W meczu otwarcia Euro 2024 w Monachium Niemcy podejmą Szkocję. Faworytem są gospodarze, choć ich rywale zamierzają sprawić niespodziankę. – Podoba nam się rola underdoga. Nie wyjdziemy na boisko przestraszeni – mówi w rozmowie dla TVPSPORT.PL asystent selekcjonera reprezentacji Szkocji, John Carver. W rozmowie opowiada nie tylko o przygotowaniach do turnieju, ale także o pracy z sir Bobbym Robsonem czy o zainteresowaniu... Ekstraklasą.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Wszystkie oczy będą zwrócone na was w piątek wieczorem. Jak bardzo podekscytowany jest pan meczem otwarcia?
John Carver, asystent selekcjonera reprezentacji Szkocji: – Kiedy grupy zostały już wylosowane, czuliśmy ogromne podekscytowanie. Fantastycznie, że możemy rozpocząć turniej z gospodarzami, którzy są jedną z najlepszych drużyn w stawce. Każdy na świecie będzie czekał na ten mecz. To będzie dla nas trudne spotkanie. Musimy kontrolować nasze podekscytowanie i chcemy wejść do gry w pełni gotowi i przygotowani.
– Jak przygotować zespół mentalnie na taki mecz?
– To bardzo trudne, ponieważ nie mieliśmy okazji grać w meczu otwarcia, nie doświadczyliśmy czegoś takiego. Mamy jednak w składzie wielu piłkarzy z Premier League, grających na topowym poziomie w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Mamy nadzieję, że doświadczenie zebrane w takich okazjach da nam szanse na uzyskanie pozytywnego rezultatu.
– W ostatnim czasie reprezentacja Szkocji mierzy się z wieloma kontuzjami...
– Zanim dotarliśmy do Niemiec, straciliśmy z powodu urazów kilku ważnych zawodników: Aarona Hickeya z Brentford, Nathana Pattersona z Evertonu, Lyndona Dykesa z QPR, Bena Doaka z Liverpoolu czy Lewisa Fergusona z Bolonii, który został młodym zawodnikiem roku we Włoszech. Andy Robertson na jednym z treningów trochę się przestraszył, bo źle przyjął piłkę na kostkę, ale później trenował bez żadnych problemów przez półtorej godziny. Mamy zawodników, którzy są na różnych etapach przygotowań, bo niektórzy skończyli sezon później, niektórzy wcześniej, ale co cieszy, to fakt, że każdy z nich wyszedł na murawę i przygotowywał się do piątkowego meczu.
– Nikt nie daje wam większych szans na wyjście z grupy. Niemcy są gospodarzem i głównym faworytem do awansu. Węgrzy od lat robią progres i notują coraz lepsze wyniki. Szwajcaria na prawie każdym turnieju wychodzi z grupy. Szkocja będzie underdogiem.
– Podoba nam się rola underdoga. W takich turniejach kopciuszki potrafią zachodzić daleko. To dopiero nasz drugi wielki turniej w XXI wieku. Wcześniej przez ćwierć wieku nie było nas na dużej imprezie (ostatni raz przed Euro 2021 – mundial 1998). W ostatnich latach dwukrotnie awansowaliśmy na Euro, staliśmy się lepszą i bardziej doświadczoną drużyną. Szkocja jest małym państwem, ale z gigantycznym sercem i wierzymy w to, że uda się w końcu wyjść z grupy, choć zdajemy sobie sprawę, jak trudne będzie to zadanie. Jest to okazja dla zawodników i wszystkich związanych ze Szkocją, aby napisać piękny rozdział w historii futbolu, ponieważ Szkocja nigdy nie wyszła z fazy grupowej na wielkim turnieju. Muszę też wspomnieć o tym, że będziemy mieli wspaniałe wsparcie ze strony naszych kibiców. Tu na miejscu będzie wspierać nas 200 000 Szkotów. Oczywiście nie mamy tylu biletów, ale to prawie tak, jakby pół Szkocji przyjechało do Niemiec, aby być częścią tej ogromnej rywalizacji.
– To chyba klątwa, że Szkocja nie może wyjść z grupy na wielkim turnieju. Mam wrażenie, że czasami w waszych meczach dzieją się cuda, tak jak bramka Patrika Schicka z połowy boiska podczas Euro 2021.
