| Inne

Sportowcy w stanie wojennym. "Byliśmy uprzywilejowaną grupą"

Czołowi polscy sportowcy na Balu Mistrzów Sportu w 1980 roku (fot. PAP/CAF)
Czołowi polscy sportowcy na Balu Mistrzów Sportu w 1980 roku (fot. PAP/CAF)

Zwykło się mówić, że stan wojenny "łamał życiorysy". Opozycjonistom, studentom, inteligencji i robotnikom. Ale czy sportowcom również? – Dużo ciężej było podróżować, warunki do trenowania też bywały utrudnione. Mogliśmy jednak wyjeżdżać na zagraniczne zawody, co na tle społeczeństwa czyniło z nas grupę uprzywilejowaną – przyznaje Janusz Peciak, najlepszy polski sportowiec 1981 roku, w 40. rocznicę 13 grudnia.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

12 grudnia 1981 roku, z okazji 75-lecia klubu, w siedzibie Cracovii zorganizowano skromne spotkanie. Krakowscy działacze przygotowali honorową, brylantową odznakę dla swojego kibica numer jeden – Jana Pawła II. Na jej odebranie papież poczeka 15 lat. W nocy z 12 na 13 grudnia w Polsce wprowadzono stan wojenny.

Czołgi porozstawiane na ulicach, wojsko jeżdżące drogami w tę i z powrotem, by sprawiać wrażenie stanu zagrożenia, ciągłe kontrole, godzina milicyjna – decyzja władz komunistycznych miała wpływ na życie zwykłych obywateli, i tak już wcześniej niełatwe. Zamknięto szkoły, wyłączono telefony, przestała się ukazywać prasa.

Oczywiście nijak to się miało do sytuacji działaczy opozycyjnych, którzy tysiącami trafiali do aresztu, wyłapywani przez ZOMO. Zaczęło się już w nocy z 12 na 13 grudnia. Szybko doraźne sądy skazywały ich na więzienie. Brutalnie pacyfikowano strajki w zakładach pracy w całym kraju, a robotników masowo zwalniano. Działaczy "Solidarności" często zmuszano do emigracji z kraju.

Bojowy wóz piechoty na ul. Puławskiej w Warszawie. Grudzień 1981 r. (fot. archiwum PAP)
Bojowy wóz piechoty na ul. Puławskiej w Warszawie. Grudzień 1981 r. (fot. archiwum PAP)

"Po co ja tam wracam?"

Tymczasem sportowcy wracali. Reprezentację piłkarzy ręcznych stan wojenny zastał we Francji, kadrę biegaczy narciarskich w Norwegii, hokeistów na trawie w Indiach, a kolarza Czesława Langa we Włoszech, gdzie dopinał warunki kontraktu z grupą GIS Gelati-Campagnolo – jako pierwszy Polak miał przejść na zawodowstwo.

Jaruzelskiego, a później czołgi na ulicach, zobaczyłem we włoskiej telewizji, bo tamtejsze media non-stop to pokazywały. To był szok. Rodzina została w kraju, a tu wojna – pomyślałem. Próbowałem nawiązać kontakt z najbliższymi, ale nie można było się połączyć. (...) To była dla mnie wielka trauma. Po pierwsze, nie wiedziałem co z rodziną, po drugie, chciałem być zawodowcem, a tutaj nagle świat się walił – wspomina.

Jako zawodnik wojskowej Legii Warszawa miał obowiązek wracać do kraju. – Pamiętam jak dziś: wsiadam do samolotu, patrzę, a tu lecą może dwie-trzy osoby. Pomyślałem sobie: "Kurczę, co ja robię, po co ja tam wracam?". Kiedy wylądowałem na Okęciu, czekała już na mnie żandarmeria wojskowa, która od razu zawiozła mnie do szefa klubu. Kiedy jechaliśmy przez miasto, autentycznie czuć było tę szarość, beznadzieję i niepewność, co dalej.

