Dennis Rodman to jedna z najbardziej charakterystycznych i kontrowersyjnych postaci w historii NBA. 13 maja pięciokrotny mistrz NBA obchodzi 63. urodziny. Tak się składa, że równo tydzień później urodziny obchodzi koszykarz, który jest do niego porównywany od momentu debiutu w NBA. Jeremy Sochan nie jest jeszcze mistrzem ani Obrońcą Roku w NBA, jednak podobieństw do słynnego "Robaka" faktycznie nie brakuje.
Przez lata Dennis Rodman był znany fanom koszykówki z dwóch rzeczy. Pierwsza to bycie specjalistą od brudnej roboty na parkiecie – członek mistrzowskiej drużyny "Bad Boys" Detroit Pistons z lat 1989-90, a potem legendarnych Chicago Bulls Michaela Jordana w latach 1996-98 to przede wszystkim znakomity obrońca (dwukrotnie wybrany Obrońcą Roku) i prawdopodobnie najlepiej zbierający gracz w historii ligi (siedmiokrotny lider w tej kategorii w latach 1992-98).
Druga strona Dennisa Rodmana to jego "działalność" poza boiskiem, która nasiliła się po odejściu z Pistons i rozwodzie z pierwszą żoną. W pewnym momencie znaleziono go w samochodzie pod halą Pistons z nabitą strzelbą – to wtedy Rodman miał zabić "starego Dennisa". Na szczęście tylko w przenośni – chciał także dosłownie, ale odmieniło mu się w ostatniej chwili.
Nowy Rodman – jak się okazało – przyciągał wzrok, gdziekolwiek się nie pojawił. Słynne, regularnie malowane na różne kolory włosy i tatuaże to prawdopodobnie najmniej szkodzące z nowych dla Rodmana rzeczy. Wykłócał się z trenerami i otwarcie krytykował wszystko, co mu się nie podobało. Romanse z gwiazdami pokroju Madonny i Carmen Electry napędziły jego popularność poza koszykówką. Na premierze własnej książki pojawił się w sukni ślubnej, a jego stylizacje (nie tylko fryzury) nakręcały dyskusje na długo przed tym, zanim przybywający na mecze koszykarze zaczęli prześcigać się w nietypowym ubiorze.
Można jednak stwierdzić, że to ta bardziej kolorowa i pozytywna strona nowego Rodmana. Ta druga została idealnie podsumowana w tytule jednej z jego autobiografii: "Powinienen być już martwy".
Uzależnienie od alkoholu i hazardu, ciągłe problemy z prawem, włącznie z licznymi aresztowaniami, zarzuty za przemoc domową i jazdę pod wpływem alkoholu – a to tylko początek problemów.
O dziwo na koszykówkę wpływało to tylko częściowo – o ile jego charakter nadal był trudny, o czym przekonali się włodarze co najmniej kilku klubów, o tyle na parkiecie Rodman nadal zbierał jak nikt inny, bronił jak mało kto i spajał trzy mistrzowskie drużyny Bulls. Nawet jeśli dzień przed play-offowym meczem potrafił spędzić w Las Vegas, w stanie – delikatnie mówiąc – niezdatnym do jakichkolwiek aktywności. "To po prostu Dennis" – stwierdzano w Bulls i być może właśnie takie luźne podejście pozwoliło im zwyciężać.
Porównywanie kogokolwiek do Dennisa Rodmana przynajmniej w teorii mija się z celem. W końcu tak barwnej postaci na wszystkich płaszczyznach nie było i długo nie będzie, o ile kiedykolwiek. Zresztą kibice Jeremy'ego Sochana raczej nie chcieliby, żeby Polak kojarzył się z takimi pozaboiskowymi wybrykami i na szczęście na razie do żadnego podobnego nie doszło.
Co innego na boisku. Sam Sochan od tych porównań zresztą nie ucieka. Nieprzypadkowo wybrał numer 10, który w zasadzie od samego wyboru draftu podsuwali mu fani Spurs doszukując się podobieństw do słynnego "Robaka". Grający z numerem 10 skrzydłowy, z regularnie malowanymi kolorowymi włosami, którego największym atutem jest gra w obronie oraz fakt, że gra twardo i potrafi postawić się każdemu – tak, to brzmi znajomo. Bardzo znajomo.
Po kilku starciach z bardziej doświadczonymi rywalami w komentarzach pojawiały się stwierdzenia o "Rodmanie juniorze". Różnica jest taka, że "Rodman senior" w Spurs spędził tylko dwa sezony, odszedł skłócony ze wszystkimi, a w Teksasie jego ekscentryczność, na czele z włosami, nie za bardzo się podobała.
Sochan z kolei jest w Spurs uwielbiany. Przez kolegów, trenera Gregga Popovicha i inne osoby w organizacji. Jest częścią nowych Spurs, a pomalowane włosy już nikomu nie przeszkadzają – nawet legendarny "Pop" potrafi sobie z nich zażartować.
Sochana i Rodmana łączy też nieco słabsza gra w ataku, choć w tym względzie eksperci widzą znacznie większy potencjał Polaka. W końcu Rodman tylko raz w karierze przekroczył 10 punktów na mecz w sezonie. Sochan w dwóch sezonach zrobił to dwa razy. Prawdopodobnie nigdy nie będzie tak dobrym zbierającym jak "Robak" (czy ktoś kiedykolwiek będzie?), absolutnie topowym obrońcą również nie będzie łatwo zostać, ale może to nadrobić grą w ataku, którą kończący za tydzień 21 lat koszykarz nadal rozwija.
Poza boiskiem Sochan Rodmanem nie jest i oby tak pozostało, ale nie oznacza to, że nie potrafi lekko "poddymić". Nie każdy koszykarz NBA potrafi wejść na Twittera i spytać, dlaczego "Król" LeBron James tak często "flopuje" (symuluje faule – przyp. red.).
Charakteru Sochanowi na pewno nie brakuje, dlatego w urodziny Rodmana można mu życzyć, by za kilkanaście lat był z boiskowych osiągnięć tak pamiętany, jak "Robak". A poza boiskiem? Wycieczek na spotkania z przywódcami Korei Północnej (tak, to też Rodman) nie przewidujemy i trzymamy kciuki, by jakiekolwiek problemy osobiste trzymały się od Jeremy'ego z daleka. Ale kolorowe włosy i obecność w mainstreamowych wydarzeniach (Rodman był m.in. profesjonalnym wrestlerem w czasach największej świetności WWE i WCW)? Czemu nie, jeśli tylko "Rodman junior" sam będzie chciał iść w tym kierunku.