| Czytelnia VIP

Kościół Evertonu. "Bóg nie ma ukochanych barw"

Kościół pod wezwaniem świętego Łukasza Ewangelisty pod stadionem Evertonu
Kościół pod wezwaniem świętego Łukasza Ewangelisty pod stadionem Evertonu
Krystian Juźwiak

Między dwie trybuny Goodison Park jest wciśnięty anglikański kościół pod wezwaniem świętego Łukasza Ewangelisty. Tu kibice Evertonu modlą się o wyniki, stąd piłkarze wyruszają w swoją ostatnią drogę. – Ksiądz Robert Campbell przełożył ślub, żeby iść na derby Merseyside – zdradza na powitanie Jamie Yates.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Polak opuszcza sześciokrotnych zdobywców Ligi Mistrzów

Czytaj też

Mateusz Musiałowski (fot. Getty)

Polak opuszcza sześciokrotnych zdobywców Ligi Mistrzów

"Oświadczam ci, ty jesteś kamieniem, a na tej skale zbuduję mój Kościół"
– Ewangelia według św. Mateusza

Żaden ewangelista nie mógł się wtedy spodziewać, że w jednym z kościołów ludzie będą modlić się o zwycięstwa piłkarzy, a przed bramą zamiast kadzidła będą zapalane race.


Imigrancka piosenka

Pada, ale co się dziwić. Liverpool to centrum hrabstwa Merseyside, zachodni kraniec Wielkiej Brytanii. Z Everton Park rozciąga się widok na port. Drugi najważniejszy w Zjednoczonym Królestwie. Po widnokręgu kręcą się żurawie. W słoneczne dni konstrukcja z metalu, szkła i betonu odbija promienie słońca i migocze. W deszczowe dni wygląda jednak szaro i buro. Jakby chciała podkreślić brytyjskość, bo wszyscy wokół mówią z mocnym akcentem tzw. scouse. Ta formująca się masa żelbetu to nowy stadion Evertonu...

– To śmieszne i dziwne, ale Everton nigdy nie grał w dzielnicy Everton – mówi Jamie Yates ze stowarzyszenia Everton Heritage Society. – Szedłeś przez park, tak? Widziałeś jak to wygląda – ręką przywołuje orogenezę w przyśpieszonym tempie. 

Everton Park wypiętrza się dość niespodziewanie. Jeszcze przed wejściem na zieloną górę mijam Faith Primary School, ale już nie mam wiary w to, że dojdę suchy. Zacina ostro od strony Everton Hill, a im bardziej wspinam się na pagórek, tym więcej wody wlewa się przez kaptur pod przeciwdeszczową kurtkę.

Polak opuszcza sześciokrotnych zdobywców Ligi Mistrzów

Czytaj też

Mateusz Musiałowski (fot. Getty)

Polak opuszcza sześciokrotnych zdobywców Ligi Mistrzów

Everton Park, widok na doki. Źródło: autor
Everton Park, widok na doki. Źródło: autor

Dziś Everton Park jest zwyczajnym… czterdziestohektarowym parkiem. Zielonym, ale w sezonie kwitną maki, chabry i rumianki. – Zachwycamy się, jak ekologia omija podziały kulturowe prostotą siewu nasion. Te kwiaty i kolory przenoszą pszczoły i motyle – mówi botanik Richard Scott.

W 2022 stowarzyszenie Friends of Everton Park zebrało trzy kilogramy nasion. Zostały posiane w parku. Tak narodził się wielki projekt, którego zwolennikiem został Kenny Dalglish, legenda Liverpoolu FC. Naukowcy Royal Botanic Gardens oszacowali, że odsetek "zaginionych" łąk od początku XX wieku wynosi 97. Dokładnie tyle, ile ofiar pochłonęła katastrofa na Hillsborough. Ostatnią, 97 ofiarą był Andrew Devine, który 32 lata po tragedii popełnił samobójstwo.

