{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Kto kandydatem na prezesa PZPN w wyborach 2025?
Mateusz Miga /W niedzielę minęły trzy lata, odkąd prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej został Cezary Kulesza. W przyszłym roku będzie starał się o drugą kadencję, ale w środowisku dużo mówi się o tym, kto mógłby stanąć z nim w szranki. Mówi się dużo ale po cichu, bo w piłkarskiej polityce dyskrecja jest na wagę złota.
Zieliński zdradził, dlaczego odrzucił ofertę marzeń
Na początek trochę teorii, bo wybory prezesa PZPN to wcale nie jest taka prosta sprawa. Kandydat, aby nim oficjalnie zostać, musi zebrać piętnaście rekomendacji. Trzeba się nad tym nieco napracować. Potem są już wybory. Kto w nich głosuje?
– szesnaście wojewódzkich Związków Piłki Nożnej (60 delegatów)
– kluby PKO Ekstraklasy i Betclic I ligi (50 delegatów)
– Stowarzyszenie Trenerów Piłki Nożnej (3 delegatów)
– Stowarzyszenie Sędziów Piłki Nożnej w Polsce (1 delegat)
– piłka nożna kobiet (2 delegatów)
– futsal (2 delegatów)
Jeśli ktoś zgromadzi w swoim obozie wszystkie lub prawie wszystkie związki wojewódzkie może być niemal pewnym wygranej. Jeśli ktoś będzie miał po swojej stronie obóz klubów, też będzie w niezłej pozycji wyjściowej, ale będzie musiał wyjść nieco szerzej poza to grono.
Wybory miały odbyć się jesienią 2025, ale już wiadomo, że muszą zostać przeprowadzone najpóźniej w sierpniu.
Dziś krajobraz rysuje się tak. Cezary Kulesza ma nadal mocne poparcie związków. Nie wszystkich, bo np. we Wrocławiu rządzi jego zaprzysięgły przeciwnik, Andrzej Padewski. Ale już na Podkarpaciu Mieczysław Golba nie ma rywali w walce o tamtejszą prezesurę i właśnie został wybrany – jako jedyny kandydat – na koleją kadencję. Tu wszystko idzie zgodnie z linią.
Inaczej jest w środowisku klubów. A one, przede wszystkim te z Ekstraklasy, czują się oszukane choćby kwestią przepisu o młodzieżowcu (o tym będzie później). Tu też jest największe oburzenie na sposób rządzenia obrany przez Kuleszę, na generowanie afer, a potem całkowicie nieumiejętne obchodzenie się z nimi.
W najbliższym otoczeniu Kuleszy panuje za to zadowolenie. Tym większe teraz, gdy w ramach rozliczeń igrzysk olimpijskich w Paryżu niektóre związki innych dyscyplin wpadły w problemy natury politycznej. PZPN siłą rzeczy zszedł z pierwszego planu. – My mieliśmy aferki, ale drobne. Robimy dobrą robotę i nie toczymy wojenek – usłyszeliśmy.
Starcia z Wojciechem Cyganem
Bomba nie poszła jeszcze w górę. Nikt nie wystrzelił z pistoletu, by oficjalnie rozpocząć kampanię wyborczą, ale Kulesza już działa. Na początku roku obecny prezes rozpoczął objazd po związkach wojewódzkich, ale bardziej niż o "baronów" musi martwić się o kluby. Szczególnie o ekstraklasę. Propozycja klubów zmiany w przepisie o młodzieżowcu została spuszczona w toalecie. To zabolało prezesów wszystkich klubów, którzy potrafili wznieść się nad podziałami i ustalili wspólne rozwiązanie. A jeszcze mocniej zabolała Wojciecha Cygana, który przyniósł ten projekt w teczce.
A było tak. Cygan, jako wiceprezes ds. piłkarstwa profesjonalnego dostał od zarządu PZPN polecenie, by we współpracy z klubami przygotować projekt zmian w przepisie. Udało się wypracować propozycję, która została poparta przez wszystkie kluby. Cygan przywiózł propozycję, a zarząd PZPN... nawet jej nie rozpatrzył! Nim bowiem pochylono się nad tym projektem, zarząd podczas tego samego posiedzenia zagłosował za utrzymaniem przepisu w pierwotnej formie. Za zniesieniem przepisu byli tylko Cygan i Łukasz Jabłoński. Dwóch innych członków się wstrzymało, a aż trzynastu było za.
