| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W poniedziałek Radomiak Radom zainauguruje ligowe granie w 2022 roku starciem z Wisła Płock. Z tej okazji porozmawialiśmy z najlepszym strzelcem drużyny Dariusza Banasika, Karolem Angielskim. Snajper Zielonych opowiedział nam o swoich reakcjach na złośliwe komentarze, ofertach z innych klubów, planach wyjazdu za granicę, rywalizacji z Mauridesem, przyjaźni z Leandro czy bliskich relacjach z rodzicami.
Maciej Ławrynowicz, TVPSPORT.pl: – Na zgrupowaniu w Turcji prawie jak w lidze. Strzelasz ty, strzela Maurides. Jakiś zakład między wami, kto strzeli więcej?
Karol Angielski, Radomiak Radom: Zakładu nie było, ale te strzelane gole na pewno nas obu motywują. Dajemy drużynie bramki, które są wymagane od napastników. Wszystko gramy praktycznie razem. Zespół podstosował się do tego ustawienia z dwoma napastnikami, bo taka jest taktyka trenera Banasika. Zdało to egzamin w lidze, dobrze to wyglądało w sparingach i miejmy nadzieję, że tak samo będzie na wiosnę.
– W lidze jesteś w czołówce klasyfikacji strzelców z dziewięcioma golami na koncie, ale wiesz, co mówią o Angielskim złośliwi?
– Że to są gole strzelone z rzutów karnych, ale mi to nie przeszkadza. Mogłbym dołożyć jeszcze piętnaście takich rzutów karnych. Gdybym tak strzelał, to myślę, że na koniec i tak byśmy byli zadowoleni.
– Na warunki podczas zgrupowania narzekać nie mogliście. Ciekawi sparingpartnerzy, dobrze przygotowane płyty, siłownia, basen, sauna. Czujesz, że dobrze spożytkowaliście ten czas?
– Hotel, jedzenie, wszystko na najwyższym poziomie. Zarząd bardzo dobrze zadbał o nas, bo wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sparingpartnerzy też byli mocni. Ostatni mecz zagraliśmy z Metalistem Charków, który gra w drugiej lidze ukraińskiej, ale w Polsce spokojnie poradziliby sobie w Ekstraklasie.
–Czytałem historię taksówkarzy, którzy opowiadali, jak w nocy wozili piłkarzy na imprezy do miasta. Wam też się zdarzały takie wypady?
– Ja nic nie słyszałem, żeby ktoś gdzieś się urwał wieczorem. Nie byliśmy sami w hotelu, więc każdy się pilnował. Pojechaliśmy tam w jednym celu – żeby się dobrze przygotować do ligi, bo chcemy zrobić dobry wynik w nowym roku. Chcielibyśmy utrzymać tą dobrą formę z rundy wiosennej. Mieliśmy świetne warunki, żeby doszlifować pewne niuanse w grze.
– A była w ogóle chwila na integrację przy piwku za przyzwoleniem trenera?
– Może nie przy piwku, ale były takie dni, w których mieliśmy tylko jeden trening i później każdy mógł sobie pojechać czy to nad morze, czy do miasta na zakupy. To było wszystko wypośrodkowane. Były chwilę, że było ciężko, mieliśmy dwa treningi dziennie, ale były też chwile, gdy było luźniej. Wtedy można było się lepiej zregenerować, skorzystać z odnowy biologicznej.
– Z kim dzieliłeś pokój?
– W pokoju byłem z Leo. Już od jakiegoś czasu, czy to przed meczami, czy na zgrupowaniach jesteśmy w pokoju we dwóch. Mówimy do siebie "brat", więc łączy nas coś więcej niż tylko klub piłkarski.
– Leandro dla ciebie kimś więcej niż tylko kolegą z zespołu?
– Zdecydowanie tak.
– W Turcji oprócz was i szesnastu drużyn Ekstraklasy były też zespoły zza granicy, było wielu menedżerów, skautów, dyrektorów. Spotkałeś się z jakimś zainteresowaniem? Miałeś sytuacje, że ktoś cię podpytywał o twoją sytuację?
– Miałem sygnały od menedżera i zarządu klubu, ale ja na razie odstawiam to na boczny tor. Jeśli miałoby dojść do jakichś konkretów, to pewnie usiedlibyśmy przy stole i porozmawiali. Takie oferty, które są gdzieś wysyłane mailami, to ja nie chcę nawet sobie nimi głowy zaprzątać. Takie sytuacje nie wpływają dobrze na zawodnika.
– Jedna z nich była od Zagłębie Lubin?
– Tak, aczkolwiek oferta z Zagłębia była nieco wcześniej. Została odrzucona przeze mnie, przez agenta, z którym współpracuję. Podjęliśmy decyzję, że lepiej w tym momencie pozostać w Radomiaku. Walczymy o najwyższe cele i mamy tutaj niedokończoną robotę.
– A jak zachowałbyś się, gdyby w ostatnich dniach okienka pojawiła się korzystna propozycja czy to z Polski, czy zza granicy?
– Myślę, że na pewno byśmy usiedli do stołu z prezesami, z zarządem, z moim agentem i byśmy podjęli decyzję, która byłaby dobra zarówno dla Radomiaka jak i dla mnie. Gdyby to była taka oferta z gatunku tych nie do odrzucenia, to musiałby mocno się nad tym zastanowić. Na ten moment nie chcę niczego zdradzać, bo to nie jest właściwy moment, żeby rozmawiać na temat mojej przyszłości. Mam kontrakt z Radomiakiem. Oczywiście, gdyby był jakiś konkret, propozycja, która mogłaby mnie jakoś rozwinąć, to na pewno bym się nad tym zastanowił.
– Docelowo chcesz wyjechać za granicę i spróbować swoich sił w jakiejś mocniejszej lidze?
