Kibice Barcelony lubią ze sobą polemizować, ale w tej kwestii są zgodni: Carles Puyol to najbardziej charyzmatyczny piłkarz w historii klubu. Niektórzy uważają nawet, że skoro na Camp Nou wrócił Xavi, to teraz czas na tego wojownika.
Urodził się 13 kwietnia w 1978 roku w katalońskim miasteczku La Pobla de Segura, u podnóża Pirenejów. Zaczynał grać w piłkę od... bronienia, ale kłopoty z barkiem i kontuzje pleców zmusiły go do zmiany pozycji. Zrozumiał, że nie będzie bramkarzem wysokiej klasy, więc został... napastnikiem.
Szkoła życia
Mieszkał na wsi, siłownię znał tylko z opowieści. Ale ponieważ chciał być atletą, to w dzieciństwie przewieszał przez ramiona worki z piaskiem i z takim obciążeniem ćwiczył. Pracował ciężko, pomagał rodzinie w hodowli krów.
Kpiny i podziw van Gaala
Do szkółki La Masia trafił późno, mając 17 lat. Przeszedł pewną ewolucję, bo w młodzieżowej piłce miał stanowić o sile ataku. W juniorach był defensywnym pomocnikiem. W latach 1997-1999 grał w rezerwach Barcy. Zaczynał jako prawy obrońca. W pierwszej drużynie zadebiutował w październiku 1999, a szansę dał mu Louis van Gaal, apodyktyczny Holender, który początkowo... kpił z długowłosego wojownika.
Rugał Puyola za bujną czuprynę, ironicznie pytał młodego, czy nie ma pieniędzy na fryzjera. Carles uparł się i twierdził: "Zrobię wszystko, ale włosów nie ruszę". Przed mundialem w RPA Sven Goran Eriksson miał opisać wygląd idealnego piłkarza. Szwed dokonał takich wyborów: lewa stopa Leo Messiego, prawa Thierry'ego Henry'ego, oczy Xaviego, wzrost Petera Croucha i... włosy Puyola. Do dziś jest to znak rozpoznawczy Carlesa.
Gdy młody zadeklarował van Gaalowi, że nigdzie się nie rusza, zostaje w Barcelonie i będzie walczył o grę w pierwszej drużynie, to zaimponował zwykle oschłemu trenerowi. Dostał zapewnienie, że może trenować z tym zespołem. Kariera piłkarska była jednak nauką cierpliwości, bo pierwsze trofeum zdobył jako 27-latek (mistrzostwo).
Jeszcze przed debiutem Barcelona chciała wysłać go do Malagi, bo Ronald de Boer i Michael Reiziger byli wyżej w hierarchii. Ale był zdeterminowany, zwłaszcza po inauguracyjnym występie w pierwszej drużynie przyjaciela - Xaviego Hernandeza. Puyol osiągnął cel, a nieskory do komplementów van Gaal wyznał: "Gdybym miał jedenastu takich jak on, nigdy nie przegrałbym meczu".
Jak zaradny student
Był samokrytyczny, miał świadomość ograniczeń, ale wiedział, że jeśli włoży serce w grę, to może dotrzeć na szczyt. Oto jego znamienne słowa z czasów kariery:
– Kiedy widzę dzieci w koszulkach z moim nazwiskiem, myślę sobie: to musi być jakaś pomyłka. Gdybym był na ich miejscu, nosiłbym te z Iniestą lub Xavim. Nie mam techniki Romario, szybkości Marca Overmarsa ani siły Patricka Kluiverta. Ale pracuję ciężej niż inni. Jestem jak student, który nie wie może wystarczająco wiele, ale przychodzi na egzamin i go zdaje – opowiadał o sobie.
Piął się stopniowo. Opaskę kapitana dostał, gdy trenerem Barcelony był Frank Rijkaard (to on przesunął go do środka obrony), w sezonie 2004/2005. Wtedy Barca odzyskała mistrzostwo Hiszpanii po sześciu latach oczekiwania. A na Camp Nou rządził triumwirat: Joan Laporta wywiązywał się z obowiązków w klubowych biurach, Frank Rijkaard kierował drużyną z ławki, a Puyol był przywódcą na boisku. To był początek ich splendoru...
W kolejnym sezonie Barcelona obroniła tytuł i wygrała Ligę Mistrzów, zostawiając w pokonanym polu Arsenal. Puyol zdał trudny egzamin, jakim była rywalizacja z Thierrym Henrym. Liderowi obrony Barcy pomagał wtedy Rafa Marquez, a twarde boje z finezyjnym napastnikiem, który wkrótce został... klubowym kolegą Carlesa, były ozdobą finału.
