To nie było może tak, że mając 24 lata wstała od biurka i powiedziała: od dziś skaczę na nartach! Faktem jest jednak, że Eva Pinkelnig regularne treningi tej dyscypliny zaczęła właśnie we wspomnianym wieku – ponad dekadę po ostatniej dziecięcej próbie na skoczni. Od niedzieli Austriaczka jest liderką Pucharu Świata.
– Mój plan na weekend? Wrzeszczeć po udanych skokach – mówiła mediom przed zmaganiami na obiekcie imienia Adama Małysza. Do Polski przyjeżdżała jako mistrzyni swojego kraju, która wyraźnie pokonała doskonałą od dwóch sezonów Maritę Kramer. Wielu kręciło jednak głowami, powołując się na słowa młodszej z Austriaczek, która jasno mówiła, że w trakcie krajowego czempionatu nie była w optymalnej formie.
Wszystko zweryfikować miała Wisła i tak też się stało. Pinkelnig w sobotę dofrunęła do trzeciego miejsca, a w niedzielę nie miała sobie równych. – Być może moje prędkości najazdowe nie są jeszcze dobre, ale inne elementy funkcjonują dobrze – opowiadała w Wiśle. Skocznię opuszczała z żółtym plastronem liderki Pucharu Świata, który wywalczyła stosunkowo późno, bo w wieku 34 lat.
Skoki narciarskie kobiet są dyscypliną, w której na listach startowych – również w cyklach elity – roi się od juniorek. Zawodniczek po 30-stce jest natomiast jak na lekarstwo. W Wiśle były dwie, w tym ta najstarsza – Pinkelnig. Austriaczka ma za sobą jednak krótszą karierę niż wiele z jej rywalek.
Jest rok 2012. 24-letnia Eva pracuje w sektorze publicznym. Do jej miasta przyjeżdża mobilna skocznia w ramach promocji Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy. Pinkelnig skacze dla zabawy, po raz pierwszy od dawna. – Jako 11-latka trochę skakałam, kilka razy w zawodach, wszystko na małych skoczniach – opowiada.
Skoki niedługo po tych nastoletnich doświadczeniach znikają z jej życia. Jest za to mnóstwo innych dyscyplin. – Uprawiałam narciarstwo alpejskie, startowałam w zawodach FIS, chodziłam do szkoły sportowej. Oprócz tego wspinałam się, grałam w piłkę nożną – wyliczała w 2015 roku w rozmowie z serwisem Berkutschi.
Od wspomnianej jesieni dziesięć lat sprawy zaczynają się dziać dość szybko. Pinkelnig, po dniu spędzonym na skoczni mobilnej, chce skakać dalej. Jeden z trenerów nakłania ją do prób na obiekcie K50. Kolejna zima to czas, gdy skoki kobiet debiutują na igrzyskach olimpijskich, z kolei początkująca skoczkini debiutuje w Pucharze Austrii.
Gdy postanowiła zostawić dotychczasową pracę, nie prezentowała jeszcze poziomu Pucharu Świata. Był sierpień 2014 roku. Lubiąca adrenalinę 26-latka postanowiła wywrócić swoje życie zawodowe i zaryzykować. – Ale już po pierwszych zawodach wiedziałam, że zrobiłam dobrze – ocenia tamtą decyzję Pinkelnig.
Austriaczce pomaga dobre przygotowanie atletyczne i doświadczenie z innych dyscyplin, które uprawiała. W skokach pań rozpoczyna się dopiero czwarty w historii sezon Pucharu Świata. Poziom – jak to w przypadku raczkujących zmagań – nie jest jeszcze najwyższy, z czego doskonale korzysta Pinkelnig. 26-letnia debiutantka z dwuletnim doświadczeniem kończy cykl na siódmym miejscu!
Droga do prowadzenia w klasyfikacji generalnej nie była jednak tak sielska jak ta do czołowej dziesiątki PŚ. Pinkelnig upadała na skoczni, co wstrzymywało rozwój jej kariery. Wydawało się, że po sezonie 2019/20, z trzema wygranymi konkursami i podium klasyfikacji generalnej, szczyt formy przyjdzie na mistrzostwa świata w Seefeld.
���� Eva Pinkelnig przeszła wiele, by dotrzeć do tego momentu. 4. zwycięstwo w karierze, 160 punktów na koncie po weekendzie w #Wisła. 34-latka wyjedzie z Polski z żółtym plastronem lidera. Well deserved. #skijumpingfamily pic.twitter.com/vz7kqGDTlO
— Piotr Bąk (@bo0nkers) November 6, 2022