– Od Evertonu po Aintree, Toxteth aż do Croxteth. Owoce naszej pracy ubarwiają Liverpool – mówi Scott. – Siejemy kwiaty nie tylko w zazielenionych miejscach, ale w każdej części miasta – tłumaczy dyrektor National Wildflower Centre. Jeden z projektów ukwiecania Wielkiej Brytanii nosi nazwę Eden.

Everton Park przez lata nie miał nic wspólnego z biblijnym rajem. Napływ imigrantów – głównie z Irlandii i Indii – spowodował, że tu w szybkim tempie powstały szeregowce. Domki równie szybko zamieniły się w slumsy. Z czasem powstały wieżowce, które w końcu też popadały w ruinę. W 1967 roku Rada Miejska Liverpoolu zaakceptowała projekt planowania miasta.

 – To wstyd dla radnych – grzmiał baron William Sefton. Spychacze zrównały z ziemią szeregowce, zniszczyły wiktoriańskie ulice. Około 150 tysięcy osób zostało przesiedlonych do innych dzielnic Liverpoolu. Przechodzę obok kościoła św. Jerzego. To jeden z niewielu budynków, który oparł się buldożerom. Deszcz się wzmaga. Może patron Anglii znów przejął się losem wypędzonych mieszkańców Evertonu?

"Będziemy tęsknić za Marry Ellen, ojcem i dokami/Będziemy tęsknić za pralnią przy której babcia stała z dziadka skarpetkami/Nie chcę się przeprowadzać do Kirby, Skelmersdale ani do Speke/Nie chcę zostawiać Buchanan Back Street" – wiatr jakby podchwycił tę imigrancką piosenką. A kwiaty pozamykały się przed deszczem...

Kwietne pola w Everton Park. Źródło: Ken Rogers/The Lost Tribe of Everton
Kwietne pola w Everton Park. Źródło: Ken Rogers/The Lost Tribe of Everton

O kubkach, które wiele widziały

Siedzimy w czwórkę w Goodison Cafe. Przez witrynę kawiarenki, ze stadionowego baneru z klubowymi legendami, spogląda David Moyes. Naprzeciwko mnie siedzi Jamie Yates ze stowarzyszenia kibiców Everton Heritage Society. Postawny mężczyzna o mocnym głosie. Gdy się śmieje, to echo odbija się od ścian kawiarenki pokrytych wycinkami z gazet sportowych. Tak biegle mówi z silnym, liverpoolskim akcentem, że momentami trudno go zrozumieć. – Daj spokój, przecież ty mówisz lepiej po angielsku, niż ja po polsku – żartuje i snuje kolejne opowieści z życia niebieskiej części miasta Beatlesów.

Obok siedzi jego córka. Wybacz, Jamie, nie pamiętam jak ma na imię. – Wziąłem ją ze sobą, ponieważ ma polskie korzenie, od strony matki. Historia rodziny sięga Breslau – tłumaczy. Córka jest równie pogodna i uśmiechnięta. W wolnych chwilach uczy się fińskiego, bo podoba się jej tamta muzyka.

Z kawą idzie do nas Henry. Ta w Goodison Cafe nie jest podawana w fikuśnych filiżankach. Nie jest to też zastawa godna rodziny królewskiej, ale w kubkach jest coś domowego. Niby są zwyczajne, niby są podobne, ale każdy jakiś inny. Zapewne słyszały wiele o Dixie Deanie, o Romelu Lukaku i Alanie Ballu. Po porażkach kawa w nich była doprawiona łzami, a po wygranych zawartość kubka wylewała się na stół i podłogę po euforycznych podskokach.

Jest coś niezwykłego w tym, że kubki przyniósł nam wielebny Henry Corbett. – Więc o czym chcesz rozmawiać? Mamy w zespole piłkarzy różnych narodowości i różnych wyznań. Jedni obchodzą ramadan, inni wigilię Bożego Narodzenia. Wyroki boskie są niezbadane, ale jedno jest pewne, Krystian. Bóg nie ma ukochanych barw. Trzyma kciuki za wszystkich – kapelan Evertonu przesuwa kubki na stole.

