzysz najgorszemu wrogowi. Z czasem udało się go oswoić?
– Bóle, które cztery lata temu były nie do zaakceptowania, dzisiaj są dla mnie w miarę normalne. Gdy ich nie ma, to się wręcz dziwię. Jak są, to jest normalność. Nikomu tego nie życzę, bo zdaję sobie sprawę, jak człowiek cierpi i co musi pokonać, żeby każdy dzień rozpocząć i zakończyć. To rzeczy trudne do wytłumaczenia. Normalny człowiek czegoś takiego nie przechodzi. Co kilka miesięcy czuję zmianę. Przewidywania są takie, żeby pracować i myśleć pozytywnie. Natomiast nie wiem, co spotka mnie za jakiś czas.
– Czujesz dwie nogi, stopy, palce. To jest na plus?
– Jestem bardzo wysoko uszkodzony i te rzeczy były trudne i bolesne. Człowiek, który doświadcza czegoś takiego, na początku nie za bardzo czuje, co dzieje się z ciałem. Po tym czasie wiem, że niektóre rzeczy "czuciowe" wracają. Czuję lewą, prawą nogę, kolana, stopy. Gdy naciskam na wiele rzeczy, one reagują. To znaczy, że jest połączenie, ale musi ono być dobre, aby impulsy przechodziły. Wierzę, że z czasem wszystko będzie wracać. Marzeniem jest stanąć o własnych siłach na nogach. Czy tak się stanie? Zobaczymy.
– Tomek, ty masz żal do losu, czy już ci przeszło? Po czasie pomyślałeś sobie: "cholera, dlaczego ja"?
– Przyznam się, że nie wierzyłem, że cokolwiek może mi się przydarzyć. Z racji tego, że wiele przeżyłem na motocyklach. Inne rzeczy mi towarzyszyły. Wypadek samochodowy, lotniczy i wiele innych. Zawsze mówiłem, że jedna rzecz, która mnie nie zdradzi to motocykl. Czy mam żal? Nie mam. To był mój błąd. Nie jest tak, że ktoś tym kierował i samo się stało. Błąd polegał na tym, że za bardzo uwierzyłem, że motocykl, którym kieruję, nie zrobi mi krzywdy. Jednak się pomyliłem… Jechałem chyba zbyt szybko, żeby nad nim zapanować. Historia nie miała tak wyglądać.
– W ostatnich latach były krew, pot i łzy. Miałeś jakiekolwiek wątpliwości, czy jest sens się rehabilitować?
– Myślenie i załamywanie rąk to nie jest najlepsza rzecz, którą można w tym momencie robić. Cóż to zmieni? Jeszcze bardziej pogrąży. Mam dla kogo żyć. Mam dla kogo tworzyć. Chciałem robić następne rzeczy, które są jeszcze przede mną. Muszę poświęcić dużo więcej czasu, aby wyjść z problemów i stanąć na nogi.
– Jechałem tu do ciebie i myślałem, że byłeś takim Adamem Małyszem żużla. Też przecierałeś pewien szlak. Przemawia do ciebie, gdy mówię Adamie Małyszu żużla?
– Oczywiście. Można powiedzieć wiele o mnie, czy na mój temat, ale tamte czasy były bardzo trudne. Zbiegało się, że Adam zaczął bardzo dobrze fruwać na nartach, a ja od początku lat 90-tych zacząłem budować wraz z moim bratem i tatą wynik sportowy. Strasznie mi zależało, aby pokonać wiele rzeczy. Nie było takich funduszy. Sprzęt nie był prywatny, trzeba było go pozyskać. Na granicach musiałem się tłumaczyć gdzie i po co jadę. Gdy podróżowałem na zawody, musiałem pokazać się z dobrej strony. Każdy wytykał, że przyjechał ktoś ze Wschodu. Jeździli panowie z Danii, Anglii, Ameryki, a ja musiałem się w tym znaleźć. Nie zawsze zawody układały się po mojej myśli. Wracałem i… znowu trzeba było się tłumaczyć. Ciężko było im zrozumieć, że ktoś z Polski chce wygrywać nie tylko w kraju, lecz również z najlepszymi na świecie.
– To ich wkurzało?
– Był taki moment, że nie dopuszczali myśli, że ktoś może być lepszy.
– W Terenzano o swoim tytule nie dowiedziałeś się po własnym biegu, lecz po starcie rywali. Byłeś bardzo zdziwiony. Miałem wrażenie, jakby to do ciebie nie docierało.
– Byłem przygotowany na jeszcze jedną rundę i dalszą walkę. Po chwili przyszli do mnie chłopcy i powiedzieli "Tomek, to się już stało". Byłem mistrzem świata. Długo to trwało, ale miałem bardzo mocnych przeciwników. Gdy teraz patrzę na niektóre zawody, to z lewej strony był mistrz świata i z prawej stało następnych dwóch mistrzów świata. Czasami musiałem pokonać ośmiu-dziewięciu byłych czempionów. Dlatego walka trwała tak długo, a co najmniej dwa, trzy tytuły "oddałem" z racji moich problemów i kontuzji.
– Na Stadionie Narodowym po raz pierwszy widziałem cię wzruszonego. Jesteś twardzielem, który raczej trzyma w sobie emocje. Tam wszystko puściło. Był to rok 2016 i oficjalne zakończenie kariery.
– Rzeczywiście. Łzy mi popłynęły, bo nie zdawałem sobie sprawy i nie byłem przygotowany, żeby zakończyć jeżdżenie na żużlu. Tyle serca, ile włożyłem w reprezentację… Żal było mi opuszczać. Jest początek i koniec. Pożegnałem się na Stadionie Narodowym. Tam, gdzie chciałem.
– Czujesz się sportowcem spełnionym?
– W stu procentach. Powiedziałem to jeszcze przed kontuzją, że po tytule, który zdobyłem, jestem spełniony. Trwało to przez długi czas, ale wszystko, co zrobiłem, robiłem od serca. Najlepiej, jak tylko potrafiłem. Moje marzenie? Każdy by powiedział, stanąć na nogi, przejść się parę metrów. Tak, to marzenie każdego człowieka, który może się podnieść. Moim jest powrót na motocykl. Nie tylko, żeby się przejść, trzymając motor, ale też chciałbym usiąść na motocrossie i powrócić do historii, która zatrzymała mnie na jakiś czas. To byłoby spełnienie marzeń chyba dla wszystkich…