| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Minęły cztery lata i Jacek Zieliński znów jest trenerem Cracovii. Za pierwszej kadencji nie wszystko szło jak po sznurku, ale kibice Pasów pamiętają go ze spektakularnej gry i awansu do europejskich pucharów. Teraz liczą na to samo. – Wiele się tu zmieniło, a pod względem bazy treningowej Cracovia prześcignęła już wiele klubów z Europy zachodniej – mówi nowy trener Pasów w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Latem 2017 roku nie spodziewał się zwolnienia. Opiniował zawodników pod kątem przyszłego sezonu, a gdy był na wakacjach w Krakowie zapadła decyzja o zatrudnieniu Michała Probierza. Prezes Pasów Janusz Filipiak nawet nie zadzwonił do Zielińskiego, bo nie chciał... przeszkadzać mu w wakacjach. Trener o wszystkim dowiedział się po powrocie pod Wawel. Dymisja mocno go zabolała.
– Myślę, że to było przygotowywane od dłuższego czasu – mówił wtedy. – Nie mam pretensji za to, że zostałem zwolniony. Chodzi mi o czas i formę. Liczyłem, że profesor przekaże mi tę wiadomość, a nie będzie się posiłkował się wiceprezesem Tabiszem. Powinno to być inaczej załatwione. Ja z profesorem spotkałem się dopiero na drugi dzień, gdy żegnałem się z drużyną. Porozmawialiśmy chwilę i tyle. Może to bardziej mnie ubodło, ale nadal pozostaję z profesorem w dobrych relacjach – dodawał.
Opowiadał, że zawodników do transferu musiał często opiniować jedynie na podstawie analizy wideo. To sprawia, że każdy ruch jest bardzo ryzykowny. W ten sposób sprowadzono do Krakowa wielu piłkarzy, którzy pod Wawelem zupełnie się nie odnaleźli. Florin Bejan, Anton Karaczanakow, Robert Litauszki. Zieliński podpisywał się pod tymi decyzjami, choć nie miał okazji, by lepiej poznać tych zawodników. I niedługo później mógł się wstydzić. – Ja ich ściągałem dlatego się pod tym podpisuję. Nie było możliwości oglądnięcia ich w dłuższym wymiarze czasowym, sprawdzenia jak się w swoim środowisku zachowują. Ale to niestety idzie na moje konto – mówił w 2017.
Dziś wraca i znów jest pełen zapału, zapowiada powrót do atrakcyjnego stylu gry. A Cracovia? Za kadencji Michała Probierza zdobyła Puchar Polski i Superpuchar. Dwukrotnie awansowała do europejskich pucharów, by dwukrotnie odpaść już na pierwszej przeszkodzie. Minęły cztery lata, ale dziś zespół wcale nie prezentuje się lepiej. Rozwój drużyny za kadencji Probierza to dowód na to, że Filipiak – choć ma ku temu środki – nie wie, jak skutecznie wykorzystać je na potrzeby budowy silnej drużyny. Dziś przychodzi Zieliński i można odnieść wrażenie, że musi budować... niemal od nowa.
Kibice Cracovii dobrze wspominają Zielińskiego, ale i końcówka jego pracy była trudna. Sezon 2016/17 Pasy zakończyły na czternastym, ostatnim bezpiecznym miejscu w tabeli Ekstraklasy. Dziś Cracovia znów jest na jedenastym miejscu, a sezon – siłą rzeczy – zostanie przeznaczony na przebudowę drużyny.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Zanim o Cracovii chciałbym zapytać pana o przygodę z komentowaniem meczów. Recenzje były bardzo dobre. Jak wrażenia?
Jacek Zieliński: – Nie byłem pierwszym komentatorem, pełniłem rolę eksperta. Traktowałem to jako przerywnik od pracy w zawodzie trenera. Trochę inna działalność w sporcie. Wspominam to naprawdę bardzo fajnie – zwiedziłem kawałek Europy, zobaczyłem parę fajnych meczów. Miałem więc szansę, by cały czas kręcić się przy piłce.