Jamie Yates, jego córka i ksiądz Henry Corbett. Źródło: autor
Jamie Yates, jego córka i ksiądz Henry Corbett. Źródło: autor

Ta podróż po Liverpoolu zaczęła się jeszcze w Polsce. Przeglądając mapę miasta zwróciłem uwagę na dwa stadiony. Anfield i Goodison są oddzielone Parkiem Stanleya. W linii prostej to niecały kilometr. Nie ma żadnej granicy między czerwoną a niebieską częścią Liverpoolu. Ba, są nawet miejsca, gdzie kluby łączy wspólny interes. Parkingi.

Wokół Anfield są miejsca traktowane jak święte. To przede wszystkim męczeński pomnik Hillsborough i wzniosły The Champions Wall. Kilka kroków obok jest jeszcze mural z nabożnym wizerunkiem Jamesa Milnera. Ale Bóg jest raczej bliżej Goodison Park. Kościół świętego Łukasza jest bowiem wbity między dwie trybuny stadionu.

– Cóż, to nie jest kościół Evertonu – zaczyna wielebny Corbett. – Właściwie to nawet nie jesteśmy w Evertonie tylko w Walton. Nasz klub powstał w kościele Santo Domingo, który znajdował się w pobliżu obecnego Everton Park. Z czasem ci spoza grupy metodystów, chcieli dołączyć do zespołu i dlatego zmieniono nazwę z Santo Domingo FC na Everton FC. Tylko, że Everton to wzgórza. Kiedyś gęsta zabudowa. Nie było jak wcisnąć stadionu. Everton nigdy nie grał w dzielnicy, którą reprezentuje – wtrąca Yates.

– Historia Evertonu splata się z kościołami, ale nie można powiedzieć, że święty Łukasz to jest kościół Evertonu. Oczywiście kibice i piłkarze się w nim modlą. On wrósł w stadion. Nasze losy są połączone, ale nieformalnie – przekonuje Corbett.

Tłum kibiców Evertonu przed kościołem pw. św. Łukasza Ewangelisty. Źródło: Everton Heritage Society
Tłum kibiców Evertonu przed kościołem pw. św. Łukasza Ewangelisty. Źródło: Everton Heritage Society

Kościoły Evertonu

W 1745 roku doszło do powstania jakobitów. Karol Edward Stuart rozkazał George’owi Campbellowi zebrać ludzi i ruszyć na Manchester. Tak się złożyło, że w Warrington pośpiesznie zebrani ludzie Campbella spotkali stado gęsi. – To historia godna Cervantesa – pisze Robert Syres, autor "Historii Evertonu". – Na drodze wojowników Campbella stanęło stado gęsi. Ptaki buszowały w zaroślach, a wojacy przygotowywali się do rzezi, jak ta na Polu Marsowym.

– Doszło do pertraktacji. Żołnierze zażądali, by ptaki towarzyszyły im w pochodzie, a gęsi w odpowiedzi syczały i gęgały – ironizuje Syres. – Chwilę potem ziściła się wizja rzezi francuskich kordelierów. Ptactwo trafiło na rożny i do kotłów – czytamy w "Historii Evertonu". Ptaki były jedynymi ofiarami rajdu na Manchester. I tak dzielnie nawiązały do legendarnych gęsi Junony, które powiadomiły rzymskiego konsula Marka Manliusa Capitolinusa przed nadchodzącym atakiem Galów.

Campbell zdecydowanie lepiej radził sobie w biznesie, niż na wojnie. Obłowił się na handlu cukrem. Jednym z ważniejszych momentów w jego życiu było "zdobycie statku z wyspy Santo Domingo". Niestety, Syres w książce nie precyzuje, czy był to piracki abordaż, czy zwykłe kupno. Nie mniej Santo Domingo już na zawsze połączyło się z Georgem Campbellem. W 1757 roku osiedlił się w Liverpoolu, a swoją posiadłość ochrzcił tak, jak zdobyczny statek. Po latach także dwie ulice nazwano Santo Domingo Vale i Santo Domingo Grove.

