| Piłka nożna / Liga Konferencji
Choć Legia Warszawa uniknęła najtrudniejszych rywali w fazie play-off Ligi Konferencji Europy, to – wbrew powszechnej opinii – wcale nie wylosowała najkorzystniej. W czwartkowy wieczór zmierzy się z Molde, które w Lidze Europy radziło sobie lepiej, niżby się wszystkim wydawało. Czy równie dobrze zaprezentuje się w starciu z ekipą Kosty Runjaica? Transmisja meczu w Telewizji Polskiej.
Wylosowanie Norwegów przyjęto w Warszawie z ulgą. Nie byli oni przecież Ajaksem Amsterdam, Olympiakosem czy Realem Betis. Byli ekipą o porównywalnym potencjale, występującą na co dzień w rozgrywkach o zbliżonym poziomie. Do tego radzącą sobie w nich nie najlepiej...
Molde zakończyło poprzedni sezon dopiero na piątym miejscu, a ostatnie spotkanie rozegrało jeszcze w grudniu. Do starcia z Legią miało przystąpić tuż po okresie przygotowawczym, wybite z rytmu meczowego. Nic więc dziwnego, że wynik losowania uznano za dość korzystny.
Słaba postawa w lidze, a przy tym nadchodząca przerwa między sezonowa pozwalały budować optymizm zarówno wśród sympatyków, jak i pracowników warszawskiego klubu. Starcie z Molde przestało kogokolwiek przerażać.
Ligowa tabela nie pokazywała jednak wszystkiego. Pomimo słabej postawy w Eliteserien, piłkarze Erlinga Moego zakończyli miniony sezon z Pucharem Norwegii. Awansowali też do fazy play-off Ligi Konferencji Europy, zajmując trzecie miejsce w grupie Ligi Europy.
W europejskich pucharach radzili sobie lepiej, niż wskazywałyby na to wyniki. Dlatego też sztab szkoleniowy postanowił zrobić wszystko, by przygoda ta trwała jak najdłużej. W zimowej przerwie zorganizował aż dwa obozy przygotowawcze – w Hiszpanii i Portugalii.
Praca wykonana na Półwyspie Iberyjskim przyniosła efekty. Te widać było w sparingach z Kristiansund (3:1), FC Midtjylland (2:1) i FC Kopenhaga (1:3). Piłkarze Moego pokazali w nich to, czego zalążki zauważyć można było już w fazie grupowej Ligi Europy...
Konkretnie – efektywną grę w ataku. Gracze Molde strzelili jesienią aż dwanaście goli w sześciu meczach. Średnio dwie bramki na mecz plasowały ich w czołówce najskuteczniejszych drużyn całych rozgrywek.
Trafienia te nie brały się znikąd. Piłkarze Moego dograli łącznie sześćdziesiąt podań w pole karne rywali, ustępując w tym aspekcie jedynie Liverpoolowi, Slavii Praga, Brighton i Atalancie. Jeszcze lepiej wyglądali w statystyce dośrodkowań w "szesnastkę", w której musieli uznać wyższość zaledwie dwóch ekip.
Dogrywane przez nich piłki często docierały do adresatów. Norwegowie walczyli w powietrzu najlepiej w Lidze Europy, dzięki czemu w polu karnym przeciwnika zanotowali aż 157 kontaktów – piąty wynik w rozgrywkach.
Doskonała dystrybucja nie była jednak jedynym elementem, w którym brylowali gracze Molde. Równie dobrze radzili sobie z wykończeniem. Z sytuacji pozwalających na zdobycie niespełna dziewięciu bramek, zdobyli aż dwanaście. Bilans goli oczekiwanych na poziomie +3,5 plasował ich na czwartym miejscu w Lidze Europy.
Tak znakomity wynik nie był przypadkiem. Piłkarze Molde cechowali się bowiem świetną finalizacją. Aż 41 procent ich uderzeń trafiało w bramkę. Łączna liczba 33 celnych strzałów była czwartym wynikiem w rozgrywkach...
A skoro było tak dobrze, to dlaczego Molde nie awansowało do fazy pucharowej? Odpowiedzi na to pytanie doszukiwać można się w postawie defensywy. Gdyby ta grała równie dobrze, co ofensywa, to Legia z pewnością przygotowywałaby się do starcia z innym rywalem.