– Do każdego meczu był pan bardzo dobrze przygotowany. To była wiedza z głowy, wyszperana przed meczem czy może trzeba było podpytać synów?
– Wszystkiego po trochu. Część rzeczy wiedziałem, ale inne musiałem sobie przygotować, poszperać. Nie ukrywam, że w wielu sytuacjach pomagał mi Tomek, który jest komentatorem Eleven. Służył fajną radą. Od zawsze uważam, że do każdej pracy trzeba być przygotowanym. W innym wypadku to nie ma sensu.
– Duet z Tomkiem wchodzi w grę czy byście się pokłócili na antenie?
– Na pewno byśmy się nie pokłócili, ale dziś zupełnie o tym nie myślę. Chcę się teraz skupić na pracy w charakterze trenera, a rolę eksperta wkładam do szuflady.
– Po raz ostatni rozmawialiśmy w 2017, tuż po zwolnieniu z Cracovii. Przyznał pan, że jest zdruzgotany tą decyzją. Ale powiedział pan też, że mimo tego zakończenia, rozstajecie się z Januszem Filipiakiem w dobrych stosunkach. Ten powrót jest potwierdzeniem tamtych słów.
– Być może tak jest. Zawsze miałem dobre stosunki z profesorem. Dogadywaliśmy się, nawet mimo tego, co się wtedy wydarzyło. Czas szybko zagoił rany i nie ma już co do tego wracać. To było, teraz jest inne rozdanie, jest inna Cracovia, inne otoczenie, natomiast sentyment pozostał. Bardzo się cieszę, że mogę tu wrócić.
– Mówił pan wtedy o dwóch rzeczach, które się panu w Cracovii nie podobały. Po pierwsze skauting, po drugie baza treningowa. W tej drugiej kwestii od 2017 sporo się zmieniło, prawda?
– Nową bazą treningową Cracovii jestem wręcz zauroczony. Warunki są wspaniałe. Niczego tu nie brakuje, więc postanowiłem tu na razie zamieszkać. Cieszę się, że w końcu doczekałem tego ośrodka. O pomysłach jego budowy słyszałem już podczas pierwszego pobytu w klubie, ale wówczas te plany były ciągle odkładane. Teraz warunki do pracy są wyśmienite, można się skupić tylko tym, by jak najlepiej przygotować zespół. A co do skautingu. Wtedy kulał, ale teraz sytuacja trochę się zmieniła. Dyrektorem sportowym jest Stefan Majewski, który odpowiada za tego typu sprawy. Myślę, że nasza współpraca będzie się układała dobrze, bo znamy się od lat i zawsze się dogadywaliśmy. Wierzę więc, że i kwestia skautingu pójdzie teraz do przodu. Chciałbym, aby równocześnie klub zdecydowanie postawił na skauting młodzieżowy. Trzeba na to zwrócić uwagę, bo Cracovia ma dziś na tym polu wielkie możliwości. Nowa baza, a do tego niemal w każdym roczniku drużyna w Centralnej Lidze Juniorów. Trzeba na to zwrócić uwagę. Jeśli i na tym polu pojawi się mocna poprawa, to będzie naprawdę dobrze.
– Chciałby pan, aby balans w Cracovii między piłkarzami krajowymi a zagranicznymi się zmienił? W ostatnich tygodniach pracy Michała Probierza wyglądało to lepiej, być może pan też to zaobserwował. Ale wcześniej wielokrotnie bywało tak, że grał jeden Polak. Kibicom się to nie podoba, tym bardziej, jeśli za tym nie idzie jakość.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że kibicom się to nie podobało. Myślę, że dziś marzeniem jest inny profil zespołu. Z tą akademią, takimi możliwościami trzeba stawiać na wychowanków, albo piłkarzy sprowadzonych do klubu w młodym wieku. Jest to natomiast proces, który nie zostanie zrealizowany z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Nie można liczyć na to, że już najbliższe okienko transferowe przyniesie nie wiadomo jakie cuda. Z pewnością jednak naszym zamierzeniem jest, by w szatni była większa równowaga, bo to będzie duży plus dla ludzi pracujących z drużyną.
