Nowitzki, Rubio, Fernandez, Micić, Woods – grono świetnych koszykarzy, z którymi grał Jan Jagla jest naprawdę imponujące. Niemiec występował w najlepszych ligach Starego Kontynentu. W 2010 roku w Asseco Prokom Gdynia był postacią centralną najlepszego występu polskiego klubu w Eurolidze. Dziś wspomina bogatą karierę. Odpowiada na pytania. Dlaczego seryjnie pudłował po rzutach za "trzy" w NCAA? Z czym kojarzy mu się życie w Trójmieście? Jaką rolę na koszykarskim szlaku miał… jego teść?
Michał Winiarczyk, TVPSPORT.PL: – Co porabia od niedawna już czterdziestolatek kilka lat po zakończeniu przygody z basketem?
Jan Jagla: – Przede wszystkim spędza czas z rodziną. Mam córeczkę, która jest moim oczkiem w głowie. Nie zaprzestałem pracy. Poszedłem w kierunku marketingu cyfrowego. Dużo robię przy różnego rodzaju aplikacjach mobilnych. Nie mogę narzekać na brak zajęć.
– Przejście do nowego rozdziału życia było łatwe?
– Teraz mogę powiedzieć, że tak, choć początki nie były takie łatwe. Trochę zajęła decyzja, w jakim kierunku chciałbym pójść. Byłem przygotowany na bliski koniec kariery. Paradoksalnie, szybko zacząłem cieszyć się, że już nie gram. Profesjonalna koszykówka to bardzo wyczerpujące zajęcie. Wiele podróżowania, adaptacji do nowych warunków i niekończąca się rozłąka z rodziną. Teraz jestem na miejscu, mam radość z tego, że spełniam się w innej branży.
– A skąd chęć pójścia akurat w tym kierunku?
– Studiowałem marketing i tajniki biznesu w college’u. Pomyślałem więc, że połączę miłość do koszykówki z cyfryzacją. Poświęciłem dużo czasu na naukę.
– A co, oprócz papieru, dała nauka w Stanach?
– Tak naprawdę… to go nie otrzymałem. Przerwałem naukę, by grać w Europie. Wróciłem do edukacji, gdy grałem dla Gdyni. Uznałem wtedy, że czas najwyższy zdobyć wykształcenie. Pamiętam, że w ramach zajęć chodziłem po porcie i robiłem zdjęcia. Naukę skończyłem wraz z koszykówką. To był start w nowe życie. College, ale i inne szkoły dają tę samą wskazówkę – jak się dobrze uczyć. Sama wiedza nic jednak nie da. Kończysz uczelnię, wchodzisz w dorosły świat i dopiero wtedy zderzasz się z rzeczywistością. Połączenie edukacji z grą pozwoliło mi nauczyć się pozyskiwania informacji oraz planowania czasu. Pamiętam sytuacje, gdy wracałem o drugiej w nocy z meczu, po czym siadałem do książek. Jakimś cudem dawałem radę się uczyć.
– Czy po latach uważasz decyzję o grze w Stanach, zamiast w ojczyźnie, za słuszną?
– Myślę, że był to dobry krok. Trzeba wziąć poprawkę, że każdy przypadek jest inny. Jestem w stanie zrozumieć tych, którzy żałują, że poszli podobną drogą. Wiele zależy od tego, na jakim etapie rozwoju koszykarskiego jest gracz w momencie przeprowadzki. Wielu później dojrzewa. Dla nich gra w USA zdaje się być dobrą opcją, bo dłużej rywalizują z zawodnikami w podobnym wieku. Z kolei inna grupa, tych szybko dojrzewających, może fizycznie i technicznie rywalizować z seniorami już nawet w wieku 16 lat. Kontakt z dorosłym basketem jest dla nich najlepszą lekcją.
– Czy to prawda, że do ciebie należy rekord Penn State University nietrafionych "trójek" z rzędu?
– Nie jestem pewien czy to rekord, ale pamiętam, że sporo się tego nazbierało. Miałem zły początek drugiego sezonu. Nie wychodziły mi rzuty zza łuku. Bez sprawdzania mogę powiedzieć, że myliłem się grubo ponad dwadzieścia razy z rzędu.
