| Piłka ręczna / ORLEN Superliga
Wystarczyły tylko dwie porażki, aby kibice domagali się jego zwolnienia, a dziennikarze zastanawiali się, kiedy prezes wymieni go na innego trenera. Tymczasem Robert Lis i jego Azoty Puławy niespodziewanie wygrały mecz z Nexe (32:26) w eliminacjach Ligi Europejskiej. Czy to oznacza koniec kryzysu i spokój w klubie?
Damian Pechman, TVP Sport: – To najtrudniejszy moment w twojej trenerskiej karierze?
Robert Lis, trener Azotów Puławy: – W każdej pracy przychodzi taki moment, gdy nie idzie. Przecież żaden trener nie wygrywa wszystkich meczów. Trzeba jednak wierzyć w siebie i wierzyć w swój zespół. Nie można się załamywać po dwóch porażkach. Kibice zawsze będą się cieszyć i klepać po plecach po zwycięstwach, a wyzywać i pluć, gdy przegrywasz. To normalne, chociaż nie powinni przeginać i obrażać. Co innego krytyka, a co innego hejt.
– Kibice Azotów pewnie nie spodziewali się, że początek sezonu będzie tak wyglądał. A ty?
– Wiesz, spodziewałem się, że będzie ciężko... Ale nie spodziewałem się, że zgubimy punkty w meczach, w których nam się to przytrafiło. Do tego mamy jeszcze trochę kontuzji. Nie chcę się tłumaczyć, bo kontuzje były, są i będą, ale jednak traktuję jako duży niefart urazy dwóch podstawowych bramkarzy...
– Pojawiają się zarzuty, że poprzez katorżnicze treningi przyłożyłeś rękę do niektórych kontuzji.
– Taka łatka przylgnęła do mnie w Legionowie i ciągnie się za mną do teraz. Moje treningi są intensywne, ale bez przesady, nie katuję swoich zawodników. Poza tym, nie zajmuję się bramkarzami, nie miałem wpływu na ich kontuzje. To był duży pech. Zwłaszcza, że stało się na krótko przed startem sezonu. Jeden skacząc do piłki naderwał mięsień naramienny, a drugi wyrzucając piłkę do kontrataku zerwał więzadła krzyżowe. Jaki miałem na to wpływ? Albo Michał Jurecki, który – jak się okazało – miał złamanie kości stopy już wiosną. Ciągnęło się to za nim i ujawniło dopiero teraz, po wakacjach, gdy był wypoczęty.
– Czyli nie czujesz się winny?
– Rozumiem, gdyby nagle 2-3 zawodników zerwało mięśnie dwugłowe. Wtedy mógłbym się zastanowić, czy nie odpuścić zawodnikom, czy nie zmienić treningów. Ale w naszym przypadku wygląda to inaczej. Nie ma żadnych urazów mięśniowych, które można byłoby tłumaczyć ciężkimi treningami.
– Z nieobecnych najbardziej dotkliwy jest brak Michała Jureckiego. Kapitana i lidera.
– Michała brakuje przede wszystkim jako zawodnika. To bardzo dobry obrońca, który potrafi zawsze rzucić kilka bramek z drugiej linii. Na pewno bardzo by nam się przydał. Jego brak jest szczególnie widoczny właśnie w obronie.
– A mentalnie nie brakuje teraz w Puławach takiego zawodnika? Takiego, który nie opuszcza głowy i który walczy o każdą piłkę.
– Mam świadomość jego zdolności poza boiskiem, bo one też są duże. Pamiętam jednak mecze z udziałem Michała, które wygrywaliśmy i takie, które przegrywaliśmy. Nie róbmy z Michała jakiegoś bóstwa. Oczywiście jest wybitnym zawodnikiem, ale piłka ręczna to sport drużynowy i sam na boisku meczu by nigdy nie wygrał. Nie chcę gdybać, co by było, gdyby Michał był na boisku od początku sezonu 2022/23. Bo jaki mam na to wpływ, że nie może teraz z nami grać? Żaden. Mogę tylko cierpliwie czekać, aż wróci do zdrowia i nam pomoże.