To właśnie między nimi powstał kościół metodystów New Conexion. W 1877 roku ksiądz Ben Swift Chambers został mianowany proboszczem kaplicy św. Domingo. Duchowny założył potem drużynę krykieta dla młodzieży z okolicy. W krykieta grano tylko latem, a zimą było miejsce na inny sport. W ten sposób w 1878 roku powstał klub piłkarski o nazwie St. Domingo's FC, który potem przechrzczono na Everton Football Club.

Piłkarze związani ze św. Dominikiem grali od początku w niebieskich barwach. To kolor maryjny podkreślający duchowość. Dziś krajobraz Evertonu znacznie się zmienił. Z jednej strony Santo Domingo Vale i Santo Domingo Grove jest Everton Park, a z drugiej The Kop… bar kibiców Liverpoolu. Na fasadzie budynku namalowano Kenny’ego Dalglisha. Legenda czerwonej części miasta goni ze skórzaną piłką.

Kościół Santo Domingo. Źródło: Ken Rogers/The Lost Tribe of Everton
Kościół Santo Domingo. Źródło: Ken Rogers/The Lost Tribe of Everton

Wpisując frazę "St. Luke Church Liverpool" w wyszukiwarkę dostaniemy masę informacji o zbombardowanym w trakcie II Wojny Światowej kościele św. Łukasza, nieopodal anglikańskiej katedry. Nieodbudowany do dziś jest pomnikiem historii. W ruinach są jarmarki, koncerty i targi książek. I piwa też można się napić. Obok rosną czerwone maki upamiętniające krew przelaną przez Brytyjczyków. 

Ale zbombardowany kościół świętego Łukasza nijak ma się do tego wmurowanego w Goodison Park. Ten evertoński jest wciśnięty między dwie trybuny. Z jednej strony Gwladys Street Stand, a z drugiej Goodison Road Stand. Naprzeciwko jest sklepik wielobranżowy, w którym chronię się przed deszczem. – Kiedyś tu była grecka knajpa – mówi Mostafa, zaskoczony tym, że ktoś go zaczepił. – Kościół? W sumie to nie wiem. Wierzę w Allaha, chodzę do meczetu przy Breck Road – sprzedawca wskazuje na świętego Łukasza. – Dzieje się głównie w trakcie meczów. Na co dzień to tutaj jest przedszkole – mówi. Na lewo od wejścia do kościoła wisi żółty baner z napisem "Little Look Preschool".

– Śmiejemy się, że to jedyny kościół z własnym boiskiem – zaczyna Jamie Yates. – Początkowo była tu drewniana salka modlitw. Taki kościółek powstał co najmniej dziesięć lat przed stadionem, dlatego budowniczy Goodison Park musieli wkomponować to święte miejsce w stadion – mówi.

Decyzję o przeprowadzce na Goodison Road władze Evertonu podjęły po tym, jak nie udało się związać przyszłości klubu z poprzednim dzierżawionym obiektem, którym było… Anfield. 24 sierpnia 1892 otworzono stadion Evertonu.

Otwarciu Goodison towarzyszył pokaz sztucznych ogni i... występy lekkoatletyczne. "Żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać kolorytu jaki ma stadion. Jest tak wspaniale duży, że dorównuje większym amerykańskim boiskom do baseballu. Z trzech stron znajdują się wysokie, zadaszone trybuny, a po czwartej stronie grunt jest tak dobrze zasypany gruzem, że z każdej części można mieć pełny obraz gry. To najwspanialszy i najbardziej kompletny stadion w Królestwie – opisywano w broszurze "Out of Doors" z 1892.

Według Ewangelii św. Mateusza liczba 7 oznacza pełnię i doskonałość. W 1899, dokładnie 7 lat, po otwarciu Goodison Park John Charles Ryle, biskup Liverpoolu, położył kamień węgielny pod budowę nowego kościoła św. Łukasza. Murowana konstrukcja zastąpiła drewnianą.

