Każdy kierowca wyścigowy marzy o zwycięstwie w Grand Prix Monako. Tylko czy ścigający się po 2025 w Formule 1 będą mieli taką okazję? Przyszłość wyścigu do tego roku jest pewna, ale co potem?
Akcja trudna do zobaczenia
"Nie ma żadnej możliwości wyprzedzenia tutaj kogoś podczas wyścigu, coś musi się zmienić" - Lewis Hamilton przed Grand Prix Monako 2021.
"To był najprawdopodobniej najnudniejszy wyścig w historii Formuły 1" - Fernando Alonso po Grand Prix Monako 2018.
"Ściganie się w Monako jest jak jazda rowerem po pokoju" - Nelson Piquet.
W poprzednim sezonie doszło na ulicach Monte Carlo do większej liczby manewrów wyprzedzania niż w poprzednich czterech wyścigach Formuły 1 na tym torze ulicznym. Było ich dwanaście. Nie należy się jednak spodziewać poprawienia tego wyniku w najbliższy weekend. Regulacje, które miały doprowadzić do zmagań koło w koło, nie przyniosły bowiem skutku. Po skróceniu stref DRS na części torów i przez przegrzewanie się opon bolidów przy podążaniu za innymi wyścig pozostaje dla widzów nużący.
Dyrektor Stowarzyszenia Kierowców Grand Prix (GDPA) George Russell twierdzi, że zwróci się z kolegami po fachu do władz Formuły 1 i FIA z prośbą o rozwiązanie tego problemu. Takiego samego zdania jest szef zespołu Haas Günther Steiner. Brak akcji na torze i dominacja Red Bulla są oceniane jako główne przyczyny mniejszego zainteresowania Formułą 1 w tym sezonie. Z drugiej strony chociażby Fernando Alonso utrzymuje, że "mała liczba manewrów wyprzedzania jest czymś naturalnym w Formule 1".
Nawet jeśli do takich akcji dochodziło w Monako, to istniało duże ryzyko, że widzowie śledzący wyścig przed ekranami mogli tego po prostu nie ujrzeć. Tu za realizację transmisji, nie tak jak w pozostałych rundach mistrzowskich, gdzie zajmuje się tym wyłącznie Formula One Management, do zeszłego roku włącznie odpowiedzialnym był rodzimy nadawca, Télé Monte Carlo. Przekazy ze zmagań w księstwie oceniane były jako najgorsze w sezonie.
W poprzednim grand prix z 12 manewrów wyprzedzania pokazano dwa. Od tego roku przygotowanie transmisji przypadło FOM, która ogłosiła to w nietuzinkowy sposób na swoich profilach w mediach społecznościowych. Pozycja TMC słabnie też w kraju, o czym świadczy powstanie nowopowstałej telewizji publicznej TVMonaco, która ma rozpocząć działalność we wrześniu. Ten kanał ma być skupiony na kwestiach ochrony środowiska, co nie dziwi, biorąc pod uwagę aktywność księcia Alberta II w tym obszarze. Co jednak ciekawe, w ramówce nowego kanału mają być relacje sportowe. Może będzie tam też dostępna F1?
Większe nie równa się lepsze
Jeśli już mowa o ekologii, to Formuła E odnajduje się idealnie w Monako. Jest tam obecna od początku serii. Pierwsze trzy wyścigi były rozegrane na krótszej nitce toru, co wynikało z właściwości bolidów, ale wraz z rozwojem możliwe stało się ściganie przy tej samej konfiguracji toru co w przypadku F1. W tej drugiej jest on najkrótszy ze wszystkich wyścigów w kalendarzu, ale w Formule E jest w pierwszej trójce obiektów co do długości, w sezonie 2022/23.
Z atrakcyjnością wyścigów też jest znacznie lepiej. Formuła E podkreśla ten fakt przy okazji wyścigów w Monako, więc w udostępnianych materiałach często można znaleźć frazę "Formuła E pokazuje, jak wyglądają wyprzedzania w Monako". W tegorocznym ePrix odnotowano aż 116 takich manewrów. O tym, jak zacięta była rywalizacja, świadczy fakt, że na podium znaleźli się kierowcy z 9., 6. i 11. pola startowego. Zaprzecza to twierdzeniom, że w Monte Carlo liczy się tylko "czasówka".
Podobnie jak w przypadku F1, tak i w ePrix, pokazano jedynie ułamek ważnych wydarzeń na torze, bo Tele Monte Carlo też odpowiadało za realizację transmisji. Niemniej satysfakcja kibiców była dużo większa, a porównania nasuwają się same. Wiele o różnicach między F1 a FE może powiedzieć Nyck de Vries, mistrz świata Formuły E z sezonu 2020/21 i obecny kierowca zespołu Formuły 1 Scuderia Alpha Tauri. Według Holendra większa łatwość w nawiązywaniu rywalizacji w Monako przez kierowców Formuły E wynika z mniejszego docisku aerodynamicznego, niższych prędkości, konieczności zarządzania energią i mniejszych bolidów.
Rozmiary aut jeżdżących obecnie w Formule 1 są bowiem największe w historii. Bolidy mierzą 5,5 metra długości oraz mają dwa metry szerokości. Ich waga wynosi 800 kilogramów, oczywiście nie licząc ciężaru kierowcy. Dwadzieścia lat temu samochody były o metr krótsze, węższe o 20 centymetrów, a lżejsze o 200 kilogramów. Wszystkie te zmiany mają jednak wytłumaczenie. Zakaz tankowania podczas wyścigów sprawił, że konieczne stało się zwiększenie baków, a musiały się też pomieścić nowe systemy bezpieczeństwa. Większy rozmiar i waga wynika też w dużej mierze z wprowadzenia jednostek hybrydowych.
