Po czymś takim nie można sędziować. Gdybym kontynuował mecz, straciłbym twarz w środowisku i sam przed sobą. Nie mogłem narażać innych sędziów na tak skandaliczne przykrości – mówi Wojciech Ganczar, sędzia piłki nożnej, któremu w czasie sobotniego meczu w zielonogórskiej klasie A piłkarz splunął w twarz.
Sędzia Ganczar dwa lata temu doprowadził do skazania piłkarza, który w czasie meczu klasy B uderzył go w twarz, znieważając czynnie i słownie. – Skoro teraz zdarzył się poważniejszy incydent, to powinienem być konsekwentny i chyba znowu złożę zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa – mówi w rozmowie przeprowadzonej specjalnie dla portalu TVPSPORT.PL.
Rafał Rostkowski, były sędzia, ekspert TVP Sport: – Co dokładnie stało się w czasie meczu Cuprum Czciradz – Piast Parkovia Trzebiechów zanim pokazał pan czerwoną kartkę, po której ukarany piłkarz pana opluł?
Wojciech Ganczar: – To było w 26 minucie. Podyktowałem ewidentny rzut karny, a zawodnik drużyny gospodarzy powiedział: "K..wa, on ci nawet karnego gwizdnie jak nie będzie w polu karnym". Wstrzymałem wykonanie karnego i pokazałem mu żółtą kartkę. Gdy goście ustawiali piłkę na punkcie karnym, on podszedł i powiedział – zacytuję z załącznika do protokołu: "On jest popier….ny". Zawołałem go, pokazałem mu czerwoną kartkę. Podszedł do mnie bliżej i tak stał przez dłuższą chwilę. Patrzył mi prosto w oczy. Stałem w miejscu, a on po prostu wziął, nabrał śliny i mi plunął w twarz. Babcia powiedziała mi dzisiaj, że to najgorsze znieważenie. Hitlerowcy w obozach koncentracyjnych pluli na więźniów, gdy chcieli ich upokorzyć. Wolałbym zostać uderzony niż opluty.
– Z jakiej odległości Pana opluł?
– Zbliżył się do mnie tak, że mnie dotykał. Twarzą w twarz. Ja nie ruszałem się z miejsca. Pokazałem mu tę kartkę, wyciągnąłem notes do zapisywania. Wtedy splunął mi w twarz.
– Opluł pana z tak bliskiej odległości, że jego twarz dotykała pańskiej twarzy?
– Tak to wyglądało, takie "face to face" było... Nie odchodziłem, bo nie chciałem dać po sobie poznać, że się go boję. Po prostu stałem w miejscu, nic się do niego nie odzywałem, tylko notowałem. To on się do mnie zbliżył na taką odległość.
– Jaka była reakcja innych piłkarzy?
– Jak mi plunął, to drużyna gości zaczęła pytać: "Panie sędzio, co pan z tym zrobi?". Sędzia asystent zaczął do mnie krzyczeć: "Wojtek, kończ". Oczywiście sam wiedziałem, że ten mecz trzeba zakończyć. Trzy gwizdki i koniec. Zawodnicy drużyny przeciwnej mówili, że bardzo dobrze. Powtarzali: "Plunął panu w twarz". Drużyna gospodarzy była oburzona, że jak ja po czymś takim mogę kończyć zawody. Dla mnie to było jednoznaczne, że trzeba zakończyć. Po czymś takim nie można sędziować. Gdybym kontynuował mecz, straciłbym twarz w środowisku i sam przed sobą. Nie mogłem narażać innych sędziów na takie czy podobne skandaliczne przykrości. Kontynuowanie meczu byłoby sygnałem dla innych, że w sumie nic wielkiego się nie stało, bo mecz był kontynuowany.
– Sędzia jest zobowiązany zakończyć mecz, gdy on lub jeden z sędziów asystentów zostanie czynnie znieważony.