– Miał pan okazję, by porozmawiać z Michałem Probierzem na temat tej drużyny?
– Jeszcze nie. Umówiliśmy się na rozmowę, ale Michał pojechał odpocząć za granicę. Mam swoją ocenę tego zespołu, jednak każdy patrzy inaczej. Znamy się z Michałem tyle lat, że nie będzie problemu, by się spotkać i porozmawiać o wielu rzeczach. Niekoniecznie tylko o zespole, bo mamy wiele wspólnych tematów.
– A więc jest pańska opinia na temat zespołu? Na pierwszy rzut oka – z czego wynikają kłopoty?
– Nie będę po trzech dniach treningów mówić na łamach prasy, jaka jest moja wizja. To trochę potrwa. Mamy pewien pomysł na to wszystko, wiadomo jednak, że zmiana nie nastąpi w trzy, cztery dni. Ocenę poszczególnych zawodników zachowam dla siebie. Takie rzeczy nie powinny wychodzić z szatni. Proszę mi pozwolić spokojnie przyjrzeć się temu i wydać diagnozę. Rozmawiam z zawodnikami, trenujemy, poznaję ich i to jest teraz najważniejsze.
– Nie będę więc pana męczył pytaniami o obecny zespół Cracovii, ale o jednego zawodnika muszę zapytać. Swego czasu Pasy lekką ręką puściły Damiana Dąbrowskiego do Pogoni. Nie chciał odchodzić, ale uznano, że nie jest potrzebny. Pan też by go puścił?
– Też też jest pytanie o sprawy minione, na które nie miałem wpływu. W mojej układance, podczas mojej pierwszej pracy w Cracovii, Damian był zawodnikiem bardzo ważnym. Kluczowym. Jego rozwój przyhamowały urazy. Gdyby nie one, dziś mógłby być zawodnikiem regularnie grającym w reprezentacji. To chłopak, na którego grę zawsze patrzyło się z przyjemnością. Byłem zdziwiony tym, że z Cracovii odchodzi, ale to nie była moja decyzja, więc nie będę jej komentował.
– A więc wróćmy do ośrodka w Rącznej. Był pan w szoku, gdy tu przyjechał, czy wiedział czego się spodziewać?
– Dowiadywałem się, co tu powstało. Widziałem wizualizacje, zdjęcia, słyszałem opowieści znajomych, ale przyjechałem tu po raz pierwszy. Jestem pod wielkim wrażeniem, warunki do pracy są wyśmienite. Wszystko zrobione na wysokim poziomie. Pod względem ośrodka treningowego Cracovia dogoniła już kluby z Europy zachodniej. A wiele z nich od razu przeskoczyła.
– Jak długo ma pan tu zamiar mieszkać?
– To nie jest docelowe rozwiązanie, ale z logistycznego punktu widzenia bardzo mi odpowiada, że cały czas jestem na miejscu. Mogę dotknąć wielu rzeczy, przyjrzeć się grupom młodzieżowym. Teraz tutaj toczy się życie Cracovii. Myślę, że do przerwy świątecznej będę sobie tu spokojnie mieszkał i obserwował.
– Czyli sto procent Cracovia. Nie ma czasu na nic innego.
– Nie ma. Ja już Kraków znam. Nie muszę po raz kolejny zaliczać atrakcji turystycznych. Przyjechałem tu tylko po to, by skupić się na pracy i tego się trzymam.
