Zmiana pokoleniowa to w sporcie często czas na "przeczekanie". Okres, w którym starzy bohaterowie odchodzą, a młodzi potrzebują nabrać sił i doświadczenia, by móc ich godnie zastąpić. Czy to właśnie czeka polską lekkoatletykę w najbliższych latach? W programie "7 dni sport" debatowali na ten temat Marika Popowicz-Drapała i Wojciech Nowicki.
KOLEJNE WYZWANIE PRZED LISKIEM. WALKI... SCHODZĄ NA DALSZY PLAN
Mijający rok był dla nas średnio udany. Z mistrzostw świata w Budapeszcie polscy lekkoatleci przywieźli dwa medale, w tym żadnego złota. Wielu z tych, którzy przez lata zapewniali nam radość z kibicowania, musiało odpocząć. Sztafeta 4x400 metrów występowała w zmienionym składzie.
– To, że tak długo utrzymujemy się w formie świadczy tylko o tym, że chcemy coś udowodnić. Nie tylko kibicom, ale też sobie. Sama zastanawiałam się jeszcze będąc sprinterką, gdzie leży kres dziewczyn z 400 metrów. Nie oszukujmy się, to jest piekielnie trudna konkurencja. Dziewczyny były na szczycie praktycznie pięć lat, nigdy im się nie powinęła noga. I przyszedł moment, gdzie wszyscy jesteśmy zdziwieni, że one muszą odpocząć. A to jest normalne. Cieszmy się, że to się stało w roku przedolimpijskim, bo dziewczyny mogą złapać oddech. I jestem przekonana, że zrobią wszystko, żeby w Paryżu wrócić, podgryźć rywalki i pokazać, że polskie 400 metrów ma się dobrze – mówiła Popowicz-Drapała w programie "7 dni sport".
Co jednak będzie dalej? Czy w młodym pokoleniu doczekamy się następczyń, które będą osiągać sukcesy na miarę Aniołków Matusińskiego?
– Co do młodych, mam skojarzenie z naszym rocznikiem. Nas też długo nie było. Ale ktoś dał nam czas. I my tym młodym też musimy dać czas. Fajnie, że jesteśmy w czołówce. Sama zaginam czasoprzestrzeń i mój pesel, ale myślę, że nowe młode pokolenie też musi dostać swoją chwilę, żeby dojrzeć. I jak spojrzymy, to się już dzieje – przekonywała biegaczka.
Głos w sprawie zabrał także Wojciech Nowicki. – Obawy zawsze są. To jest sport, są duże przeciążenia dla organizmu. Mam nadzieję, że młode pokolenie będzie trenować, będzie unikać kontuzji. I w perspektywie igrzysk w Los Angeles staną się naszymi zmiennikami. My z Pawłem [Fajdkiem - przyp. red.] się nieuchronnie starzejemy, będzie coraz ciężej osiągać świetne rezultaty. Byłoby dobrze, żeby byli już nowi, gdy będziemy odchodzili – stwierdził.
I on podkreślił jednak potrzebę dania czasu. Posłużył się własnym przykładem. – To proces. Nie da się zbudować formy w rok czy dwa. Ja swoje pierwsze "osiemdziesiątki" zacząłem rzucać po dziesięciu latach treningu. Na to trzeba czasu i spokoju. Trzeba systematycznie pracować – kontynuował.
Zauważył, że najtrudniejszy jest okres przejścia między wiekiem młodzieżowca i seniora. – To moment krytyczny. Jeśli prezentuje się dobre wyniki, można liczyć na umowy sponsorskie. Ja sam stałem przed dylematem i zaryzykowałem. Powalczyłem o dobrym rezultat, o wyjazd na igrzyska. Na szczęście wszystko przebiegło dobrze, nie miałem żadnej kontuzji. Zdobyłem brązowy medal i od tamtego momentu kariera potoczyła się lawinowo, zmieniło się moje życie – przyznał.
Pozostaje liczyć, że młode lekkoatletyczne talenty szybko się rozwiną. Igrzyska w Paryżu być może nie będą jeszcze ich docelową areną. Ale już za pięć lat rywalizacja w Los Angeles.