– Najwyraźniej gospodarze o tym nie słyszeli albo udawali, że nie słyszeli.
– Jakimi słowami próbowali podważyć słuszność zakończenia meczu?
– "No przecież on cię tylko opluł, on cię nie uderzył". Sędzia asystent próbował im tłumaczyć, że to w tej sytuacji nieważne, że nie uderzył. Że oplucie jest czynnym znieważaniem. Słyszałem jak inne osoby głośno komentowały powtarzając: "Jak można opluć człowieka?".
– Co zamierza pan zrobić po tym meczu?
– Wypełnię sprawozdanie, wyślę do Lubuskiego Związku Piłki Nożnej, no i będę czekał. Debatowaliśmy już z kolegami, czy skierować sprawę na ścieżkę sądową. Muszę jeszcze zastanowić się nad tym, ale chyba powinienem być konsekwentny...
– Czy ktoś ze związku piłki nożnej kontaktował się z panem po tym meczu?
– Tak, Paweł Horożaniecki, który jest przewodniczącym tutejszego Żarsko-Żagańskiego Podkolegium Sędziów.
– Dostał pan jakieś wsparcie?
– Tak, przewodniczący i inni zgodnie potwierdzają, że dobrze zrobiłem kończąc ten mecz przed czasem. Niby to takie oczywiste, ale jak widać w polskiej piłce są osoby, które nie tylko nie znają przepisów piłkarskich, ale obce są im również pewne normy cywilizacyjne.
– To nie był pierwszy raz, kiedy stał się pan ofiarą przemocy fizycznej w czasie meczu piłki nożnej. Sprawdziłem przed naszą rozmową, że wcześniej został pan uderzony w twarz i zwyzywany: "je... szczyl, pedał i szmaciarz". Wtedy też zakończył pan mecz przed czasem.
– Tak, tak, tak. Sytuację pamiętam jak dziś. Zawodnik przewrócił się, bo zahaczył o kępę trawy. Domagał się faulu, ale powiedziałem "Niech pan wstaje, gramy dalej", a on na to stwierdził: "Cwel zaj...ny, nawet nie odgwizdnie". Pokazałem mu czerwoną kartkę za słowne znieważenie i wtedy uderzył mnie. Spoliczkował. Jak odgwizdałem wcześniejsze zakończenie meczu i schodziliśmy już do szatni, chciał mnie jeszcze pobić, ale jego koledzy z drużyny go powstrzymywali. Wyrywał się im, chciał mnie tłuc. Nasłuchałem się wtedy steku wulgaryzmów, obelg. Potem w sądzie tłumaczył się, że tak się zachowywał, bo go wcześniej żona zdenerwowała.
– Przestępstwa przeciwko sędziom sportowym nie są ścigane z urzędu. Widząc obojętność władz piłkarskich i powszechną niechęć komisji dyscyplinarnych do karania piłkarzy czy trenerów za przewinienia przeciwko sędziom, wielu arbitrów nawet nie opisuje ich w pomeczowym protokole. Wolą uniknąć wstydliwych kłopotów. Pan nie tylko opisał to w protokole, ale dodatkowo złożył w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Dlaczego?
– Kolega, który wtedy był sędzią, studiował prawo. To on pomógł mi napisać to zawiadomienie. Inni koledzy zachęcali mnie, że z bandytyzmem trzeba walczyć. Sprawa toczyła się dwa lata. Sędzia stwierdził, że takie uderzenie mogło się źle skończyć. Dostałem zadośćuczynienie, a zawodnik został prawomocnie skazany. Nie chodziło mi o pieniądze, tylko o to, że człowiek nie po to jedzie w sobotę czy niedzielę posędziować mecz, żeby obrywać w taki czy inny sposób. W twarz… Ale niestety tak to bywa na boiskach niższych klas.
– Jak lokalne środowisko piłkarskie przyjęło takie zakończenie tej sprawy?
