To będzie naprawdę wyjątkowy rok dla Szymona Woźniaka. Polski żużlowiec po raz pierwszy w karierze zaprezentuje się w cyklu Grand Prix jako jego stały uczestnik. "Przygotowuję się do tego sezonu jak do każdego innego. Zawsze staram się być solidnie przygotowany i awans do Grand Prix nie mógł spowodować, że wywrócę wszystko do góry nogami" - mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL. Czy stawia sobie konkretne cele związane z SGP? Jaki jest jego ulubiony tor w cyklu?
Frank Dzieniecki, TVPSPORT.PL: – Jak przebiegło tegoroczne zgrupowanie gorzowskiej drużyny w Žarnovicy?
Szymon Woźniak: – To był bardzo dobrze spędzony czas. Pierwsza część zgrupowania miała charakter bardziej integracyjny. Było też więcej treningów fizycznych. Wtedy pogoda nie była zbyt łaskawa, ale na szczęście w drugiej części obozu, kiedy mieliśmy zaplanowane treningi na torze, pogoda była już przepiękna i spędziliśmy trzy owocne dni na torze w Žarnovicy. Tor był świetnie przygotowany, dzięki czemu cel obozu udało się zrealizować w stu procentach.
– Jest już pan gotowy na start sezonu czy jeszcze trochę pracy zostało do wykonania?
– Dużo pracy jeszcze przed nami. Na razie mamy za sobą te pierwsze treningi, które pozwalają nam rozjeżdżać nowe podwozia. One potrzebują wielu kółek rozgrzewkowych na torze. Sprzęt musi się odpowiednio poukładać, ramy muszą się dogiąć w odpowiedni sposób. Ten proces trochę trwa, więc na razie jesteśmy na etapie rozpędzania tego sprzętu. Czekamy na ustabilizowanie pogody. Jak tylko tor, pogoda i sprzęt będą gotowe, to przejdziemy do fazy testowej i zaczniemy sprzęt selekcjonować.
- Jak przebiega do tej pory pana współpraca z Gregiem Hancockiem?
- Bardzo pozytywnie. Najważniejszym aspektem współpracy był jak do tej pory mój dwutygodniowy pobyt w Kalifornii. Zrobiliśmy tam kawał dobrej roboty. Od tamtego czasu jesteśmy z Gregiem w stałym kontakcie telefonicznym. Dużo rozmawiamy, piszemy, wymieniamy się spostrzeżeniami. Już niebawem Greg przylatuje do Europy i wznowimy wspólne treningi na torze.
- Jak doszło w ogóle do rozpoczęcia waszej współpracy?
- Po moim awansie do Grand Prix zacząłem się zastanawiać, z kim mógłbym podjąć współpracę, kto mógłby wesprzeć mnie swoim doświadczeniem w Grand Prix, którego mi brakuje. Wszystko można wypracować, można się do SGP przygotować, ale doświadczenia się w sklepie nie kupi. Zacząłem zastanawiać się, kto mógłby dołączyć do mojego teamu. W pewnym momencie powstał pomysł Grega, odezwałem się do niego i wyraził wstępne zainteresowanie tym pomysłem. Rozmowa po rozmowie przechodziliśmy coraz dalej i po dograniu wszystkich szczegółów mogliśmy potwierdzić naszą współpracę na cały sezon.
- Przed sezonem w Stali Gorzów Wielkopolski doszło do jednej zmiany w składzie. Do drużyny dołączył Jakub Miśkowiak. Jak się wpasował w zespół? Czego można się po nim spodziewać w tym sezonie?
- Kuba jest osobą bezproblemową i elastyczną, my podobnie, dlatego bardzo dobrze wpasował się w drużynę. Dogadujemy się bez najmniejszych problemów. To nie jest osoba, której wcześniej nie znaliśmy. W tym żużlowym świecie wszyscy mamy ze sobą jakiś tam kontakt. Nikt z nas nie miał żadnych wątpliwości, że sportowo oraz pod względem charakteru pasuje do naszej drużyny i będzie silnym ogniwem zarówno na torze, jak i w parku maszyn.
- Co może być największym atutem Stali w tym sezonie?
- Trudno powiedzieć. Czego bym nie powiedział, to będzie to wróżenie z fusów, czego nie lubię i ekspertem w tym nie jestem. Dotychczas jednym z naszych największych atutów i najmocniejszych filarów była atmosfera i team spirit. Nie jest to na pokaz w naszym przypadku, jest to coś prawdziwego. Coś, co ciągnie nas na powierzchnię w tych najtrudniejszych sytuacjach. Nieraz już to udowadnialiśmy. Nic przez tę zimę się nie zepsuło, a może wręcz przeciwnie. Mamy podobny trzon zespołu od wielu lat. Znamy się jak łyse konie, a z roku na rok poznajemy się jeszcze lepiej.
– Brak medalu w zeszłym sezonie sprawił wam duży zawód? Czy może jednak traktowaliście to jako okres przejściowy po odejściu Bartosza Zmarzlika?