– Plany były ambitne. Wcześniej mieliśmy do czynienia tak po prawdzie bardziej z obiektem sakralnym. Stary święty Łukasz był przede wszystkim salą modlitwy – tłumaczy Jamie Yates, członek Everton Heritage Society. – Architekt James Francis Doyle chciał zbudować kilkumetrową iglicę, ale powstająca nieopodal nowa parafia zracjonalizowała te pomysły. W 1908 otworzono murowany kościół. Uroczystego odsłonięcia dokonała Edith Chavasse – żona drugiego biskupa Liverpoolu.

Dixie Dean przy piłce. W tle kościół świętego Łukasza. Źródło: Everton Heritage Society
Dixie Dean przy piłce. W tle kościół świętego Łukasza. Źródło: Everton Heritage Society

Mulcahys Super Strikers

Henry Corbett jest kapelanem Evertonu, ale w evertońskim kościele świętego Łukasza rządzi wielebna dr Ellen Loudon. Bo gwoli ścisłości jest to kościół anglikański. Sakramenty mogą udzielać kobiety a celibatu nie ma. – Przez lata losy parafii związały się z klubem. Kibice przychodzili na msze, piłkarze wyruszali w swoją ostatnią drogę. Kiedyś w tych wszystkich kamienicach mieszkali zawodnicy Evertonu Jamie Yates, robi ruch ręką w kierunku szeregowej zabudowy Walton. – Normalnie odbywają się tu nabożeństwa. Kościół św. Łukasza Ewangelisty jest częścią diecezji Liverpoolu. Stałym nabożeństwem niedzielnym jest komunia święta o godzinie 11. W pierwszą niedzielę miesiąca odprawia się nabożeństwo rodzinne z komunią świętą i chrztem świętym – tłumaczy Henry Corbett.

Kościół świętego Łukasza jest domem (niekoniecznie duchowym) Everton Heritage Society. Przed spotkaniami Premier League to w murach świętego Łukasza można kupić program meczowy, wymienić się przypinkami a nawet zjeść rodzaj jagnięcego gulaszu typowego dla robotniczych dzielnic Liverpoolu.

Święty Łukasz stał się szybko miejscem pielgrzymek. Mniejszych, bo niektórzy fani przyjeżdżają tu tylko obejrzeć pamiątki po prostu przy okazji spotkań "The Toffees". Ale bywa, że i większych. – Jednym z powodów, dla których chciałem przyjechać na mecz była wizyta w kościele św. Łukasza, gdzie Everton Heritage Society ma wystawę pamiątek. Ich dożywotnim prezesem i założycielem jest David France, który ma największą na świecie kolekcję gadżetów związanych z Evertonem. W związku z przełożeniem derbów kościół został zamknięty – opowiada Peter Creer, kibic "The Toffees" z Kanady, który przyjechał specjalnie do Liverpoolu.

– Richie Gillham łaskawie zaproponował, że otworzy kościół. Klątwa zamieniła się w błogosławieństwo, gdy udało mi się wejść do środka i zobaczyć niesamowite pamiątki związane z klubem i jego historią – cieszy się Creer. – Przed meczami, szczególnie przed derbami, fani przychodzili się tu modlić, ale tak jak wspominałem - Bóg nie ma ukochanych barw – mówi kapelan Corbett. Nie tylko członkowie stowarzyszenia kibiców upodobali sobie kościół św. Łukasza Ewangelisty. To także w murach kościoła Pat Nevin, który 109-razy wystąpił w Everton FC, promował swą książkę.

Pat Nevin (lewe górne zdjęcie; w środku) promuje książkę w kościele. Na innych zdjęciach widać masę pamiątek związanych z Evertonem oraz... gulasz z jagnięciny. Źródło: Everton Heritage Society
Pat Nevin (lewe górne zdjęcie; w środku) promuje książkę w kościele. Na innych zdjęciach widać masę pamiątek związanych z Evertonem oraz... gulasz z jagnięciny. Źródło: Everton Heritage Society

Dla wielu z piłkarzy święty Łukasz był też miejscem ostatniej ziemskiej wędrówki. Andy’ego Kinga żegnały tłumy kibiców i niebieskie race. Blisko dwustukrotny reprezentant Evertonu zmarł na zawał serca. Trumnę niesiono w cieniu murów Goodison Park. Na pogrzebie Kinga pojawili się też inni zawodnicy "The Toffees": Peter Reid, Graeme Sharp i Kevin Ratcliffe.

