Mam nadzieję, że w najbliższych latach wzmocni się futbolowa klasa średnia, która w moim odczuciu jest kluczem do wszystkiego – uważa Dariusz Mioduski, prezes Legii Warszawa i wiceprezes ECA. Jak wojna o Superligę wyglądała z jego perspektywy?
Dariusz Mioduski czeka na kolejne mistrzostwo Polski Legii Warszawa. Prezes i właściciel stołecznego klubu działa także w europejskim stowarzyszeniu klubów (ECA), gdzie pełni rolę wiceprezesa. Jak z jego perspektywy wyglądała ostatnia burza związana z Superligą?
– Problemy rozpoczęły się od likwidacji reformy Platiniego. Rozpoczęła się polaryzacja piłki, pojawiło się rozwarstwienie. Nawet dziewięć drużyn w topowych ligach walczyło o europejskie puchary, a to zwiększało atrakcyjność rozgrywek. Teraz tamte kluby mają budżety, które kilkukrotnie przewyższają nasz. W przeszłości tak nie było, a obecnie nawet najsłabsze drużyny mogą kupić zawodnika z Polski.
Ceferin zaskoczył o poranku
Jak wyglądał początek kryzysu w europejskiej piłce? – Po piątkowym spotkaniu w ECA byłem bardzo zadowolony. Wypracowaliśmy porozumienie w kwestii formatu, ale przede wszystkim zwiększeniu roli klubów w zarządzaniu rozgrywkami w Europie. W poniedziałek wszystko miało być oficjalnie potwierdzone. Nagle... Niedziela, 7:30 rano. Dzwoni telefon od Aleksandera Ceferina. Był lekko wzburzony i opowiedział o planach Andrei Agnellego. Nie mogłem uwierzyć, ale szef UEFA był już pewien tej rewolucji. I miał rację – opowiada Mioduski.
– Kryzys trwał tylko 48 godzin, choć początkowo myślałem, że może to potrwać miesiącami lub latami. Nie podzielałem spokoju Zbigniewa Bońka. Możemy być dumni, że futbol tak szybko się zjednoczył. Nie oznacza to, że teraz będzie już pięknie i cudonie. Wszystko trzeba budować od nowa, zwłaszcza w kwestii relacji pomiędzy organizacjami. Patrzę na to optymistycznie i sytuacja może być bodźcem do pozytywnych zmian. Może jestem naiwny, ale wierzę w ludzi – stwierdził właściciel Legii na spotkaniu z dziennikarzami.
– Superliga była zaprzeczeniem idei sportu. Nawet nie powinniśmy o niej dyskutować, a fundamentem sukcesu futbolu jest fakt, że mały może wygrać z wielkim. Ostatnie 15 lat sprawiło jednak, że takie prawdopodobieństwo drastycznie się zmniejsza. Powodują to olbrzymie pieniądze, które dyktują sukces. Im więcej zapłacisz piłkarzom, tym większe masz szanse i od tego nie uciekniemy. Trzeba to teraz umiejętnie regulować i nie przekraczać pewnych barier. Z punktu widzenia wielkich klubów, rozumiem nawet właścicieli. Wielu z nich ma szefów z Ameryki, ale nie jestem w stanie pojąć, że tak mogą do tego podchodzić Włosi czy Hiszpanie – stwierdził.
– Przez ostatnie lata miałem dobre relacje z Agnellim. Nie chcę używać wielkich słów, bo staram się podchodzić do osób z empatią i próbuję zrozumieć, co było dla nich dobre. Ale to duża zagadka, czemu to zrobił? Człowiek z takim nazwiskiem i pozycją w futbolu oraz biznesie zachował się w ten sposób... Zrozumiałbym, gdyby był to ktoś, kto chce się dorobić. Jest na szczycie i reputacja powinna być dla niego istotniejsza niż wszystko inne – uważa Mioduski pytany o właściciela Juventusu.
– Rozmowy w ECA zawsze były trudne, ale konflikty interesów są naturalne pomiędzy klubami. Dyskusja bywała wzburzona. Pedro Jimenez, wiceprezes Realu Madryt potrafił mnie nazwać komunistą. Śmiałem się, że Polaka tak nazywa i rozważałem, jak w takim razie nazywa mieszkańców Hiszpanii, którzy mają profaszystowską historię. To były trudne rozmowy. W piątek byłem dumny z organizacji, bo udało się wypracować coś, co nie było idealne, ale najlepsze w obecnych warunkach – dodał.
– Liga Mistrzów będzie bardziej atrakcyjna. Zwiększenie miejsca liczby zespołów o cztery miejsca z punktu widzenia mniejszych klubów może być kluczowa. Nie wyobrażam sobie innego rozwiązania niż awans do fazy grupowej. W kontekście budowania rankingu, cudu nie będzie. Ale jest szansa na budowanie swojej pozycji i musimy to wykorzystać – stwierdził Mioduski.
16:45
Pafos FC