Ostatecznie "wychodził" i wyprosił zgodę władz na wyjazd i w 1982 roku był już zawodowcem. A Legia też na tym zarobiła.

Czesław Lang (pierwszy z lewej) na podium igrzysk w Moskwie (fot. PAP/DPA)
Czesław Lang (pierwszy z lewej) na podium igrzysk w Moskwie (fot. PAP/DPA)

Trzeci raz tego słucham i nie rozumiem – to kto na nas napadł, że jest wojna? – głowiła się Irena Kwiatkowska w "Rozmowach kontrolowanych". Sportowcy też zadawali sobie to pytanie. – Jak zobaczyliśmy te obrazki, które nam serwowali w Paryżu, nie mogliśmy myśleć inaczej: wojna w Polsce – tłumaczy Marek Panas, kapitan reprezentacji Polski w piłce ręcznej, która przebywała wtedy na turnieju we Francji.

Kolejny zaplanowany turniej – w NRD – odwołano i 14 grudnia szczypiorniści wsiedli do pociągu do Polski. – Decyzja była jedna, wszyscy wracamy i jedziemy walczyć za nasze rodziny. Myśleliśmy, że już nigdy możemy się nie zobaczyć, więc trzeba było się pożegnać. I żegnaliśmy się w pociągu, że tak to określę, na bogato – wspomina z uśmiechem.

Józef Łuszczek, ówczesna gwiazda sportów zimowych, przebywał z kadrą narciarską na zawodach w Norwegii. Gospodarze oferowali mu pozostanie w kraju. Postanowił jednak wracać. – Wesoło nie było, zrobiliśmy zebranie. Z tego co pamiętam, na miejscu zostały dwie osoby z naszej ekipy, reszta wsiadła do samolotu. Mistrz świata z Lahti do dziś zastanawia się jednak, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby wtedy został w Norwegii i miał lepsze warunki do trenowania.

Józef Łuszczek (fot. PAP/Eugeniusz Warmiński)
Józef Łuszczek (fot. PAP/Eugeniusz Warmiński)

Bal, którego nie było

Łuszczek wygrał plebiscyt "Przeglądu Sportowego" w 1978 roku. Dwa lata później triumfował Władysław Kozakiewicz, a trzy – po raz drugi w karierze – Janusz Peciak. – Mnie z kolei stan wojenny zastał na promie w drodze do Szwecji. W polskim konsulacie w Malmoe miałem się spotkać z Polonią. Do żadnego spotkania niestety nie doszło. Doszło za to do strajków Polaków pod konsulatem, obrzucania go kamieniami. Nikt nie był zadowolony z wprowadzenia stanu – wspomina Peciak.

Szybko wsiadł na prom powrotny, by dotrzeć do żony i dzieci w Warszawie. Był jedyną osobą na pokładzie, a podróż powrotna zajęła ponad dwa dni. Zwycięzca plebiscytu nie odebrał nagrody osobiście, bo przez godzinę milicyjną Bal Mistrzów Sportu w styczniu 1982 roku się nie odbył. Laureatów z pierwszej dziesiątki zaproszono na wręczenie nagród dopiero w marcu, w południe, do siedziby PKOl. Mistrz świata w pięcioboju był już wtedy jednak w drodze na zawody do Stanów Zjednoczonych. W USA od 1985 roku miał spędzić kolejne 30 lat...

29-letni Wojciech Fibak już w grudniu 1981 mieszkał w Nowym Jorku. Gdy tylko za ocean dotarły wieści z Polski, utytułowany tenisista stał się bohaterem miejscowych mediów. – Przyjechały stacje NBC, CBS i ABC. Dziennikarze chcieli poznać moje spojrzenie na wydarzenia w Polsce. Opowiadałem im o polskich bohaterach, ludziach, którzy walczyli w kraju o wolność, ale zostali aresztowani. Nigdy nie ukrywałem, że moja sympatia była po stronie "Solidarności" – zapewnia.

