Ten występ był dużym blamażem na mojej karierze – mówi nam Konrad Bukowiecki o występie w trakcie mistrzostw Europy w Rzymie. Kulomiot nadal nie jest pewny wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Paryżu. – Czas działa na moją korzyść. Dalej tak uważam – dodaje.
W stolicy Italii polski kulomiot pchnął jedynie 19,20 metra. Taki wynik nie dał awansu do finału, w którym biało-czerwoni doczekali się medali Michała Haratyka. Bukowiecki długo nie mógł pogodzić się z jednym z najgorszych występów w seniorskiej karierze. 27-latkowi pozostała walka o awans na igrzyska. Ten jednak nie jest oczywistą kwestią.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Ochłonąłeś już po wydarzeniach z Rzymu?
Konrad Bukowiecki: – Trochę. Zdania nie zmieniam – jest mi przykro.
– Co nie wyszło?
– Po prostu źle pchałem. Nie dość, że kula uciekała z ręki, to dodatkowo technicznie wyglądało to słabo. To był brzydki występ. Pierwszy raz miałem tak, że byłem smutny po starcie, a nie zdenerwowany. W Rzymie czułem się dobrze. Liczyłem, że coś dobrego z tego będzie. Przeliczyłem się.
– Jak zareagowałeś po porażce?
– Miałem tylko jeden wolny dzień. Jeszcze we Włoszech poszedłem na trening. Wtedy było mi jeszcze bardziej smutno. W trakcie ćwiczeń wszystko wyglądało normalnie. Tak, jak powinno. Z półobrotu pchałem dalej niż w dzień kluczowej rywalizacji. Cały czas szukam odpowiedniej techniki i powtarzalności. Przez problemy zdrowotne mam mało oddanych pchnięć. Nie czuję się pewnie w kole. Gdy przychodzą stres i presja, nie jestem jeszcze sobą.
– Z brązowego medalu cieszył się Michał Haratyk. To był szok?
– Wiedziałem, że może pchnąć na taką odległość (20,94 metry). Nie zakładałem, iż taki wynik da medal. Odpalił się już w pierwszej próbie. Reszcie rywali taki rezultat siedział w głowie. Koniec końców, wszyscy byli zaskoczeni. Nawet Michał. Wiele osób go skreślało. Mówili, że ma się pakować, bo już nic w życiu nie osiągnie. Pokazał siłę. Cieszę się z jego medalu.
– Szwankuje przede wszystkim psychika?
– Nie wykluczam tego. W Rzymie wkradł się stres. Wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany, na moment, w którym jestem. Miałem nadzieję co najmniej na finał. Nie trzeba było pchać nawet 20 metrów, żeby w nim być. Ten występ był dużym blamażem na mojej karierze.
– We Włoszech pchałeś z bólem?
– Tak. Akceptuję to, że mnie coś boli. Muszę się porządnie rozgrzewać. Zawsze w pierwszym pchnięciu dyskomfort jest najbardziej odczuwalny. Później, w głowie coś się przestawia. Organizm lepiej pracuje. Staram się nie zwalać słabego pchania na ból łokcia. To nie był główny powód niepowodzenia.
– Miałeś chociaż przez chwilę myśl, by odpuścić i zrezygnować ze sportu?
– Nie. Chcę pokazać, że nadal potrafię pchać. Wiem, że tak jest. Na tę chwilę mi to nie wychodzi. Nie będę zwalał na nic winy. Potrzebuję więcej technicznych i rzutowych treningów. Co z tego, że jestem dobrze przygotowany fizycznie i motorycznie. W zawodach dużo brakuje. Czekam aż w końcu kula "siądzie mi na łapie".
– Myślałem o wprowadzeniu zmian w sztabie szkoleniowym?
– Nie planuję takich ruchów. Mam wspólnie trenerem (ojciec Konrada – przyp. red.) określony cel. Konsekwentnie do niego dążę. Mój tata powtarza, że z małej liczby treningów nie da się pchać bardzo daleko. Czas działa na moją korzyść. Dalej tak uważam.
– Nie masz jeszcze zapewnionego udziału w igrzyskach. To siedzi w głowie?
– Zobaczymy, na koniec czerwca, jak będzie wyglądała sytuacja. Na tę chwilę "łapię się" na igrzyska z rankingu. Mam nadzieję, że ze spokojną głową wkroczę w decydujące przygotowania w lipcu. Igrzyska są celem. Bardzo chcę się pojawić we Francji.
– Jak będą wyglądały twoje kolejne dni?
– Siedzę w Spale. Kluczowe będą mistrzostwa Polski w Bydgoszczy. Mam za rywala Michała. Nie będzie łatwo. Nie jest nie do pokonania. Będę walczył.
– W sieci pojawiły się nagrania twojej radości po złocie i rekordzie Natalii Kaczmarek. Padły też niecenzuralne słowa. Rozumiem, że inaczej się nie dało?
– Mimo że minęło dużo czasu, nadal kręci się łezka w oku, gdy oglądam ten bieg. Piękny występ. Piękne chwile. Nie dziwne, że wszyscy wokół się podniecali. Natalia zrobiła niesamowitą rzecz. Sam na początku cieszyłem się z tego, że po prostu wygrała. Po chwili zobaczyłem rezultat. Kosmos. Dodatkowo, była przeziębiona. Według mnie, nie powinna biegać w sztafecie. Z dnia na dzień było z nią coraz gorzej. Czuła się źle, ale chciała pomóc dziewczynom. Nie dało się jej zatrzymać.
– Świętowaliście medal?
– Szczerze? Wróciliśmy do hotelu, zjedliśmy makaron i poszliśmy spać. Natalia była wyczerpana biegiem, wywiadami i kontrolami. Sukces kosztował ją dużo fizycznie i psychicznie. Na świętowanie jeszcze przyjdzie czas.