W piątek 29 października w Kaliszu odbędzie się gala MB Boxing Night 10. Jednym z głównych bohaterów tego wydarzenia będzie Agustin Ezequias Gerbaldo Kucharski (7-3-1, 2 KO), który zmierzy się z doświadczonym Kamilem Młodzińskim (14-5-4, 7 KO). Dla 24-letniego Argentyńczyka o polskich korzeniach będzie to drugi pojedynek w kraju przodków, ale raczej nie ostatni. Bez względu na wynik pojedynku Kucharski planuje związać dalsze życie z Polską.
Polskim kibicom po raz pierwszy przedstawił się w kwietniu 2021 roku. W Warszawie zmierzył się z Janem Lodzikiem (4-0) – doświadczonym kick-bokserem, który od kilkunastu miesięcy realizuje się również jako zawodowy pięściarz. Stawką pojedynku był tytuł międzynarodowego mistrza Polski. Walka miała zacięty przebieg, a Kucharski już od pierwszej rundy musiał radzić sobie z bolesnym rozcięciem nad lewym okiem.
Niespecjalnie pokrzyżowało mu to plany. To Argentyńczyk dyktował tempo i zadawał więcej ciosów, ale po dziesięciu twardych rundach sędziowie nie byli jednomyślni. Dwóch arbitrów (96:94, 97:93) wskazało jednak na Lodzika, który zdobył tytuł. Werdykt był jednak szeroko komentowany, a wiele osób widziało wygraną przyjezdnego. Portal Bokser.org punktował 96:94 na korzyść Kucharskiego – podobnie zresztą jak trzeci z sędziów punktowych i spora część obserwujących.
Z oficjalnym werdyktem nie zgadzał się również pokonany, który deklarował gotowość stoczenia walki rewanżowej. Drugi pojedynek z Lodzikiem się jednak nie zmaterializował, ale Agustin w międzyczasie wrócił na zwycięskie szlaki wygraną przed czasem z Jorge Abelem Bermundezem (7-2) w Argentynie. Tym razem przyjeżdża do Polski z misją – wygraną z Młodzińskim chce otworzyć nowy rozdział w zawodowej karierze.
Gwieździste noce na oceanie
Polskie nazwisko to nie przypadek. Agustin w ostatnich latach dogłębnie studiował historię rodziny, która przeniosła się do Argentyny w okresie międzywojennym. Pierwsza znacząca grupa robotników z Polski pojawiła się w tym kraju w 1905 roku, jednak we wcześniejszych latach na stałe w Ameryce Południowej osiedlili także uczestnicy wojen napoleońskich. Szacuje się, że w okresie międzywojennym drogę z Polski do Argentyny mogło pokonać nawet 150 tysięcy osób. W tym gronie byli także przodkowie Agustina Kucharskiego.
– Moi prapradziadkowie – Stanisław Kucharski i Julia Oborski Kucharski – urodzili się w 1898 roku w Łodzi. Do Argentyny trafili w 1927 roku. Po przyjeździe do Buenos Aires władze kraju dzieliły imigrantów między różne prowincje. Jedni zostali w Misiones i Corrientes, inni trafili też do Urugwaju. W tej drugiej grupie byli moi krewni – wśród nich pradziadkowie Cezary Kucharski i jego żona Stefania Sobieski – opowiada pięściarz w rozmowie z TVP Sport.
– Oboje w trakcie tej dalekiej podróży mieli 7 lat. Potem wspominali wnukom o rejsie statkiem do Ameryki Południowej – o gwieździstych nocach i blasku ryb skaczących nad oceanem. W Urugwaju zajmowali się rolnictwem pracując na gruntach przekazanych przez władze kraju. Tam też urodził się mój dziadek – Raul Kucharski, a potem moja mama – Laura Veronica Kucharski Sicalo, która ze względu na studia wyemigrowała do prowincji Cordoba w Argentynie, gdzie z kolei urodziłem się ja. Ostatnią osobą, dla której język polski był pierwszym językiem, była
prababcia Stefania. Zmarła w 1997 roku, ale przez rok zdążyła mnie jeszcze poznać – zdradził Agustin.
Argentyńska polonia podczas II wojny światowej wspierała walkę w Europie – między innymi zbierając pieniądze na rzecz walczących oraz oferując schronienie uchodźcom. Wojsko Polskie wsparło także ponad 2 tysiące młodych mężczyzn, którzy zaciągnęli się jako ochotnicy. W Argentynie do dziś ukazuje się "Głos Polski", który za rok będzie obchodził stulecie istnienia. Od 1995 roku każdego 8 czerwca świętuje się także Dzień Osadnika Polskiego.
Argentyńskie tradycje
Ważną częścią argentyńskiej kultury jest także boks, który przez lata był jedną z najpopularniejszych rozrywek obok piłki nożnej i F1. Pierwszym znanym pięściarzem z tego kraju na zawodowych ringach był Luis Firpo (31-4, 25 KO). Zawodnik znany jako "Wściekły Byk z Pampy" w 1920 roku został mistrzem Ameryki Południowej w wadze ciężkiej. To otworzyło mu drogę do wielkich walk w USA, gdzie bezlitośnie nokautował kolejnych rywali.
We wrześniu 1923 roku na drodze Firpo stanął Jack Dempsey (56-4-9) – legendarny mistrz świata, który bronił tytułu po raz piąty. Walka trwała zaledwie 237 sekund, ale zapisała się w historii boksu jako szalona jazda bez trzymanki. W pierwszej rundzie Firpo aż siedem razy lądował na deskach. Walka nie została przerwana, bo Dempsey sam był liczony.
Po potężnym ciosie Argentyńczyka z mistrz wypadł nawet z ringu. Sytuacja do dziś budzi spore kontrowersje – według niektórych relacji Dempsey mógł liczyć na drobną pomoc widzów, co jest sprzeczne z przepisami, które dają pięściarzowi 20 sekund na powrót do ringu, ale musi tego dokonać o własnych siłach. W drugiej rundzie Amerykanin ostatecznie wygrał przed czasem, ale po wszystkim nie krył uznania dla twardego przeciwnika.
– To najmocniej bijący zawodnik, jakiego spotkałem w całej karierze. Zobaczyłem osiem milionów gwiazd, gdy tym potężnym ciosem wywalił mnie z ringu... Dopiero w przerwie między rundami zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę się tam wydarzyło – relacjonował Dempsey. Pojedynek do dziś jest postrzegany jako matka wszystkich wielkich ringowych wojen w królewskiej kategorii.