Czołówka plebiscytu "Przeglądu Sportowego" 1977. Wtedy też wygrał Janusz Peciak (pierwszy z lewej) (fot. archiwum PAP)
Czołówka plebiscytu "Przeglądu Sportowego" 1977. Wtedy też wygrał Janusz Peciak (pierwszy z lewej) (fot. archiwum PAP)

"W końcu wprowadzili!"

Nie wszyscy jednak sympatyzowali z opozycją. Grzegorz Wagner, syn legendarnego trenera Huberta Wagnera, w książce "Kat" przyznaje, że ojciec był przeciwnikiem robotniczych strajków, "bałaganu" panującego w Polsce. Jako trener Legii miał już sporą wiedzę o planach komunistów, a poranne wieści z 13 grudnia przyjął wręcz z ulgą.

Dzień 13 grudnia 1981 roku pamiętam doskonale, bo był to dzień moich urodzin. Podekscytowany ojciec obudził mnie o 6, może o 7 rano i mówił: "Wprowadzili, w końcu wprowadzili". Wsiedliśmy do naszego wartburga kombi i pojechaliśmy zobaczyć, jak wygląda sytuacja w Warszawie. Ku mojemu zdziwieniu miał przepustkę, która pozwalała poruszać się po całym mieście. Życzenia złożył mi wieczorem, jak emocje opadły – opisywał w książce.

Nie tylko Wagner sprzyjał władzom. Legendarny piłkarz Gerard Cieślik zasiadał w Obywatelskim Komitecie Ocalenia Narodowego, a pierwsze wydanie "Przeglądu Sportowego" po wznowieniu druku – 11 lutego 1982 roku – otwierał jego apel do ludzi sportu pt. "Drzwi otwarte dla wszystkich". Członkiem Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego był też później m.in. Jan Tomaszewski.

Pożegnalny mecz Tomaszewskiego w reprezentacji (2:3 z Hiszpanią w Łodzi, 18 listopada 1981) był też ostatnim międzypaństwowym spotkaniem Polaków przed mundialem 1982. Po wprowadzeniu stanu wojennego nikt nie chce z nami grać. Wycofuje się między innym Belgia. Gramy więc serię sparingów z drużynami klubowymi kolejno z Włoch, Hiszpanii, Niemiec i Francji.



Selekcjoner Antoni Piechniczek musi też przenieść styczniowe zgrupowanie z niemieckiego Winnenbergu do ośrodka "Start" w Wiśle. – Nigdy nie zapomnę tego zgrupowania. Nie było żadnych turystów, szlaki nieprzetarte. Biegaliśmy po pustych górach, zdobywaliśmy okoliczne szczyty – wspominał Paweł Janas w biografii Piechniczka. O każdym górskim marszobiegu trzeba było informować lokalne dowództwo Wojsk Ochrony Pogranicza, żeby przypadkiem któregoś z piłkarzy nie postrzelono w nadgranicznym lesie.

Przez takie rzeczy warunki na pewno były dość niekomfortowe, ale mogę powiedzieć, że Polski Związek Piłki Nożnej przygotował nam wszystko, jak dało się najlepiej w tamtych czasach – zapewnia Janusz Kupcewicz. Zbigniew Boniek zdradzał nawet, że piłkarze w czasie obozu niezbyt przejmowali się godziną milicyjną. – Zdarzało się, że ktoś dzwonił o trzeciej w nocy, żeby odebrać skądś zawodnika, który opuścił teren ośrodka bez wiedzy trenera. Jechała wtedy "grupa ekspedycyjna", doprowadzała delikwenta na miejsce, a na drugi dzień wszystko było w porządku.

Antoni Piechniczek, piłkarze reprezentacji Polski i Dariusz Szpakowski podczas treningu na Camp Nou (fot. PAP/Adam Hawałej)
Antoni Piechniczek, piłkarze reprezentacji Polski i Dariusz Szpakowski podczas treningu na Camp Nou (fot. PAP/Adam Hawałej)

Wszystko na zasadach zawiści

Tu dochodzimy do postawionej na początku tekstu tezy – sportowcom w tych chorych realiach nie było aż tak źle. Zwłaszcza na tle innych grup społecznych. – Komuniści zawsze wykorzystywali sport do propagandy. Skoro przegrywaliśmy z Zachodem ekonomicznie i gospodarczo, to trzeba się było opierać na sukcesach w sporcie – tłumaczy Janusz Peciak.