Nieskuteczność pod własną bramką obróciła jednak dobrą grę w ataku wniwecz. Piłkarze Moego nie potrafili zachować czystego konta w żadnym ze spotkań, tracąc w nich łącznie dwanaście bramek – tyle samo, ile strzelili.
Rywale oddali na ich bramkę aż 35 strzałów, co było jednym z najgorszych wyników w Lidze Europy. Co więcej – według wskaźnika post-shot expected goals – bramkarze Molde wpuścili dwa gole więcej, niż wynikałoby to z jakości uderzeń lecących w ich bramkę.
Ani Jacob Karlstroem, ani Oliver Petersen nie byli najmocniejszymi punktami zespołu. Nie byli nimi też środkowi obrońcy. O sile drużyny stanowili gracze środka pola. To na ich barkach spoczywała największa odpowiedzialność.
Czołowymi postaciami byli jesienią Martin Ellingsen i Emil Breivik. Z Legią nie zagra jednak żaden z nich. Pierwszy – wraz z końcem sezonu – opuścił klub, a drugi – w finale Pucharu Norwegii złamał nogę.
Nieobecność Breivika z pewnością wpłynie na jakość drugiej linii. Brak Ellingsena nie będzie jednak aż tak odczuwalny. Molde nie próżnowało bowiem w zimowym oknie transferowym – na pozycję defensywnego pomocnika sprowadziło doświadczonego Matsa Moellera Daehlego.
36-krotny reprezentant Norwegii bez wątpienia będzie jedną z kluczowych postaci w starciu z Legią. To on – co pokazały już zimowe sparingi – będzie rozpoczynał większość ataków zespołu.
Poza nim o sile drużyny stanowić będzie inny gracz z przeszłością w Manchesterze United Magnus Wolff Eikrem. To on jest największą gwiazdą Molde, a liczby tylko to potwierdzają.
W jesiennych meczach Ligi Europy 33-latek kopał na bramkę aż czternaście razy, co było piątym wynikiem w rozgrywkach. Choć zazwyczaj uderzał z dystansu, to połowa jego strzałów docierała do celu. Tylko dwóch graczy mogło pochwalić się lepszą celnością.
Poza wykańczaniem Eikrem znakomicie rozgrywał. Świetnie dośrodkowywał ze stałych fragmentów gry, dzięki czemu dograł aż czternaście piłek w pole karne przeciwnika. Był to drugi wynik w Lidze Europy. W każdym meczu brał też udział w średnio siedmiu akcjach zakończonych strzałem, co plasowało go w czołówce najbardziej kreatywnych graczy.
Jego podania nierzadko finalizował trzeci z nominalnych środkowych pomocników Kristian Eriksen. W fazie grupowej Ligi Europy wyróżniał się on niespotykaną skutecznością. Z sytuacji pozwalających na zdobycie średnio dwóch bramek, on zdobył cztery. Nie najgorzej jak na gracza, który do niedawna łączył grę w piłkę z pracą w przedszkolu.
Ostatnim piłkarzem, na którego legioniści powinni zwrócić szczególną uwagę, był lewy wahadłowy – Kristoffer Haugen. W Lidze Europy zanotował trzy asysty (trzeci wynik) i brał udział aż w pięciu akcjach zakończonych golem (również trzeci wynik).
Wynik Haugena nie mógł dziwić. W strategii Moego był on bowiem kluczowym zawodnikiem. Jeszcze ważniejsi od niego byli jednak środkowi pomocnicy, których nierzadko na murawie było aż czterech.
Trzech z nich pełniło funkcje typowe dla formacji 3-5-2, w jakiej grało Molde. Moeller Daehli był cofniętym rozgrywającym, stawiającym stempel niemal na każdej akcji zespołu, a Eriksen i Markus Andre Kaasa grali jako mobilne "ósemki". Czwarty ze środkowych pomocników – Eikrem – grał zazwyczaj jako fałszywy napastnik, ustawiony tuż obok Fredrika Gulbrandsena.
To, co najlepsze w ofensywie, było zasługą właśnie tych graczy. Zanim jednak piłka trafiła pod ich nogi, akcje od własnej bramki budowali środkowi obrońcy. Molde rozgrywało krótko, stawiając na szybką wymianę podań.
Gdy bramkarz rozpoczynał grę z piątego metra, drużyna zmieniała formację z bazowej 3-5-2 w 4-2-2-2 lub 4-1-2-1-2. Tak, by ułatwić sobie minięcie pressingu rywala. Jeden ze środkowych obrońców zagrywał zwykle do "szóstki", która błyskawicznie odgrywała z powrotem. Ruch rywala do środka otwierał graczom Molde przestrzeń na jednej z flanek i to tam zazwyczaj trafiała piłka.
