Zjeżdżam po rozbiegu, ostatni skok, może po wygraną. I kątem oka widzę, że Norwegowie rzucili mi na najazd bryłkę lodu. Ledwo się z tego wyratowałem, o odległości nie było mowy – tak Józef Kocyan wspomina loty w Vikersund z 1967 roku. Chociaż w tamten weekend był o krok od rekordu świata, to do domu wrócił z niczym.
Odkąd w Vikersund w 1936 roku uroczyście otwarto pierwszą dużą skocznię narciarską, Norwegowie rozkochali się w lotach. Podobno z zazdrości do Słoweńców. To u nich w Planicy Europa zaczęła brylować w biciu rekordów świata, zresztą w 1972 właśnie tam FIS przeprowadziła pierwsze oficjalne mistrzostwa świata w tej konkurencji. Vikersund też biło się na odległości. Miejscowego kolosa kilkakrotnie przebudowywano, żeby nadążyć za światowym wyścigiem i prestiżem. MŚwL odbyły się tam już pięć razy, ale na długo zanim federacja nazywała je czempionatem, Skandynawowie gościli jeszcze tzw. Tygodnie Lotów Narciarskich.
W 1967 roku w imprezie, która była podwalinami pod współczesną rywalizację lotników, powinien wygrać Józef Kocyan.
Vikersund 1967. Nie wiedzieli, że miesiąc wcześniej padł rekord świata
To był jego życiowy sezon. W 1967 roku wiślanin z miejscowego LKS z drugoplanowej postaci stał się jednym z najpoważniejszych kandydatów do zwycięstwa w igrzyskach w Grenoble. Dość powiedzieć, że pod okiem trenera Mieczysława Kozdrunia w lutym zajął trzecie miejsce w próbie przedolimpijskiej na obiekcie w Autrans – tej samej K70, gdzie następnej zimy toczyła się walka o medale.
– Te zawody odbyły się w identycznym czasie co Skiflugwoche w Oberstdorfie. Choć do tej pory Tydzień Lotów zawsze był tylko jeden na sezon, w skokach akurat zaczynała się rewolucja – mówi Krzysztof Nikiel, działacz i historyk skoków oraz nauczyciel w szczyrkowskiej SMS.
Polska kadra – przy wszelkich zagranicznych wyjazdach tłamszona regularnie przez komunistyczne wymysły "partyjniaków" – musiała wybierać. I sprawdzenie skoczni olimpijskiej uznano za ważniejsze. Wybór Francji, a nie RFN, był oczywisty także dlatego, że Kocyan nigdy wcześniej i tak nie próbował się w lotach. A szkoda, bo w ten sposób ominął go rekord świata. Odkąd przed rokiem – bo w 1966 – ustanowił go na Vikersundbakken Bjoern Wirkola, chęć odebrania miastu tytułu zgłosili wszyscy inni właściciele mamutów. Rozpoczęły się przebudowy profili. A że w Oberstdorfie wiedzieli o marcowych konkursach w Norwegii, to na miesiąc wcześniej zorganizowali własne. I to w nich Norweg Lars Grini przy aplauzie 30-tysięcznej widowni ustał lot na 150. metr. Pierwszy taki w dziejach.
– Co zabawne, myśmy o tym zdarzeniu przez lata w ogóle nie wiedzieli – opowiada TVPSPORT.PL Kocyan, dziś 78-latek.
Gdy z Józefem Przybyłą dowiedzieli się, że w marcu polecą do Vikersund, poczuli dreszcze.
Tu zaczyna się historia, której finał być może odmieniłby historię polskich skoków narciarskich.
– Gdy dotarliśmy na miejsce i popatrzyłem w górę, nie mogłem uwierzyć. To było większe od wszystkiego, co do tej pory widziałem. Olbrzym. Człowiek z jednej strony był podniecony, że zaraz stamtąd skoczy, a z drugiej czuło się przeraźliwy strach. Proszę pamiętać, że myśmy wtedy osiągali znacznie większe prędkości, lataliśmy wyżej, a do tego z beznadziejnymi zabezpieczeniami. Bez kasków. Nie można było nie czuć respektu przed obiektem dwukrotnie większym niż te, na których rozgrywano konkursy olimpijskie – przyznaje Kocyan.
Perspektywa debiutu na mamucie, a do tego pościg za rekordowym lotem Wirkoli napędziła go do granic. Szczególnie że – zaznacza kilka razy – na miejscu usłyszał nieoficjalnie, iż Wirkola tak naprawdę ustał tam rok wcześniej nie 146 m, tylko 145,5 m. Jak głosiła plotka, miejscowi postanowili jednak zaokrąglić tę wartość w górę.
– Tymczasem Józef w trakcie Tygodnia Lotów to 146 metrów wyrównał – wskazuje Nikiel. – I wychodzi na to, że gdyby nie lutowe zawody w Oberstdorfie, Kocjan – obok Marusarza, Fijasa i Małysza – byłby czwartym polskim rekordzistą świata.
