Louis van Gaal był już na emeryturze, ale jak reprezentacja wzywa, to nie wypada odmawiać. A Dick Advocaat też miał dać sobie spokój z trenowaniem, nalegał jednak Iran i nic z tego. Guus Hiddink jest bardziej kategoryczny, zapewnia, że nie wróci do futbolu. To obieżyświat, któremu przyszło współpracować nawet z szemranymi typami, ponadto zetknął się z egzotyką wielu krajów. Ma więc co wspominać.
Niektórzy mogą ironizować, że Hiddink wybrał się na emeryturę już w 2020 roku, gdy przyjął ofertę federacji... Curacao. Karaiby, egzotyczna wyspa, terytorium zależne od Holandii. Inny, odległy świat. Beztroska, że trudno chyba myśleć o poważnym trenowaniu... Patrick Kluivert , będąc tam selekcjonerem, zaczął kilka lat wcześniej reformy, zainicjował systemową transformację. Akademie, szkolenie, edukowanie miejscowych trenerów, kursy – współpraca z holenderską federacją i FIFA. Kluivert trochę się więc zasłużył. Stworzył podstawy.
Miejscowi mogli liczyć, że Hiddink, mając takie warunki, pójdzie krok dalej i dokona rzeczy historycznej wprowadzając Curacao do finałów mistrzostw świata. Nic z tego. Gold Cup też przeszedł koło nosa. Holender zakaził się tam koronawirusem, a jego obowiązki przejął tymczasowo tak ceniony na wyspie Kluivert. Hiddink nie miał już jednak zapału, by kontynuować misję. Rodak Leo Beenhakker uszczęśliwił Trynidad i Tobago, dzięki niemu zaistnieli na arenie międzynarodowej, Guus nie dał rady. Zrezygnowany zapowiedział, że nie zrobi tego co Dick Advocaat. Ogłosił definitywny koniec kariery, która przyniosła mu ciekawe, nieraz osobliwe doświadczenia.
Korea uwierzyła w siebie
Finały MŚ 2002 to skandal (tzw. gospodarskie sędziowanie), korupcyjna skaza na obrazie tej imprezy. Koreańczycy prowadzeni przez Hiddinka zakończyli turniej na czwartym miejscu. Pomoc arbitrów to jedno, ale sędziowie sami nie doprowadziliby przecież współgospodarzy do strefy medalowej.
Była to też zasługa selekcjonera, który wyrzucił z zespołu rutyniarzy, zrobił nawet rekrutację na uczelniach. Szybka, bezpośrednia gra ze skupieniem na śmiałych atakach skrzydłami – to był jego sposób na sukces. Różnice kulturowe nie przeszkodziły mu w przekazaniu Koreańczykom europejskiej wizji futbolu. Okazali się pojętnymi uczniami.
W Korei Południowej Hiddink zyskał autorytet i uważano go za ojca sukcesu tamtej reprezentacji. Azjaci darzyli go sympatią. Nalegali, by ich nie opuszczał. Obiecywano mu nawet honorowe obywatelstwo Seulu, apartament na wyspie Czedżu, darmowe podróżowanie do ich kraju do końca życia. Bez powodzenia. Hiddink odszedł, a zabrał ze sobą do Holandii Park Ji-Sunga. Sir Alex Ferguson zobaczył potem w tym pomocniku tytana pracy.
Praca u wschodnich oligarchów
Gdy Hiddink wrócił do Holandii, by przyjąć ofertę PSV, jego prawą ręką był Piet de Visser, kiedyś trener, a wtedy poszukiwacz talentów. To on miał dobre relacje z Romanem Abramowiczem, był jego "superskautem", co pozwoliło Hiddinkowi na objęcie rosyjskiej kadry. A z jakim skutkiem? Półfinał EURO 2008! Właściciel Chelsea zapewniał horrendalne honorarium selekcjonerowi Rosji, ale ponieważ płacił aż tyle, to… "wypożyczył" Holendra do swojego klubu.
Runda wiosenna sezonu 2008/09 była okresem wspaniałej gry londyńczyków. Doszli do półfinału Ligi Mistrzów, w którym odpadli w dość kontrowersyjnych okolicznościach z Barceloną Pepa Guardioli. "Iniestazo" (pamiętny gol Andresa Iniesty) zakończyło ich piękny sen. Hiddink wrócił więc do rosyjskiej kadry, mimo apeli kibiców, by został w Londynie dłużej. Dopiero w 2015 ponownie trafił do Chelsea jako tymczasowy trener. Miał opinię ulubionego szkoleniowca Abramowicza.
W 2011 został zatrudniony przez Sulejmana Kerimowa, czeczeńskiego oligarchę, któremu marzył się wielki futbol w zaścianku. Lokalne władze oddały mu klub za darmo na dwa i pół roku. Właściciel z aspiracjami wydał absurdalnie 250 mln. Jednak gdy w przedsiębiorstwach Kerimowa zaczęły się kłopoty, wierchuszka Dagestanu przestała być mu przychylna. Musiał zrezygnować z zarządzania klubem. Skutek? Redukcja budżetu o 140 mln euro!
Zanim Anży znalazło się w fazie schyłkowej "The Independent" pisał o najdziwniejszym klubie na świecie. Rozmach: dwieście milionów inwestycji w infrastrukturę, nowy stadion, baza treningowa, poważna szkółka piłkarska. Do tego zawrotne apanaże dla Samuela Eto i Roberto Carlosa, którzy jednak nie zbawili drużyny...
Hiddink był w środku tego cyrku jako trener. Anży miało pierwotnie zrzeszać robotników z pobliskiej rafinerii. Mocarstwowe plany okazały się - jak nazwałby to Melchior Wańkowicz - chciejstwem. Klub był metaforą regionu. Dagestan to wszak tygiel narodów (36 nacji), z dużymi zasobami surowców (gazu i ropy). A i tak to nadal jeden z najbiedniejszych regionów Rosji...
Guus zyskał w ojczyźnie uznanie kibiców PSV dzięki imponującej kolekcji trofeów. W Realu Madryt wiodło mu się dużo gorzej, a w reprezentacji Holandii też bywało różnie. Co na pocieszenie emeryta? Praca w Korei Płd, Dagestanie, a w szczególności Curacao, to coś na tyle niezwykłe, że nowe wrażenia nie są mu już chyba potrzebne.