– Ta statystyka zaskakuje bardziej, gdy uwzględni się dane z mistrzostw świata w 2010 roku. Byłeś wówczas najlepszy w turnieju pod względem skuteczności rzutów za trzy punkty.
– Przede wszystkim gratuluję rozeznania. A odpowiadając na pytanie – zdaję sobie sprawę, że wygląda to dziwnie. Wydaje mi się, że od zawsze dobrze rzucałem. Może to kwestia psychiki? Późno urosłem, więc często ćwiczyłem "trójki". Z czasem, gdy do wyuczonej techniki "dołączyły" centymetry poczułem, że mam dodatkową zaletę. A tamten rok w college’u był po prostu pechowy, mało co mi wychodziło.
Pamiętam historię rzutu, który przerwał tę nieszczęsną serię. Graliśmy z Michigan State, w którym występowali moi koledzy. Powiedzieli później, że trener, słynny Tom Izzo mówił przed meczem: Jagla spudłował wszystkie "trójki", ale to gość, który potrafi rzucać. Nie bądźcie pierwszymi, którzy pomogą mu trafić. Fajnie było przełamać fatum w takich okolicznościach.
– Powrót na europejskie parkiety po studiach nie należał do łatwych. Ówczesny selekcjoner kadry Niemiec, Dirk Bauermann, ponoć ostrzegał cię przed transferem do Grecji.
– Wiele z nim rozmawiałem, w końcu był trenerem kadry, w której co lato grałem. Prawda jest taka, że nie chciałem znaleźć się w Panelliniosie. Słyszałem wiele opowieści o tamtejszym stylu gry i kiepskiej organizacji. Na transfer mocno nalegał trener klubu. Widział mnie w akcji na jednym z treningów w Chicago. Nasze rozmowy przebiegały w podobny sposób:
– Nie chcę lecieć do Grecji.
– Ale za to ja chcę, byś do nas trafił – zachęcał.
Mieliśmy wiele ciekawych rozmów o koszykówce. Znał mój styl gry, rozumiał obawy o pieniądze. Zgodziłem się, ale szybko okazało się, że sytuacja nie jest tak piękna, jak przedstawiał ją przez telefon. Niezależnie jednak od okoliczności, nie uważam tego ruchu za błąd. Po prostu trafiłem do innej koszykówki, niesamowicie wolnej, gdzie długo trzymano piłkę. Miałem za sobą lata w NCAA, gdzie w porównaniu z Grecją grano niewiarygodnie szybko. To kwestia ligi, a nie ogólnego przygotowania, dlatego miałem problemy z grą po powrocie do Europy.
– A potrafisz wskazać moment, w którym poczułeś, że pokazujesz już pełnię możliwości?
– Sądzę, że ten czas, o który pytasz, rozpoczął się podczas gry w Ince Mallorca. Druga liga hiszpańska była na wysokim poziomie. Tam dostrzegłem, że zaczynam prezentować dobry basket. Momentem przełomowym okazał się jednak dopiero transfer do Ankary. Miałem świetnie liczby mając obok się fajnych kolegów. Jednym z nich był Alper Yilmaz, laureat nagrody dla Najlepszego Menedżera Euroligi. W Turk Telekom zobaczyłem, jak dobrze potrafię grać, dlatego w następnych latach wiodło mi się coraz lepiej.
– A jak wyglądały relacje poza treningami?
– Trzymaliśmy się blisko. Chodziliśmy na wspólne obiady, a to z Vardą, a to z Ronnie Burrellem i Adamami – Hrycaniukiem i Łapetą. Lubiliśmy przebywać razem, zawsze też chętnie spędzaliśmy czas z Amerykanami, bo dla młodych byli inspiracją. Znam zespoły, w których istniał podział na miejscowych, Amerykanów i tych innych z zagranicy. W Gdyni nie dało się tego odczuć. Nie potrzebowałem czasu na zaznajomienie się z nowymi warunkami. Od razu czułem się tak, jakbym znał wszystkich i wszystko od dawna.
