Marketa Vondrousova jeszcze niedawno z powodu operacji ręki przez pół roku nie mogła grać w tenisa. Wróciła i w wielkim stylu została mistrzynią Wimbledonu 2023, pokonując w finale Ons Jabeur, mimo że nie była rozstawiona, a za grą na trawie nie przepada. Wcześniej przegrała dwa finały najważniejszych turniejów, ale okazało się, że do trzech razy sztuka!
Przed czwartkowym półfinałem z Eliną Switoliną więcej mówiło się o rywalce i to nie tylko ze względu na kontekst polityczny, w końcu to reprezentantka napadniętej przez Rosję Ukrainy. Pogromczyni Igi Świątek miała za sobą długą przerwę – z powodu ciąży i porodu nie grała niemal rok, a na korty wróciła raptem trzy miesiące temu.
Z powodu niskiego rankingu (76. miejsce) musiałaby grać w kwalifikacjach do Wimbledonu, jednak organizatorzy przyznali jej dziką kartę. Niewiele wyżej notowana byłe jednak i Vondrusova, bo na 42. pozycji.
Oczywiście, miejsce w rankingu pozwalało Czeszce na bezpośredni udział w turnieju głównym, ale to tyle. Oprócz pierwszej rundy i starcia ze Switoliną w pozostałych spotkaniach musiała mierzyć się z zawodniczkami rozstawionymi. Poradziła sobie znakomicie, bo w całym turnieju przegrała tylko dwa sety, choć... wcale nie zbudowało to w niej wielkiej pewności siebie.
– Byłam szalenie zdenerwowana – przyznała 24-latka po meczu z Ukrainką. Po ostatniej piłce uklękła na linii końcowej i schowała głowę w dłoniach. – Prawdę mówiąc to denerwowałam się przez cały mecz – doprecyzowała.
Dzięki niej stała się pierwszą tenisistką ery open, która jako nierozstawiona doszła do meczu tytuł na Wimbledonie. W finale ustanowiła już rekord absolutny, zostając pierwszą w historii nierozstawioną triumfatorką Wimbledonu. A przecież i Vondrousova ma za sobą długą przerwę. Z powodu operacji nadgarstka straciła pół 2022 roku.
Nadgarstka lewej dłoni, a więc tej, wiodącej, którą gra forhendem i posyła nim choćby jedne z najlepszych na świecie dropszoty. – W zeszłym roku straciłam sześć miesięcy. Nigdy nie wiesz, czy dasz radę wrócić na ten poziom – przyznała przed finałowym meczem.
Wrócić, ponieważ już raz w finale turnieju wielkoszlemowego grała. W 2019 roku, jeszcze jako nastolatka, doszła do finału French Open, w którym musiała uznać wyższość rządzącej wtedy na świecie Ashleigh Barty. Również dokonała tej sztuki jako nierozstawiona, tyle że w ostatnich latach to bardziej reguła niż wyjątek.
Dość powiedzieć, że od tego czasu tylko raz zdarzyło się, że w finale na kortach im. Rolanda Garrosa nie zagrała zawodniczka nierozstawiona. Diametralnie inaczej wygląda to jednak w Wimbledonie. Poprzednio taka sztuka udała się Billie Jean King, ale działo się to w 1963 roku, gdy turnieje wielkoszlemowe nie były otwarte dla wszystkich chętnych. Co więcej, aż do teraz Wimbledonu nie wygrała tenisistka nierozstawiona, a w teorii kiedyś było o to łatwiej – 32 tenisistki rozstawia się dopiero od 2001 roku. Wcześniej w latach 1978-2000 było takich szesnaście, w 1977 dwanaście, a przed nim tylko osiem.
A przecież akurat trawa zdecydowanie nie jest ulubioną nawierzchnią Vondrusovej. We wszystkich pozostałych turniejach wielkoszlemowych dochodziła co najmniej do 4. rundy, a w Londynie po czterech poprzednich udziałach miała bilans... 1-4. W całej dorosłej karierze na takiej nawierzchni? Niewiele lepszy, bo 7-12. Teraz zdecydowanie go poprawiła – na 14-12, a w Wimbledonie na 8-4.
Sobotni mecz z Jabeur był jej drugim w karierze finałem wielkoszlemowym, a pierwszym od dwóch lat jakimkolwiek. Specjalistką od wygrywania decydujących meczów na pewno nie jest, jak dotąd triumfowała tylko w jednym turnieju – w Lugano w 2017 roku, jeszcze jako 17-latka.
Ale też niektórych porażek jako Polacy możemy jej póki co tylko zazdrościć. A dokładnie jednej, tej sprzed dwóch lat, bo było to w finale igrzysk w Tokio. Nie zdobyła złota, ale i srebrny medal olimpijski jest przecież wielkim sukcesem. My wciąż nie doczekaliśmy się jakiegokolwiek, Czesi przez 30 lat od rozpadu Czechosłowacji zdobyli ich worek.
Dzięki wygranej w finale Wimbledonu Vondrousova zaliczy wielki skok w rankingu WTA. W poniedziałek notowana będzie na 10. miejscu, a więc pójdzie do góry aż o 32 pozycje. Oznacza to, że po raz pierwszy w karierze zamelduje się w Top 10. Jeśli tylko zdrowie będzie jej dopisywać, w końcu zeszłoroczna kontuzja nadgarstka była jej najpoważniejszą, ale nie pierwszą, powinna zadomowić się tam na dłużej.
Bo umiejętności techniczne ma niewątpliwie wielkie. Jej firmowe zagrania to skróty i returny, ale umie poradzić sobie z każdą piłką. W sobotnim meczu sprawdziło się w jej przypadku powiedzenie "do trzech razy sztuka", bo tyle ma w karierze w sumie najważniejszych finałów (choć i dla Jabeur był to trzeci – trzeci wielkoszlemowy). Zarazem wyszła na prowadzenie 3:2 w bezpośrednich meczach z Tunezyjką w turniejach głównych. Ta dwa lata temu zwyciężyła w Eastbourne ich pierwsze na trawie. Później "poprawiła jeszcze" na mączce w Stuttgarcie, ale w tym sezonie to Voundrosova ograła ją dwa razy – w Australian Open i w Indian Wells.
Czeszka jako nierozstawiona przed imprezą jest zarazem z automatu najniżej notowaną triumfatorką Wimbledonu w historii. Dotąd tytuł ten należał do Venus Williams. Gdy dokonała tej sztuki w 2007 roku, rozstawiona była z numerem 23., a w rankingu WTA zajmowała 31. miejsce.