Jasne, w stanie wojennym dużo ciężej było podróżować, docierać na treningi i zgrupowania. Ale sportowcy mogli jeździć za granicę, co wyróżniało nas spośród społeczeństwa. Byliśmy grupą uprzywilejowaną, podobnie jak aktorzy czy piosenkarze. Dzięki tym podróżom widzieliśmy jednak, jak wygląda świat i jak bardzo okłamuje nas komunistyczna władza – dodaje obecny prezes Polskiego Związku Pięcioboju Nowoczesnego.

Najlepsi polscy sportowcy dużo zawdzięczali prezesowi PKOl-u, Marianowi Renke. – Lubili go wszyscy – i Jacek Wszoła, i Władysław Kozakiewicz, i Irena Szewińska. To był naprawdę dobry człowiek, kochał sportowców, pomagał wszystkim. Wiadomo, że był komunistą, należał do partii, ale to był człowiek, który znał realia i chciał, żebyśmy ten trudny okres przetrwali – podkreśla Peciak. To Renke ułatwił mu wyjazd do Stanów w 1985 roku.

Kozakiewicz przyznaje, że jego życie wyglądało inaczej niż rodaków mieszkających na stałe w kraju. Ale co się za to nasłuchał, to jego. – Przyjeżdżaliśmy z zawodów i od razu szliśmy do związku, żeby wszystkich obdarować i żeby nikt nie robił nam problemów. Wszystko odbywało się na zasadzie zwykłej ludzkiej zawiści. Zawsze słuchaliśmy pretensji, że my jeździliśmy po świecie, a oni za nas musieli pracować. Dlatego wszyscy wokół wymuszali na nas pewne rzeczy zwykłym terrorem. Moje zagraniczne wyjazdy bardzo często zależały od tego, czy dana osoba mnie lubi albo nie lubi – tak to pamięta mistrz olimpijski w skoku o tyczce.

Ówczesny prezes PZLA, Piotr Nurowski, i Władysław Kozakiewicz w 1980 roku (fot. PAP/Maciej Kłoś)
Ówczesny prezes PZLA, Piotr Nurowski, i Władysław Kozakiewicz w 1980 roku (fot. PAP/Maciej Kłoś)

"Lojalnie pana ostrzegam"

Gdy po mundialu w Hiszpanii Piechniczek składa rezygnację, Renke wzywa go na rozmowę do Warszawy. Wcześniej musiał się tłumaczyć z decyzji selekcjonera nie tylko gen. Jaruzelskiemu, ale i... jego żonie. Piechniczek ma ofertę z Young Boys Berno, chce spróbować sił za granicą. – Pan nie może teraz odejść, nie może pan nam tego zrobić. Lojalnie pana ostrzegam: jeśli będzie pan chciał wyjechać, mogą panu nie wydać paszportu – tłumaczy, prośbą i groźbą, ówczesny odpowiednik ministra sportu. Piechniczek zostaje.

Za to wspomniany wcześniej Panas dostaje zgodę na transfer z Wybrzeża Gdańsk do THW Kiel. I to zaledwie dwa miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego. – Być może Wybrzeże pomogło w ministerstwie spraw wewnętrznych załatwić paszport i wszystkie dokumenty. To był klub milicyjny, resortowy. Mieliśmy dostęp do specjalnych kasyn, czyli sklepów, gdzie można było kupować lepsze produkty, na przykład szynki z "Krakusa". Jeżeli ktoś grał w klubie wojskowym, tak samo. Nie odczuwał tego bardzo. My mieliśmy tylko grać, a władza za nas załatwiała wszystko, co trzeba – przyznaje.

