Droga Karoliny Koszewskiej na igrzyska olimpijskie w Tokio prowadziła przez Białoruś i była spowita rodzinną tragedią. Tuż przed turniejem w Mińsku zmarła mama pięściarki, zawodniczka chciała zrezygnować z zawodów. Po namowach najbliższych poleciała na igrzyska europejskie, tam zdobyła złoty medal. Gdyby nie ten sukces, nie byłoby jej w Japonii. – Naprawdę wierzyłem w jakąś nadprzyrodzoną sprawiedliwość, choć wiedziałem, że jeśliby przegrała, to miałaby gigantyczny problem, żeby się podnieść, bo nie mogła być na pogrzebie mamy... – wspomina klubowy trener Polki, Jacek Dymowski. W sobotę około godziny 4:30 na drodze 39-latki stanie Uzbeczka Szachnoza Junusowa, która wcześniej boleśnie zapoznała się z boksem Koszewskiej.