– Ewing powiedział mi o Pacesasie, że to bardzo dobry trener, ale pod warunkiem, że zachowuje chłodną głowę.
– Był bardzo emocjonalny, czasem wychodził z siebie, ale nikt nie ma mu tego za złe. Jest wielu świetnych trenerów prezentujących podobny charakter. Ważny jest odbiór uwag przez zawodnika, czy dobrze przyjmie taki przekaz i oddzieli emocjonalne krzyki szkoleniowca od rzeczowych uwag. Pacesas niejednokrotnie nas zaskakiwał. Mówił nam o jednej kwestii, by po chwili pokazywać coś innego. Lubiłem jego niekonwencjonalność, choć jak większość graczy, czasem i ja nie mogłem pojąć, co siedziało w jego głowie. Każdy musiał przyzwyczaić się do takiego trenera, który nabuzowany może zacząć się wydzierać, szczególnie podczas meczów. Bywał i fajnym gościem, trzymającym z zespołem i wzburzonym szkoleniowcem.
– Co złożyło się na sukces Asseco Prokomu Gdynia w 2010 roku? Ćwierćfinał Euroligi jest do dziś najlepszym wynikiem polskiego klubu w tych prestiżowych rozgrywkach.
– Po pierwsze, perfekcyjna grupa facetów, która trzymała się blisko. Po drugie, świadomość obowiązków. Każdy wiedział, czego się od niego oczekuje. Uważam, że to jeden z najważniejszych elementów sukcesu w koszykówce. Mieliśmy Woodsa – gwiazdę, która zdobywała mnóstwo punktów. Qyntel miał to do siebie, że nie był samolubny. Gdy widział, że kolega ma lepszą pozycję, robił wszystko by mu pomóc. Pod koszem rządził Varda, grał twardo i pewnie. Za prowadzenie odpowiadał Ewing, a Logan był drugim strzelcem. Ja sprawdzałem się przy rzutach z boku i ofensywnych zbiórkach, jak Burrell. A na Polaków zawsze można było liczyć w obronie. Podczas treningów żaden nie odpuszczał.
Podobało mi się to, że nikt na nikogo nie narzekał. Nie było głosów typu: "ale on holuje tę piłkę" albo "czemu on ciągle rzuca, a nie podaje?". Cały zespół doskonale wiedział, kto danego dnia jest w gazie. Przykładowo, w meczu z CSKA wszystko mi wychodziło. Koledzy nie potrzebowali dodatkowych instrukcji. Dostawałem piłkę, wykorzystywałem prawie wszystko i skończyłem z rekordowym dla siebie wynikiem w Eurolidze (osiemnaście punktów – przyp. M.W).
– Ewing nazwał tamtego Woodsa "LeBronem Jamesem Euroligi".
– On nie powinien grać wtedy w Europie. Jego miejscem powinna być NBA. Pamiętam nasze treningi. Co tydzień organizowaliśmy sobie taki turniej gry jeden na jeden. Każdy mierzył się z każdym. Jeżeli Qyntel chciał brać w tym udział, to zwycięzca z góry był znany. Nikt nie potrafił go zatrzymać. Rozprawiał się z każdym jak dorosły z dzieckiem. To jest tylko jedna, ta dobra strona Woodsa. Miewał jednak humory, wtedy nie chciało mu się grać.
Był fantastycznym koszykarzem, przerastającym europejskie rozgrywki, ale błędy młodości sprawiły, że wylądował tutaj. Grał świetnie, ale do jego okiełznania potrzebny był dobry trener. Pacesas umiał do niego dotrzeć, wielu innym ta sztuka się nie udała. Nasz trener wychodził z założenia: masz piłkę, to czyń swoją powinność. My też nie chcieliśmy wchodzić Qyntelowi w drogę. To sprawiło, że Woods mógł prezentować kosmiczny, jak na nasze realia, poziom.
– A czy Olimpiakos był wtedy do pokonania? Już w pierwszym meczu ćwierćfinałowej serii uprzykrzyliście życie greckiemu faworytowi.