Wyjątkowa determinacja
Puyol to bezsprzecznie wojownik, Tarzan, Lwie Serce, kapitan Marvel i kapitan Grotman (postaci z komiksów i kreskówek). Niektórzy widzieli w jego grze obronnej nawet... heroizm. To brzmi górnolotnie, ale ma uzasadnienie, zwłaszcza po tym, jak w meczu Ligi Mistrzów z Lokomotivem Moskwa w 2002 zapobiegł utracie gola. Nigeryjski napastnik James Obiorah minął bramkarza Roberto Bonano i wbiegł w pole karne. Miał przed sobą prawie pustą bramkę, ale nie strzelił gola, bo Puyol zasłonił klatką piersiową piłce drogę. Dzięki jego determinacji Barca wygrała 1:0.
Po meczu tak skomentował występ:
– Z jednej strony starałem sobie przypomnieć umiejętności bramkarskie z dzieciństwa, ale z drugiej nie bronić instynktownie rękami.
W 2004, gdy Real jeszcze był "galaktyczny", rozgrywano na Santiago Bernabeu El Clasico. Luis Figo podał do Zinedine'a Zidane'a, a Francuz bez namysłu kopnął mocno zza pola karnego. Victor Valdes był czujny, ale niefortunnie odbił piłkę pod nogi Raula Gonzaleza.
Bramkarz dał radę przy dobitce napastnika, rzucając się pod nogi, ale piłka trafiła do Roberto Carlosa. Chociaż Brazylijczyk strzelił w swoim stylu, to Puyol nie bał się i nadstawił twarz. Dla wielu to byłby nokaut, ale Carles szybko się podniósł i zaczął mobilizować kolegów.
Od idola do... ofiary
Luis Figo to dla wielu kibiców Barcelony zdrajca. Klasyk sprzed 21 lat, podczas którego jeden z cules rzucił świński łeb w jego kierunku, jest wspominany do dziś. Paradoksalnie Portugalczyk przeszedł drogę od idola Puyola do jego... ofiary. Latem 1995 Carles kupował sportową prasę, trenując w La Masii. Wycinał zdjęcia Figo i umieszczał je w specjalnym albumie. Miał siedemnaście lat i chciał zachować wspomnienia, mieć piękną pamiątkę.
Po kilku latach przyszło im rywalizować. Puyol starał się uspokoić kibiców, którzy rzucali w Figo monetami i butelkami, bo i tak zdołał powstrzymać nie tak dawnego idola. Barcelona wygrała 2:0. Kolejne starcia z Puyolem były też dla Figo koszmarem.
Carles nie winił Portugalczyka, stwierdził tylko, że jego odejście było jak kubeł zimnej wody dla barcelonismo. Dodał, że kibice Barcy go kochali i dlatego tak ostro wyrażali niezadowolenie, gdy wrócił na Camp Nou w innych barwach. A poza tym tylko ktoś bezgranicznie uwielbiany może zostać aż tak znienawidzony.
Bywało między nimi gorąco. Po jednym z meczów Figo sugerował, że Puyol wymusił na arbitrze pokazanie mu czerwonej kartki. Carles zachował takt. Często powtarzał, że Luis to jeden z najlepszych, z jakimi spotykał się na boisku.
Przyjaźń wielkich rywali
Chociaż Puyol utożsamiał się z Barceloną jako klubem i Katalonią, to w przeciwieństwie do Gerarda Pique, z którym przez lata tworzył znakomity duet w obronie, unikał podgrzewania animozji barcelońsko-madryckich. Co więcej, miał bardzo dobre relacje z napastnikiem Realu, Raulem Gonzalezem. Do dziś wielu pamięta, jak po sromotnej porażce 2:6 przytulił go, starając się pocieszyć.
Carles cenił Raula jako piłkarza i człowieka. Imponowało mu to, że nigdy nie spoczywał na laurach i był tytanem pracy, angażującym się także w działania obronne.
Porażka mediatora
Puyol miał silną osobowość i zawsze dążył, by eliminować konflikty wewnątrz drużyny. Kiedy spokojny Frank Rijkaard nie radził sobie z niepokornym Samuelem Eto'o i rozrywkowym Ronaldinho, to mediował między trenerem a piłkarzami.