Po powrocie z MŚ Hiszpania 1982 kapitan Władysław Żmuda wręcza piłkę wicepremierowi Mieczysławowi Rakowskiemu. Pomiędzy nimi Marian Renke (fot. PAP/Wojciech Frelek)
Po powrocie z MŚ Hiszpania 1982 kapitan Władysław Żmuda wręcza piłkę wicepremierowi Mieczysławowi Rakowskiemu. Pomiędzy nimi Marian Renke (fot. PAP/Wojciech Frelek)

Latynoskie wakacje, niemiecka emerytura

Tak to wtedy wyglądało. Który klub był przypisany do ministerstwa i miał bardziej rzutkich działaczy, ten funkcjonował względnie sprawnie. Pomimo fatalnej sytuacji gospodarczej w kraju. Doskonały przykład to Górnik Zabrze, który na początku 1983 roku wyleciał na tournée po Ameryce Łacińskiej (już szóste od 1963 roku). Drużyna reklamowana na miejscu jako najlepsza w Polsce (choć nie zdobyła mistrzostwa od ponad 10 lat) przez miesiąc gra pokazowe mecze w Gwatemali, Hondurasie, Salwadorze i Peru. "Jak prezesowi Janowi Szlachcie udało się załatwić taki tour, kiedy w kraju trwał stan wojenny, pozostanie na zawsze jego tajemnicą" – czytamy na oficjalnej stronie Górnika.

Za ocean wyleciało osiemnastu zawodników. Wróciło siedemnastu. Już w tamtą stronę, na lotnisku w Amsterdamie od ekipy chciał się odłączyć Andrzej Pałasz. Jego serdeczny przyjaciel, Aleksander Famuła, namówił go jednak, by został. Przed nimi atrakcyjny wyjazd, a w razie czego okazja do odłączenia się będzie też w drodze powrotnej. I rzeczywiście nadeszła, tyle, że na lotnisku we Frankfurcie drużynę opuścił... Famuła. W Zabrzu, na ile się dało, wyciszono zniknięcie bramkarza, który mieszka w Niemczech do dziś. Po latach przepraszał kolegów, że zostawił ich bez pożegnania. Pałaszowi na pocieszenie zostały trzy tytuły mistrza Polski zdobyte w latach 1985-87, ale i on ostatecznie zamieszkał za Odrą.

Wojciech Fibak podczas meczu Pucharu Davisa w 1979 roku (fot. PAP/Jan Morek)
Wojciech Fibak podczas meczu Pucharu Davisa w 1979 roku (fot. PAP/Jan Morek)

Jedni nie chcieli wracać, inni nie mogli. Fibak za wspieranie "Solidarności" nie był mile widziany w PRL. – Chociaż oczywiście to i tak było coś zupełnie nieporównywalnego z tym, jak cierpieli ludzie w kraju – przyznaje. – W moim przypadku to było nawet momentami groteskowe. Zostałem m.in. zawieszony w prawach zawodnika Olimpii Poznań, klubu gwardyjskiego, chociaż już od lat nie występowałem w żadnych rozgrywkach klubowych, a moja przynależność była jedynie formalna.

Przez kilka lat nie występował też w Pucharze Davisa. Wrócił do reprezentowania kraju w 1984 roku, po upadku stanu wojennego. – To było po tym, jak Polskę odwiedził Jan Paweł II. Powiedziałem wtedy, że skoro papież dał sygnał, że można wrócić, to ja też tak zrobię – wyznał po latach.