John Mulcahy, kibic Evertonu, zmarł nagle w 2014. Miał zaledwie 47 lat. Rodzina przekazała 23 koszulki jego ukochanego klubu dla Everton Heritage Society. Tak narodziła się trwająca już dekadę współpraca pomiędzy kibicami z niebieskiej części Liverpoolu i fundacją KitAid. Koszulki Mulcahy’ego trafiły do afrykańskiego państewka – Malawi. Drużyna, która dostała trykoty zmieniła nazwę na Mulcahys Super Strikers.

Na poddaszu kościoła nadal można oddawać stare stroje. – Każdego lata z klubu dostajemy średnio co najmniej 500 elementów garderoby – mówi Richie Gillam w rozmowie z oficjalną stroną klubu. W akcję włączyli się m.in. Yery Mina, Graeme Sharp oraz sponsor techniczny Hummel. Ostatnia paczka darów trafiła do Nairobi w Kenii. A fani Evertonu znoszą kolejne koszulki.

Drużyna Mulcahys Super Strikers z Malawi gra w koszulkach Everton FC. Źródło: Mulcahys Super Strikers
Drużyna Mulcahys Super Strikers z Malawi gra w koszulkach Everton FC. Źródło: Mulcahys Super Strikers

Najpierw ślub, potem Derby Merseyside

Ekspertem do spraw stadionu wciśniętego między dwie trybuny Goodison Park nie jest jednak klubowy kapelan Henry Corbett, a Jamie Yates. – Kocham Everton i wszystko co jest z nim związane. W dni meczowe nasze stowarzyszenie wykorzystuje kościół do organizowania swoich wydarzeń – mówi. Jednym ze zwyczajów praktykowanych przez kibiców jest wspólne picie herbaty. Tak jest już od trzydziestu lat.

Yates, przeglądając archiwalne dokumenty, znalazł nazwisko wikariusza Roberta Campbella. – Okazało się, że to mój daleki krewny – tłumaczy kibic Evertonu. Wielebny przyszedł na świat 18 czerwca 1910 w wielodzietnej rodzinie w hrabstwie Lancashire. Tuż przed wybuchem II Wojnie Światowej Bob, bo tak na niego mówili, trafił do parafii Świętej Trójcy w St. Helens, 40 minut od Liverpoolu. Razem z młodym księdzem przeprowadzili się na plebanię jego rodzice. 

– Drzwi kościoła zawsze były otwarte. W trakcie bombardowań codziennie około 80 osób szukało tam schronienia. Jesse Campbell, matka Roberta, wykazała się dobrym sercem. Za tę działalność charytatywną kongregacja w St. Helens przekazała jej szklany wózeczek na herbatę – zdradza Jaime Yates.

Trybuna zniszczona wskutek bombardowania. Wycinek prasowy. Źródło: Everton Heritage Society
Trybuna zniszczona wskutek bombardowania. Wycinek prasowy. Źródło: Everton Heritage Society

Niemieckie bomby mocno poorały robotniczy Liverpool. Największym pomnikiem jest ten drugi kościół św. Łukasza. Goodison Park także ucierpiało w trakcie II Wojny Światowej. W nocy z 18 na 19 września 1941 kilka bomb spadło na ulicę Gwladys obok której znajduje się stadion i kościół św. Łukasza. Inne pociski trafiły na dziedziniec szkoły przy Bullens Road, niszcząc trybunę o tej samej nazwie. Już 21 września podjęto decyzję o naprawach Goodison Park.

Sześć lat po bombardowaniu skrzyżowania Gwladys i Bullens Road Robert Campbell objął stanowisko wikariusza w kościele świętego Łukasza. – To nie były najlepsze czasy Evertonu, więc niewątpliwie wielu kibiców modliło się o sukcesy – mówi Yates. – W dokumentach znajdziemy kilka powiązań Roberta z klubem. Chociażby fakt przyznania mu darmowego karnetu na mecze w sezonie 1956/57. Po dłuższym zastanowieniu można potraktować to jako karę, bo Everton skończył sezon na 15. miejscu – śmieje się daleki krewny wikariusza.