Chciał ugasić pożar, ale nawet on nie dał rady. To już był schyłek tamtej Barcelony, a Pep Guardiola (Puyol grał z nim w drużynie na początku kariery), który wkrótce zastąpił Holendra nie wahał się pozbyć tych, których nie dało się okiełznać.
Tybet jako ukojenie
Zimą 2006, gdy umarł ojciec, poczuł się przybity. Josep Puyol nigdy nie interesował się futbolem, a pierwszy raz oglądał syna na żywo podczas... finału Ligi Mistrzów 2006. Zginął w wypadku na budowie obsługując koparkę. To zdarzenie zmieniło życie i światopogląd Carlesa. Ukojenie znalazł w lekturze "Tybetańskiej Księgi Umarłych". Fascynowała go do tego stopnia, że nawiązał kontakt z Honorowym Przedstawicielem Dalaj Lamy, który reprezentował duchowego przywódcę w Katalonii. Spędził sporo czasu w Tibet House. Postrzegał jako wielki zaszczyt spotkanie z Dalaj Lamą podczas jego wizyty w Barcelonie w 2007. Wtedy zaczął wspierać finansowo Tybetańczyków. Przyznał, że utożsamia się z Tybetem, bo intryguje go tamtejsza filozofia i sposób patrzenia na świat. Co ciekawe, nazywano go wtedy Puyi, a to nazwisko... ostatniego cesarza Chin. A Puyol, chcąc zebrać myśli, zaczytywał się też w pracach siedemnastowiecznego filozofa i matematyka Kartezjusza. Sięgał po różne systemy wartości.
Oddawał się medytacji i zmienił mentalność. Uznał, że trzeba przebaczać nawet wrogom, zaangażował się we wspieranie potrzebujących. Trenował też pilates i jogę, a to pozwalało mu długo utrzymywać organizm w najwyższej formie.
Niezapomniany gol w kadrze
Zawodnik okrzyknięty "Lwim Sercem" ma udział w dwóch z trzech wielkich triumfów Hiszpanii. Nie mógł zagrać w finałach mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Przez uraz kolana. Wtedy borykał się z kontuzjami, ale uzbierał 100 występów w reprezentacji. Strzelił tylko trzy gole, przy czym jeden pozostaje niezapomniany.
Po półfinale mundialu w RPA było szaleństwo, nawet królowa Zofia zeszła do szatni, by pogratulować rodakom. Szukała długowłosego, który dał zwycięstwo nad Niemcami. Koledzy wyciągnęli go więc spod prysznica, a ten jak gdyby nigdy nic, z ręcznikiem u pasa, opowiadał jak uszczęśliwił swój kraj. Irytowała go wtedy mała liczba sytuacji bramkowych, więc poprosił Xaviego, by centrował tak jak na treningach. 73. minuta, dośrodkowanie pomocnika, do piłki wyskoczyli trzej wysocy gracze niemieccy i Pique, wyższy od Puyola o 14 cm. A piłkę do bramki skierował mierzący 178 cm lider obrony. Znowu wykazał się sprytem i boiskową inteligencją. A badacz historii futbolu Leszek Jarosz zwraca uwagę w II tomie "Historii Mundiali", jak chytre to było rozwiązanie:
"Po półfinale z Niemcami del Bosque mówił: "Xavi założył swój but na głowę Puyola". Jedyna bramka padła w najmniej spodziewany sposób, Xavi zazwyczaj decydował się na tzw. krótkie rozegranie i podawał z rogu po ziemi do Iniesty. Tym razem jednak od razu wrzucił wysoką piłkę na dziesiąty metr" - pisze Jarosz.
Pouczanie kolegów
Gerard Pique wspominał kiedyś powrót Puyola po kontuzji. Rzucił do niego: "Dobrze cię znowu widzieć, kapitanie". A ten mocno poirytowany odwrócił się i dał jasno do zrozumienia młodszemu: "Zamknij się i skup się na meczu".
Pique opowiedział też inną anegdotę z meczu, w którym Barcelona prowadziła czterema golami. Była przerwa, a Carles krzyczał na partnera z linii obrony. Pique prosił go, by przestał i pozwolił sobie na trochę luzu, bo za kilka minut efektowne zwycięstwo będzie faktem. Nie posłuchał, bo zawsze traktował futbol śmiertelnie poważnie. Nawet w takich okolicznościach stwierdził: "Znam cię. Masz się skoncentrować i grać do końca".