– Jeśli chodzi o bramkarzy, to akurat z ich nieszczęścia "skorzystał" Wojciech Borucki.
– Słyszałem wielokrotnie stwierdzenie, że jest jakaś jasna strona kontuzji. Nie lubię go. Chociaż rzeczywiście jest tak w sporcie, że kontuzja czy spadek formy jednego zawodnika, jest szansą dla drugiego. Na pewno Wojtek jest bardzo dobrym bramkarzem, staje na wysokości zdania. Trudno jednak wymagać od 20-latka, że w każdym meczu będzie grał po 60 minut i bronił ze skutecznością 40 procent. Do tej pory był trzecim bramkarzem i nagle musiał wskoczyć w buty pierwszego. Wrzesień pokazał, że Wojtek jest w stanie udźwignąć ten ciężar. Myślę, że to zaprocentuje w jego karierze.
– Przegraliście niespodziewanie mecze z Gwardią i Wybrzeżem. Potrafisz to wytłumaczyć?
– Przyznaję, ten z Gwardią nam nie wyszedł. Prowadziliśmy plus sześć, a przegraliśmy. Słyszałeś po meczu, że miałem pretensje do zawodników o skuteczność. A przecież rzuciliśmy 32 bramki. Gdyby nie błędy z przodu, to spokojnie rzucilibyśmy ich około 40 i wygrali. W takiej sytuacji nikt nie zwróciłby uwagi na słabszą postawę w obronie. Z kolei w Gdańsku chyba za bardzo chcieliśmy. Gdy w końcówce wynik wymsknął nam się z rąk, to stanęliśmy. Było widać, że to nowa drużyna i nadal potrzebuje czasu, aby się dotrzeć. Proszę nie zapominać, że zespół buduje się kilka lat. Trudno to zrobić w ciągu 2-3 miesięcy. Liczyłem ostatnio na treningu, że mam do dyspozycji 14 zawodników, a tylko pięciu z nich pamięta ubiegły sezon. W krytycznych momentach meczu to nie jest bez znaczenia.
– W takich momentach łatwo też zwątpić. Zwłaszcza mając w perspektywie pucharowy mecz z Nexe (32:26).
– Miałem przed nim pewne obawy, ale co by był ze mnie za trener, gdybym nie wierzył w swój zespół?! Ten mecz z Nexe przyszedł w dobrej chwili. Po dwóch ciosach w Superlidze, udowodniliśmy sami sobie, że potrafimy dobrze grać w piłkę ręczną. Że nasza praca ma sens. Widziałem na boisku facetów, którzy walczą jak jedna drużyna. To największy sukces tego spotkania, a nie to, że wygraliśmy różnicą sześciu bramek. Zwłaszcza, że za nami dopiero pierwszy mecz, a przed nami rewanż w Chorwacji.
– Zakładając, że awansujecie do fazy grupowej Ligi Europejskiej, to – uwzględniając obecną kadrę Azotów i kontuzje – będziecie w stanie to pogodzić z PGNiG Superligą?
– Na dziś i teraz, to liczy się dla mnie kolejny mecz – najpierw ten z Zagłębiem Lubin, a później rewanż z Nexe. Dopiero, gdy awansujemy do fazy grupowej, to będę o niej myślał. Naprawdę nie chcę się wypowiadać, co będzie po ewentualnym awansie. Najpierw tam awansujmy, a później będziemy się martwić. Chcę, żeby moja drużyna walczyła, to jest dla mnie najważniejsze. Przecież nie pójdę do szatni i nie powiem chłopakom, żeby przegrali z Nexe, bo będziemy mieli kłopoty w naszej lidze. No nie, nigdy tego nie zrobię. Zresztą, nie tylko ja, ale myślę, że żaden inny trener by tak nie postąpił.
