Mimo że Novak Djoković nie bierze udziału w turnieju ATP Masters 1000 w Madrycie, to nie daje o sobie zapomnieć. Obecnie najlepszy tenisista świata kontynuuje niespodziewane "odchudzanie" swojego sztabu szkoleniowego. Po tym, jak nieco ponad miesiąc temu ogłosił koniec współpracy z Goranem Ivaniseviciem, teraz poinformował, że dłużej jego trenerem od przygotowania fizycznego nie będzie już Marco Panichi. Czego przedsmakiem mogą być takie decyzje?
2024 rok niewątpliwie nie rozpoczął się po myśli Novaka Djokovicia. Jest maj, trwa okres gry na kortach ziemnych, a on jeszcze nie ma na swoim koncie ani jednego turniejowego triumfu. Nie licząc 2022 roku, w którym to z powodu nie zaszczepienia się przeciwko koronawirusowi nie wpuszczono go na Antypody i nie mógł zagrać w wielkoszlemowym Australian Open, taka sytuacja po raz ostatni miała miejsce w 2018 roku, kiedy to pierwszy tytuł zdobył na Wimbledonie.
Trudno stwierdzić, czy to właśnie gorsze wyniki były powodem takich decyzji, ale 36-latek przeprowadza prawdziwe trzęsienie ziemi w swoim zespole. Pod koniec marca, po niespodziewanej porażce z Lucą Nardi w Indian Wells, poinformował o zakończeniu współpracy z Goranem Ivaniseviciem, który był jego trenerem od 2018 roku. Jak się okazało, to był wyłącznie początek zmian. Djoković skutecznie zadbał o to, aby mimo jego nieobecności podczas turnieju ATP Masters 1000 w Madrycie i tak o nim mówiono. Stało się tak za sprawą ogłoszenia, że Marco Panichi nie będzie dłużej w jego sztabie szkoleniowym. Włoch od 2019 roku odpowiadał za jego przygotowanie fizyczne i przez opinię publiczną był uważany za kluczową postać w układance Serba. Często podczas meczów można było dostrzec, że to nie wspomniany Ivanisević, a właśnie Panichi kierował w stronę podopiecznego najwięcej wskazówek.
Natychmiast, gdy Djoković zwolnił Ivanisevicia, zaczęto spekulować, kto mógłby zastąpić byłego mistrza Wimbledonu. Tymczasem Serb nie tylko zostawił wakat na stanowisku trenera, ale również dał do zrozumienia, że niewykluczone, iż w przyszłości będzie sobie radzić bez stałego szkoleniowca. – Jestem na takim etapie kariery, w którym mogę sobie pozwolić na myśl, że brak trenera też jest rozwiązaniem. Zobaczymy, wkrótce podejmę decyzję – powiedział kilka dni temu lider rankingu ATP.
Z jednej strony należy na poważnie brać słowa Djokovicia. Przez ponad 20 lat gry na zawodowych kortach zebrał odpowiednią ilość doświadczenia, które pozwoliłoby mu na skuteczne zarządzanie swoją karierą w jej ostatnich latach. Z drugiej – nawet jeśli nie zdecyduje się na stałe zastępstwo Ivanisevicia, należy się spodziewać, że będzie korzystał z porad osób z zewnątrz. Tak, jak ma to aktualnie miejsce we współpracy z Nenadem Zimonjiciem. To właśnie niegdyś najlepszy deblista świata, był pierwszym, z którym widziano Djokovicia na korcie po rozstaniu z wcześniejszym szkoleniowcem. 47-latek podróżował z nim także do Monte Carlo.
Sam Ivanisević namaścił Zimonjicia na idealnego kandydata na zostanie nowym trenerem 24-krotnego triumfatora wielkoszlemowego. Trudno się temu dziwić, bowiem były tenisista świetnie go zna. Djoković przez lata dzielił z nim szatnię – najpierw jako zawodnicy, gdy przez lata ramię w ramię rywalizowali w serbskich barwach w ramach Pucharu Davisa, a następnie, gdy Zimonjić został kapitanem reprezentacji. Kandydatura przyjaciela wydaje się najbardziej rozsądna w sytuacji, gdy Serb faktycznie nie zdecyduje się na stałego szkoleniowca i sporadycznie będzie potrzebować wsparcia. Nawet zakładając, że serbski tenisista nie zatrudni trenera, to nie należy się spodziewać, iż pozostanie sam sobie.
Zgoła odmiennym scenariuszem jest ten, w którym Djoković decyduje się postawić wszystko na jedną kartę i dokonane roszady są tego potwierdzeniem. Obecnie najlepszy tenisista świata w swojej karierze wygrał wszystko. Prawie wszystko, bo nadal czeka na wymarzony medal Igrzysk Olimpijskich, który w 2024 roku jest jego nadrzędnym celem. Kto wie, czy nie uznał, że skoro lata współpracy z Ivaniseviciem i Panichim nie przyniosły mu sukcesu w tej materii, to pomóc w jego osiągnięciu może mu tylko przeprowadzenie diametralnych zmian? A takowymi byłoby zatrudnienie specjalistów spoza własnego otoczenia, którzy mieliby wnieść w jego poczynania świeżą krew potrzebną do zawojowania Paryża na przełomie lipca i sierpnia.