– W futbolu potrzebujesz trochę szczęścia, żeby odnieść sukces. Ten gol Schicka był niezwykle dziwny. Strzał jednego z naszych piłkarzy został zablokowany, piłka upadła w okolicach połowy boiska pod nogi Schicka. Uderzył ją instynktownie, wykorzystując, że nasz bramkarz był poza polem karnym. Leciała dziwnie, ale ostatecznie wpadła. Miejmy nadzieję, że tym razem to szczęście dopisze nam. Mieliśmy sporo pecha w okresie przygotowawczym, jeśli chodzi o liczbę kontuzji i liczę, że go już wyczerpaliśmy.
– Co jest największą zaletą szkockiej drużyny? I kto jest największą gwiazdą?
– Myślę, że największą gwiazdą jest zespół. Mamy zawodników, którzy przez wiele lat grają w kadrze i są doświadczeni na arenie międzynarodowej. Kilku ma na koncie ponad 50 występów i więcej. Największą siłą zespołu jest etos pracy i jedność. Dwadzieścia lat temu nikt nie spodziewał się, że Grecja zajdzie tak daleko, ale zrobiła to, ponieważ była zgrana. Miała ducha drużyny. To jest ważne w kontekście całego turnieju.
– Jak można zepsuć Niemcom święto już w pierwszym meczu?
– Nie będę zdradzał planu, ale mogę zapewnić, że nie podejdziemy do tego meczu ze strachem. Ostatnio mieliśmy kilka trudnych meczów, ale pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać i to z nie byle kim. Byliśmy wyjątkowi przeciwko Hiszpanii u siebie, jednej z najlepszych drużyn w Europie, jeśli nie na świecie. Rozegraliśmy mecze towarzyskie z Anglią, Francją i Holandią, które zaliczają się do europejskiej czołówki. Wiemy, co nas czeka i wiemy, że będzie to trudne wyzwanie, ale nie zamierzamy się bać.
Odkąd Toni Kroos wrócił do reprezentacji Niemiec, zauważyłem dużą poprawę w ich grze. Jest kluczową postacią zespołu i znakomitym piłkarzem, ale nie jedynym. Mają wielu świetnych zawodników jak Gundogan, Havertz, Wirtz. Musimy z nimi sobie poradzić, ale my też mamy piłkarzy, którymi możemy się pochwalić. Scott McTominay jest w Manchesterze United, z którym zdobył Puchar Anglii. John McGinn zakwalifikował się do Ligi Mistrzów z Aston Villą. Andy Robertson jest wicekapitanem Liverpoolu, z którym wygrywał Champions League i mistrzostwo Anglii. Mamy więc w drużynie wielu zawodników, którzy są dobrymi piłkarzami. Niemcy będą musieli nas szanować, tak jak my na pewno będziemy szanować ich.
– Zna się pan od wielu lat z selekcjonerem Steve'em Clarkiem. Czy mógłby pan opowiedzieć coś więcej o waszej relacji?
– Poznaliśmy się, gdy Ruud Gullit został mianowany menedżerem Newcastle United. Byłem asystentem trenera młodzieży Kenny'ego Dalglisha. Ruud został menadżerem, a Steve jego asystentem. Potem poprosił mnie, abym dołączył do pierwszego zespołu. Znałem Steve'a z czasów jego gry, ale nie jako trenera. Dopiero co skończył grać. Nawiązaliśmy relację, oczywiście trenerską, a potem z upływającym czasem – przyjaźń. Staliśmy się naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Steve odszedł, wrócił do Chelsea. Potem objąłem stanowisko asystenta menedżera pod wodzą sir Bobby'ego Robsona, ale nawet kiedy Steve wrócił na południe, utrzymywaliśmy kontakt. Odwiedzałem go, kiedy pracował u boku Jose Mourinho w Chelsea, czy w Liverpoolu, kiedy był asystentem Dalglisha. Odwiedzałem go, kiedy był w pracy, a on odwiedzał mnie w Newcastle, a później w Leeds. Tak budowała się nasza przyjaźń.
Ilekroć był w północno-wschodniej Anglii, przyjeżdżał i razem wychodziliśmy na kolację. Cztery lata temu, we wrześniu, kiedy jeszcze nie pracowałem w sztabie, poprosił mnie o zrobienie raportu na temat zespołów, z którymi Szkoci grali o awans na Euro – Serbii i Izraela. Obejrzałem 36 spotkań, przygotowałem pełny raport na temat każdego meczu. Dostarczyłem go, a później przyszedł COVID. Następnie doszło do zmiany w sztabie, a ja do niego dołączyłem. Cieszę się z naszej współpracy. Mamy różne osobowości, ale dbamy w naszej relacji o balans, jesteśmy wobec siebie szczerzy i rozumiemy siebie nawzajem.
