Lukas Podolski nie ma w Górniku z kim grać. Jak wypadł jego debiut?
Lukas Podolski w meczu z Lechem Poznań (fot. 400mm.pl)
Mateusz Miga
Dzieje się to, czego można było się obawiać. Lukas Podolski zadebiutował w Górniku Zabrze, ale nie był w stanie pomóc drużynie Jana Urbana. Mistrz świata z 2014 roku nie ma w ekstraklasowej drużynie z kim grać.
Grał w Bundeslidze i Premier League. Teraz trafi do Legii?
Pełna swoboda od trenera
Lukas Podolski pojawił się na boisku w 46. minucie meczu Górnika Zabrze z Lechem Poznań. Wszedł na boisko przy stanie 1:1, ale zaraz potem Kolejorz objął prowadzenie. I spotkanie już do końca toczyło się pod dyktando gości. Gdyby nie świetna postawa Grzegorza Sandomierskiego, śląski zespół zostałby rozgromiony.
Od samego początku widać było, że Podolski wszedł na boisko z dużą swobodą od trenera. W pierwszych minutach szukał miejsca w środku drugiej linii, blisko stoperów. Chciał brać udział we wczesnej fazie akcji. Minęło jednak kilka minut i był już w pierwszej linii, jako pierwszy ruszał do pressingu. A około 70 minuty znów widać go było znacznie głębiej. Jan Urban mocno liczy na wielkie doświadczenie piłkarza i ma nadzieję, że Podolski sam najlepiej będzie wiedział, gdzie jest potrzebny.
W oczy rzuciło się jeszcze kilka rzeczy. Podolski nie jest jeszcze fizycznie gotowy do tego, by biegać na najwyższych obrotach choćby przez 45 minut. Z zespołem trenuje dopiero od trzech tygodni i widać, że jest nieco do tyłu w stosunku do kolegów. Na dziesięć minut przed końcem zebrał od stadionu gorące owacje, bo ruszył sprintem do pressingu, ale to był jeden z nielicznych takich momentów. Po tym sprincie przez kilkanaście sekund dochodził do siebie.
Armaty Szysza. Górnik Łęczna rozstrzelany w Lubinie
Koledzy nie nadążają
Ale najważniejsza jest piłkarska jakość, a ta u Podolskiego wciąż stoi na wysokim poziomie. Zaraz po wejściu na boisko popisał się precyzyjnym dośrodkowaniem z lewej strony, ale Jesus Jimenez nie sięgnął piłki na odpowiedniej wysokości. Były reprezentant Niemiec jeszcze kilkakrotnie imponował świetnymi podaniami. Na nos. W odpowiednim tempie. Na odpowiednim pułapie. To były piłki, które przyspieszały akcje lub odpowiednio zmieniały ich kierunek.
Problem polega na tym, że... koledzy nie nadążają. W meczu z Lechem powtarzał się scenariusz z ostatniego sparingu Górnika przed startem PKO Ekstraklasy. Podolski zagrywał kolegom świetne piłki, ale akcje utykały. Przez złe przyjęcie kolegi lub niedokładne odegranie. Nawet Jesus Jimenez, a więc ten, który powinien najszybciej złapać chemię z Podolskim, nie zawsze jest w stanie ułożyć odpowiednio stopę, by odegrać mu "z klepki". Inny kandydat – Bartosz Nowak – u progu sezonu ma spore problemy, by ustabilizować formę na wysokim poziomie. Zbyt często znika z pola widzenia.
Żuraw tonuje nastroje po meczu: nie zachłystujemy się
Wzmocnienia konieczne?
Po dwóch pierwszych kolejkach Górnik ma na koncie zero punktów. Warto zaznaczyć, że drużyna Jana Urbana grała z mocnymi zespołami, ale gołym okiem widać, że ten zespół potrzebuje jakości. Jeśli Podolski nie będzie mieć w drużynie ludzi, którzy nadążą za jego pomysłami, zabrzanie nie będą w stanie odpowiednio wykorzystać pobytu Niemca. Problem polega na tym, że klubu nie stać na spektakularne transfery. I niewiele wskazuje na to, by w ostatnim miesiącu okienka wydarzyło się coś spektakularnego.
To już zadanie dla prezesa klubu Dariusza Czernika. Mecz z Lechem oglądał w towarzystwie ojca 36-letniego piłkarza, Waldemara Podolskiego. I oni tez z pewnością doskonale widzieli, jak bardzo Podolski odstaje od reszty zespołu. Być może te różnice będą mniej widoczne, gdy Górnik będzie mierzyć się ze słabszymi zespołami niż Pogoń i Lech.