Wydawało się, że liga chińska będzie przekonywać do siebie coraz więcej piłkarzy. Wysokie zarobki i wzrastający poziom rozgrywek kusiły zawodników. Piękna opowieść jednak teraz zamieniła się w koszmar, bo po wprowadzeniu limitu płac, wysokich podatków i obostrzeń związanych z koronawirusem, kluby z Chinese Super League stały się chłopcami do bicia.
0:7, 0:5, 0:5, 0:8 – to ostatnie wyniki drużyn z ligi chińskiej w tegorocznej azjatyckiej Lidze Mistrzów. Jeszcze kilka lat temu kluby z Chinese Super League dokonywały wielomilionowych transferów i kusiły najlepszych zawodników na świecie. Oscar, Hulk, czy Yannick Carrasco, to tylko część piłkarzy, która wybrała ten egzotyczny kierunek z wiadomych względów. Ambicje były spore, ale rzeczywistość je brutalnie zweryfikowała.
Po rekordowych transferach wprowadzono limity płacowe oraz wysokie podatki, które skutecznie utrudniły klubom ściąganie zawodników za ogromne kwoty. Do tego doszedł kryzys związany z pandemią COVID-19 oraz idące za tym obostrzenia i tamtejsze zespoły wpadły w kłopoty.
Zagraniczne gwiazdy zaczęły masowo wyjeżdżać i szukać zatrudnienia w innych krajach. Problemy finansowe dotknęły sponsorów, w tym między innymi firmę Evergrande, która była głównym udziałowcem w najpopularniejszym zespole zza Wielkiego Muru, Guangzhou. Efekt? Drużyna występuje na arenie międzynarodowej kadrą złożoną z piłkarzy głównie do 21. roku życia.
Guangzhou Evergrande o wartości 185 milionów dolarów.
— Magdalena (@pieinggg) August 28, 2021
Tak, zbudowano taki Hogwart dla piłkarzy. Liczy 2500 uczniów i 50 boisk piłkarskich. Prezydent Xi Jinping ma nadzieję, że największa na świecie szkoła piłkarska pewnego dnia wygra dla nich mistrzostwa świata. pic.twitter.com/E2Vk6R99tI