– Czego nauczył się pan od Steve'a Clarke'a i co mógłby pan od niego wykorzystać w przyszłości, co mogłoby się przydać w samodzielnej pracy trenerskiej.
– Zanim zostałem asystentem, byłem tymczasowym trenerem Newcastle United, pracowałem samodzielnie w Toronto FC, a także w Omonii Nikozja. Mam już doświadczenie w pracy jako pierwszy szkoleniowiec. Różnica między byciem trenerem a asystentem kadry jest taka, że spotykasz się z drużyną narodową tylko 50 dni w roku. Steve wie o moich ambicjach, ale ja się nie spieszę. Jeśli pojawi się dla mnie odpowiednia propozycja, na pewno ją rozważę, ale musi to być dobry projekt. Musi to być klub, w którym naprawdę interesują się rozwojem młodych graczy. Ważny dla mnie jest proces rozwoju piłkarzy z akademii, którzy mogliby później dostać się do pierwszej drużyny. W ten sposób klub może zaoszczędzić, a jednocześnie wyprodukować własnych graczy, na których zarobi w przyszłości. To jest część mojej filozofii.
Miałem ostatnio kilka ofert, ale żadnej nie zaakceptowałem, bo uznałem, że żadna z nich nie jest dla mnie odpowiednia. Nigdy nie ukrywałem faktu, że nie mam kontraktu ze Szkocją, więc gdybym miał gdzieś odejść, nie byłoby żadnej rekompensaty. Steve jest moim przyjacielem, o swojej decyzji zawsze poinformuje go jako pierwszy. Sam wie, że wciąż mam wiele do zaoferowania. Pracowałem z wieloma szanowanymi trenerami – Kevin Keegan, Kenny Dalglish, Ruud Guulit, sir Bobby Robson, Alan Pardew – od każdego z nich wiele się nauczyłem i mam nadzieję, że ta nauka przyda mi się w przyszłości.
– Wspomniał pan o sir Bobbym Robsonie, który był absolutną legendą światowego futbolu. Miał pan okazję być jego asystentem podczas pracy w Newcastle United. Jaki to był człowiek?
– Pod wodzą sir Bobby'ego osiągaliśmy największe sukcesy w Newcastle. Zajęliśmy czwarte, trzecie i piąte miejsce w Premier League, graliśmy w Lidze Mistrzów i dotarliśmy do drugiej fazy tych rozgrywek. Wiele od niego się nauczyłem, ponieważ był świetnym trenerem, ale przede wszystkim świetnym człowiekiem. Był uczciwy wobec wszystkich, miał znakomite umiejętności dotyczące zarządzania ludźmi.
Myślę, że we współczesnym futbolu trzeba być dobrym człowiekiem, a sir Bobby był najlepszym tego wzorcem. Nauczyłem się od niego tego, jak ważne jest budowanie więzi z piłkarzem. Nie tylko ważny jest szczery i bezpośredni kontakt, ale poznanie go z tej drugiej strony, nie tylko jako piłkarza, ale jako człowieka, dowiedzenie się więcej o jego rodowodzie, historii. Myślę, że dlatego sir Bobby miał tak dobre relacje z zawodnikami i jest przez nich tak mile wspominany do dziś. Skoczyliby za niego w ogień. Miał niesamowity entuzjazm do gry i staram się to od niego czerpać. Wiem, jak niezwykle ważne jest budowanie relacji w zespole i staram się dbać o to, jak najbardziej w reprezentacji Szkocji.
– Ekspert TVP Sport Grzegorz Mielcarski wielokrotnie podkreślał, że Robsona cechowała wielka klasa. Mógłby przytoczyć pan anegdotkę związaną z nim?
– Graliśmy z Leeds United na wyjeździe. Craig Bellamy, który zwykle grał jako napastnik, został przesunięty na skrzydło, gdyż wprowadziliśmy na boisko Sholę Ameobiego. Craig delikatnie mówiąc, nie był z tego powodu zadowolony, ponieważ lubił strzelać gole. Po zakończonym spotkaniu zdenerwowany Bobby powiedział, że porozmawia z nim w poniedziałek. Początkowo wpadł w szał, powiedział, że "zrobi to, a potem to", był naprawdę zły.
Gdy przyprowadziłem do niego Craiga, nagle uspokoił się. Stał się milutki i operował delikatnym głosem: "jak się masz Craig", "jak twoja rodzina?". Sądząc po jego pierwszej reakcji, myślałem, że będzie na niego wkurzony, a on po prostu uspokoił całą sytuację. Craig chyba był gotowy na mocną konfrontację, ale ostatecznie wszystko zakończyło się uściskiem dłoni. Sir Bobby'ego cechowała niezwykła klasa. Nawet działając pod presją w wielkim klubie, zawsze potrafił zachować spokój i załagodzić trudną sytuację. Potrafił czasami wyładować swoją złość, ale cechowało go ogromne wyczucie czasu. Wiedział, jak zachowywać się z mediami. Potrafił zwrócić im uwagę wtedy, kiedy robili coś źle.