Campbell był księdzem anglikańskim więc nie obowiązywał go celibat. 20 lutego 1971 w kościele świętego Łukasza wziął ślub z Eunice Margaret Early. – Najwyraźniej ceremonia była w pośpiechu, dość rano, ponieważ wielebny chciał iść na derby – zdradza Jamie Yates.

20 lutego 1971 roku Everton bezbramkowo zremisował z Liverpoolem. Na trybunach zasiadło 56 846 widzów. Jednym z nich był ksiądz Robert Campbell. Nowy mąż Eunice Margaret Early.

Wielebny Robert Campbell z żoną Eunice Margaret Early tuż po ślubie na schodach kościoła św. Łukasza. Źródło: Jamie Yates
Wielebny Robert Campbell z żoną Eunice Margaret Early tuż po ślubie na schodach kościoła św. Łukasza. Źródło: Jamie Yates

Piłkarz-architekt

Przestało padać. Dopijamy kawę i wychodzimy z przesiąkniętych historią ścian Goodison Cafe. Spoglądam na pomnik Trójcy Evertonu. Przed kościołem stoi monument upamiętniający Alana Balla, Howarda Kendalla i Colina Harveya. Gdyby ikony Evertonu nie były przytwierdzone do cokołu to pewnie rozbiegłyby się po Goodison Road. A Harvey mógłby biec prosto do sklepu Mostafy.

– Krystian, spójrz tutajJaime pokazuje trybunę przylegającą do kościoła. – Wyobraź sobie, że Romelu Lukaku projektuje stadion, na którym gra. Niedorzeczne co? Samuel Bolton Ashworth nie był wybitnym piłkarzem. Zagrał w Evertonie zaledwie jedenaście razy, ale zapisał się w historii klubu projektując tę część stadionu – mówi Yates.

Historia Ashwortha jest niesamowita. W 1915 roku zaciągnął się do Królewskiej Artylerii i został wysłany na front. Najpierw do Belgii, potem Francji. Został potraktowany gazem iperyt po czym spędził trzy miesiące w szpitalu. A podczas I Wojny Światowej doszedł do stopnia podporucznika. Wcześniej był piłkarzem Stoke, Manchesteru City i właśnie Evertonu.

Kibice Evertonu oglądają mecz z dachu kościoła. Źródło: Everton Heritage Society
Kibice Evertonu oglądają mecz z dachu kościoła. Źródło: Everton Heritage Society

Dziesięć lat przed wysłaniem na front dał o sobie znać inny talent Ashwortha. Ówczesny piłkarz "The Toffees" był także zdolnym architektem. 7 kwietnia 1905 zarząd Goodison Park zlecił mu zaprojektowanie nowego biura oraz fragmentu trybun przy kościele świętego Łukasza. Architekt przedstawił koncepcję i szkice, ale… 20 lipca 1905 zarząd zwolnił Ashwortha-piłkarza. Historia Ashwortha-architekta ciągnęła się do jesieni...

– Nie jest jasne, czy w Goodison przeprowadzono jakiekolwiek prace zgodnie ze specyfikacjami Ashwortha. Rzeczywiście, z dostępnej dokumentacji wynika, że prawdopodobne zarząd tylko mu podziękował za pracę przy desce kreślarskiej – tłumaczy Jaime Yates.

Co więc oczywiste przez ponad 130-lat Goodison Park się zmieniło. Kościół został osłonięty ekranami. Dziś nikt o tym głośno nie mówi, ale był pomysł, żeby go zburzyć. Druty kolczaste, ćwieki i kamery nie są świadkami historii walki o kaplicę. To efekt tragedii na Hillsborough. Wcześniej fani Evertonu oglądali mecze ukochanej drużyny z dachu kościoła, a po tragicznej śmierci kibiców Liverpoolu zrobiono konstrukcje, które miały uniemożliwić takie praktyki.