W półfinale Pucharu Króla w 2013 ktoś trafił Gerarda Pique zapalniczką. Oburzony obrońca chciał wezwać arbitra po tym wybryku frustrata z trybun. Ale przeszkodził mu... Puyol. Wyrwał koledze ten przedmiot i zażądał, by gra była kontynuowana bez eskalacji.
Na boisku miał surowe zasady, rugał młodszych. Gdy kilka razy klepnął ze złością np. Thiago Alcantarę, to przekaz był jasny: "weź się w garść, zachowaj koncentrację". A propos Thiago. W sezonie 2011/2012, w którym Real zdetronizował Barcelonę, drużyna Pepa Guardioli wygrała z Rayo 7:0 na Estadio Vallecas. Po golu na 5:0 Thiago i Dani Alves zaczęli tańczyć. Fiestę przerwał im Puyol, który utemperował Brazylijczyków, domagając się, by okazali szacunek rozbitym rywalom. Kapitan uznał, że to niestosowne.
Radykałowie kwestionowali tożsamość
2 maja 2009 Barcelona wygrała z Realem w Madrycie 6:2, a jeśli ktoś nie pamięta wszystkich goli z tamtego meczu, to na pewno nie zapomniał gestu Puyola, który po zdobyciu bramki zdjął opaskę i pocałował ją, wyrażając barcelonismo.
Carles, który był symbolem Barcelony i uosabiał katalońską tożsamość, zyskał uznanie wielu, także nacjonalistów, bo widać było zawsze, że identyfikuje się z regionem, z którego pochodzi. Znamienne, że zagrał siedem razy w reprezentacji Katalonii. Chociaż naraził się raz radykałom, gdy po zakończeniu EURO 2016 była na niego w mediach społecznościowych nagonka...
Promował wtedy rozgrywki LaLiga w Chinach, mówiąc o sobie jako ekskapitanie Barcelony, sześciokrotnym triumfatorze w zmaganiach o tytuł mistrzowski, trzykrotnym zdobywcy Pucharu Europy i ze złotem ME i MŚ oraz... Hiszpanie. I to ściągnęło lawinę krytyki i hejtu. Pikanterii dodał fakt, że w tle puszczano momenty, gdy jako gracz Barcelony strzelał gola Realowi. Wtedy miał opaskę kapitana w barwach katalońskiej flagi i celebrował z nią sukces w 2010. Nie wystarczyło nacjonalistom, że po triumfie w RPA paradował z Xavim z ową senyerą.
Gdy jako ambasador LaLiga uczestniczył z prezesem Javierem Tebasem w spotkaniu zorganizowanym w ambasadzie Hiszpanii w Paryżu, a ambasador Ramon de Minguel chwalił przybyłych, dodając, że reputacja Hiszpanii jest w dobrych rękach, to też nie spodobało się fanatykom. Ale bodaj największy absurd to żywienie do niego urazy, bo śmiał dać córce hiszpańskie imię Manuela, a powinno to być katalońskie Meritxell lub Merced. Wtedy "niepodległościowcy" zapomnieli o jego golu na Bernabeu i o tym, że w 2017 poparł prawo Katalończyków do udziału w referendum.
Gesty oznaką wielkoduszności
Finał Ligi Mistrzów w 2011 to przekonujące zwycięstwo Barcelony nad Manchesterem United. Puyol, który borykał się ze zdrowiem i zaczął jako rezerwowy (od początku duet środkowych obrońców tworzyli Javier Mascherano i Gerard Pique), wszedł w końcówce. A po meczu, gdy piłkarze odbierali trofeum, założył opaskę Ericowi Abidalowi. Francuz akurat wygrał z nowotworem i to on najpierw podniósł puchar.
19 maja 2013 Barcelona odebrała trofeum za mistrzostwo Hiszpanii. W imieniu drużyny zrobił to oczywiście Puyol, ale po chwili przekazał laur Ericowi Abidalowi i Tito Vilanovie. Kapitan chciał tak wyrazić uznanie po powrocie francuskiego obrońcy i szkoleniowca, którzy przeżyli nawrót choroby nowotworowej. Zagubiony w akcji był Alex Song, który myślał, że zostanie wywołany na środek. Złośliwi twierdzą, że to była najciekawsza akcja piłkarza z Afryki podczas pobytu w Barcelonie.