Nostalgię za tamtymi mniejszymi bolidami odczuwają zarówno kierowcy, jak i kibice. Formuła 1 nie pozostaje obojętna na sugestie i zapowiada uwzględnienie postulatów w następnej dużej zmianie przepisów w 2026 roku. Doświadczenia Formuły E, gdzie już doszło do zmniejszenia wymiarów po wprowadzeniu trzeciej generacji aut pokazują, że liczba manewrów wyprzedzania diametralnie wzrosła.
Miasto sportów motorowych
Formuła E jest też bardziej przyjazna mieszkańcom. Wszystkie sesje są w jednym dniu, co istotnie wpływa na zmniejszenie utrudnień w normalnym funkcjonowaniu miasta. Przy całym blichtrze, który towarzyszy Formule 1 i niezwykłej otoczce tego ulicznego wyścigu, plany usunięcia Monako z kalendarza wydają się wręcz nieprawdopodobne. A jednak negocjacje przy nowym kontrakcie były burzliwe.
Przy okazji zeszłorocznego grand prix bano się, czy nie jest to czasem ostatni wyścig w księstwie. Przedłużenie kontraktu nie było takie pewne. Organizatorzy płacili bowiem dotąd "zaledwie" 15 milionów dolarów rocznie za ten zaszczyt. Żaden inny kraj goszczący F1 nie może liczyć na tak preferencyjną stawkę. A przykładowo Katar i Arabia Saudyjska, które najgłębiej sięgają do kieszeni, wydają po 55 milionów dolarów.
Dysputy nie dotyczyły wyłącznie kwestii finansowych. Automobile Club de Monaco twierdził, że Liberty Media, czyli właściciele Formuły 1, patrzyli niechętnie na umowy sponsorskie monakijczyków z Tag Heuer, podczas gdy oficjalnym partnerem F1 w branży czasomierzy jest Rolex. Domagano się też zmian w konfiguracji toru umożliwiających kierowcom wyprzedzanie oraz innego sposoby przeprowadzania transmisji. Przewodzący Formule 1 Stefano Domenicali stwierdził, że seria nie ma problemu z nowymi chętnymi na organizację wyścigów, dlatego możliwe są cięcia tych europejskich i pominięcie Monako.
W negocjacje włączył się oczywiście książę Albert II. Skończyły się pomyślnie dla księstwa we wrześniu, a Grand Prix Monako ma zostać częścią Formuły 1 do 2025 roku. Nie da się jednak ukryć, że późniejsze negocjacje będą jeszcze trudniejsze, patrząc na tendencje w serii. A przecież wyścig jest ważną częścią portfolio Księstwa, które od dekad próbuje sportowo błyszczeć. Taki sam sposób na poprawę pozycji w świecie przyświeca obecnie państwom na Bliskim Wschodzie.
Zmiany, zmiany, zmiany
Miłośnicy Grand Prix Monako przywołują często argument interesujących sesji kwalifikacyjnych, które mają wynagradzać nużący wyścig. Owszem, przynoszą wiele emocji, ale próby Formuły 1 starającej się wprowadzić kwalifikacyjne sprinty do coraz większej liczby rund mistrzowskich kończą się fiaskiem, bo nie gwarantują spodziewanych atrakcji. Tak pomyślane kwalifikacje stwarzają też duże pole do nadużyć. Kontrowersyjne incydenty na torze Monako były udziałem chociażby Michaela Schumachera, Nico Rosberga i Sergio Pereza. Trudno udowodnić złe intencje w przerwaniu sesji kwalifikacyjnej, na czym zyskują sprawcy wypadków, ale niesmak pozostaje.
Jeszcze większym wyzwaniem jest dokonanie znaczących zmian na torze. Poszerzenie nie wchodzi w rachubę ze względu na pobliskie budynki. Inaczej jest trochę ze zmianą nitki. Tutaj propozycji jest wiele. Jedna z nich, wymieniona między innymi przez szefa Mercedesa, Toto Wolffa, zakładała likwidację szykany po wyjeździe z tunelu, a długa prosta miałaby stać się strefą DRS. Stwarza to jednak zagrożenia dla kierowców, co skłoniło nawet Wolffa do dłuższej refleksji nad tym pomysłem. Brytyjski dziennikarz Gary Anderson zwrócił z kolei uwagę na odcinek przed tunelem. Kierowcy mieliby skręcać w lewo i podążać prostą w kierunku ronda, by zawrócić w znane wszystkim strony. Pozwoliłoby to na utworzenie dwóch stref DRS.
Internetowa społeczność kibiców Formuły 1 też zadziwia kreatywnością. Są choćby pomysły specjalnej mieszanki opon na wyścig w Monako, by zapewnić większą liczbę postojów w alei serwisowej. Ciekawa jest też idea wprowadzenia specjalnego odcinka trasy, który kierowcy musieliby pokonać kilka razy w czasie wyścigu. Widzowie rallycrossu znają to rozwiązanie jako "joker". Kierowca, który utknął za wolniejszym konkurentem mógłby skorzystać z pokonania dłuższego okrążenia, by zyskać przewagę w późniejszej fazie wyścigu.
Monako nie jest najważniejszym wyścigiem ulicznym dla Liberty Media. Formuła 1 poświęciła teraz wszystkie siły na promocję listopadowego Grand Prix Las Vegas. Nie wiemy, jak będzie wyglądała rywalizacja na tym torze, ale wrażenia po sprawdzeniu konfiguracji są pozytywne. Pójście w wybitnie amerykańską stylistykę, tak jak to było w Miami, może jednak zniechęcić do oglądania Europejczyków. Dla nich oraz dla wielu celebrytów Monako pozostaje wszak miejscem, na które warto popatrzeć i w którym warto się pokazać. I to jest niezmienne od 1929 roku...