– Ośrodek treningowy na poziomie Europy zachodniej, ale co z zespołem? Panuje przekonanie, że Janusz Filipiak mógłby zainwestować w ten zespół więcej, ale niekoniecznie chce to zrobić. Porównując kadrę Cracovii, którą zostawił pan w 2017 roku z tą dzisiejszą wcale nie mam przekonania, że drużyna poszła do przodu. Będzie chciał pan jakoś wpłynąć na prezesa, by trochę zaryzykował, zainwestował, szarpnął na coś więcej niż nieśmiała walka o puchary?
– Ja z profesorem dopiero się spotkam. Podczas rozmowy w cztery oczy ustalimy, jaka jest wizja budowy klubu. Wiem, że wszystkim się marzy, by Cracovia zagrała o coś więcej, ale to złożony proces. Wiele czynników musi się zazębić. Musimy czerpać z owoców akademii Cracovii. Mamy wielu fajnych chłopców, ale oni potrzebują czasu. Do tego dochodzą procesy skautingowe i transferowe. Trzeba siąść i ustalić priorytety. Ja podchodzę do tego spokojnie. Budowa drużyny to nie jest proces, który trwa kilka miesięcy. I nie polega też na tym, by przyjść, opowiadać piękne słowa, a potem rzucić się z motyką na podbijanie Europy. Oczywiste jest jednak, że każdy ma swoje marzenia i my też chcemy, by tu pomału tworzył się solidny zespół, który będzie cały czas walczył o coś więcej niż o utrzymanie.
– A co postawiono panu za cel na ten sezon i kolejny?
– Nie rozmawialiśmy o celu na ten sezon. A w dalszą przyszłość nie wybiegaliśmy tym bardziej. Uważam, że takich rzeczy nie załatwia się przez telefon. Profesor wróci do kraju to porozmawiamy. W moim kontrakcie są pewne bonusy, podjąłem pewne ryzyko. Ja też chciałbym, aby Cracovia grała o wyższe cele, ale z ogłoszeniem celów trzeba się jeszcze wstrzymać.
– Może pan zdradzić, co jest wśród tych bonusów?
– Nie. To są sprawy między mną a Cracovią. Nie do upubliczniania. Na pewno nie ma tu żadnego minimalizmu.
– Czyli premia za mistrzostwo Polski też się pojawiła.
– W tym sezonie trudno o tym marzyć. Co będzie w przyszłym sezonie? O tym jeszcze pomyślimy.
– Michał Probierz raz powiedział, że będzie walczył o mistrzostwo, a później żałował tych słów.
– Nie wiem, czy żałował. Wiadomo, że jak liga się zaczyna to osiemnaście zespołów walczy o mistrzostwo, ale marzenia nie zawsze idą w parze z rzeczywistością. Fajnie mieć marzenia, jednak życie często je weryfikuje.
– Rozumiałem o co chodziło Probierzowi. Na starcie sezonu każdy ma tyle samo punktów, więc teoretycznie każdy walczy o tytuł. On z Cracovii chciał odejść już w styczniu. Był zmęczony. Widać to było po nim i po zespole. Pan też to widział? A może poruszaliście ten temat podczas rozmów?
– Nie rozmawialiśmy na ten temat, bo będąc poza klubem i tak nie byłbym w stanie realnie ocenić sytuacji wewnątrz zespołu. Nie da się tego zrobić, bez poznania realiów panujących w szatni. Przyglądałem się z boku. Nie brałem się za żadne oceny, bo to nie moja działka. Zdaję sobie sprawę, że praca trenera to wcale nie takie proste zajęcie, jak się wszystkim wydaje. Wielokrotnie rozumiałem, dlaczego pewne sprawy potoczyły się w danym kierunku, ale nie czuję się władny do oceniania.
– Nie zmienia to faktu, że była to nietypowa sytuacja. Trener chce odejść, ale prezes go zatrzymuje. Był pan kiedyś w takiej sytuacji?