Po minięciu pressingu i uspokojeniu sytuacji na własnej połowie zespół wracał do bazowego ustawienia – 3-5-2, przypominającego bardziej 3-1-4-2. Moeller Daehli ustawiał się tuż przed trójką stoperów i zapewniał opcję do podania.
Gracze Molde próbowali zaskoczyć przeciwników kilkoma wypracowanymi schematami. Gdy piłka trafiała do Moellea Daehlego, ten ściągał na siebie uwagę rywala, po czym wycofywał do któregoś z obrońców. Ten, dzięki ruchowi przeciwnika, szukał podań "piętro wyżej" – do którejś z "ósemek".
Eriksen i Kaasa również mieli swoje sztandarowe zagrania. Pierwszym z nich była próba podania za linię obrony do jednego z dwóch najbardziej wysuniętych graczy – Eikrema lub Gulbrandsena – i błyskawiczny atak na bramkę. Drugim – szybka wymiana piłki w środku pola, skoncentrowanie uwagi przeciwnika na centrum boiska i rozciągnięcie akcji do boku. Zazwyczaj do lewej flanki.
Podanie do wspomnianego na początku Haugena stanowiło swoisty sygnał do ataku dla graczy środka pola. W "szesnastkę" wbiegało zazwyczaj czterech piłkarzy, a dwóch kolejnych ustawiało się tuż przy jej linii. Po dośrodkowaniu obrońcy przeciwnika mieli więc ręce pełne roboty.
W polu karnym roiło się bowiem od graczy Molde, a najwięcej zamieszania z nich wszystkich robił Eriksen. Wpadał w strefy opuszczone przez któregoś z mobilnych atakujących – Eikrema lub Gulbrandsena – i stwarzał zagrożenie pod bramką.
Gdy piłka trafiała pod jego nogi, wiedział co z nią zrobić. Gdy jednak obrońcom udawało się go ubiec i wybić piłkę poza własną "szesnastkę", to niebezpieczeństwo wcale nie wygasało. Przed polem karnym często czaił się Eikrem, który szukał tylko okazji do kopnięć z dystansu.
Po nieudanej akcji piłkarze Molde nie wycofywali się na własną połowę, a od razu starali się odzyskiwać piłkę. Gulbrandsen inicjował wysoki pressing, który nierzadko przynosił oczekiwane efekty.
Tak agresywne podejście do przeciwnika było jednak bronią obosieczną. Po nieudanej próbie odbioru, nie zawsze udawało się bowiem odbudować ustawienie i wrócić do formacji 5-3-2, którą Molde stosowało w niskim bloku.
Rywale dość często korzystali z opieszałości Norwegów. Po minięciu pressingu szukali podań za plecy obrońców lub w otwarte "półprzestrzenie" pozostawione przez ofensywnie usposobione "ósemki".
Po takich akcjach bramki zdobywał zarówno Bayer Leverkusen, jak i Karabach Agdam. Obie ekipy skarciły też Norwegów ich własną bronią – intensywnym pressingiem, wywieranym na środkowych obrońcach i "szóstce".
Być może podobny plan na zaskoczenie Molde będzie miał w czwartek Kosta Runjaic. Legia dobrze radzi sobie przecież zarówno w pressingu, jak i w szybkim ataku. Czy tak będzie wyglądało to w istocie? To okaże się już wieczorem. Transmisja meczu Molde – Legia Warszawa w Telewizji Polskiej.
Oliver Petersen – Anders Hagelskjaer, Eirik Haugan, Mathias Fjortoft Lovik – Martin Linnes, Mats Moeller Daehli, Markus Andre Kaasa, Kristian Eriksen, Kristoffer Haugen – Magnus Wolff Eikrem, Fredrik Gulbrandsen
Kiedy mecz: czwartek, 15 lutego, godzina 18:45
Gdzie i o której transmisja: od 17:45 w TVP SPORT, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV oraz w TVP 2 od 18:40
Kto skomentuje: Jacek Laskowski, Marcin Żewłakow
Prowadzący studio: Jacek Kurowski
Reporter: Hubert Bugaj
Goście/eksperci: Jakub Wawrzyniak, Artur Wichniarek, Dariusz Szpakowski, Robert Podoliński (analiza)