{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Legia Warszawa w fazie ligowej Ligi Konferencji. Awans po cierpieniu w Kosowie [KOMENTARZ]
Robert Błoński /Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Konferencji. Zarobi od UEFA 2,94 mln euro. Rywali w fazie grupowej pozna w piątek – losowanie o godzinie 14.30 w Monaco. To wszystko, co pozytywnego można napisać o występie zespołu Goncalo Feio w Prisztinie.
Legia "na stojaka" awansowała do fazy ligowej Ligi Konferencji!
Czytaj też:
Przekreślony herb Legii Warszawa i zakłócona minuta ciszy. To działo się na trybunach w Kosowie
Gramy słabo, to prawda, ale i tak mieliśmy trzy okazje do zdobycia bramki. Liczy się awans – usłyszeliśmy w przerwie od jednego z oficjeli Legii w przerwie spotkania z Dritą o awans do grupy Ligi Konferencji.
Im dalej w mecz, tym lepiej nie było. Po ponad godzinie statystyki były porażające: poniżej 40 procent posiadania piłki, zero celnych strzałów i tyle samo emocji. Przed upływem kwadransa Paweł Wszołek kopnął z paru metrów w niebo i to właściwie wszystko, co ciekawego wydarzyło się pod bramką gospodarzy. Jedynym szczęściem Legii było to, że trafiła na przeciwnika jeszcze słabszego od siebie. Zawodnicy Drity mają mniejsze umiejętności, mniej zarabiają, nie są obyci w Europie, dotarcie do tej fazy rozgrywek to największy sukces w ich historii, piłka ich nie słucha, ale przynajmniej pokazali charakter i zaangażowanie. A Legia od początku grała o przetrwanie i doczołganie się do fazy grupowej, nie bacząc na styl.
Kiedy w 75. min w środku pola piłkę stracił Claude Goncalves trener Feio aż kucnął przy swojej ławce. Kilkanaście sekund później jeden z zawodników gospodarzy strzelił z niewielkiej odległości tuż obok bramki. Niedługo później jeden z gospodarzy dostał drugą żółtą kartkę, ale nawet grając w przewadze to zawodnik Drity kopnął celnie na bramkę Legii. Kacper Tobiasz dobrze odbił piłkę. Tuż przed końcem rywale oddali drugi celny strzał – po stronie Legii do doliczonego czasu było ich zero. Wtedy trafił Tomas Pekhart i miejscowi kibice mogli wracać do domu.
Stołeczna drużyna zagrała wolno, ospale i przewidywalnie, czyli... w sumie nic nowego. Pokazała w tym meczu wszystko, co najgorsze: proste straty przy wyprowadzeniu piłki, niecelne podania, fatalnie wykonany stały fragment, a nawet źle wyrzucony aut. Wynik pierwszego meczu (2:0) i wywalczony awans do grupy nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla chały, którą pokazali w Kosowie. Najlepszym piłkarzem był środkowy obrońca Rafał Augustyniak, który wygrał bodaj wszystkie (a na pewno większość). Gol Pekharta z doliczonego czasu nie zmienia ogólnej oceny występu. Legia dalej nie przypomina drużyny. Po murawie biegają piłkarze ubrani w takie same koszulki, ale mało który wie, co zrobić z piłką przy nodze. A już na pewno nie wiedzą koledzy. Wyróżniającym się zawodnikiem Legii był w tym spotkaniu przypadek.
Cel uświęcił środki. Legia zagrała, wygrała i awansowała. Ale niesmak po tym, co pokazała pozostał.