Ronaldinho żegnał się z Barceloną w złej atmosferze, ale gdy wrócił na Camp Nou jako gracz Milanu, kapitan Barcy zaprosił go, by stanął do zdjęcia z byłą drużyną. Dodał, że Ronnie zawsze będzie członkiem "barcelońskiej rodziny". To była rywalizacja o Puchar Gampera, a lepsza okazała się Barca. Po meczu Puyol ujął Brazylijczyka i wielu cules. Trofeum wylądowało w rękach... Ronaldinho.
Twardy i empatyczny
Biznesmen Angel Fernandez wiele zawdzięcza Puyolowi. To kandydat na prezesa Barcelony z lat 90., który zaprzyjaźnił się z Carlesem. Fernandez wspominał często chorobę i to, jak wtedy zachował się przyjaciel:
"Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie serdeczności, tego, jak mnie potraktował, gdy chorowałem na raka. Dla niego liczy się to, by przyjaciel czuł się dobrze i nigdy nie zawodzi". W mediach spekulowano też, czy Puyol dał pieniądze na leczenie zmarłego w 2012 23-latka, byłego piłkarza Betisu i Liverpoolu, Miquiego Roque, który musiał przerwać karierę z powodu nowotworu złośliwego miednicy. Fernandez twierdził, że Puyol mógł tak zrobić.
Gdy swego czasu strażak, brat bliskiej przyjaciółki piłkarza, został ciężko ranny w pożarze w Horta de Sant Joan, Carles wyszedł z treningu i pojechał do szpitala Vall d'Hebron. Dał mieszkanie rodzinie poszkodowanego, by mogła przebywać w Barcelonie. Odwiedzał ich codziennie, dopóki mógł, aż zaczęło się letnie tournee drużyny.
Ta bezinteresowność dawała o sobie znać wielokrotnie. Nie tylko ludziom okazywał wielkoduszność, był taki sam wobec zwierząt. To wieloletnia działalność w Fundacji Altarriba (od 2004 roku jest w jej komitecie honorowym), zajmującej się ochroną ginących gatunków. Angażował się choćby w ratowanie wilka hiszpańskiego...
Nowa rola Puyola?
Jakiś czas temu w programie "Onze" Esport3 dziennikarz Xavi Valis zdradził, że Xavi i Joan Laporta chcą znaleźć stanowisko dla Puyola. Trener chce mieć go w otoczeniu, a i prezes jest zwolennikiem powrotu legendy do "domu".
Rzecz w tym, że Carles nie chce marginalnej, symbolicznej funkcji. Zgodzi się na współpracę, jeśli będzie miał wpływ na decyzje. Zastrzega, że nie chce być asystentem Xaviego, ale Valis twierdzi, że zaakceptowałby ofertę, gdyby mógł zostać sekretarzem technicznym albo dyrektorem sportowym.
Co więcej, jest konkretny i ma klarowną wizję, bo swoje założenia przedstawił Laporcie, zanim ten ogłosił start w zwycięskich, jak się okazało, wyborach.
Barca w sercu
W 2011 przyjechał do Monte Carlo na losowanie Ligi Mistrzów. Podczas gali wszyscy mieli szykowne garnitury i smokingi, tylko Puyol odczuwał dyskomfort i prawie każdy wiedział, że to nie jest bywalec salonów. Wystąpił na scenie w... klubowej koszulce polo i oficjalnych, długich za kolana szortach Barcy. Gerard Pique śmiał się ze starszego kolegi na Twitterze, a ten wyjaśnił, dlaczego dokonał takiego wyboru:
– Stałem w garderobie, szukając odpowiedniego stroju i patrząc na te wszystkie eleganckie garniaki. Wówczas zdecydowałem, że w niczym nie będę czuł się bardziej naturalnie i komfortowo niż w moim klubowym, codziennym stroju z herbem Barcy na właściwym miejscu, czyli na sercu – zdradził.
To prawda, on ma klub w sercu, a z kpin tych nieżyczących dobrze Barcelonie i jemu nic sobie nie robi. Wtedy ujął wielu naturalnością, prostolinijnością, bo nie chciał udawać kogoś, kim nie jest.
W dyskusjach o futbolu gracze, którzy dopiero pracują na status, często są porównywani do legend. W Barcelonie niektórzy uważają, że Ronald Araujo ma możliwości, by być następcą Puyola: serce do walki, oddanie i temperament. Urugwajczyk to niby ma, ale wydaje się wątpliwe, by za kilka lat był boiskowym przywódcą. Puyol był jednak wyjątkowy.