– Oczywiście. Nie mam cienia wątpliwości. Starcie numer jeden było dla nich szokiem. Nie spodziewali się, że zagramy tak dobrze. Zwyciężyli tylko czterema punktami, a przed meczem zapowiadali pogrom. Występowali u siebie, a w Grecji jest tak, że nie gra się w piątkę tylko w szóstkę lub nawet w siódemkę. Tamtejsi kibice są fanatyczni.
Przed drugim meczem mieli już inne nastawienie. Wiedzieli już, że stać nas na wygranie serii. Z "niewiadomych" przyczyn przed hotelem nie pojawił się więc autobus mający zawieźć nas do hali. Musieliśmy spontanicznie zorganizować transport taksówkami. Później w Gdyni wygraliśmy i nadal uważam, że byliśmy w stanie pójść za ciosem. Jeżeli jesteś małym klubem, to z góry skazują cię na pożarcie. Musisz dwa razy mocniej chcieć wygrać, by przejść dalej.
– To był również pojedynek gwiazd tamtego sezonu – wspomnianego Woodsa i Linasa Kleizy.
– Kleiza również grał na niesamowitym poziomie. Miał podobne wsparcie zespołu co "Q", z tym że oprócz niego byli tam jeszcze Amerykanie z NBA, jak na przykład Josh Childress. Trudno jest porównywać ich bezpośrednio. Wysocy goście mogą poprawić statystyki ofensywnymi zbiórkami i dobitkami spod kosza. Obaj górowali nad resztą Euroligi.
– Co sprawiło, że początek następnego sezonu poszedł tak słabo? Pod koniec 2010 roku już ciebie nie było w Gdyni.
– Wróciliśmy do Euroligi z wielkimi oczekiwaniami. Każdy patrzył na nas przez pryzmat tego, co osiągnęliśmy parę miesięcy wcześniej. Do klubu dołączyli nowi, którzy nie zgrali się tak dobrze jak poprzednicy. Niby chcieli być z nami, ale jednak brakowało tej dawnej chemii. To nie były wzmocnienia w skali 1:1. Sezon wcześniej drużynę tworzyli obyci w europejskich rozgrywkach. Dla niektórych nowych Euroliga była czymś nieznanym. Dodatkowo doszedł udział w lidze VTB.
Łącząc to jeszcze z polskimi rozgrywkami mieliśmy natłok gier. Stworzono pseudo dwa zespoły – A, grający za granicą i B, występujący w domu. Zagraniczni czasem porzucali na krajowym podwórku, ale stworzyła się nieciekawa sytuacja, bo nie ćwiczyliśmy razem. Szybko odpadliśmy z Euroligi, a w Polsce obowiązywały limity obcokrajowców. Kogoś z zagranicznych trzeba było zwolnić. Pewnego razu powiedziałem Pacesasowi: Mam inne dobre oferty. Nie jestem zbytnio zadowolony z obecnej sytuacji. Chciałbym więcej grać. Tak podjąłem decyzję o odejściu.
– Nie było "szydery" w szatni?
(Jagla śmieje się)
– A jak myślisz? Oczywiście, że była. Podczas przygody w Monachium koledzy lubili się z tego pośmiać.
– Jednym z nich był pewnie Vasilije Micić, który miniony sezon Euroligi w barwach Anadolu Efes Stambuł zakończył z nagrodami dla MVP sezonu zasadniczego i Final Four.
– Bayern to pierwszy zagraniczny klub w jego karierze. Przychodził jako dobry zawodnik, ale miał kłopoty z naszą filozofią gry. Na treningach oglądałeś go i jednak myślałeś: ma chłopak umiejętności.
Kilka lat wcześniej ćwiczyłem z Rubio. Patrząc na Micicia, widziałem wiele podobieństw do Ricky’ego. Problem z Vasilije w Monachium był taki, że jego głowa podpowiadała na boisku rzeczy, na które ciało jeszcze nie było gotowe. Po prostu zbyt mocno starał się dać z siebie wszystko. Czas pokazał, że potrzebował większego "otrzaskania" z euroligową koszykówką.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1019 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.