Wicemistrzyni olimpijska z Tokio w rzucie oszczepem Maria Andrejczyk będzie przygotowywała się do kolejnych igrzysk z nowym szkoleniowcem. Za jej treningi będzie odpowiadać Cezary Wojna z Białegostoku. – To dla mnie przeskok, pracować z taką mistrzynią. Ale nie mam kompleksów, jestem gotowy. I lubię wyzwania. Życzcie nam zdrowia – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL. Oszczep w jego rodzinie jest od lat. Rzucali rodzice, rzucał on i brat, teraz rzuca syn. Ale kluczowe, żeby zaczęła znowu Maria.
Sułek-Schubert: cesarskie cięcie może mnie wykluczyć z igrzysk
Plotki o rezygnacji Marii Andrejczyk z usług Petteriego Piironena było w środowisku słychać już od dłuższego czasu. Współpraca Polki z Finem trwała półtora roku. Kiedy na finiszu przygotowań do lata 2022 oszczepniczka ogłosiła, że odchodzi z grupy Karola Sikorskiego, wiadome było, że za taką decyzją musiały stać nieporozumienia. Z Piironenem, który na co dzień stacjonuje ze swoją grupą w Kuortane, dogadała się w dobę. Później Maria chwaliła nowatorskie podejście do szkolenia, ciekawe pomysły i kontakt międzyludzki z nowym współpracownikiem.
Niestety, mimo takich atutów Piironen ostatecznie nie przyniósł jej najważniejszego: sukcesów.
Maria Andrejczyk ma nowego trenera. Z Finlandii do Białegostoku
Na drodze do kolejnych medali po fantastycznym dla Andrejczyk sezonie 2021 stanęły kolejne kontuzje i urazy. Oczywiście nie tylko, jednak nie mogąc przygotować dobrej formy, wicemistrzyni z Tokio była tylko tłem rywalizacji o mistrzostwo świata w Eugene. Rok później do Budapesztu na kolejną edycję MŚ w ogóle nie pojechała. Jeden kiepski występ wiosną miał być tylko przetarciem w boju, ale okazał się złym gorszego początkiem.
Kiedy w lipcu pytaliśmy Marię o samopoczucie, przyznała, że wciąż płaci cenę za igrzyska.
– Mam sporo kłopotów, nie tylko stricte sportowych. Rozważałam, czy po prostu się nie pożegnać z oszczepem. Czułam się wypalona. Teraz tak nie jest. Nadal chcę rzucać, tylko że co innego mówi głowa, a co innego ciało – przyznała wówczas.
Czas, w którym nie było jej na stadionach, jak można było prześledzić w mediach społecznościowych spędzała na wiele sposobów. Nie był jednak szczególnie związany z treningiem. W mediach występowała bardzo rzadko, raczej ich unikała. Wyznała, że przeciążyła układ nerwowy i długo nie wiedziała, jak go naprawić. Gdy pojawiły się pogłoski o odejściu od Piironena, 27-latka nie chciała jeszcze niczego komentować. Teraz tę rewolucję potwierdził na X (dawniej Twitterze) Aleksander Dzięciołowski, reporter TVP Sport.
Nowym trenerem autorki trzeciego najdłuższego rzutu w historii lekkoatletyki ma być 51-letni Cezary Wojna.
Na pierwszym treningu z Andrejczyk czuł tremę. Szybko przeszło
Szkoleniowiec pochodzi z Podlasia, czyli tych samych stron, w których wychowała się zawodniczka. Stacjonuje w Białymstoku, a jego zawodniczką na co dzień jest m.in. Gabriela Andrukonis – 21-latka z KS Podlasie, aktualna wicemistrzyni Polski, której życiówka obecnie wynosi 57,04 metra. Sam uprawiał oszczep (najwięcej 73 metry), ocierał się o kadrę narodową.
Pasję przejął od ojca i mamy – oboje rzucali, podobnie zresztą, jak jego brat. Teraz kolej przeszła na jego syna Aleksandra (rocznik 2007). Rzecz jasna ten też trenuje z tatą, chociaż nadal dzieli serce na lekkoatletykę i koszykówkę. W środowisku usłyszeliśmy o szkoleniowcu superlatywy, głównie dotyczące charakteru.
Pytanie brzmi jednak: a jak z warsztatem? Czy szkolenie Andrejczyk to nie skok na głęboką wodę?
– Na pewno na głęboką. Ale nie uważam, że zbyt głęboką – przekonuje.
Wojna przyznał, że pierwszy kontakt nawiązali w lipcu. We wrześniu nakreślili konkretny plan makrocyklu, do którego rzetelnie się przygotował, a ona zaakceptowała. Podczas pierwszych zajęć miał może lekką tremę, ale ta szybko minęła. Bo zajęcia wyszły im świetnie. I w przyjaznej atmosferze.
– Nie rozpatrywałem, czy to dla mnie jakkolwiek skok w trenerskiej hierarchii. Traktuję to nawet nie jako nobilitację – nawet jeśli jesteśmy z innych środowisk, różnią nas osiągnięcia – ale jako wyzwanie. Ja generalnie nie myślę w mojej pracy o przeskakiwaniu szczebli. Znam swój fach, nie muszę czuć kompleksów wobec innych. To, co się zmieni, dotyczy wyłącznie wywiązywania się z oczekiwań. Maria ufa, że jestem merytorycznie przygotowany i rzetelny. A ja chciałbym to udowodnić, jeszcze się rozwinąć. To chyba zdrowe podejście – uważa Wojna.
Potencjalny trener-debiutant. "Gdybym odmówił, żałowałbym do końca życia"
Przed szkoleniowcem być może największa szansa w dotychczasowej karierze. A czasu jest mało, w dodatku do tej pory nie prowadził jako trener zawodników w największych światowych imprezach. Dotąd miał dwóch zawodników, którzy brali udział w młodzieżowych ME. Ale nie wyżej. Wojna ma zdiagnozowane problemy, które chciałby rozwiązać. Przy czym podkreśla gigantyczny szacunek do Piironena, od którego Maria właśnie odeszła. Mówi, że to, co u niego wytrenowała, nie pójdzie na marne.
– Sądzimy, że w Finlandii poszli w mocny trening siłowy. Taki, jaki rozpisuje się mężczyznom. Tam było mnóstwo rzutów ciężkim sprzętem, ćwiczeń izometrycznych, poprawiania siły. To miało sens. Niemniej, teraz chyba należy największy nacisk położyć na czucie oszczepu, dynamikę i świeżość. Z tego ma wyjść z powrotem dobry automatyzm techniczny. Pójdziemy w nieco więcej powtórzeń rzutów, ale lżejszym sprzętem. Czyli odwrotnie niż dotąd. To jednak nie znaczy, że będziemy się oszczędzać. To będą wciąż trudne treningi. Ale ukierunkowane na inne cele – zdradza trener.
Jeśli pojedzie z Andrejczyk do Paryża, zaliczy debiut w imprezie takiej rangi. Być może wcześniej stanie się to na ME w Rzymie (7-12 czerwca).
– Zawsze, mając wybór: rodzina czy kariera, wybiorę rodzinę. Taki jestem i już. Mam obowiązki w szkole, w której pracuję i z tego nie zrezygnuję. Postanowiłem jednak, że to dobry czas, aby spróbować się nieco przeorganizować. Wiem, jakie zadanie mi powierzono i co ono może przynieść. Ta współpraca to taka, której odrzucenia żałowałbym do końca życia. Co przyniesie – zobaczymy. Życzcie Majce zdrowia – kończy Wojna.