– Nie. Ta sytuacja wiele mówiła o tym, jak mocna była pozycja Michała w Cracovii. Zazwyczaj w tego typu sytuacjach kluby szybko rozstają się z trenerem. A tym razem profesor chciał, by trener pozostał na stanowisku, a to dodatkowo umocniło pozycję Michała w klubie.
– Pański poprzednik miał bardzo szeroki zakres obowiązków. Pan ich nie przejmie w całości, skupi się tylko na pracy trenerskiej i współpracy z dyrektorem sportowym?
– Tak, oczywiście. Ja jestem trenerem, Stefan jest dyrektorem sportowym. On będzie dopinał i koordynował wszystkie sprawy związane z transferami. Ja nie mam zacięć, by działać na innych polach. W trenerce jest tyle pracy, że i tak całe dnie będę miał zajęte.
– Chce pan na starcie odcisnąć piętno na drużynie? Nie mówię o grze, bo to oczywiste. Zmiana kapitana, bramkarza, coś takiego, by drużyna odczuła, że jest nowy szef?
– Za wcześnie, by takie deklaracje składać. Czekam na powrót zawodników ze zgrupowań reprezentacji. Zobaczymy, jak będą się prezentowały kwestie zdrowotne i wtedy będziemy się zastanawiać nad decyzjami personalnymi. Obecnie trwają rozmowy między mną, a zawodnikami. Nadal potrzebuję trochę czasu, by poznać ten zespół.
– Jak pan wspomina ostatnią pracę, w Arce Gdynia? W pierwszym sezonie spełnił pan zadanie – utrzymaliście się w Ekstraklasie. Drugi sezon to kiepski początek sezonu i szybkie zwolnienie. Czuł pan niedosyt, że nie pozwolono panu kontynuować tej pracy?
– Utrzymaliśmy się w bardzo ciężkiej sytuacji, a przed startem nowego sezonu straciłem trzech podstawowych zawodników. Zespół był zdecydowanie słabszy personalnie i sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. Mam duży niedosyt, bo uważam, że nie dano mi tej pracy dokończyć. Gdzie dziś jest Arka – dobrze widać.
– Ponad dwa lata pozostawał pan bez pracy w roli trenera. Były po drodze oferty pracy w roli trenera, które pan odrzucił?
– Były. Niektóre odrzuciłem, w innych sytuacjach brakło finalizacji. Telefon nie milczał.
– Zdradził pan kiedyś, że lubi się wybrać w góry, by przewietrzyć głowę. No to było sporo okazji, by ruszyć na szlak.
– Tak. Z żoną często jeździmy w góry. To nie tylko Tatry. Ostatnio częściej jeździmy w Gorce, Bieszczady czy Pieniny. Bardzo lubię chodzić po górach i teraz miałem na to dużo czasu. Był też czas na odrobienie zaległości domowych, wykonanie prac przy domu. Wykorzystałem go odpowiednio. Do tego zajęcia związane z rolą eksperta telewizyjnego, podróże po Europie. Uczestniczyłem w konferencjach, treningach pokazowych. Nie byłem blisko piłki, ale z piłką miałem do czynienia.
– Ma pan ulubione miejsce w górach?
– Tak. Mamy z żoną dwa ulubione miejsca w Bieszczadach. Jedno jest w Wetlinie, drugie w Smereku. Uwielbiam chodzić po połoninach. Lubię pójść na Krzemieniec, gdzie stykają się trzy granice – polska, ukraińska i słowacka. W Tatrach moim ulubionym szlakiem są Czerwone Wierchy. Są piękne o każdej porze roku i za każdy razem dostrzegam w nich coś nowego.
– Wspinaczka też chodzi w grę? Trudniejsze szlaki?
– Nie. Aż takim taternikiem nie jestem. Lubię chodzić po górach, ale staram się nie podejmować zbyt dużego ryzyka.
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
18:15
Pogoń Szczecin
16:00
Bruk-Bet Termalica