– Mówił pan, że stara się czerpać optymizm od Sir Bobby'ego Robsona. Pamiętam, jak po jednej z konferencji prasowych powiedział pan o sobie, że jest najlepszym menedżerem w Premier League. To było w momencie, kiedy Newcastle zanotowało osiem porażek z rzędu. Oczywiście, to cytat wyciągnięty z kontekstu, ale chyba podkreślający pana wiarę w to, że wszystko w piłce jest możliwe.
– Mieliśmy przed sobą ważny mecz z West Bromwich Albion, walczyliśmy o utrzymanie i mówiłem w kontekście naszego piłkarza Vurnona Anity, że musi myśleć, że jest lepszy niż Juan Mata. Każdy z nas musi myśleć, że jest lepszy od rywali, bo jeśli nie, to po co jechać do Chelsea, jeśli nie wierzysz, że będziesz od nich lepszy i możesz ich pokonać. Wówczas spisaliśmy się przeciwko nim naprawdę nieźle, choć ostatecznie przegraliśmy. Również sobie narzucałem podobne myśli – "jestem najlepszym menedżerem w Premier League". Muszę wyjść na boisko z takim przeświadczeniem, że sobie poradzę, bo jeśli nie, to tracę tylko czas. Oczywiście, te moje myśli były bardzo odległe od prawdy, ale musiałem tak myśleć, żeby mój sztab i piłkarze byli pełni wiary w to, że możemy odnieść zwycięstwo.
Tuż po mojej wypowiedzi podczas konferencji, od razu zobaczyłem, jak dziennikarze szybko spisują moje słowa. Mogłem wtedy bardziej doprecyzować moje zdanie. Myślę, że wszyscy zrozumieli o co mi chodziło, choć ten cytat i tak później żył swoim życiem i obrócił się przeciwko mnie (śmiech).
– Najlepszy piłkarz, z jakim pan współpracował w trenerskiej karierze?
– Alan Shearer, ponieważ jest także moim przyjacielem i kumplem od golfa (śmiech). Kiedy grał w piłkę i myślę, że pod tym by się podpisał – nie był najlepszy na treningach, ale gdy przychodził weekend, był nie do zatrzymania podczas meczów Premier League. Kiedy był w polu karnym, nie oddawał piłki, był egzekutorem. Niesamowity zawodnik i człowiek, prawdziwy lider na boisku i w szatni. Mam nadzieję, że spotkam go w Niemczech. Wiem, że będzie pracował dla jednej ze stacji telewizyjnych. Jeśli nie, to z pewnością otrzymam od niego wiadomość, bo to dumny Anglik. Ja też nim jestem, choć na ten moment jestem Szkotem, bo tu z dumą pracuję.
– W swojej karierze współpracował pan także z Polakami – Jarosławem Fojutem (w Luton Town) i Grzegorzem Krychowiakiem (w West Bromwich Albion).
– Grzegorz to świetny facet i bardzo dobry piłkarz. Co ciekawe, nie tak dawno wymieniłem się z nim SMS-ami. Przez lata był filarem reprezentacji Polski. Nie dostał zbyt wiele czasu na grę w West Bromwich Albion, gdy pracowałem u boku Alana Pardew, ale później śledziłem jego karierę. Graliśmy z Polską w 2022 roku na Hampden Park w meczu towarzyskim. Grał w tym spotkaniu, a po meczu zamieniliśmy kilka słów. Wielka szkoda, że w WBA nie dostał większej szansy. Później zobaczyliśmy, jak może być dobry i pożyteczny dla zespołu, gdy grał w Rosji i Arabii Saudyjskiej. Powinien grać u nas tak, jak w swoich kolejnych klubach. Oczywiście, z jakiegoś powodu nie używaliśmy go w ten sposób, choć powinniśmy to zrobić.
– Nie tylko zna pan Grzegorza Krychowiaka, ale ma pan też więcej koneksji z Polską.