Przestało padać. Rozstaję się z kapelanem Corbettem, Jamiem i jego córką. Żegnamy się w symbolicznym miejscu, bo pod zdjęciem piłkarzy Santo Domingo FC. Wracam przez Everton Park, w którym wszystko się zaczęło. Na skraju stoi mała, ledwo wystająca wieżyczka. Taka sama znajduje się herbie klubu. Wieża Księcia Ruperta to pozostałość po XVIII-wiecznej gregoriańskiej konstrukcji. Od 1938 roku jest symbolem Everton FC. 

– Kibicowanie Evertonowi w ostatnich latach to trochę jak kibicowanie Wiśle Kraków. Pamiętasz dawne sukcesy, czasem masz nadzieję, że powrócą, czasem nawet przez chwilę zespół jest w ścisłej czołówce – jak w jednym sezonie za Roberto Martineza – ale potem wszystko wraca do normy – czyli pasma rozczarowań, przeplatanego walką o zachowanie twarzy i ligowego bytu – gorzko puentuje Jakub Pobożniak, dziennikarz TVP Sport i kibic Evertonu. – Jeśli przez kilka lat twój zespół trenuje Carlo Ancelotti, a potem Sam Dyche, to widać, że tendencja bynajmniej nie jest zwyżkowa – puentuje.

Stoję na Everton Hill. Patrzę na Bramley Dock, gdzie powstaje nowy stadion Evertonu. Dla Jaimie’ego, jego córki i księdza Corbetta to nadzieja, że będzie lepiej. Jak na razie jedyna słodycz w życiu kibiców to toffee w przydomku, bo manufaktura już dawno nie istnieje. A co z świętym Łukaszem? W planie zagospodarowania nowego stadionu nie ma już miejsca na kościół.

– On jest tu od ponad stu lat i tu pozostanie. Trzeba by zapytać Jaimiego, ale myślę, że to już jest dom Everton Heritage Society. Pamiętasz jak mówiłem, że Bóg nie ma ukochanych barw? Pewne jest, że Bóg jest wszędzie. Przecież nie trzeba kościoła, żeby się modlić – zapewnia wielebny Corbett.

Polecane
Najnowsze
Chorwacki gwiazdor zakończył karierę
Chorwacki gwiazdor zakończył karierę
| Piłka nożna 
Ivan Rakitić (fot. Getty Images)
25:7! Polskie siatkarki rozbiły rywalki w mistrzostwach Europy
Polskie siatkarki U16 zanotowały drugie zwycięstwo
nowe
25:7! Polskie siatkarki rozbiły rywalki w mistrzostwach Europy
| Siatkówka / Reprezentacja 
Kadrowicz wybrał nowy klub! Zostanie w PlusLidze
Artur Szalpuk został nowym zawodnikiem Resovii (fot. PAP/Zbigniew Meissner)
Kadrowicz wybrał nowy klub! Zostanie w PlusLidze
| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Są pierwsze ustalenia w sprawie przyczyn wypadku Diogo Joty
Diogo Jota (fot. Getty Images)
Są pierwsze ustalenia w sprawie przyczyn wypadku Diogo Joty
| Piłka nożna 
Nie żyje Diogo Jota – portugalski piłkarz Liverpoolu [WIDEO]
Diogo Jota (fot. Getty)
Nie żyje Diogo Jota – portugalski piłkarz Liverpoolu [WIDEO]
| Piłka nożna / Anglia 
Cristiano Ronaldo opłakuje śmierć kolegi. "To nie ma sensu"
Wiadomość o śmierci Diogo Joty wstrząsnęła piłkarskim światem (fot. Getty Images)
Cristiano Ronaldo opłakuje śmierć kolegi. "To nie ma sensu"
| Piłka nożna 
Śmierć Joty – UEFA podjęła decyzję w sprawie meczu Polek
Diogo Jota i reprezentantki Polski (fot. Getty Images)
Śmierć Joty – UEFA podjęła decyzję w sprawie meczu Polek
| Piłka nożna / Euro 2025 kobiet 
Do góry