– Wynik całosezonowej pracy drużyny, zawodników, sztabu szkoleniowego i całego klubu jest później rozliczany na podstawie jednego dwumeczu w fazie play-off. W tym najważniejszym momencie sezonu doszło w naszej drużynie do dwóch poważnych kontuzji. Najpierw Anders Thomsen doznał bardzo poważnego urazu podczas Grand Prix w Rydze, a dzień później podczas meczu w Gorzowie ja zanotowałem bardzo nieprzyjemny upadek. Mocno uszkodziłem wtedy mięsień czworogłowy i tak naprawdę powinienem wtedy zakończyć sezon, ale zagryzłem zęby i starałem się dalej wspierać drużynę, bo wiedziałem, jak trudna była nasza sytuacja. Walczyliśmy z Częstochową w ćwierćfinale w niepełnym składzie, bez możliwości zastosowania zastępstwa zawodnika.
Nie ma sensu oceniać tego jednego sezonu przez pryzmat tego jednego dwumeczu. Wiadomo, że to był kluczowy moment rozgrywek, ale okoliczności, które nas wtedy spotkały, spowodowały, że tego medalu ostatecznie nie zdobyliśmy. Uważam, że byliśmy w zeszłym sezonie bardzo mocną drużyną i gdyby nie te okoliczności, to moglibyśmy się o ten medal bić. Na tym jednak polega też sport żużlowy, żeby tych kontuzji w zespole nie było.
– Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu Indywidualnych Mistrzostw Świata. Jakie uczucia towarzyszą panu w związku z tegorocznym debiutem w SGP?
– Na pewno szczęście, na pewno jestem też podekscytowany, ale nie towarzyszą mi jakieś skrajne emocje, które byłyby w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Podchodzę do tego wszystkiego zadaniowo. Oczywiście cieszę się na ten zbliżający się cykl Grand Prix, bo to zawsze było moje marzenie, ale przygotowuję się do tego sezonu jak do każdego innego. Zawsze staram się być solidnie przygotowany i awans do Grand Prix nie mógł spowodować, że wywrócę wszystko do góry nogami. To by oznaczało, że w poprzednich latach albo robiłem coś źle, albo się obijałem. Mam na ten temat zupełnie inne zdanie, dlatego rewolucji nie było.
– Stawia pan sobie jakieś konkretne cele związane z cyklem czy nie? Takie liczbowe, cyferkowe.
– Nie, absolutnie nie stawiam sobie takich celi. Ani jeżeli chodzi o poszczególne rundy, ani jeśli chodzi o klasyfikację generalną. Bardziej stawiam sobie cele dla siebie samego, które bardziej związane są z towarzyszącymi mi emocjami. Nie są to cele, które można "ubrać w cyferki".
– Patrząc na tegoroczny terminarz cyklu Grand Prix - ma pan jakiś ulubiony tor? Oczywiście z wyjątkiem Gorzowa.
– Jest kilka torów, na których lubię jeździć. Na pewno Wrocław jest takim torem. Nie jeździłem nigdy na torach jednodniowych, ani w Cardiff, ani w Warszawie, także te tory pozostaną dla mnie niespodzianką. Nie jeździłem też nigdy w Vojens, a pozostałe tory są mi znane. Nie są to w żadnym wypadku tory, których z jakiegoś powodu nie lubię. Raczej nie podchodzę do tego w ten sposób.
Może nie są to moje wymarzone tory, ale z pewnością są to obiekty, na których czuję się dobrze.
– Wielu żużlowców po debiucie w Grand Prix znacząco obniżało loty w rozgrywkach ligowych. Jak skutecznie łączyć rywalizację w PGE Ekstralidze z jazdą w Indywidualnych Mistrzostwach Świata?
– Klucz jest jeden. Trzeba mieć to wszystko po prostu dobrze poukładane w głowie i całą zimę pracowałem nad tym, żeby tak było.
– Co pan robi w nielicznych wolnych momentach w trakcie sezonu, by chociaż na chwilę się zrelaksować?
– Kiedy jestem w domu, staram się przede wszystkim spędzić jak najwięcej czasu z rodziną. Mam dwie małe córeczki i żonę, one w mniejszym lub większym stopniu za mną tęsknią. Moim głównym sposobem na spędzanie wolnego czasu jest więc spędzanie tego czasu z rodziną, w przeróżny sposób. To mnie odstresowuje i to był dla mnie zawsze klucz, by te wszystkie nerwy w trakcie sezonu znikały. Zawsze po tym czasie z rodziną czuje się dobrze, lekko i jestem gotowy do kolejnych wyzwań.
– Czego można panu życzyć na ten wyjątkowy sezon 2024?
– Zdrowia. To jest najważniejsze i tego nic nie zastąpi. Wiem, że to jest może nudna odpowiedź, ale jedyna tak naprawdę słuszna. Jak jest zdrowie, to ze wszystkimi innymi rzeczami można sobie poradzić. Najważniejsze jest zdrowie rodziny i moje. Wtedy cała reszta jest po prostu wyzwaniem, a nie problemem.