– Większość mi gratulowała, popierała, że chamstwo trzeba tępić. Ale byli też tacy, którzy mieli za złe, że poszedłem z tą sprawą do prokuratury. Pewnie nie byłoby takiej potrzeby, gdyby kary wymierzane przez komisje dyscyplinarne za takie napaści były odstraszające dla innych napastników, gdyby przemoc przeciwko sędziom nie rosła. Gdyby, gdyby... to może i ta sprawa potoczyłaby się inaczej. Ale widzimy jak jest, a ja walczę z boiskowym chamstwem. Staram się jak mogę. Możliwe, że przez to jakaś tam łatka się za mną ciągnie…
– Większość kibiców nie wie, ile zarabiają sędziowie. Jakie wynagrodzenie dostał pan za sobotni mecz, w którym pana opluto?
– 138 złotych.
– I do tego zwrot kosztów podróży?
– Nie, to już jest kwota zryczałtowana, netto, czyli tyle w sumie dostanę "na rękę".
– Ile kilometrów musiał pan dojechać na ten mecz?
– Około 50 w jedną stronę.
– A jakie było wynagrodzenie za tamten mecz, po którym dostał pan w twarz i sprawa skończyła się w Sądzie?
– To był mecz klasy B, więc mniej. Chyba około 120 złotych. Ale nigdy nie robiłem tego dla pieniędzy. Dla mnie sędziowanie to pasja, choć starsi koledzy mówią, że to nie jest pasja, skoro można za to w mordę dostać.
– Sędzią zawodowym raczej pan nie zostanie, bo na blisko 10 tysięcy sędziów w Polsce zawodowych jest tylko około 20. Na co więc pan liczy?
– Sędziowanie to dla mnie po prostu frajda. Podchodzę do tego tak jak należy, w miarę możliwości najlepiej.
– Od kiedy pan sędziuje?
– Zapisałem się na kurs sędziowski w 2014 roku, ale z tamtej grupy tylko ja sędziuję. Pozostali już zrezygnowali. Z różnych powodów.
– Ktoś, kto nie ma do sędziowania takie pasji jak pan, może zastanawiać się, na co pan jeszcze czeka będąc sędzią? Dostał pan w twarz, zwyzywano pana publicznie, pewnie wiele razy, teraz napluto panu w twarz. Nie boi się pan, że może zdarzyć się poważniejszy wypadek?
– Jak człowiek "przesędziuje" całą rundę, to faktycznie w listopadzie ma już dosyć i nie może doczekać się przerwy zimowej. Ale po miesiącu przerwy wraca mi ochota, żeby znowu pobiegać z gwizdkiem lub chorągiewką. To coś wewnętrznego… Jadąc na mecz nie myślę o tym, że na każdym boisku można w ryja dostać. Ryzyko jest zawsze, ale podchodzę do tego z pasją, uczciwie… Ale to prawda, przychodzą chwile zwątpienia i myśli, żeby rzucić gwizdek. A potem przypominam sobie, jak brakowało mi sędziowania, gdy w czasie pandemii rozgrywki zostały na dłużej zawieszone. Chciałbym sędziować jeszcze przynajmniej dwa lata, żeby osiągnąć dychę, czyli osiągnąć 10-letni staż sędziowski.
– Czy słyszał pan, że w niektórych krajach zdarzyły się przypadki śmierci sędziów piłki nożnej w wyniku obrażeń odniesionych w czasie meczów?
– Tak, słyszałem też, że jakiegoś sędziego zastrzelili.
– Nie boi się pan narastającej agresji wobec sędziów?
– Gdyby ktoś przyszedł do mnie z giwerą i mi zaczął grozić, to… Chyba każdy człowiek zastanowiłby się nad tym poważnie.
– Z czego to wynika, że dosłownie w każdym tygodniu zdarzają się przypadki przemocy wobec sędziów?