– No to jest właśnie moje marzenie, żeby zrobić jak najlepszy wynik z zespołem w Polsce, stać się zawodnikiem wyróżniającym na krajowym podwórku, by otworzyć tę furtkę na Europę i zrobić kolejny krok w swojej karierze. Będę robił wszystko, żeby taką okazję mieć.
– Zeszłotygodniowy sparing to jakiś sygnał ostrzegawczy, że nie wszystko jest w porządku, czy nie ma co przywiązywać do niego większej uwagi?
– Trener nam wprost powiedział, że wynik go w tym meczu najmniej interesował, ale nasza gra też nie była dobra. Było kilka aspektów, które wpłynęły na naszą formę. W czwartek podróż powrotna z Turcji do Polski trwała 11 godzin. Chwilę potem zrobiliśmy jeden trening i wyszliśmy na sparing. Widać było u nas przemęczenie. Brakowało takiej szybkośći, agresji, zdominowania przeciwnika. Legia tak naprawdę pokonała nas cechami wolicjonalnymi. Dobrze, że to się stało w ubiegłą sobotę, a nie za tydzień.
– Ty osobiście czujesz, że jesteś podmęczony? Od początku przygotowań praktycznie nie mieliście chwili oddechu. Dopiero teraz kilka dni wolnego po sparingu z Legią.
– No na pewno w nogach są odczuwalne te trudy obozu, bo tych jednostek treningowych też było sporo. Te mecze kontrolne graliśmy po 90 czy po 45 minut. Wszystko się nałożyło. Nawet sam pobyt to przebywanie z drużyną kilkanaście dni bez żadnej przerwy. Po sparingu z Legią dostaliśmy kilka dni wolnego, żeby tę głowę swoją wyczyścić, wyciszyć i żeby wrócił taki piłkarski głód, bo to zmęczenie fizyczne było odczuwalne.
– Nie miałeś wrażenia, że w środku pola brakowało kogoś takiego jak Filipe Nascimento, kto potrafi utrzymać piłkę pod presją, zmienić ciężar gry na drugą stronę czy po prostu przetransportować futbolówkę do przednich formacji?
– Szczerze to nie jest moja rola, żeby to oceniać. Trener ustala skład. Na pewno Filipe daje dużo całej drużynie. Ma duże umiejętności piłkarskie, ale są też zawodnicy, którzy czekają na swoją szansę i również są to piłkarze o wysokich umiejętnościach. Dostaną szansę i dadzą z siebie wszystko, żeby nie obniżać poziomu gry Radomiaka, a nawet go podwyższyć.
– Przed meczami ligowymi zwracasz uwagę na to, na jakich obrońców będziesz grał? Analizujesz ich zachowania, ogólną charakterystykę?
– Mamy analizę przeciwników i analizujemy również obronę przeciwnika. To, jak się ustawia, jak kryją obrońcy. Próbuję znaleźć sposób, żeby ułatwiać sobie grę przeciwko drużynie, z którą gramy. To mi pozwala wykorzystywać ich słabe strony.
– W poniedziałek będziesz mierzył się Jakubem Rzeźniczakiem i spółką. Masz już plan, jak ich rozmontować?
– Z Kubą znam się już długo. Byliśmy razem w Płocku. Wiem, jak Kuba gra. Jest agresywnym obrońcą, stara się być blisko przeciwnika. Jak ktoś go ominie, to sfauluje albo dopuści się interwencji na pograniczu faulu. To doświadczony rutyniarz, więc na pewno nie będzie to łatwy przeciwnik.
– Ostatnio w twoim życiu spotkała cię przyjemna chwila. Zostałeś wybrany Sportowcem Roku magazynu RDC. Jak się czujesz z faktem, że wyprzedziłeś rakietę numer jeden w naszym kraju, Igę Świątek?
– Bardzo duże zaskoczenie. Iga to tenisistka na skalę światową. Wspaniały sportowiec i było to dla mnie bardzo duże zaskoczenie. Byłem w szoku, że ją wyprzedziłem, bo jest bardzo popularną tenisistką. Rodzice też byli w szoku. Do samego końca nie wiedzieli i nie wierzyli, że można wyprzedzić Igę.
– Rodzice podczas odbierania nagrody byli wzruszeni. Nie tylko kibicom dajesz dużo radości.
– Rodzice przeżywają to wszystko kilka razy bardziej niż ja. Oni są z boku i nie mogą nic zrobić. Mogą tylko towarzyszyć. Czy to przy telewizorze, czy na stadionie. Mam bardzo dobry kontakt z rodzicami. Tata bardzo interesuje się piłką nożną i innymi sportami. Mama z kolei przez to, że ja sam gram, to sama się zawzięła, zaczęła się interesować, a teraz sama dzwoni do mnie i zdradza mi jakieś nowinki z życia piłkarskiego. Widzę, że też jest zafiksowana pod tym względem.
Zerkasz po meczach na klasyfikację strzelców?
– Generalnie to nie. Szczerze mówiąc, to ja nie wychodzę na boisko, myśląc o golach. Kiedyś próbowałem i mi to przeszkadzało. Teraz wychodzę z czystą głową, z nastawieniem, żeby zagrać dobry mecz i byle obyło się bez kontuzji. To się liczy. Te bramki przyjdą same przez ciężką pracę na boisku, zaangażowanie.
– W takim razie "jedynka" w klasyfikacji strzelców na koniec sezonu nie jest twoim celem?
– Celem jest jak najwyższe miejsce Radomiaka w Ekstraklasie. To cel nadrzędny. O koronie króla strzelców nie myślę, bo jesteśmy dopiero w połowie sezonu. Pod koniec ligi można na to zerknąć i pomyśleć. Na ten moment takie podejście byłoby mylne.