Tyle tylko, że skoczek do teraz nie wie, czy formalnie ten lot ustał.
– W każdym źródle są podane inne dane. To był pierwszy skok, od razu piękny.
– Co orzekli sędziowie?
– Podzielili się opiniami, ale... mieli prawo. Mnie w powietrzu bardzo znosiło na bok, a zeskok – nie tak jak dziś – był ubijany w zasadzie tylko pośrodku. I chociaż przeskakiwałem kolegów o kilkanaście metrów, to zetknięcie z ziemią regularnie przytrafiało mi się w tym miękkim puchu. Przysiadłem. Wirkola jednak był wściekły, pamiętam, że uśmiechając się, pogroził mi palcem. Uznał ten fakt, że udało mi się go przeskoczyć – opowiada Kocyan.
Z planowanych trzech dni rywalizacji w Vikersund odbyły się dwa. W rozegraniu trzeciego przeszkodził wiatr. Polak po wspomnianych 146 metrach uzyskiwał jeszcze 143 m, 133 i 107 m [baza wyników Adama Kwiecińskiego podaje nieco inaczej, jednak jest w tym wypadku niekompletna – przyp. red.]. Po pierwszej części mistrzostw był drugi, a drugiego dnia uzyskał łącznie siódmą notę. W sumie dało mu to czwarty wynik, za trzecim Jirim Raską, drugim Wirkolą i Reinholdem Bachlerem. Austriak potwierdził dominację, skacząc najdalej w historii – 154 m.
– Ale koniec końców to ja powinienem wygrać, gdyby nie złośliwość, która o mały włos kosztowałaby mnie zdrowie – uważa Kocyan i opowiada historię, która z dzisiejszej perspektywy wydaje się nie do pomyślenia. – To była czwarta próba, jak później się okazało – decydująca. Wiedziałem, o co idzie gra. Zjeżdżam po rozbiegu, ustawiam i nagle kątem oka widzę, że Norwegowie rzucili mi na najazd bryłkę lodu. Jestem pewny, że to oni, mieli charakterystyczne ubrania. Tak czy inaczej, nikt ich za to nie ukarał. Stanie wzdłuż najazdu było normą, nikt nie pilnował zawodników ani tym bardziej nie myślał o podobnych złośliwościach. Tylko że mnie to kompletnie wybiło z rytmu. Wiedziałem, że jakakolwiek próba ominięcia przeszkody skończyłaby się tragedią. Najechałem na tę bryłkę i ledwo się wyratowałem. Po odbiciu – zamiast walczyć o odległość – myślałem wyłącznie o tym, żeby bezpiecznie wylądować. Wirkoli ten fortel nic nie dał, i tak przegrał. Ale tamtego dnia on przegrał też wszystko w moich oczach.
Po Vikersund Polacy ruszyli jeszcze raz w drogę do Skandynawii. W turnieju, który organizowano już wczesną wiosną na kilku norweskich obiektach, Kocyan był drugi w końcowej klasyfikacji. W grudniu 1967 roku znów pojechał do Grenoble i w ostatnich zawodach testowych przed IO okazał się najlepszy.
– To czemu nie wyszły panu igrzyska?
– Bo myśmy się tam spalili w przedbiegach. Zamiast naszego lekarza na zawody pojechał jakiś pułkownik, który miał nas gdzieś. W ogóle się nami nie opiekował. Do tego pomimo kiepskich warunków pogodowych polska misja nakazywała nam ciągle skakać na skoczni, podczas gdy najlepsze ekipy odpuszczały treningi. I zamiast tego przeczekały załamanie, robiąc gimnastykę czy grając w piłkę. Tak wielka szansa przeszła koło nosa mnie, Przybyle, kombinatorom. Jak się okazało, więcej już takiej nie dostałem.
Kocyan z Francji wrócił rozbity. Zajął tam 35. i 45. miejsce. Trenował jeszcze do 1976 roku, a po zakończeniu kariery sam wcielił się w rolę szkoleniowca. W rodzimym LKS Wisła zajmował się młodzieżą, jednak odszedł poirytowany traktowaniem ich przez lokalnych działaczy. Z zawodu był malarzem, ale stamtąd na 15 lat trafił do pogotowia, gdzie był ratownikiem i kierowcą. Zwolnił się, gdy coraz mocniej zaczął dawać o sobie chory kręgosłup. Dziś jest na emeryturze. Za sąsiadów ma m.in. Piotra Żyłę i Pawła Wąska.
– Czasami się widujemy, ja nadal nie odpuszczam żadnego Pucharu Świata na Malince. Nie wyobrażam sobie! Zresztą, jeśli mowa o Piotrku czy Pawle, to miałem ich nawet poprosić, żeby w Vikersund podeszli do klubu i odkopali może wyniki z tego 1967. Do teraz jestem ciekawy, ile zabrakło mi do medalu. I ile do tego złota, gdyby nie feralna bryłka lodu.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1019 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.