Kluby poczuły się oszukane. Kulesza obejmował prezesurę jako "ich" człowiek, bo przecież wcześniej przez lata działał w Jagiellonii Białystok. Zniesienie lub modyfikacja przepisu o młodzieżowcu było jednym z haseł wyborczych. A gdy wreszcie miało do tego dojść, PZPN całkowicie zlekceważył temat. Kluby dostały solidnego prztyczka w nos i przypomnienie, że przy współpracy z baronami Kulesza może niemal wszystko. Cygan został upokorzony na oczach wszystkich.
Ale wkrótce miał okazję, by się odegrać. Niedługo potem, już podczas Euro 2024, walne zgromadzenie akcjonariuszy wybierało nową radę nadzorczą Ekstraklasy SA. Po części to formalność. Do rady wchodzą przedstawiciele czterech najlepszych klubów, a pozostałe dwa miejsca wybierane są spośród przedstawicieli pozostałych zespołów. Swoją kandydaturę zgłosił m.in. Cygan. Kuleszy bardzo zależało na tym, by przedstawiciel Rakowa Częstochowa do rady nadzorczej się nie dostał i zaczął działać.
– Podczas walnego dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Delegaci wychodzili z sali, bo z Niemiec dzwonił do nich prezes PZPN. Próbował przekonywać ich, by nie głosowali na Cygana. A gdy ten jednak dostał się do rady nadzorczej, Kulesza wpadł w szał – mówi nam jedna z osób dobrze zorientowana w sytuacji. Po tych wydarzeniach Cygan wyrósł – wbrew swojej własnej woli – na jednego z największych opozycjonistów Kuleszy. Nic więc dziwnego, że środowisko jest przekonane, że Cygan stanie do wyborów, ale ten ciągle zaprzecza. Matematyka wyborcza jest bezlitosna. Cygan może oczekiwać poparcia ze strony klubów, ale to za mało, by wygrać wybory.
Nikt nie chce się ujawniać
W grudniu zeszłego roku Marek Koźmiński, który w 2021 z kretesem przegrał z Kuleszą, wytypował trzech kandydatów.
– Już wiemy, jacy będą kandydaci. To już jest pewne. Będą to Wojciech Cygan, Adam Kaźmierczak i Paweł Wojtala. To są trzy osoby, które pracują obecnie w zarządzie PZPN. Ale to są dobrzy ludzie, na pewno nie należą do tego grona działaczy, które krytykujemy. To są na pewno postaci anty-Kulesza, tylko oni tego nie pokazują. Oni są w obecnym PZPN i w jakimś stopniu są obrzygani błotkiem [afer], ale oni go nie zrobili. Znam ich i to są dobrzy ludzie – mówił na antenie ″Meczyków″.
Żaden z wytypowanych przez niego kandydatów nie zdradził takich ambicji. A Adam Kaźmierczak zdementował je nawet. – Realnie stąpam po ziemi. Gdybym zdecydował się kandydować, żona od razu przygotowałaby mi pozew rozwodowy. Musiałbym więc wybierać – 30 lat małżeństwa czy nowe wyzwania. I raczej wybrałbym to pierwsze – mówi prezes Łódzkiego Związku Piłki Nożnej w rozmowie z TVPSPORT.PL.
– Skąd się wzięło moje nazwisko w tych spekulacjach? Jeśli jesteś wiceprezesem PZPN ds. piłkarstwa amatorskiego i niejako reprezentujesz wojewódzkie związki, to naturalne, że pojawia się taki pomysł. Matematyka wyborcza daje bowiem 60 głosów, ale uważam, że wojewódzkie związki nie będą jednomyślne. Ciężko jest wygrać wybory komuś ze środowiska prezesów, bo my niby się kochamy i przytulamy, a jeśli jeden jest troszeczkę wyżej no to pozostałych 15 mu zazdrości. I to coraz bardziej się uzewnętrznia – dodaje Kaźmierczak.
To mówi wiele o atmosferze w piłkarskim światku. Nawet jeśli ktoś wie już, że ma zamiar wystartować w wyborach, będzie to trzymać w tajemnicy jak najdłużej. Na wyobraźnię działa przykład Koźmińskiego, który start w wyborach 2021 ogłosił w lutym 2020. Wybory pierwotnie miały odbyć się jesienią 2020, ale zaraz po deklaracji byłego piłkarza wybuchła pandemia covid-19 i wszystko zostało przesunięte o rok. A Koźmiński tracił z miesiąca na miesiąc i ostatecznie przegrał zdecydowanie 23 – 92. Potem odsunął się mocno na bok, a w życiu piłkarskim uczestniczy tylko jako jego komentator. To trochę mało, gdyby teraz chciał budować nową koalicję.
