| Piłka nożna / Reprezentacja kobiet
Polskie piłkarki mają za sobą dwa mecze w europejskiej "elicie". Wyszły na nie bez kompleksów, grając odważnie i tworząc sporo sytuacji. Problem w tym, że tylko raz trafiły do bramki. A przy tym popełniły kilka fatalnych błędów w defensywie. Rezultat? Bolesne porażki. A będzie tylko trudniej.
Kolejna porażka Polek. Awans na Euro się komplikuje
Na Islandii bardzo dobre czterdzieści minut, w Gdyni przeciwko Austrii jeszcze więcej. Polki weszły do grona najlepszych szesnastu drużyn Europy bez strachu. Starały się grać swoją, ofensywną piłkę. I momentami przebijały się przez linie obrony rywalek. Tworzyły sytuacje nawet te z gatunku "90-procentowych".
Ewa Pajor w ciągu kilkunastu minut piątkowego meczu dwukrotnie mogła dać prowadzenie. Raz, przy dobitce, trafiła w poprzeczkę. We wtorek świetną sytuację miała Natalia Padilla-Bidas. Znalazła się oko w oko z Manuelą Zinsberger, wycelowała wprost w nią. Premierowego gola na tym poziomie dała nam w końcu Ewelina Kamczyk, po pięknym uderzeniu z dystansu.
Nawet to nie przysłania jednak fatalnej skuteczności, będącej jednym z grzechów głównych reprezentacji Polski na początku eliminacji Euro 2025. Gdyby wykorzystać choć połowę z akcji, po których mówiliśmy, że "to powinien być gol", wyniki byłyby znacznie bardziej optymistyczne.
Drugim z grzechów, właściwie najczęściej popełnianym, jest nerwowość w obronie. Nawet, gdy defensywa zdaje się działać całkiem dobrze, regularnie raz na pół godziny zdarza jej się potworny "farfocel". Z Islandią: pierwszy gol stracony "z niczego", w dodatku samobójczy, a drugi już minutę później - jakby przez brak koncentracji. Z Austrią: najpierw Sarah Puntingam wykorzystała fakt, że nasza obrona pozostawiła ją bez krycia w polu karnym, a później Lilli Purtscheller zabrała nam korzystny wynik strzelając... brzuchem.
W rezultacie po dwóch spotkaniach, których większość można było ocenić jako minimum dobre w wykonaniu biało-czerwonych, mamy na koncie zero punktów i bilans bramkowy 1-6. A był to, nie kryjmy, teoretycznie najłatwiejszy weekend meczowy w eliminacjach Euro 2025. Na przełomie maja i czerwca nasze reprezentantki dwukrotnie zagrają z Niemkami, a w lipcu czeka je wyjazd do Austrii (gdzie nawet Niemki męczyły się potwornie) i starcie z Islandią u siebie jako pozytywny aspekt na zakończenie - zarówno fazy zasadniczej walki o mistrzostwa Europy, jak i zapewne naszej gry w "elicie".
To gorzka konkluzja: gra Polek przynosi wiele momentów bardzo pozytywnych odczuć, ale nie przynosi punktów. Niemniej, i to największy pozytyw, jeśli uda się zachować rozstawienie w barażach (a z "elity" nie wywalczy go tylko najsłabszy zespół) biało-czerwone zagrają o Euro z drużyną, przeciwko której będą raczej prowadzić grę, a nie bronić. Warto uczyć się tego w starciach z lepszymi.
Jak na razie nasze piłkarki wyglądają jak uczennice, które zmieniły szkołę na bardziej prestiżową. Przestały być prymuskami. Teraz każdy egzaminator punktuje dokładnie każdy ich błąd. Mało mobilny środek obrony i eksperymentalny środek pola (nie dajemy rady zastąpić Tanji Pawollek) sprawiają najwięcej problemów. Ocena pierwszych dwóch występów? "Bardzo dobrze, siadaj, dwója". Oglądaliśmy bowiem co prawda naprawdę ładne, ale jednak porażki.
Następne