– Z moim agentem Jackiem poznaliśmy się na LinkedIn przez jednego z moich znajomych. Dużo mi opowiadał o Polsce. Nie ukrywam, że chciałbym kiedyś potrenować w Europie i może kiedyś spróbuję sił w waszym kraju. Zacząłem oglądać sporo spotkań polskiej ligi, tworzyć notatki, pogłębiać moją wiedzę na temat piłki. Muszę zaznaczyć, że w ostatnim czasie było o to trudno, bo w stu procentach koncentrowałem się na przygotowaniach do Euro.
– Miał pan już jakąś ofertę z Polski?
– Nie, ale razem z Jackiem, który zajmuje się moimi sprawami, monitorujemy sytuację. Jeśli nadarzy się odpowiednia okazja, z pewnością porozmawiam z klubami. Zabrałbym ze sobą 2-3 współpracowników, ale chciałbym, żeby do sztabu dołączyli także Polacy – asystent, trener bramkarzy, trener od przygotowania fizycznego. Myślę, że ważne jest, żeby pracowali w nim ludzie, którzy są już obeznani z pracą w polskim klubie, kulturą. Oglądałem wiele meczów z udziałem polskich klubów. Kontaktowałem się z moim przyjacielem Kevinem Blackwellem, który pracuje w Lechii Gdańsk, z którą wywalczył awans do Ekstraklasy. Zaprosił mnie do siebie tuż przed Euro, ale z pewnością odwiedzę go tuż po mistrzostwach. W ciągu dnia zdarzało mi się oglądać mecze lig z różnych krajów, ponieważ w ten sposób nigdy nie przestaję się uczyć nowych rzeczy.
– Jak ocenia pan poziom Ekstraklasy?
– Jest bardzo podobny do poziomu angielskiego futbolu. Jest dużo walki i energii na boisku, ale podoba mi się to, że większość drużyn gra wysokim pressingiem. Jest taka drużyna, która niedawno awansowała do Ekstraklasy...
– Motor Lublin?
– Tak. Podoba mi się ich ofensywny styl gry. Mieszanka młodości z doświadczeniem, fanatyczni kibice, do tego bardzo młody szkoleniowiec, który dopiero zaczyna karierę. Jego preferowany styl pasuje do kadry zespołu, który posiada. Wiem, jak spisują się wielkie polskie firmy, jak Lech Poznań, czy Legia Warszawa, ale z przyjemnością śledzę też kluby z innych rejonów tabeli, na wypadek, gdyby pojawiła się jakaś oferta z tych stron.
– Jaka jest pana filozofia futbolu i czy pasowałaby w Polsce?
– Lubię, kiedy moje drużyny są energiczne, zakładają wysoki pressing. Chcę, żeby miały wysokie posiadanie piłki, tworzyły sporo sytuacji bramkowych, a jednocześnie wywierały presję na rywalach. Najważniejsze w mojej filozofii jest to, żeby wygrywać mecze, bo inaczej stracę pracę (śmiech).
– Na koniec – jak ocenia pan szanse Polski na Euro 2024? Po raz pierwszy od dawna w naszym kraju nikt nie ma większych oczekiwań, tym bardziej po urazie Roberta Lewandowskiego.
– To zawsze bolesna strata, kiedy tracisz tak klasowego napastnika, jak Robert Lewandowski. Trudno będzie go zastąpić. Pamiętam, kiedy ostatnio graliśmy z Polską na Hampden. Trochę się od tego czasu zmieniło, ale była to niewygodna drużyna, bardzo dobrze zorganizowana w obronie. Jeśli będziesz bardzo dobrze poukładany w defensywie, to jesteś w stanie zajść daleko w turnieju. Myślę, że zarówno dla Polski i Szkocji najważniejszym zadaniem będzie wyjście z grupy. Będziemy na pewno wnikliwie obserwować, jak spisują się na boisku Polacy, bo niedługo zagramy z nimi w Lidze Narodów.
Następne
Euro w telewizji. Takie imprezy mają przed sobą przyszłość
Szokujące kulisy finału Euro. Policja udaremniła atak ISIS
Trener uczestnika Euro 2024 podał się do dymisji!
Bohater Hiszpanii dotrzymał słowa. Wygląda jak... "Mała Syrenka"
Anglicy niemal pewni. To on zastąpi w kadrze Southgate'a!
Lewandowski łamie przepisy? "Absolutnie jest do zmiany"
Anglicy dziękują Southgate'owi. Piękne słowa Beckhama
17-latek z najładniejszym golem na Euro! UEFA zadecydowała [WIDEO]
Hiszpanie w opałach. Skargę do UEFA złożył na nich... Gibraltar
niedziela, 14.07, 21:00
środa, 10.07, 21:00
wtorek, 09.07, 21:00
sobota, 06.07, 21:00
sobota, 06.07, 18:00