Tym razem i on nie zadeklarował jeszcze chęci startu w wyborach, więc czemu mieliby to zrobić Cygan, Kaźmierczak czy Wojtala, którzy przecież na co dzień funkcjonują w strukturach PZPN. Taka deklaracja mocno zachwiałaby ich pozycją, mogłaby też negatywnie wpłynąć na relacje z Kuleszą. Byłaby de facto oficjalnym rozpoczęciem kampanii wyborczej z wszystkimi tego konsekwencjami.
A może kandydat z zewnątrz?
Na początku roku wydawało się, że Paweł Wojtala odpadnie z wyścigu nim ten na dobre się zaczął. Wpadł w spore tarapaty natury prawnej, a w efekcie został zawieszony w prawach członka zarządu PZPN. W ostatnich dniach został jednak całkowicie zrehabilitowany i przywrócony do poprzedniej funkcji. Tylko on sam wie jednak, ile kosztowały go te przygody i czy jest gotów na kolejne wyzwania.
Można odnieść wrażenie, że środowisko jest na etapie sondowania. Potencjalni kandydaci rozważają swoje szanse, liczą wirtualne szable, sumują plusy oraz minusy. Ryzyko jest spore. Szczególnie, gdy mówimy o ludziach, którzy już teraz w PZPN-owskich strukturach mają mocną pozycję. Oni mają najwięcej do stracenia. Ot, choćby taki Henryk Kula. Niektórzy typują, że i on mógłby spróbować powalczyć o prezesurę. To śląski baron trzy lata temu połączył swoich odpowiedników z innych województw pod flagą Kuleszy. Teraz mógłby pójść tą ścieżką już ze swoim nazwiskiem, ale chyba trudno tego oczekiwać.
Rozmawiając z ludźmi z piłkarskiego światka często słyszymy zdanie: "A może wystartuje ktoś spoza środowiska". Nikt jednak nie podaje choćby przykładu, kto mógłby to być. I w jaki sposób miałby uzbierać odpowiednią liczbę głosów, by zdetronizować Kuleszę. A przecież wcześniej, nim przystąpisz do wyborów, musisz otrzymać piętnaście rekomendacji. Jeśli miałby to być ktoś z zewnątrz, powinien ujawnić się jak najszybciej. Bo on akurat nie miałby nic do stracenia w kontekście wewnętrznych układów, za to miałby więcej czas na budowanie ewentualnej koalicji.
Najpierw wybory w wojewódzkich związkach
Taki scenariusz byłby bardziej prawdopodobny, gdyby w PZPN doszło jednak do politycznej zawieruchy. Ten wariant w rozmowie z nami rozważa Kaźmierczak.
– PZPN może w innym stopniu niż inne związki jest uzależniony od ministerstwa i budżetu, ale niewątpliwie w jakimś stopniu jesteśmy uzależnieni od chociażby spółek skarbu państwa. Obcięcie dotacji z ministerstwa nie będzie dla nas zbyt dużą dolegliwością, bo stracimy w ten sposób pieniądze, które są bezpośrednio przeznaczane na utrzymanie kadr młodzieżowych. Ale to nie jest kwota, która zachwieje płynnością finansową związku. A w przypadku paru innych związków może być problem – mówi. W tle jest kilka kontrowersyjnych umów. Jest Publicon, jest współpraca z Orlenem z kilkoma niepokojącymi wątkami.
Taka wojenka stworzyłaby pole dla kogoś z zewnątrz. – Jeśli w PZPN wydarzyłoby się coś takiego jak w PKOl, to byłoby to kompletnym wywróceniem stolika wyborczego – usłyszeliśmy. Wtedy największym przegranym byłby Kulesza i jego najbardziej zaufani współpracownicy, których podpisy widnieją na najważniejszych dokumentach.
Ale to już daleko idące spekulacje. A sporo mogą też zmienić wybory w wojewódzkich związkach. Golba na Podkarpaciu już wygrał. Za tydzień odbędą się wybory na Pomorzu, gdzie od 2012 rządzi Radosław Michalski, a to może się zmienić, bo zawiązała się silna opozycja, na czele której stanął Jacek Paszulewicz. Roszady w województwach mogą w zdecydowany sposób wpłynąć na geografię wyborczą. I chyba nikt nie zgłosi oficjalnie swojej kandydatury nim zostaną wyłonieni wszyscy baronowie na najbliższe cztery lata.