Król wrócił do Polski i od razu zgarnął mistrzostwo
Kasa misiu, kasa
Ubiegłoroczny ranking Deloitte tylko potwierdził to, co wiadomo było od dawna. Legia Warszawa to zdecydowanie najbogatszy i najlepiej zarabiający polski klub, a różnice między Wojskowymi i resztą stawki regularnie się powiększają. W roku 2019, mimo braku awansu do europejskich pucharów, Legia zwiększyła przychody ze 100 do 124 mln złotych. Drugi klub w tym rankingu (Lechia Gdańsk) zanotowała przygody na poziomie 51 mln. To prawdziwa przepaść, którą po raz drugi z rzędu udało się udokumentować na boisku. A przecież jedno to mieć kasę. Drugie – umieć ją wydać.
Trafione letnie transfery
Oczywiście, nie wszystkie ruchy okazały się udane, Legia też spaliła trochę pieniędzy, ale przed startem obecnego sezonu udało się zrealizować kilka bardzo udanych korekt. Przede wszystkim – Josip Juranović i Filip Mladenović w punktacji kanadyjskiej uzbierali do tej pory łącznie 20 punktów. To bałkańskie skrzydła, które poniosły Legię do tytułu. Po powrocie do Polski odbudował się Bartosz Kapustka, a po zmianie taktyce na grę trójką, ustawienie byłego piłkarza Cracovii sprawiało rywalom mnóstwo problemów. Rafael Lopes trafił do Legii za niewielkie pieniądze, a zdobył dwa bardzo ważne gole (na wagę zwycięstwa z Lechem i Piastem). Artur Boruc wniósł do szatni coś więcej niż tylko doświadczenie. Spośród letnich transferów tylko sprowadzenie Joela Valencii okazało się całkowitym niewypałem. Jesienią dostał sporo szans, ale potem poszedł w odstawkę. Od stycznia nie pojawił się na murawie choćby na minutę. Już od kilku miesięcy wiadomo, że po sezonie odejdzie z Legii.
Na razie nic nie wniosły do gry drużyny zimowe transfery. Jasur Yaxshiboyev jeszcze nie zadebiutował. Nazarij Rusyn i Ernest Muci zaliczyli tylko epizody. Najwięcej czasu na boisku spędził Artem Szabanow, ale w pierwszej połowie kwietnia doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry do końca sezonu. Runda jesienna będzie już ostateczną weryfikacją zimowych transferów. Na razie pewne jest, że piłkarze pozyskani w trakcie ostatniego okienka transferowego, nie dołożyli zbyt solidnej cegły do mistrzostwa.
Mistrz Polski zarobi miliony. Ile Legia dostanie za tytuł?
Rozwój zespołu pod względem taktycznym
Moglibyśmy napisać, że kluczowa była zmiana trenera, ale przecież nie wiemy, w jakim kierunku poszłaby Legia z Aleksandarem Vukoviciem. Pewne jest, że Czesław Michniewicz wprowadził zespół Legii na wyższy poziom. Nawet jeśli Legia nie zachwycała, potrafiła wygrywać i widać było w jej grze myśl przewodnią. Udanym krokiem okazała się także zmiana ustawienia. Niemal całą rundę wiosenną mistrz Polski rozegrał z trójką środkowych obrońców. Drużyna szybko odnalazła się w tym systemie, a Mladenović czy Juranović to ludzie wręcz stworzeni do gry na pozycji wahadłowego. Ferment taktyczny sprawił, że Legia zyskała dodatkową przewagę nad ligowymi rywalami. A dziś... niemal każda drużyna ma już za sobą dłuższe lub krótsze próby gry w tym ustawieniu.
Nie zabrzmi to dobrze. Legii pomogło także szybkie pożegnanie z europejskimi pucharami. Czesław Michniewicz, który wtedy pracę w Legii łączył jeszcze z rolą selekcjonera reprezentacji Polski U21, przekombinował. Na mecz z Karabachem Agdam zmienił ustawienie zespołu, a na ławce rezerwowych pozostawił choćby Luquinhasa. Wstydliwa porażka 0:3 zatrzasnęła drzwi do fazy grupowej Ligi Europy. Legia mogła od tego momentu skupić się na krajowym podwórku. Polskie zespoły często mają problemy z łączeniem skutecznej gry w lidze z dobrym sezonem w Europie. W ubiegłym roku przekonał się o tym choćby Lech, który awansował do fazy grupowej Ligi Europy, ale w przyszłym sezonie w pucharach nie zagra.
Kręta droga do pucharów. Oto ścieżka Legii w Europie
Nieudolność innych
W poprzednim sezonie stawka była znacznie bardziej wyrównana. Legia przegrała aż dziesięć meczów, a zdobywała średnio 1,86 punktu na mecz. W tym sezonie ta średnia – przynajmniej na razie – wynosi 2,18. W poprzednim sezonie Lech miał mniej porażek od drużyny ze stolicy – tym razem Wojskowi przegrywali najrzadziej. Brakowało naprawdę zdeterminowanego rywala. Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin rozgrywają świetny sezon, ale dla obu tych klubów już samo miejsce na podium już sukcesem. Legii brakowało rywala – wzorem Lecha z poprzednich lat – dla którego liczyłoby się tylko mistrzostwo. Potencjalnie najpoważniejszy rywal już w trakcie rundy jesiennej ugrzązł w dole tabeli i nie wygrzebał się stamtąd do dziś.
Skuteczność Tomas Pekharta
Jeśli masz w drużynie napastnika, który strzela ponad 20 goli w sezonie, wszystkie cele są łatwiejsze do osiągnięcia. Niby wszyscy widzą, jak Tomas Pekhart gra, w jaki sposób dochodzi do sytuacji bramkowych, ale niewielu wie, jak go powstrzymać. Wzrost, siła, spryt, no i jednak także umiejętności. Tu nie rozchodzi się o magiczne rajdy. Środkowy napastnik ma wiedzieć, gdzie spadnie piłka, zgarnąć ją w odpowiedni sposób, a potem szybko posłać w kierunku bramki. I Pehkhart – jak na polskie warunki – robi to idealnie. Wkrótce przekonamy się, czy równie skuteczny będzie w Europie.