– To chyba nie wynika ze sportu. Ludzie nie radzą sobie z emocjami. Moim zdaniem najczęściej ataki na sędziów są spowodowane jakąś życiową frustracją, a sędzia jest dobrym i bezpiecznym dla napastnika obiektem do wyładowywania agresji. Przecież wszyscy atakują i obrażają sędziów, to i ja mogę – takie myślenie jest powszechne. Ludzie oglądający piłkę nożną tylko w telewizji nie mają pojęcia, jakie obyczaje panują w niższych klasach. Chamstwo, wyzwiska, groźby, próby zastraszania, pobicia czy oplucia – to stałe elementy towarzyszące setkom lub tysiącom meczów w każdy weekend w całej Polsce.
– Co pana zdaniem powinno się stać, żeby sytuacja się poprawiła?
– Chyba musiałoby dojść do jakiejś tragedii. Musiałoby się zdarzyć coś, co wstrząsnęłoby światem tej naszej piłki. Może gdyby któryś sędzia stracił życie, albo w wyniku pobicia został sparaliżowany, to może wtedy ktoś zastanowiłby się, że jednak może coś z tym trzeba zrobić. Teraz jest tak, że każdy przypadek ataku na sędziego jest bagatelizowany, podważany, ośmieszany, a wokół sędziów, którzy to nagłaśniają, znajomi boiskowych bandytów starają się wytwarzać atmosferę ostracyzmu. Mówi się, że ta przemoc jest wpisana w sędziowanie, w kulturę piłkarską, ale przecież sędziowie to też ludzie. I to na służbie dla piłki nożnej. Bardzo boli mnie, że tak jesteśmy traktowani.
Miałem kiedyś taki mecz, że aż mi łzy poleciały. Byłem wtedy młodym sędzią, miałem chyba 16 lat. Wszyscy nas wyzywali: piłkarze, trenerzy, kibice. Sędzia główny słabo wtedy sędziował, ale to przecież nie jest powód do traktowania go w sposób nieludzki. Byłem w tym meczu sędzią asystentem. Próbowałem mu pomagać, wspierać go tak, jak potrafiłem. Kierownik drużyny podszedł do mnie, chwycił mnie, podniósł i potrząsnął mną w powietrzu, jednocześnie wyzywając od najgorszych. Nie ma sensu cytować… Nie wytrzymałem. Łzy same poleciały.
– To też była przemoc…
– Tak, wiem, ale wtedy dopiero zaczynałem sędziowanie. Byłem zaskoczony sytuacją. Jako trójka sędziowska słabo się wtedy spisaliśmy, ale nie spodziewałem się, że może nas, mnie spotkać coś takiego. Piłkarzy czy trenerów nikt tak nie traktuje, a przecież w klasie B czy A grają na takim poziomie, na jakim my sędziujemy. Gdybyśmy byli lepsi, spotykalibyśmy się na większych stadionach.
Nie jest łatwo być sędzią w takich małych miejscowościach. My się tam wszyscy znamy. Jednego dnia pokazuję komuś kartkę, a drugiego z nim pracuję lub go spotykam w innej roli. A jako sędzia muszę być obiektywny. Tym bardziej złożenie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa to dla każdego arbitra bardzo trudna decyzja, której większość sędziów piłki nożnej z różnych powodów woli nie podejmować. Dlatego takie przestępstwa powinny być ścigane z urzędu bez względu na to, czy poszkodowany sędzia tego chce czy nie.
Rozmawiał Rafał Rostkowski
Autor to były arbiter międzynarodowy, będący jednym z pierwszych sędziów zawodowych w Polsce. Był sędzią głównym I ligi i potem większość kariery był sędzią asystentem FIFA. W tej roli prowadził mecze Pucharu UEFA, Ligi Mistrzów, eliminacji mistrzostw świata i Europy. Propagator reform w polskim systemie sędziowskim. Autor petycji do Senatu w sprawie objęcia sędziów sportowych ochroną prawną taką, jaką mają funkcjonariusze publiczni.