Póki co największą sensacją trwających mistrzostw Europy siatkarzy jest reprezentacja Rumunii. W piątek zameldowała się w ćwierćfinale, pokonując w 1/8 finału Chorwatów w tie-breaku. Drużyna ta wychodzi z siatkarskiego niebytu i coraz śmielej przedstawia się nie tylko europejskiej publiczności. To ważne szczególnie dla polskich kibiców, bowiem w zespole gra nowy nabytek PGE Skry Bełchatów, Adrian Aciobanitei.
Jeśli zapytać przeciętnego fana siatkówki o nazwisko rumuńskiego zawodnika, to z pewnością wielu musiałoby się dłużej zastanowić. Pierwsze skojarzenie? Gheorghe Cretu – ale on karierę zawodniczą skończył już wiele lat temu i teraz znany jest z sukcesów trenerskich. Adrian Gontariu? Grał w AZS Politechnice Warszawskiej w sezonie 2013/2014, wcześniej w Asseco Resovii Rzeszów. Trochę nie dziwi, że reprezentanci Rumunii nie są znani szerokiej publiczności, bowiem znaczące sukcesy ich kadra odnosiła wiele lat temu.
Rumunia obecnie jest 24. w rankingu FIVB, jednak jeszcze nie tak dawno była na 39. pozycji. Niewiele osób pamięta, ale właśnie ten zespół w pewnym momencie był jednym z mocniejszych na siatkarskiej arenie międzynarodowej. Wszystko zaczęło się w latach 50., kiedy drużyna ta sięgnęła dwa razy z rzędu po srebrny medal mistrzostw Europy, a w 1963 roku wygrała turniej. W tamtym okresie była jednym z faworytów również w mistrzostwach świata. Od 1956 do 1966 roku zdobyła w tej imprezie aż cztery medale. W czołówce utrzymywała się do początku lat 80. To właśnie wtedy siatkarze z Rumunii sięgnęli po jedyny medal igrzysk olimpijskich, których udało im się zdobyć w historii (brąz 1980). Później było już tylko gorzej.
Kadra przestała się liczyć w MŚ, a jej pozycja w ME również systematycznie spadała. Ósme, dziesiąte, dwunaste miejsce poprzedziły lata braku kwalifikacji do czempionatu Starego Kontynentu. Reprezentacja powróciła na imprezę po 24 latach w 2019 roku, jednak z marnym skutkiem. Zajęła czwarte od końca miejsce (21. pozycja).
Tegoroczne mistrzostwa Europy reprezentacja Rumunii siatkarzy rozpoczęła w grupie D. Zestawienie było wymagające, bowiem znaleźli się tam mistrzowie olimpijscy z Francji, doświadczeni indywidualnie Portugalczycy czy też kadra Turcji, która zapewniła sobie niedawno awans do Ligi Narodów poprzez Challenger Cup. Do tego byli gospodarze z Izraela i Grecja.
Rumuni na start przegrali 0:3 z Portugalią i z Izraelem. Później pokonali niespodziewanie Turcję 3:2 i Grecję 3:1. Ostatecznie zostali sprawcami największej niespodzianki tych mistrzostw Europy. 3:1 wygrali z Francuzami. Nie do zatrzymania był Adrian Aciobanitei, który w tym spotkaniu zdobył dwadzieścia punktów przy 77 procentach skuteczności ataku (17/22). Do tego dołożył pewne przyjęcie (75 procent pozytywnego), dwa bloki i asa. W całym meczu popełnił tylko jeden błąd. To zwycięstwo pomogło uwierzyć podopiecznym Sergiu Stancu, że mogą dokonać czegoś ważnego w trwającym EuroVolley.
1985 rok. To właśnie wtedy reprezentacja Rumunii siatkarzy po raz ostatni była w najlepszej ósemce mistrzostw Europy. Zajęła siódme miejsce. W piątek awansowała do ćwierćfinału, pokonując Chorwację po tie-breaku. Na taki wynik czekała 38 lat.
W starciu z faworyzowanymi Chorwatami (drugie miejsce w grupie B) prowadziła już 2:0. Wtedy jednak zespół Cedrica Enarda zaczął odrabiać straty. Trzeci set wygrał pewnie, czwarty na przewagi 28:26. W piątej odsłonie spotkania Rumuni prowadzeni w ataku przez Alexandru Ratę (30 punktów w meczu, 61 procent skuteczności ataku) przejęli inicjatywę i wygrali 15:12. Wspomniany Aciobanitei był drugim najczęściej punktującym zawodnikiem swojej drużyny. Zdobył 16 punktów. To dobry prognostyk, bowiem siatkarz ten kolejny sezon ligowy spędzi w PGE Skrze Bełchatów.
W ćwierćfinale Rumunia zagra z Francją. I choć w teorii to powinna być bardzo negatywna informacja dla tego zespołu, to nie można zapomnieć, że tylko Rumuni w tej edycji mistrzostw Europy znaleźli sposób na złotych medalistów igrzysk olimpijskich z Tokio.