Źródła:


https://dziennikzachodni.pl/przy-nim-terminowal-kahn-famula-gornik-zabrze-byl-dla-mnie-wszystkim/ar/979969

https://gdymilknaoklaski.pl/rozmowy-ze-sportowcami/irena-jako-jedyna-poparla-mnie-publicznie-powiedziala-ze-zgadza-sie-z-januszem-tez-ma-dusze-sportowca/

https://gornikzabrze.pl/aktualnosci/media-o-gorniku/250217-zima-pod-palmami-czyli-ostatnie-wielkie-tournee-gornika

https://przegladsportowy.pl/mistrzowie-sportu/historia/wspomnienie-balu-mistrzow-sportu-z-1981-roku/n306qle

https://przegladsportowy.pl/pilka-nozna/sport-i-stan-wojenny/gc17vbz

https://sport.interia.pl/pilka-nozna/news-pilka-nozna-w-czasach-solidarnosci-tak-polityka-wplywala-na-,nId,5170824

https://sport.onet.pl/pilka-nozna/niektorzy-sportowcy-mysleli-ze-w-polsce-jest-wojna/4j1sv8

https://weszlo.com/2018/12/13/chcialem-byc-zawodowcem-a-swiat-sie-walil-sportowcy-o-stanie-wojennym/

Zasłużony dziennikarz TVP Sport z prestiżową nagrodą!
Krzysztof Miklas (fot. PAP)
Zasłużony dziennikarz TVP Sport z prestiżową nagrodą!

Zobacz też
ME w judo: polska nadzieja bez medalu
Angelika Szymańska (fot. Getty Images)

ME w judo: polska nadzieja bez medalu

| Inne 
CBA w PKOl i PZKosz. Piesiewicz deklaruje: nie zrezygnuję
Radosław Piesiewicz (fot.

CBA w PKOl i PZKosz. Piesiewicz deklaruje: nie zrezygnuję

| Inne 
Święto szachów w Warszawie. Pojawią się gwiazdy
Jan-Krzysztof Duda (fot. informacja prasowa)

Święto szachów w Warszawie. Pojawią się gwiazdy

| Inne 
Nie żyje genialny polski inżynier. Zaprojektował m.in. Wembley
Edmund Obiała brał udział w budowie m.in. nowego Wembley (fot. Getty Images/PAP)

Nie żyje genialny polski inżynier. Zaprojektował m.in. Wembley

| Inne 
CBA przeszukuje PKOl i PZKosz. Wszczęto śledztwo
Siedziba PKOl (fot. PAP)

CBA przeszukuje PKOl i PZKosz. Wszczęto śledztwo

| Inne 
Najnowsze
Kto nie zagra w 30. kolejce Ekstraklasy? Lista zawieszonych piłkarzy
nowe
Kto nie zagra w 30. kolejce Ekstraklasy? Lista zawieszonych piłkarzy
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Kto nie zagra w 30. kolejce PKO BP Ekstraklasy przez kartki? [LISTA]
Strongman – Liga Mistrzów 2024 (#12: Cypr)
Strongman – Liga Mistrzów 2024 (#12: Cypr)
Strongman – Liga Mistrzów 2024 (#12: Cypr)
| Inne 
ME w judo: polska nadzieja bez medalu
Angelika Szymańska (fot. Getty Images)
ME w judo: polska nadzieja bez medalu
| Inne 
Sensacja w Madrycie! Zmora Świątek już poza turniejem
Jelena Ostapenko (fot. Getty Images)
pilne
Sensacja w Madrycie! Zmora Świątek już poza turniejem
| Tenis / WTA (kobiety) 
Były reprezentant chce rządzić małopolską piłką. Możliwe połączenie sił
Adam Kokoszka z Adamem Nawałką, obok Ronaldinho (fot. arch. prywatne / PAP)
Były reprezentant chce rządzić małopolską piłką. Możliwe połączenie sił
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
Lech przedłuży serię zwycięstw? Oglądaj mecz z Radomiakiem w TVP!
Radomiak – Lech Poznań [NA ŻYWO]. Transmisja meczu Ekstraklasy online, live stream (27.04.2025). Gdzie oglądać?
transmisja
Lech przedłuży serię zwycięstw? Oglądaj mecz z Radomiakiem w TVP!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Real poważnie osłabiony przed finałem Pucharu Króla!
Eduardo Camavinga i David Alaba w rywalizacji z Bukayo Saka (fot. Getty Images)
Real poważnie osłabiony przed finałem Pucharu Króla!
| Piłka nożna / Hiszpania 
Do góry