– Powtarzasz, że masz w Puławach nowy zespół, ale oczekiwania się nie zmieniły. Azoty mają zdobyć brązowy medal.
– Nowy zespół, tylko cierpliwości brak... Zdawałem sobie sprawę, że potrzebny będzie czas, aby zbudować dobry zespół. Gdybym się jednak bał takich wyzwań, to w maju – po zdobyciu drugiego brązowego medalu – podziękowałbym za pracę. Jednak ja bardzo lubię wyzwania. Wrócę jeszcze do naszego składu. Gdybym miał do dyspozycji wszystkich zawodników, to nasze wyniki mogłyby wyglądać inaczej. Jeszcze w polu mógłbym coś wymyślić, na przykład postawić rozgrywającego na kole i jakoś byśmy dali radę, ale na bramce? Tutaj jako trener jestem bezradny. A przypomnę jeszcze inną sytuację. Miał u nas grać Roko Trivcovic, ale zrezygnował po dwóch tygodniach. Dla mnie sytuacja niespotykana, a naprawdę długo siedzę w piłce ręcznej. Ale stało się i co ja mogłem zrobić? Nie usiądę i nie będę płakał.
– Nie bolą cię komentarze kibiców w mediach społecznościowych? Jesteś uznawany za głównego winnego słabszych wyników.
– Dociera to do mnie, chociaż nie jest tak, że czytam każdy komentarz. Zdaję sobie sprawę, że zdobywając dwa brązowe medale, bardzo wysoko zawiesiłem poprzeczkę. Słyszałem opinie, że powinniśmy powalczyć wreszcie z Wisłą Płock, ale jak to zrobić? Nie jest tajemnicą, że nasz budżet jest niższy niż w poprzednim roku. Jeśli jakiś kibic pisze po dwóch przegranych meczach, że ja się nie nadaję na trenera, to przepraszam – jak mam to traktować? Wiem, że mnóstwo tych komentarzy zostało napisanych pod wpływem emocji. Wiele osób już jednak chyba zapomniało, że przed moim przyjściem do Azotów, nie zawsze był tutaj brązowy medal.
Następne
– Kibice mają już nawet swojego faworyta do zastąpienia Roberta Lisa. Boli?
– Wiem, jakie nazwisko się przewija w ich wpisach na Facebooku. Ale zostawmy to. Mam świadomość, że nie każdy mnie lubi i porażki są dobrym pretekstem, aby we mnie uderzyć. Bądźmy jednak poważni. To w ubiegłym sezonie byłem dobrym trenerem, a teraz już do niczego się nie nadaję i jestem beznadziejny? Proszę, zachowajmy jakiś umiar w krytyce.
– Był w ogóle Puławach temat twojego zwolnienia czy nie?
– Bez komentarza. Musisz z takim pytaniem zwrócić do prezesa. Ja zawsze staram się wykonywać swoją robotę jak najlepiej. Jeśli prezes będzie chciał mnie zwolnić, to to zrobi. Moje słowa tego nie zmienią. Mogę się obronić tylko ciężką pracą i dobrymi wynikami. Tyle.
– Azoty z trenerem Lisem to nadal kandydat do brązowego medalu?
– W ubiegłym sezonie zdobyliśmy medal kilka serii przed końcem, mając 12 punktów przewagi. Nie sądzę, aby taki sezon się powtórzył i żeby ktoś nam odskoczył tak bardzo. Wierzę, że drużyna z każdym meczem będzie coraz lepiej zgrana, że wrócą do nas kontuzjowani zawodnicy i będziemy mocniejsi. Sezon jest długi i możemy jeszcze zaskoczyć niedowiarków. Proszę nas nie skreślać po dwóch porażkach. Azoty chcą i będą walczyć o podium.